niedziela, 15 października 2017

Halloween

Brak komentarzy:
Jak wiecie, Halloween zbliża się wielkimi krokami, pomimo że mamy dopiero 15.10.2017, postanowiłam zorganizować konkurs.

Żeby nie było porozumień:
ZASADY
 
- Opowiadanie nie może być kontynuacją żadnej serii.
- Tytuł opowiadania musi bezpośrednio nawiązywać do Halloween. Najlepiej jeżeli będzie miało właśnie taki tytuł.
- Opowiadanie nie może mieć poniżej 1200 słów
- Zgłoszenie równoznaczne jest  z wysłaniem opowiadania.
- Ogłoszenie wyników - 2.11.2017
-
 
 
FABUŁA
 
Opowiadanie ma opisywać jak spędziłeś/aś ten dzień. Mile widziane wszelkie nadnaturalne rzeczy. Skoro jest tutaj magia, czemu nie mogą tu znaleźć się demony czy ogary piekielne? Bardzo mnie to ucieszy, jeżeli wykażecie się własną inicjatywą. Każdy z was może dodać coś od siebie, może jakąś mrożącą krew w żyłach historię, lub porwanie? A może przez cały dzień nie odpuszczało cię wrażenie że w nocy wydarzy się coś złego? Wracając, w watasze atmosfera jest napięta, chociaż wilki są wyluzowane, nie da ukryć się stresu. Wieczorem Alfy organizują zabawy, które odbywają się na całym terenie watahy.
 
 
NAGRODY
 
1msc - 200 lapisów
2msc - 150 lapisów
3msc - 100 lapisów
Pozostali - 50 lapisów
 
HALLOWEEN'OWE ZADANIA
 
Nie mogło obyć się i bez tego ;P
 
Zadanie #1 - Krew na podłodze.
 
Zmęczony, po jednej z zabaw, idziesz odpocząć przed kolejną. Kładąc łapę, wyczuwasz coś mokrego. Spoglądasz na podłogę, widząc ciemną posokę, dopiero teraz do twoich nozdrzy dociera metaliczny, ostrzy zapach krwi. Postanawiasz zbadać co to jest i do kogo należy?
 
Wynagrodzenie - 5 L 5 S
Wymagania - Minimalnie 300 słów
 
~dodam wincyj~
 
~Shad

sobota, 14 października 2017

od Shadow cd. Blanki

Brak komentarzy:
Poranne słońce rozbudziło mnie do reszty. Pogoda zaczęła się zmieniać, ciepłe, słoneczne dni powoli zaczęły przeistaczać się w deszczowe i wietrzne. Przeciągnęłam się i rozejrzałam wokoło, uśmiechając się. Jesień w naszej krainie była jedną z piękniejszych pór roku. Wyszłam z jaskini i rzuciłam okiem na polanę i las. To drugie przyjęło już piękne, ciepłe odcienie, w ogóle nie przypominające jesieni. Dochodziło już południe, usiadłam, wpatrując się w kwiaty, które już wkrótce zostaną przykryte warstwą liści a potem śniegu. Podeszła do mnie Blanka, zapewne chciała mi coś oznajmić.
- W takim razie... wciąż chcesz się spotkać z wodnym wężem? - zapytała niepewnie. Milczałam przez chwilę, zamiatając podłoże ogonem, poruszyłam delikatnie uszami.
- Wierzę ci, że nie jest groźny, ale... mogę się z nim spotkać i go poznać. - odpowiedziałam, wciąż nie będąc pewną na co właśnie się zgodziłam.
- Dobrze, tak więc pójdę go przygotować do tego spotkania i powiedzieć mu jak ma się zachowywać. - powiedziała, zmierzając już ku wyjściu.
-Czekaj! - krzyknęłam za waderą. - Przygotować? W jaki sposób?
- Zawiadomię go że przyjdziesz - Odparła biała wadera, uśmiechając się delikatnie. Zaczęłam nabierać coraz większych wątpliwości, czy to na pewno był dobry pomysł.
- Nie musi o tym wiedzieć - zerknęłam na moje łapy, udając że są bardzo interesujące. - to może być dla niego niespodzianka.
- Lepiej nie... otóż... ten wąż lubi "żarty" i możliwe że wrzuciłby cię do wody, bądź coś podobnego.. - powiedziała niepewnie, starając się uśmiechnąć. - podniosłam gwałtownie głowę, za takie "przygody" to podziękuję.
- Yhhhmm - zaburczałam  i spojrzałam na Blankę, lekko mrużąc oczy. -W taki razie "przygotuj" go, a jutro zaprowadzisz mnie do niego i zapoznasz z nim. - powiedziałam, już nieco chłodniej.
- Zgoda. - odparła białofutra i odbiegła w tylko sobie znanym kierunku. Wróciłam do przyglądania się drzewom. Wstałam i skierowałam swoje kroki to alejki, która była tuż przede mną. Moje łapy zostawiały płytkie ślady w błocie, które pryskało co jakiś czas i zostawało na moim futrze, zlepiając je. Przyglądałam się z uśmiechem liściom, które opadały powoli z drzew i spadały na ścieżkę. Udało mi się zobaczyć nawet kilka grzybów i roślin, których nigdy nie widziałam na oczy. Potknęłam się o wystającą gałąź i zaliczyłam nieprzyjemny upadek. Złapałam równowagę idealnie przed wpadnięciem głębiej w błoto. Cały urok spaceru został zepsuty przez zimno, przenikające przez moje futro i deszcz, który rozpadał się na dobre. Zawróciłam, podróż powrotna zajęła mi dłużej, bo postanowiłam iść całkiem inną ścieżką. Zbliżał się wieczór. Weszłam do jaskini i zaczęłam sprawdzać, czy wszyscy są. Nie było tylko trzech wilków, ale oni znajdowali się akurat na patrolu. Podeszła do mnie biała wadera, Blanka.
- Blanko?  - spytałam, licząc że białofutra domyśli się o co chodzi.
- Tak. - odparła i ziewnęła. Była cała przemoczona. - Wąż jest już przygotowany. - powiedziała zmęczonym głosem, uśmiechnęłam się niepewnie.
- Dobrze. Ale dlaczego... jesteś cała przemoczona? - zapytałam wadery, która rzuciła mi zdziwione spojrzenie. Czyżby spodziewała się, że nic nie zauważę?
- Taki, mały incydent. - odparła, uśmiechając się głupio i spuszczając zawstydzona wzrok.
- Incydent? Czy coś... - Blanka przerwała mi szybko, nie pozwalając mi dokończyć.
- Nic się nie stało, po prostu głupi żart - odparła i przeciągnęła się. No tak, pewnie podróż ją zmęczyła.
- Dobrze- powiedziała wolno, starając się nie palnąć nic głupiego. - idź już spać. - dodałam i odprowadziłam ją wzrokiem. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Wpatrywałam się w delikatne promienie, mieniące się kolorami złota i ciepła. Jesienne liście dodawały urokliwego spokoju, którego dawno nie zaznałam. Gdy słońce zniknęło za horyzontem, ziewnęłam i ułożyłam się do snu na swoim legowisku. Wsłuchiwałam się w spokojne oddechy wilków, powieki zaczęły mi ciążyć. Zamknęłam oczy i udałam się w krainę snów.

***

Obudziły mnie delikatne promienie jesiennego słońca, dostające się do jaskini i ogrzewające moje futro. Wstałam i przeciągnęłam się. Większość wilków jeszcze spała, obudziłam się jednak dosyć późno. Biała wadera już na mnie czekała. Pozwoliłam jej prowadzić, podążałam za nią truchtem, starając się jej nie wyprzedzać. Wreszcie moim oczom ukazało się jezioro, moje źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie wiedziałam, że o poranku tu wygląda tak cudownie. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam nad brzegiem jeziora.
- Cofnij się. - powiedziała. Postawiłam gwałtownie uszy, słysząc rozkazujący ton. Zignorowałam to jednak. - Wiesz...
- Tak - odparłam i wycofałam się, nie wiedząc czego się spodziewać. - Przywołaj tego węża. - obserwowałam ruchy Blanki, widać było że jest spięta, ale najwidoczniej wiedziała co robi. Ufałam jej, pomimo wcześniejszych występków. Pochyliła głowę i coś wyszeptała w stronę wody. Wstrzymałam oddech, gdy ujrzałam że woda zaczyna kształtować się w węża. Spięłam się i machnęłam ogonem, lecz nie wycofałam się.
- A więc to jest ten wąż. - powiedziałam, przyglądając się wodnemu tworowi. Stworzenie zaczęło ciągnąć do góry, jego wielkość była wprost przytłaczająca. Poczułam niemiły ścisk w żołądku, gdy otoczył się wokół mnie. Nie było opcji, żebym wyszła. Wstałam i poruszyłam się lekko, chcąc jakoś wyjść. Wąż zasyczał i w jednej chwili zmienił się  w bezkształtną ciecz, mocząc mnie i nie pozostawiając suchej nitki na mym futrze. Zacisnęłam powieki, nie chcąc by woda dostała się do oczu.
Wreszcie zdecydowałam się otworzyć oczy, wokół mnie była rozlana woda, która teraz tworzyła brązową breje. Blanka spoglądała na mnie z zirytowanym wyrazem pyska. Wciąż miałam otwarte usta, analizując to co właśnie się wydarzyło. Przed chwilą jeszcze woda była spokojna a wąż był pokojowo nastawiony.
- No... to jest Aqua. - powiedziała białofutra. Zamknęłam pysk i otrzepałam się z wody, rozlewając kropelki wody na wszystkie strony. Skuliłam po sobie wściekle uszy i zmrużyłam oczy.
- Całkiem miły. - rzuciłam sarkastycznie do Blanki. Popatrzyła na mnie, z lekkim zawstydzeniem. - wracamy. - burknęłam i ruszyłam żwawym truchtem z powrotem do watahy. Wadera chyba nie wiedziała, czemu jestem zirytowana. Ja po części też, ale na pewno częściowo był to powód wodnego stworzenia. Nie zwracałam uwagi na cudne widoki, które omijały mnie po drodze. Dotarłyśmy do watahy, Blanka kuliła po sobie uszy ze zdenerwowaniem. Wiedziałam że jest tu nowa, ale już sobie naskrobała. Podszedł do nas jej stary znajomy - Dovakiin.
- Czyżby Alfa Cię właśnie wywalała na zbity pysk? - zapytał jej, z sarkastycznym uśmiechem. Warknęłam cicho, zirytowana jego zachowaniem.
- Nie. Ale jeszcze jeden taki tekst i ty wylecisz na zbity pysk. - odparłam chłodno, spoglądając na niego. Skinął głową i odszedł, komentując pod nosem. - Wracając, Blanko, wytłumacz mi proszę, dlaczego ten.. Aqua; tak się zachował. - biała wadera pochyliła łeb i pokręciła głową.
- Ja.. sama nie wiem. - powiedziała cicho.
- Powtórz proszę. - zrobiła to o co prosiłam, zamilkłam na chwilę. - Cóż, nie chcę Cię martwić... ale ostatnio coś często broisz. Wiesz, czym to grozi? - zapytałam, spotkałam się z nieśmiałym skinieniem głowy. - Nie ukażę Cię, bo nie mam po co. Bądź na przyszłość ostrożniejsza, a teraz dołącz proszę do patrolu. Przyjdę do was za jakieś dwie godziny. - powiedziałam i poszłam umyć się z błota i innych pyłów.

-------
Blanczu? :> Przepraszam że tyle czekałaś ;^;

niedziela, 8 października 2017

od Black Mystery cd. Rango + zadanie #2

Brak komentarzy:
Rango podszedł do mnie i położył mi pod łapami coś zawinięte w liść, po czym usiadł obok mnie.
- To dla ciebie. Pamiętaj, że nigdy od ciebie nie odejdę. Nigdy - szepnął i przytulił mnie delikatnie.
Przymknęłam oczy, ciesząc się tą chwilą. Teraz byłam już całkowicie pewna, że potrzebuję tego czarnego basiora.
Otworzyłam oczy i przeniosłam wzrok na kamyczek leżący przede mną. Był bardzo ładny, błyszczący.
- Dziękuję, że jesteś, Rango - powiedziałam po prostu.
Ale przecież nie mogło być idealnie - w pewnej chwili wyczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Nie było to zwykłe wrażenie; czułam, jak czyiś wzrok przewierca mnie na wylot. Moje poczucie bezpieczeństwa wyparowało w parę sekund. Spięłam się i rozejrzałam ukradkiem, nie zobaczyłam jednak niczego niepokojącego.
- Wszystko w porządku? - wymamrotał Rango, który leżał z głową schowaną w mojej sierści.
- Śpij dalej - mruknęłam rozbawiona.
- Kiedy ja wcale...
- Sztap. Po prostu nic nie mów - uśmiechnęłam się złowieszczo, po czym niezauważalnie zmieniłam lekko pozycję, w której leżałam, i w jednej chwili stałam. Biedny Rango stracił swoją poduszkę, zanim jednak zdążył wyrazić swe niezadowolenie, krzyknęłam "Pucz!" i zepchnęłam go na dół wodospadu. Szybko poszłam w jego ślady i wyciągając jak najdalej łapy, skoczyłam na dół.
Wylądowałam niezbyt daleko od obrażonego basiora. Patrzył na mnie spode łba i prychał.
- Wow, aż tak mocno się uderzyłeś w głowę? - spytałam ze sztuczną troską. - Nie? - zdziwiłam się - W takim razie proponuję drugą jazdę.
- Podziękuję - mruknął Rango i wstał. - Możemy już wracać do watahy - otrzepał się z mchu i wymamrotał po cichutku - Tery morderca nie ma serca...
- Może i nie  ma - stwierdziłam i podniosłam się.
Nagle przeszedł mnie dreszcz; wiedziałam już, że ktoś naprawdę na mnie patrzy. A może to tylko złudzenie...? Pokręciłam lekko głową i postanowiłam się tym nie przejmować.
- Wracajmy już - zaproponowałam szybko i zaczęłam iść w stronę jaskini watahy obok Rango.
Kamyczek niosłam w pysku; docelowo chciałam zanieść go do jaskini i schować w schowku. Powrót zajął nam kilka godzin, zahaczyliśmy o parę miejsc po drodze.

Po powrocie do watahy odłożyłam kamyczek do schowka; wciąż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś wbija we mnie swój wzrok. Było już ciemno, postanowiłam więc pójść spać, ignorując towarzyszące mi cały dzień uczucie. Mruknęłam "dobranoc" do Rango, który wciąż udawał obrażonego szczeniaczka. Zasnęłam bardzo szybko, błędnie sądząc, że się wyśpię.
W środku nocy obudziło mnie szuranie o podłoże. To nie mysz, myszy tak nie brzmią - pomyślałam od razu i delikatnie, aby nikogo nie obudzić, podniosłam się. Postanowiłam wziąć ze sobą kamyczek. Kątem oka zauważyłam sylwetkę wilka przemykającą obok wejścia do jaskini. Całkowicie już rozbudzona potuptałam w stronę wyjścia. Całkowicie spięłam się, musiałam za wszelką cenę sprawdzić, kto to. Gdy wyszłam, nie zobaczyłam niczego. Już miałam wracać, kiedy zobaczyłam sylwetkę oddaloną ode mnie o niecałe pięćdziesiąt metrów. Bez wahania potruchtałam w tamtym kierunku, starając się być jak najciszej. Wilk szedł w las, ja za nim. Ciekawość, a zarazem obawa we mnie wzrastały, mimo to dalej szłam za tajemniczą sylwetką. W pewnym momencie wyszłam na sporą polanę. Rozejrzałam się i ujrzałam sprawcę mojej wyprawy. W jednej chwili sierść na karku zjeżyła się, a z pyska wydobył się stłumiony warkot.
- Brawo, brawo - zaśmiał się ironicznie czerwonooki basior. - Wow, dopadłaś mnie. Cóż za niespodziewany zwrot akcji! Kto by się spodziewał - warknął - nasza mała, bezbronna, załamana Terusia znalazła sobie watahę. Jeszcze cię nie  wyrzucili? - zrobił smutną minę. - Jakże mi przykro.
- Wypieprzaj stąd - warknęłam głośno.
- Nie tak ostro, nie zapominaj, z kim masz do czynienia. A, no tak... ty nie wiesz - zaśmiał się - to zabawne.
Opanuj się, Tery. Spokojnie. On tego właśnie chce...
Niezauważalnym ruchem rzuciłam kamyczek gdzieś do lasu. Może ktoś znajdzie...
- Co taka cicha jesteś? Nikt teraz po ciebie nie przyjdzie, bo jest środek nocy, ups. Nie sądziłem, że będziesz aż tak głupia, chociaż czekaj... właściwie to wiedziałem to od początku. - mówił opanowanym, zimnym, rozbawionym lekko głosem.
- Czego chcesz? - wiedziałam, że mam coraz mniej czasu, powoli robiło mi się gorąco. Prowokował mnie, a ja dawałam się w to wciągać jak głupia pacynka.
- Pytasz mnie, czego chcę? Nie dotarłaś jeszcze do tego? - udał zdziwienie - Chcę zniszczyć ci życie, doszczętnie, powoli. Chcę, abyś cierpiała psychicznie tak długo, aż nie wytrzymasz i sama z tym skończysz. Chcę cię zabić, ale bawi mnie twoje cierpienie. Długo nie pożyjesz w tej swojej bezpiecznej watasze.
- Nie możesz mi nic zrobić. - warknęłam jeszcze głośniej. - Nikt do tego nie dopuści.
- Och, czyżby? Gdyby ktokolwiek się tobą przejmował, nie byłoby cię tutaj, prawda? Myślisz, że ten twój cały Rango cię ocali? Proszę cię. To śmieszne. Poza tym, jeśli ktokolwiek stanie nam na drodze, zginie jak robak. - wycedził. - Mogę zabić całą watahę bez problemu, i ty dobrze o tym wiesz. Porozwalam ich łby na twoich oczach, podczas gdy ty sama będziesz umierać.
Nie wytrzymałam - wokół mnie wybuchł wielki, błękitny płomień.
- Proszę bardzo. - zaśmiał się basior. - Proszę, użyj tej swojej mocy. Kolejny pożar dobrze zrobi temu lasowi, czyż nie?
Wzięłam głęboki oddech. Płomień powoli wygasł.
- Dużo cię nauczył.  Tak właśnie myślałem. - ciągnął. - Uprzedzając twoje pytanie, mam swoje źródła. Brawo, Tery wreszcie choć trochę ogarnęła dupę i potrafi użyć swojego żywiołu! Niesamowite! Tylko że to ci w niczym nie pomoże, wiesz? I tak zginiesz. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Gdyby twój braciszek... Jas, tak? I cała reszta... żyli, ale cóż, nie to im było dane!
- Zamknij się! - walczyłam z płomieniem, byłam wyczerpana.
- Uważaj na słowa, gówniaro. - warknął, a moje ciało przeszył ból po tym, jak przejechał pazurami po moim pysku. - Nie zastanawiałaś się kiedyś, czemu przeżyłaś? Było nas przecież dużo, a ty taka mała, głupia i bezbronna. Jakim cudem nam wtedy uciekłaś? Zrozum wreszcie - wycedził - to wszystko jest plan. Wszystko, co robisz, jest częścią jednego, wielkiego planu, rozumiesz? Powinnaś się domyślić. Nie mogłaś tak po prostu umrzeć. Nie po tym, co się stało. Przyznaję, że  twoje dołączenie do watahy nieco pokrzyżowało mi plany; teraz nie będzie tak łatwo cię zabić. Wiesz, że nikt cię nie obroni. To takie zabawne - wadera po przejściach, z beznadziejnym charakterem, nie panująca nad sobą dołącza do watahy, poznaje kogoś, wszystko się cudownie układa, zaczyna panować nad własną dupą, zakładają rodzinkę, happy end. Nie, tak nie będzie. Twoja bajka zostanie przerwana tuż po tym, jak zaczniesz panować nad sobą, o szczeniakach nie masz co marzyć, nie chciałabyś przecież zostawić ich samych na tym świecie, prawda? Ojoj. Nie myśl, że ta nędzna, słaba wataha mnie powstrzyma przed czymkolwiek. Nie wypowiadam wojny Canavar; kończę stare porachunki z twoją rodziną. Umrzesz, Black Mystery.
Porachunki z rodziną? Plan? Czyli miałam przeżyć, żeby umrzeć?
Czułam, jak krew wydostająca się z rany, którą zadał mi ten dupek, spływa mi po pysku. Bardziej jednak krwawiłam wewnątrz. Czułam rozrywającą mnie wściekłość, nienawiść, smutek... Jak on śmiał?!
- Jeśli więc choć trochę zależy ci na tej całej watasze, dobrze ci radzę, odejdź z niej. Chyba nie chcemy, żeby im wszystkim coś się stało? Ja już idę, mam jeszcze parę, hmm, spraw, do załatwienia. Masz jeszcze pamiątkę - wziął rozmach i drapnął mnie po karku, od razu poczułam piekący ból i krew spływającą z rany. - Ilu jeszcze zginie, żebyś ty mogła żyć? I tak nie przeżyjesz.
Warknęłam głośno, a basior odbiegł w las. Opadłam bezwładnie na trawę, z oczy zaczęły wypływać mi łzy, a ciałem raz po raz wstrząsał dreszcz. Czułam niesamowitą nienawiść, zagubienie, smutek, złość... ale wiedziałam, że basior ma rację. Zdawałam sobie sprawę, do czego jest zdolny. Miałam narazić watahę? Wszystkie szczeniaki, Rango? W życiu. Wiedziałam, że opuszczenie watahy to najlepsze, co mogłam zrobić. Postanowiłam ruszyć od razu, przecież Rango nie puściłby mnie nigdzie.
Co za paradoks, jeszcze dzień temu sama prosiłam go, żeby nie odchodził...
Nie chciałam tego robić, ale nikomu nie mogła stać się krzywda. Była jeszcze noc, mogłam więc bardzo łatwo wymknąć się poza teren watahy. Wstałam i ruszyłam przed siebie, zostawiając za sobą Rango, watahę... wyobraziłam sobie jego reakcję i łzy zaczęły wypływać z moich oczu jeszcze gęściej. Mieszały się z deszczem, który zaczął padać, a jego krople w zetknięciu ze świeżymi ranami powodowały ostre pieczenie. Miałam jednak ważniejsze powody do zmartwień. Szłam, wstrząsana szlochem, wykończona uczuciami i panowaniem nad ogniem.
Czyli to koniec...
~~~~~~~~~~~~
Szłam jakiś czas, zaczynało  się już robić jasno. Było mi zimno, miałam całą przemokniętą sierść. Postanowiłam po prostu pójść spać, potrzebowałam snu; położyłam się więc pod wielkim dębem i zapadłam w niespokojny sen.
Nie było mi jednak dane pospać długo. Słońce nie zdążyło nawet wzejść całkowicie, a zostałam brutalnie wybudzona. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącą nade mną waderkę o żółtych oczach. Wyglądała na młodą i przypominała mi kogoś, za nic jednak nie mogłam sobie przypomnieć, kogo.
- Czego chcesz? - warknęłam i wstałam. Skrzywiłam się, gdy we znaki dały mi się zadane w nocy rany.
- Krwawisz. - zauważyła młoda. - Wszystko w porządku?
- Owszem. Nic nie jest w porządku, obudziłaś mnie. - powiedziałam i zmierzyłam ją wzrokiem.
- Zaprowadzisz mnie do jakiejś watahy? Mama mówiła, że mam uciekać. - spojrzała na mnie pytająco. Czyli ona też...
Moje nastawienie do niej zmieniło się - mała potrzebowała pomocy. Nie dałam jednak po sobie tego poznać.
- Tak się składa, że właśnie jedną opuściłam -głos nieznacznie mi zadrżał. - Słuchaj, nie jesteś bezpieczna tutaj sama, ale ze mną tym bardziej nie. Wataha jest kilka godzin drogi stąd. - mruknęłam chłodno.
- Co mi zrobisz, skoro nie jestem z tobą bezpieczna? - spytała nieufnie. - Poza tym jak niby mam sama tam trafić? Wystarczy, że wejdę na złą ścieżkę. - chyba zaczynała mieć wątpliwości, czy podeszła do właściwej osoby.
- Nikt nie kazał ci pytać mnie. - świdrujące spojrzenie żółtych oczu nie opuszczało mnie.
- Co ci za różnica, parę godzin drogi? - zapytała. - Poza tym przyda ci się pomoc medyka.
Westchnęłam głośno.
- Nie rozumiesz, ja po prostu nie mogę tam wrócić. - odparłam krótko.
- Och, świetnie. Czyli zostawisz mnie tutaj. Skoro ty nie jesteś tu bezpieczna, to ja chyba tym bardziej? Tylko zaprowadź mnie do watahy. Nic więcej. - prosiła, a ja przewróciłam oczami.
- No dobra, młoda. - zgodziłam się bez entuzjazmu.
- Jestem Aika. - poprawiła mnie.
- Tak, tak. - pokiwałam głową i zaczęłam iść w stronę, z której przyszłam.
Waderka ruszyła za mną, nic jednak nie mówiła. Cieszyłam się z tego, bo rozmowa była wtedy ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Deszcz niby przestał padać aż tak bardzo, wciąż jednak kropiło, a mi było zimno i źle. Z jednej strony chciałam spotkać Rango, a z drugiej wolałam odciągnąć to jak najdalej.
- A ty jak się nazywasz? - spojrzała na mnie trochę nieufnie.
- Black Mystery. - odparłam, nie odrywając wzroku od nieokreślonego punktu w dali.
Waderka pokiwała głową i nie odzywała się już. Przez chwilę zastanawiałam się, od jak dawna jest w podróży, szybko jednak przestałam zawracać sobie tym głowę. Spojrzałam ukradkiem na młodą i przez głowę przemknęło mi pytanie, ile już przeszła w życiu. Znów przestałam o tym myśleć i pozwoliłam myślom błądzić wokół nieokreślonych bliżej rzeczy.
Szłyśmy już dość długo - łapy zaczynały mnie boleć, a głód doskwierał mi już bardziej. Nagle w powietrzu wyczułam niewyraźny zapach sarny. Stanęłam jak wryta i postawiłam uszy, po czym zaczęłam węszyć.
- Co... - zaczęła młoda.
- Cicho - przerwałam jej od razu i zaczęłam skanować wzrokiem najbliższy teren. Dostrzegłam sarnę w odległości około dwudziestu metrów. - Sarna. - dodałam cicho.
Aika pokiwała głową ze zrozumieniem i zaczęła skradać się obok mnie. Po paru minutach byłyśmy już dostatecznie blisko. Spojrzałam na młodą i kiwnęłam głową na znak ataku. Prawie jednocześnie wystrzeliłyśmy do przodu. Aika pierwsza dopadła przerażonego zwierzęcia, nie wiedziała jednak chyba, jak zabić. Szybko do niej dobiegłam i wykonałam ostateczny cios. Po chwili zwierzę leżało martwe, a ja i młoda wesoło napełniałyśmy żołądki.
Po zjedzeniu z nieco lepszym humorem ruszyłam dalej z Aiką u boku. Wiedziałam, że zbliżamy się do watahy; poznawałam drzewa, które mijałyśmy. Niezmiennie cały czas ukradkiem rozglądałam się, czy nikogo nie ma w pobliżu, nikogo jednak nie dostrzegałam, co nie znaczy, że czułam się bezpiecznie. Z daleka zaczęły dobiegać mnie podniesione głosy członków Canavar Liri.
- Teraz już trafisz. - powiedziałam i zaczęłam się wycofywać.
- Idziesz ze mną. - odparła pewnie młoda.
- Na co mnie jeszcze namówisz? - zapytałam poirytowana.
- Nie można odchodzić bez pożegnania.
Cholera, ma rację... - pomyślałam niechętnie.
- Dobra, chodź. Miejmy to za sobą. - westchnęłam.
Waderka wydała się być zadowolona z siebie. Szłyśmy w stronę jaskini watahy. Sprawiałam wrażenie obojętnej, ale w głębi duszy miałam ochotę położyć się na ziemi i zniknąć na jakiś czas.
- Słuchaj, ty teraz idź do Alfy, zapytaj kogoś o nią, a ja tu poczekam. Później przyjdź o powiedz mi, czy cię przyjęła. - powiedziałam cicho, kiedy doszłyśmy praktycznie przed jaskinię watahy. Siedziałyśmy za gąszczem krzaków, przed jaskinią krzątało się kilka wilków. Aika pokiwała głową i wybiegła zza krzaka, kiedy nikt nie patrzył, a ja z bólem patrzyłam na miejsce, w którym spędziłam kilka miesięcy życia.
Wstałam ze względu na wbijającą się we moje plecy szyszkę i zamarłam. Podszedł do mnie Rango z nieopisanymi emocjami wypisanymi na pysku.


>Rango, Aika? 2200 słów <3 <




















niedziela, 1 października 2017

Podsumowanie Września

Brak komentarzy:
Haii :D O to i ja, no i Canavar Liri - wróciło do gry pełną parą ♥ Postanowiłam zrobić podsumowanie, bo minął pierwszy miesiąc nauki jak kilka dni więcej od ponownego ruszenia bloga ♥

Wilki
Dołączyły do nas trzy wadery - Amnesia, Amiri oraz Aika. Basior dołączył tylko jeden - Snajper.
Nikt za to od nas nie odszedł. Stan watahy wynosi teraz  16 członków.
Nieobecni wciąż są Drakon i Ray. Ja za to deklaruję mniejszą aktywność, od razu mówię - opowiadania i odpisy wstawiam, ale rzadziej jestem "długo i późno". Wciąż jednak jestem <3

Serie
Postanowiłam zrobić trochę... nowy styl pisania "serii" bo tamten nie miał sensu.
 
 
> Black Mystery zostaje zabrana przez Rango na spacer przy morzu gwiazd. Wadera po powrocie prosi basiora, by nie odchodził.
> Shadow postanawia zawrzeć sojusz z sąsiednią watahą - Aurum Vestris. Po powrocie na "swoje" Piorun wita ją z ulgą, ale też zmartwieniem.
> Snajper podczas wyprawy spotkał Warrior, która zaproponowała mu dołączenie. Alfy zgodziły się na przyjęcie kolejnego członka, a basior zyskał przyjaciółkę.
> Warrior potrzebowała przerwy od Szarego, po ich ostrej wymianie zdań, która nastąpiła po nieudanym treningu basiora. Nie spodziewała się, że spotka swojego brata, podczas spaceru ze Snajperem.
> Amiri spotkała przywódczynię Canavar Liri, czarnofutra zaproponowała jej dołączenie, lecz taka decyzja wymaga czasu.

Cóż, liczę że przypadnie do gustu :P Równie dobrze, możemy wrócić do tego starego <3

Technicznie
 
Wróciliśmy do dawnego tempa, ale to jeszcze nie wszystko, na co nas stać :3 Wbiliśmy 100 postów, z czego jestem bardzo dumna <3 oby tak dalej ♥
 
 
 
Cytat na Wrzesień
 
Cóż, szkoda, że nikt się nie zgłosił :/

 
Rodzina nie kończy się na więzach krwi.
 
 
~Shadow
do usłyszenia pod koniec października :P