wtorek, 19 grudnia 2017

od Zeki cd. Shadow

Brak komentarzy:
Dwa wilki zajmowały się moimi ranami, a ja starałam się być cicho. Japier***, jak to bolało. Nie obchodziło mnie to, co ze mną robią tylko po co! Nie znali mnie, ale i tak chcieli mi pomóc. Po skończonej pracy wrzucili mnie na plecy basiora. Próbowałam jakoś zaprotestować, ale nie wiele mogłam zrobić. Straciłam dużo krwi, a w moim ciele krążyła trucizna. Wrzeszczałam na siebie w myślach. Jak dopuściłam do tego, że mnie ukłuł? Zabiłam ich dziesiątki jak nie setki. Dlaczego więc teraz, po tak długim czasie doświadczenia dałam się pokonać? Cały czas miałam zamknięte oczy. Nie byłam w stanie ich otworzyć. Poczułam, że jestem u medyka. Ten zszył moje rany i kręcił się długo koło mnie. Co chwilę upewniał się, że żyje. Czułam się coraz gorzej. Mimo zamkniętych powiek nie mogłam spać. Wiedziałam, że jeśli sobie na to pozwolę, to umrę. Prowadziłam wewnętrzną kłótnię. Jakaś część mnie zachęcała mnie do poddania się. Twierdziła, że jak umrę to cały mój ból się skończy. Inna zaś wrzeszczała o tym, że przez tak długi czas walczyłam o przeżycie, a teraz mam po prostu zakończyć swój żywot? Każda sekunda była dla mnie okropnym cierpieniem dłużącym się w nieskończoność. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem, ale postanowiłam walczyć! Miałam pozwolić by jakiś głupi Skolew mnie wykończył? Nigdy! Zaczynało być coraz lepiej. Moje spięte do tej pory mięśnie zaczęły się rozluźniać, a paplanina w mojej głowie ustała. Nie wiem ile nie kontaktowałam ale zapewne trwało to długo. Przez godzinę lub więcej po odzyskaniu kontroli nad ciałem nadal nie drgnęłam. Zbierałam siły. Zamierzałam stąd uciec. Rozchyliłam powieki, poruszyłam głową i spojrzałam na medyka. Ten natychmiast ożywił się i wybiegł. Wrócił z czarną wilczycą.
- Witaj- po głosie poznałam, iż to Shadow.- Wiem, że możesz być zdezorientowana, ale chcę ci pomóc. Jeśli jutro będziesz mieć siłę to oprowadzę cię po naszych terenach.
Odpowiedziałam jej lekkim ruchem głowy.
- Tak w ogóle to jestem Shadow- przedstawiła się nie potrzebnie.- A ty?
Nie usłyszała odpowiedzi
- Rozumiem, że możesz mi nie ufać, ale mam nadzieję, że jutro się dogadamy- uśmiechnęła się ciepło.
Odprowadziłam ją wzrokiem do wyjścia. Medyk popatrzył się na mnie i powiedział:
- Ja jestem Vico, zostanę tu z tobą.
Usnęłam, jednak po chwili się obudziłam. Rozejrzałam się, było ciemno, ale i tak wszystko widziałam. Powoli podniosłam się na nogach. Nie odzyskałam jeszcze sił. Zachwiałam się i upadłam. Basior na szczęście się nie obudził. Ucieczka w tym stanie byłaby głupotą, zwłaszcza że nie bardzo wiedziałam gdzie mam się udać. Nie mogłam jednak usnąć. Wgramoliłam się na zewnątrz. Zauważyłam tam Shadow.
-Oooo- wykrztusiła z siebie zdziwiona.


Shad?

piątek, 15 grudnia 2017

od Shadow cd. Zeki

Brak komentarzy:
Wraz z jednym z patrolującym, Ventusem, przeszliśmy się gdzieś dalej niż zwykle. Doszły mnie słuchy że niektóre stwory przesadzają ze swoją wolnością i atakują samotników. Śnieg padał, niektóre płatki wpadały mi do oczu i osadzały się na ciemnym futrze. Na ścieżce, której jeszcze nigdy na oczy nie widziałam, walały się kości i szczątki. Gdzieniegdzie śnieg splamiony był krwią. Skuliłam po sobie uszy, cholera. Były za duże jak na wilka, prędzej mogły należeć do jakiś stworów, o których istnieniu nie dane było nam się dowiedzieć. Rozglądałam się, powinniśmy byli się wycofać. Do naszych uszu dobiegł ryk. Znany mi aż za dobrze, chociaż Ventus nie miał jeszcze "szczęścia" go poznać.
- Co to było? - zaniepokoił się, spinając mięśnie i mrużąc oczy.
- Nie mam pojęcia. - skłamałam. - Wracamy. - zakomenderowałam i popchnęłam go do tyłu. Odwróciliśmy się i truchtem oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Wadera stała spokojnie, jakby czekając na jego atak. Ona wiedziała! Zaklęłam w myślach, to nie jest zbyt dobrym pomysłem by teraz ją zagadywać. Wyglądała na zdecydowaną w swoim postanowieniu, które zapewne było tak absurdalne, że uwierzyłabym nawet w jednorożce które karmią dzieci tęczą. Skolew przygniótł waderę swoim ciężarem, szczerząc zęby. Zamknęłam oczy. Nigdy nie lubiłam oglądać jak ten stwór rozszarpuje swoje ofiary. Mijały minuty, które wypełnione były warknięciami, odgłosami bólu czy głuchymi uderzeniami o ziemię. Postawiłam uszy, gdy tylko usłyszałam dziwne, aż zbyt głośne charknięcie i kaszel. Ten odgłos przepełniony był bólem. Wadera warknęła, z wielu ran na jej ciele, tych świeżych i tych nieco starszych, które zapewne jeszcze nie dawno były strupami, sączyła się krew, barwiąca śnieg na szkarłatnoczerwony kolor, błyskający w ogniu. Dobrze zrozumiałam co się dzieje, Ventus odciągnął mnie do tyłu, twierdząc że bez lekarstw nie damy rady. Miał rację. Wróciłam się po leki, szary basior mi towarzyszył, chociaż skupiał się bardziej na zapamiętywaniu ścieżki niż na biegu. Pobiegłam do medyka, który akurat miał pilniejszy przypadek niż ja. Cholera jasna! Poprosiłam go o przydzielenie leków. Dał mi je, chociaż z niechęcią. Wytłumaczył mi co mam robić, i jak mam się posługiwać poszczególnymi  maściami. Przytakiwałam, starając się zapamiętać wszystko co potrzebne. Dobiegłam do Ventusa, który momentalnie zawrócił i ruszył biegiem. Zrobiłam to samo, tym razem nieco wolniej, lekarstwa miały swoją wartość.
- Shadow, to ona.  - powiedział szary wilk, wskazując waderę głową. .
- Została ukłuta... Jeśli się pośpieszymy to uda nam się ją uratować. - Spoglądając na ranę na jej grzbiecie, nawet głupek by się domyślił czyja to sprawka.  - Słyszysz nas? - zapytałam skuloną waderę, śnieg wokół niej zdążył zabarwić się na czerwono. Trzeba się pospieszyć. Czarnofutra pokiwała słabo głową, czyli była świadoma.
- Szybko! - ponagliłam, przyglądając się waderze. Ventus szybko wtarł maść wokół ran, ciemnozielony płyn zaś wylał na rany, starając się by zostało choć trochę na dnie. Ranna wadera zacisnęła zęby, ale i tak cicho syknęła. Na przyszłość będę wiedziała że to boli. Opatrzyliśmy rany, teraz pora zająć się ukłuciem. Medyk wspominał coś o maści, która mogłaby opóźnić działanie trucizny. Potem jednak wszystko zależy od jej organizmu i woli walki. Podałam Ventus'owi odpowiednią maść, tym razem czerwoną. Wyglądała bardziej jak krew, ale to nie szkodzi. Oby tylko pomogło. Basior szybko wtarł ją w ranę wadery, która warknęła na niego. Po skończonej robocie, szybko odsunął się od niej. Pomimo jej "protestów" wrzuciliśmy ją na grzbiet basiora. Wróciliśmy do watahy, czarnofutra chciała zejść. Donieśliśmy ją do medyka i powiedzieliśmy co i jak.
- Postaram się coś zdziałać. - powiedział, przeglądając dostępne lekarstwa. Pokiwałam głową i odprawiłam szarego basiora. Sama poszłam coś zjeść. Usiadłam, przyglądając się wszystkim szczeniakom, które odwalały głupoty. Starsi uczniowie męczyli się na treningach. Godziny mijały, a ranna wadera wciąż nie wychodziła. Powoli zaczęłam się martwić. Chcąc jakoś odreagować, zaczęłam chodzić w kółko, nie mając nic ciekawszego do roboty. Ze zmartwieniem wlepiałam wzrok w miejsce, gdzie medyk miał zajmować się naszą towarzyszką. Czekałam aż wyjdzie ktoś z nich, i oznajmi że wszystko dobrze.
 
 
Zeka? c:

środa, 13 grudnia 2017

od Warrior cd. Szarego/Wavantosa

Brak komentarzy:


Czekałam. Nagle przyszedł Snajper. Przyniósł kwiatka...heh...a czego się mogłam spodziewać? Na początku było mi miło, ale potem zdenerwowałam się.
- To dla ciebie. W twoim ulubionym kolorze. - Powiedział z wielkim radosnym uśmiechem.
- CO? SNAJPER DAJ SPOKÓJ! PROSZĘ CIĘ! - Wykrzyknęłam jeżąc sierść na karku.
Skoczyłam na Snajpera, zaczęłam go gryźć. On się nie bronił.
- WARRIOR PRZESTAŃ! - Wykrzyknął Szary. Miałam w nosie co on do mnie mówi. Snajper twierdził, że nie chce mi zrobić krzywdy. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Wbiegłam do lasu, tam spotkałam dosyć mocno zbudowanego basiora.
- Kim jesteś?-zapytał
- Czy my się znamy?...- Zapytałam
- Nie, ale możemy się poznać.- Odpowiedział, z uśmiechem na pysku.
- Nie ja podziękuję. Aha, i jakby ktoś mnie szukał, to mnie nie widziałeś. Jasne? - Powiedziałam
- Czekaj, co się stało? - Zapytał.
- Po prostu zdenerwowałam się na kogoś. I tyle..i jestem Warrior. Jestem córką alfy. - Powiedziałam.
- Wavantos. Miło poznać. - Odpowiedział.
- Mi również - Powiedziałam
Przez całą rozmowę próbowałam opanować nerwy. Po chwili usłyszałam jak Szary wraz ze Snajperem mnie szukają.
- DOJEB**EŚ TYM KWIATKIEM SNAJPER! - wykrzyknął Szary.
- NO CO?! PRÓBOWAŁEM BYĆ MIŁY! NO KUR*A! - Wykrzyknął Snajper.
Postanowiłam uciec, Wavantos podążał za mną.




Szary? Znalazłeś mnie?

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Adopcja

Brak komentarzy:
Wavantos zyskuje nową właścicielkę, autorkę Zeki! Miłego pisania!

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Patrol był dobre kilka tygodni temu, przez ten cały czas skupiałem się na swojej formie i unikaniu tamtej dwójki. Nie dane mi było odpocząć po polowaniu. Wpatrywałem się z uśmiechem w ofiarę, tym razem jest tylko moja. Mój pysk ubroczony był krwią i błotem, ale nie przeszkadzało mi to. Wyłożyłem się na plecach i ogrzewałem się zimowym słońcem. Płatki śniegu spadały wokoło, nie roztapiając się. Przed oczami pojawiły mi się łapy wilczycy.
- Szary? Potrzebuję pomocy. - głos należał do Warrior. Stłumiłem westchnięcie. - Snajper się dziwnie zachowuje, nie wiem co mam robić. - no jakbym ja to wiedział. Zmieniłem pozycję na siedzącą, szykowała się długa rozmowa. Wróciłem do posiłku.
- Powinnaś się ogarnąć i z nim pogadać. - powiedziałem z irytacją, miałem nadzieję na samotny obiad. Uznałem temat za zakończony i wbiłem kły w mięso, wyszarpnąłem kawałek i pogryzłem go, przełykając delektowałem się smakiem sarniny.
- Ale o czym? O tym czemu tak często się we mnie wpatruje? Albo o tym, dlaczego próbuje siedzieć blisko mnie? Naprawdę boję się z nim o tym pogadać... - powiedziała smutno. Powstrzymałem parsknięcie śmiechem. Wadera zawsze wybiegała do przodu i była pyskata a teraz pieskowi odebrało rozum. Zadałem jej kilka pytań, zapewne mi odpowiedziała ale to zignorowałem.
- Nie widzisz tego? - zapytałem sarkastycznie, powinna zacząć ogarniać o co chodzi Snajperowi. - On cię lubi. Ale tak szczególnie. - powiedziałem i wróciłem do posiłku. Z lubością odgryzłem kawałek mięsa sarny.
- Musisz teraz? - burknęła zniesmaczona. Wciąż gryząc, wydałem z siebie "yhym" i połknąłem kawałek mięsa. Wadera wystawiła z obrzydzeniem język. Otrząsnęła z siebie płatki śniegu.
- Mów konkretnie o co ci chodzi - Spoglądała na mój posiłek z obrzydzeniem. Święta się znalazła.
- Co Ci? Nagle mięso nie pasuje? - burknąłem i przełknąłem kęs, delektując się smakiem mięsa. - Buja się w tobie. Podobasz mu się. - odparłem, wadera zadarła nos do góry i popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Ty sobie żartujesz, on nie może się zakochać w kimś takim jak ja. - Burknęła. Podszedł do nas "przyjaciel Warrior". Ich dialog trwał dobrą chwilę, dobiegały mnie ich podniesione głosy.
- Mówiłem! - roześmiałem się, jednak szybko spoważniałem.  W moich oczach błysnął zawód. Warrior wróciła do mnie i oznajmiła że idzie, sama, bez nas. Dupek chciał za nią pobiec, powstrzymałem go zirytowany. Minęły już dwie godziny, Warrior nie wracała. Zaczynałem się o nią martwić, pomimo protestów Dupka, poszedłem jej szukać. Wiatr targał moje futro, było cholernie zimno, przynajmniej dla innych. Poszukując wadery zawijasami, zostawiałem za sobą ślady szronu. Uśmiechnąłem się do siebie, przynajmniej się nie zgubię.
- Szary, wiem, że tam jesteś. Powiedz mi co ja mam zrobić? - zapytała. Zdusiłem parsknięcie śmiechem. Podbiegłem do niej i usiadłem koło wadery. Jej pysk spowijał smutek, którego nie powinno tu być.
- Zastanów się. - powiedziałem ciepło. - Czy ty czujesz to samo do niego? - zapytałem cicho młodej- Żywi do Ciebie silne uczucia, jeżeli go zranisz, licz się z wielką stratą. Ale nie możesz też udawać, bo tylko będziesz się krzywdzić. - Warrior milczała, wbijając wzrok w swoje łapy. Szron wokoło mnie zatrzymał się i zaczął delikatnie rozrastać się w różne strony.
- Przecież ja go nie kocham, ale nie chce go zranić, bo go lubię. Nie wiem co mam robić... Co ty byś zrobił w mojej sytuacji Szary? - Powiedziała z powagą. Postawiłem uszy, zaraz potem oddały się sile wiatru i poruszały się bezwiednie.
- Wiesz, ja tam za basiorami nie przepadam. - odparłem z przekąsem, ale zaraz potem spoważniałem. To dla niej ważne - Daj sobie czas, zastanów się nad tym poważnie. - wytłumaczyłem, nie byłem specem od serc. Zapadła cisza. Wadera nagle zaczęła płakać.
-Ale ja chcę mieć przyjaciela! A nie chłopaka! - Wykrzyczała łamiącym się głosem. Wtuliła się we mnie.
- Szzz. - szepnąłem. Łzy spływały po policzkach wadery, szloch wstrząsał całym jej ciałem. Czekałem aż odzyska głos i panowanie nad sobą. - Powiedz mu to, w takim wypadku to decyzja należy do Ciebie. - Powiedziałem. Wadera popatrzyła na mnie zaszklonymi oczami.
- Na pewno...? - skinąłem głową, znowu wtuliła się we mnie. Czułem się jak jej brat, pomimo że nie łączyły mnie żadne więzy z tą kluchą.
- Okej. Powiem mu to. Ale proszę cię, bądź tam przy mnie. Bez ciebie nie dam rady. - Burknęła. Łzy już się nie lały, a ona sama zdążyła się uspokoić.
- Nie płacz już, idziemy. - powiedziałem i odsunąłem się od wadery. Wracaliśmy okrężną drogą. Milczenie było naszą jedyną rozmową. Nie chciałem się do niej odzywać, ona najwidoczniej też. Po powrocie do jaskini, nigdzie nie widziałem jej przyjaciela. Nie miałem zamiaru go szukać. Stwierdziłem że idę coś zjeść i umyć się od błota, Warrior usiadła i czekała. Po prostu czekała. Basiora nigdzie nie było widać, patrolujący nie zabierali go ze sobą. Z radością oddałem się kąpieli, gorąca woda moczyła moje futro i zmywała cały brud. Wyszedłem z niewielkiego pomieszczenia i poszedłem cos przegryźć na kolację. Kucharz przygotował królika, została porcja dla mnie. Pochłonąłem ją z radością. Na stole był nawet kufel grzańca, wypiłem swój kubek i poszedłem z powrotem do Warrior. Wadera siedziała w tym samym miejscu, nieco przybita.


Warri? Nie wiedziałam co napisać, wybacz :v

czwartek, 7 grudnia 2017

od Zeki

Brak komentarzy:
Był to dzień jak co dzień. Zwyczajny jak na drogę śmierci. Czułam, że do niej pasuje. Kiedy byłam w "normalnym", jak to inni określają, miejscu czułam się nieswojo. Co prawda, było tu niebezpiecznie, ale jakoś tak...swojo. Żywiłam się wszystkim, co można upolować w tym miejscu, odpowiadało mi to... Mimo tego zatęskniłam za smakiem sarny, której nie można tu spotkać.
- Od jak dawna stąd nie wychodziłam?- zadałam w głowie pytanie do samej siebie.- Nieważne! Muszę się przełamać.
Powolnym i ociężałym krokiem zbliżałam się do wyjścia.
-A to co?- zdziwiłam się widząc dwa wilki.- Pewnie kolejne głupie dzieciaki chcą się przekonać czy wszystko co mówią o drodze jest prawdą...
Oni już się bali. Dlaczego? Bo wszędzie leżały szczątki jakiś istot, o których istnieniu oni zapewne nie mieli nawet pojęcia.
-Dlaczego by ich jeszcze bardziej nie wystraszyć?- wpadłam na pomysł zabawienia się ich przerażeniem.
Wyminęłam ich z boku i szybko przebiegłam za nimi. Specjalnie hałasowałam. Chciałam, by mnie słyszeli, ale nie mogli dostrzec. Schowałam się więc pod skalną płytą, całkowicie pogrążając się w ciemności. Basiory zwróciły się w moją stronę. Nie widziały mnie.
-Co to było?- zaniepokoił się szary.
-Nie mam pojęcia-odparł drugi.- Wracajmy!
Usłyszałam ryk i wiedziałam co się szykuje. To był skolew. Jeden z niebezpieczniejszych potworów tego miejsca. Rzucił się na samce, a ja na niego. Zetknęłam się z nim w powietrzu i boleśnie upadłam na ziemię. Skolew wylądował na mnie. Byłam  wkurzona. Uciekłam ze swojej watahy... Można powiedzieć, że raczej zostałam wygnana. Szukałam miejsca, w którym będę tylko ja, w którym już nikt mnie nie skrzywdzi, a teraz nadstawiałam karku za wilki, których nawet nie znałam. Nie dlatego, że nie chciałam, aby coś im się stało. Po prostu gdyby stwór ich pożarł, byłby dwa razy silniejszy i stałby się zagrożeniem dla mnie. Skolew spróbował ugryźć mnie w szyje, lecz zdążyłam się oswobodzić z jego uchwytu. Podskoczyłam ustawiając się w pozycji ostrzegawczej. Zjeżyłam sierść i zaczęłam warczeć. Potwora jednak to nie ruszyło. Skoczył w moją stronę. Schyliłam się, dzięki temu istota przeleciała nade mną. Wykorzystałam to atakując go od tyłu (jednocześnie uważałam na jego kolec z jadem). Stworzenie odwróciło się boleśnie raniąc mnie szponami w kark. Ja odwdzięczyłam się przegryzając mu tchawicę. Z jego paszczy wydobyło się ostatnie charknięcie. Po nim skolew padł trupem. Co przez cały czas robiły wilki? Głupio się na mnie gapiły, zamiast pomóc- Idioci-pomyślałam, po czym przepłoszyłam te głupki. Odwróciłam się i zrobiło mi się słabo. Resztkami sił chciałam przeczołgać się pod ścianę. Jednak nie udało mi się.Zostałam ukłuta przez stworzenie. Wrzeszczałam na siebie w myślach. Jak mogłam dać się ukłuć?! Nigdy mi się to nie zdarzyło. Musiałam być rozkojarzona. Po dłuższym czasie ostatkami sił i świadomości usłyszałam:
- Shadow, to ona- poznałam głos szarego wilka.
- Została ukłuta... Jeśli się pośpieszymy to uda nam się ją uratować- domyśliłam się, że to głos Shadow.- Słyszysz nas?- wiedziałam, że skierowała pytanie do mnie.
Byłam w stanie na nie odpowiedzieć, ale nie lubię się odzywać. Zresztą, nie robiłam tego od ponad roku. Zebrałam w sobie siłę i kiwnęłam głową. Poczułam ranę na karku.
- Szybko!- ponagliła po raz kolejny wadera...

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Zeka

Brak komentarzy:
Dołączyła do nas Zeka!

 

wtorek, 28 listopada 2017

Od Warrior cd. Szarego

Brak komentarzy:

Od patrolu minęło tygodni, a Snajper dziwnie się zachowuje od kilku dni. Poszłam do Szarego po radę.

-Szary? Potrzebuje pomocy. Snajper dziwnie się zachowuje, nie wiem co mam robić- Powiedziałam.
Basior spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem pyska, jakby się zastanawiał. W jego oczach malowało się zmęczenie ale też lekka irytacja. No tak, przecież nie lubi Snajpera. Westchnęłam cicho.
- Powinnaś się ogarnąć i z nim pogadać. - powiedział, zirytowany tym że przerwałam mu obiad.
- Ale o czym? O tym czemu tak często się we mnie wpatruje? Albo o tym, dlaczego próbuje siedzieć blisko mnie? Naprawdę boje się z nim o tym pogadać... - Powiedziałam ze smutkiem.
Wczoraj
- Jak myślisz, czemu tak się zachowuje? -
- Nie wiem... - burknęłam, spoglądając speszona na Szarego. Wilk tylko zwiesił głowę i zignorował moja odpowiedź. - Mógłbyś łaskawie odpowiedzieć?! - zapytałam wściekła, że mnie ignoruje. On tylko się uśmiechnął złośliwie, mogłabym przysiąc że błysnęło tam rozbawienie.
- Nie widzisz tego? - zapytał, dało się wyczuć sarkazm. Postawiłam uszy do przodu. - On Cię lubi. Ale tak szczególnie. - powiedział i wrócił do posiłku, odrywając kawałek sarniny. Wzdrygnęłam się i wystawiłam język z obrzydzeniem.
- Musisz teraz? - zapytałam, próbując nie zwrócić własnego obiadu. Wydał z siebie zduszone "yhym" i wrócił do jedzenia. Bleh.
Otrząsnęłam się i powiedziałam:
- Mów konkretnie o co ci chodzi - Mówiąc to spoglądałam, na jedzenie Szarego z obrzydzeniem.
- Co Ci? Nagle mięso nie pasuje? - burknął i przełknął kęs. - Buja się w tobie. Podobasz mu się. - odparł, zadarłam nos do góry, nie wierząc w to co słyszę.
- Ty sobie żartujesz, on nie może się zakochać w kimś takim jak ja. - Powiedziałam, nie wierząc Szaremu. Z oddali słyszałam głos Snajlera. Nie wiedziałam co mam robić.
Usłyszałam jeszcze za sobą śmiech Szarego, zignorowałam go szybko i skupiłam się na rozmowie ze Snajperem.
W moich oczach było widać strach. Snajper podszedł do mnie i usiadł bardzo blisko mnie co było, bardzo denerwujące. Najgorsze, że Szary to wszystko widział.
Czułam na sobie jego spojrzenie. Spojrzenie, które od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju.
- Warrior... - zaczął wilk. Przełknęłam ślinę, miałam wrażenie że bicie mojego serca było słyszalne. Cisza, która między nami zapanowała była nie do zniesienia.
Szary, odezwał się i powiedział :
- No dajesz. - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Przytaknęłam głową Szaremu, i zaczęłam mówić.
- Snajper, bo ostatnio dziwnie się zachowujesz wszystko z tobą dobrze? -
Basior bez zastanowienia odpowiedział :
- Tak, a czemu pytasz? -
Szary nie mógł się powstrzymać i powiedział :
- Powiedz jej to wprost! - wykrzyknął - kochasz ją! -
- Co? Pffff! Nie! - Wykrzyknął. Jego pysk zarumienił się, gdy to mówił.
Śmiech Szarego lekko mnie wmurował, to prawda że mnie kocha...?
Pomyślałam. Ale przecież Snajper to mój kumpel... Przyjaciel... I nie mógł by sie zakochać! We mnie! Nie! Ale najwidoczniej myliłam się, i Snajper powiedział:
- Dobra przyznam się! Tak kocham Warrior! Bo, jest piękna, odważna, inteligentna, waleczna , lojalna i w ogóle zajebista! -
Szary roześmiał się.
- Mówiłem! - chociaż od razu spoważniał, w jego oczach błysnął smutek i niewielki zawód. Nie wiedziałam co powiedzieć, miałam mindfucka gdy to usłyszałam. Powiedziałam im, że
-idę to wszystko przemyśleć nie idźcie za mną-
Snajper chciał za mną iść, ale Szary go powstrzymał. Na moment obróciłam się i zobaczyłam ze Snajp jest bardzo smutny. Gdy weszłam do lasu, usłyszałam jak Szary za mną idzie.
- Szary, wiem, że tam jesteś. Powiedz mi co ja mam zrobić? -
Usłyszałam zduszony śmiech. To oczywiste ze to on.
- Zastanów się. - powiedział, siadając koło mnie. - Czy ty czujesz to samo do niego? - rzekł ściszonym głosem. - Żywi do Ciebie silne uczucia, jeżeli go zranisz, licz się z wielką stratą. Ale nie możesz też udawać, bo tylko będziesz się krzywdzić. - milczałam, wbijając wzrok w łapy.
- Przecież ja go nie kocham, ale nie chce go zranić, bo go lubię. Nie wiem co mam robić... Co ty byś zrobił w mojej sytuacji Szary? - Powiedziałam poważnym, głosem.
- Wiesz, ja tam za basiorami nie przepadam. - odparł z przekąsem, ale zaraz potem spoważniał. - Daj sobie czas, zastanów się nad tym poważnie. - wytłumaczył.
Nagle zaczęłam płakać, z płaczem powiedziałam:
-Ale ja chcę mieć przyjaciela! A nie chłopaka! - krzycząc to, szary uspokajał mnie. Wtuliłam się w jego miękkie futro.
- Szzz. - szepnął. Gorące łzy spływały po moich policzkach a szloch wstrząsał całym ciałem. - Powiedz mu to, w takim wypadku to decyzja należy do Ciebie. - powiedział, spojrzałam na niego, łzy żłobiły drogę po moim futrze.
- Na pewno...? - skinął głową, wtuliłam się w niego.
- Okej. Powiem mu to. Ale proszę cię, bądź tam przy mnie. Bez ciebie nie dam rady. - Powiedziałam. Przestałam płakać a szary
Basior przez chwilę milczał, ale się zgodził. Odetchnęłam z ulgą i ostatni raz wtuliłam się w jego szare futro.
- Nie płacz już, idziemy. - powiedział i odsunął się ode mnie.


< Szaraczqu? :3 >

poniedziałek, 27 listopada 2017

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Mierzyłem  wzrokiem dwójkę, która stała naprzeciwko mnie. Wciąż byłem spięty, odczuwałem nieprzyjemny ból w miejscu gdzie kły Snajpera się zagłębiły.
- Tego "dupka"? Nie masz prawa go nazywać dupkiem, drogi braciszku. - powiedziała, popatrzyłem na  nią jak na idiotkę. Warknąłem cicho, niech się zdecyduje po czyjej jest stronie.
- Ciekawe jak ty byś się zachował, gdybyś na swoim ostatnim polowaniu, spotkał małą sarenkę, która leżała we krwi swoich rodziców... Która mówiła straszne rzeczy, jak to wilki rozszarpały jej matkę na jej oczach, jak jej matka krzyczała z bólu...A potem... Mała sarna umiera na twoich oczach z tęsknoty za mamą. Ciekawe jak ty byś się zachował! - powiedziała, usłyszałem że łamie jej się głos. Powstrzymałem się przed wybuchnięciem śmiechem. Ona nie chce zapolować, tak samo jak Snajper i myślą że długą wytrzymają na garnuszku watahy. To łowca ma tu pierwszeństwo do zdobyczy. Oczy wadery zaszły łzami, nie wiele myśląc odwróciłem się i odszedłem od nich, mając to gdzieś. Usłyszałem jeszcze zduszony płacz za sobą, pochyliłem się do przodu i ruszyłem truchtem. Doszedł mnie zapach sarny, wystawiłem język. Nie powinienem był teraz polować, ostatnimi czasy to tylko ja i kilka wilków dostarczamy jedzenia. Poczułem jak w burczy mi w brzuchy, jednak młoda sarna wystarczy tylko dla mnie. Zaczaiłem się i w momencie gdy miałem wyskoczyć, ciężkie ciało uderzyło mnie w głowę, powodując utratę przytomności. Upadłem z głuchym łoskotem na ziemię. Urwał mi się film. Zacząłem odzyskiwać świadomość po jakiś dwudziestu minutach.
Podniosłem się z trudem, gdzie ja do cholery jestem? Było pierwszym pytaniem jakie sobie zadałem po obudzeniu się w innym miejscu. Warrior ze Snajperem po krótce opowiedzieli mi po krótce o co chodzi. Nie gryzło mnie poczucie winy, ani nic takiego.
- Przepraszam was.. - burknąłem niechętnie, chcąc mieć spokój. Bolało mnie całe ciało, zwłaszcza głowa.
- Wybaczamy ci. Ale proszę cię, nie krzycz po nas więcej. - powiedzieli we dwójkę. Przewróciłem oczami zirytowany. Chciałem teraz tylko i wyłącznie świętego spokoju i odpoczynku. Warknąłem coś w stylu "chcę spać" czy "dajcie mi spokój". Wilki odeszły a ja pogrążyłem się we śnie.
      Obudziło mnie trącanie łapą, westchnąłem zirytowany ale wstałem. Patrol, zapomniałem. Otrząsnąłem się i odszukałem wzrokiem Nyx, Warrior i Snajpera. No po prostu grupa idealna. Warknąłem pod nosem i podszedłem do nich, Nyx i tak będzie prowadzić więc mogę pozostać z tyłu i mieć wgląd na tamtą dwójkę.
- No to przemierzymy dzisiaj granicę. - powiedział wilk, który będzie dzisiaj za nas po części odpowiadał, każdy z nas ponosił odpowiedzialność za siebie. Truchtałem za nimi, pilnując tyłów. Westchnąłem cicho, gdy tamci zwolnili kroku i spróbowali zagaić rozmowę.
- Nie chcę. - warknąłem zirytowany i skręciłem w bok, oddalając się od nich. Chciałem być sam, przynajmniej przez najbliższą chwilę. Ten basior irytował mnie w cholerę, myślał sobie że może mieć Warrior na wyłączność. I robić z niej wegetariankę! No kto by pomyślał, że wilk może preferować coś innego niż mięso. Niektóre zioła są dobre, ale to medycy się na nich najlepiej znają. Większość z nas preferowała sarninę, ale królikiem czy czymś takim nie wzgardziłoby się. Chłodny podmuch wiatru spowodował że mimowolnie się obejrzałem, czy aby na pewno jestem tam gdzie trzeba. Ścieżka skręcała, tamta trójka szła za mną, w niewielkich odstępach. Pociągnąłem nosem, licząc że poczuję jakąś zwierzynę, tym razem zamiast tego znanego mi zapachu, czuć było wilkiem.
- Sol...? - zapytałem ściszonym głosem, wiatr ustał. To on. Uśmiechnąłem się do siebie. - Jak Ci się wiedzie? - rozejrzałem się, poszukując znanego mi basiora wzrokiem. Stęskniłem się za nim, chociaż tym razem się nie pojawił.
- Z kim rozmawiasz, Szary? - usłyszałem głos Snajpera. Pochyliłem uszy do tyłu i warknąłem zirytowany.
- Nie twoja sprawa. - odwróciłem się do niego, jeżąc sierść na karku.


> Warri? Tak soł macz brak pomysłu, chce spać :v <

niedziela, 26 listopada 2017

od Warrior cd. Szarego

Brak komentarzy:
-Tego "dupka"? Nie masz prawa go nazywać dupkiem, drogi braciszku. - powiedziałam.

- Ciekawe jak ty byś się zachował, gdybyś na swoim ostatnim polowaniu, spotkał małą sarenkę, która leżała we krwi swoich rodziców....Która mówiła straszne rzeczy, jak to wilki rozszarpały jej matkę na jej oczach, jak jej matka krzyczała z bólu...A potem... Mała sarna umiera na twoich oczach z tęsknoty za mamą. Ciekawe jak ty byś się zachował! - powiedziałam ze smutkiem w głosie.

Snajper uspokajał mnie, ale i tak nie wytrzymałam i rozpłakałam się , ciężko było nie przypomnieć sobie tego okropnego widoku... Szary spojrzał na mnie, i poszedł dalej.

-Spokojnie, nie płacz. Proszę cię. Nie płacz.- powiedział, i położył swoją łapę na mojej.

- Dobrze, już nie będę. Dzięki za wsparcie. - powiedziałam, a następnie poszłam za Szarym.

Snajper i ja szliśmy za śladami Szarego. Zza krzaków usłyszeliśmy, uciekającą sarnę i coś co pada na ziemię. Szybko wyskoczyliśmy z krzaków, ku naszym oczom, ukazał się Szary. Leżał, na ziemi nie przytomny. A z jego głowy płynęła ciepła krew. Bardzo się martwiłam o Szarego. Snajper zabrał na plecy Szarego, kierowaliśmy się w stronę watahy. Zaraz po wejściu na tereny Canavar Liri, udaliśmy się do medyka. Ten zbadał go i powiedział, że to nic poważnego. Małe draśnięcie głowy. Po chwili, Szary obudził się i zapytał:

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? -

Opowiedziałam mu co się stało. A ten powiedział:

- Przepraszam was.. -

- Wybaczamy ci. Ale proszę cię, nie krzycz po nas więcej. -

Szary przytaknął. A ja i Snajper spojrzeliśmy, na siebie, a potem na niego.

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Wytłumaczyłem wszystko waderze. Wyraziła swoje zdanie, chociaż liczyłem na coś innego. Cofnąłem delikatnie uszy do tyłu i poruszyłem nimi, gdy chłodny wiatr spowodował że mimowolnie się skuliłem.
- Nie przejmuj się, to tylko sen. I ten, ja i Snajper jesteśmy wegetarianinami..- Powiedziała ze spokojem. Zwróciłem uwagę tylko na pierwszą część zdania, zaraz potem zajarzyłem to co powiedziała wadera. Cofnąłem się i skuliłem wściekle uszy.
- CO? - wykrzyknąłem, nie wierząc w to co słyszę. - Wiedziałem że Snajper ma na Ciebie zły wpływ! Dziewczynom, ty jesteś wilkiem! - Krzyknąłem, tracąc panowanie nad sobą. Miałem serdecznie dosyć jej arogancji i bagatelizowania tego, że ze Snajperem jest coś nie tak.
- TAK JESTEM WILKIEM I NIE JEM MIĘSA BO SZANUJE CUDZE ŻYCIE. NIE ZABIJAM BEZ POWODU! - Wydarła się, jeżąc sierść na karku. Spoglądałem na nią wściekle, chociaż nie mogłem jej zabronić zwiać. Odprowadziłem wzrokiem szarą kulę, która naprawdę emanowała złością. Zamachałem wściekle ogonem i poszedłem zapolować, zgłodniałem a zapasy powoli się kończyły. Nadchodziła zima, zwierząt będzie coraz mniej.
    Do moich nozdrzy dobiegł zapach sarniny. Poczułem jak zbiera mi się ślina, na myśl o posileniu się mięsem sarny. Postawiłem uszy i schyliłem się, czując jak moje futro dotyka mokrego podłoża. Zimno przenikało mnie niemiłosiernie, ale skupiałem się tylko i wyłącznie na udanym polowaniu. Po niecałych dwudziestu metrach krzaki przerzedziły się, ujrzałem stadko kopytnych. Potencjalnej ofiary jeszcze nie wybrałem, ale jedna z nich wydawała się słabsza. Zakaszlała i pochyliła się  w przód. Zmieniłem zdanie i odszukałem wzrokiem kolejną, tym razem sarna wyglądała na taką w pełni sił, ale była rozkojarzona. Atak z zaskoczenia może poskutkować szybką śmiercią zwierzyny. Wyskoczyłem z krzaków i powaliłem sarnę, wydała z siebie kwik, gdy wbiłem zęby w jej szyję. Szarpnęła się i wyswobodziła z uścisku szczęk. Warknąłem i otrzepałem pysk, pobiegłem za nią, starając się ją wyprzedzić. Była zwinniejsza, ale ja byłem szybszy. Po chwili zwierzę znowu leżało na ziemi, a  ja wgryzłem się przy tchawicy. Gorąca krew wypełniła moje gardło, połknąłem ją szybko i poluźniłem uścisk, czując jak sarna traci siły. Pazurami przebiłem skórę na jej szyi i klatce piersiowej, zorientowałem się dopiero gdy jej ciało zesztywniało, oczy zaszły mgłą a wzrok wbity był w nieokreślone miejsce. Z jej pyska wyciekła strużka krwi, uśmiechnąłem się i zacząłem ciągnąć trupa do watahy.
   Odłożyłem go i posiliłem się, wraz z kilkoma starszymi. Świeże mięso smakowało inaczej niż to zatęchłe ze spiżarni. Po  najedzeniu się do syta  i odpoczynku, który trwał prawie do wieczora postanowiłem się przejść.  Nie chciało mi się iść na patrol, więc sobie go dzisiaj odpuściłem. Shadow raczej nie zrobi to różnicy. Gwałtowne uderzenie w mój bok pozbawiło mnie równowagi. Wylądowałem ciężko na plecach, straciłem chwilowo oddech, zaraz potem go odzyskałem. Sylwetka rosłego wilka wyglądała na znajomą, ale w półmroku trudno było ogarnąć kto to. Jego kły wbiły się w moją szyję, powodując krwawienie. Odepchnąłem go, tym razem samemu przejmując "prowadzenie" w walce. Najprostszym celem była jego łapa, więc tam też ugryzłem. Powstrzymałem się od rzucenia wiązanką przekleństw, ból był znośny ale irytował. Z ferworu walki wyrwało nas głośne "stop!". Przerwałem, basior też. Wstałem i otrzepałem się z kurzu, rozbryzgując też trochę krwi. Wilk który mnie zaatakował był mi znany. Aż za dobrze. Snajper.
- Przepraszam, po prostu mówiłaś że Szary zrobił Ci przykrość.
- Desoto. - warknąłem, obrzucając Warrior wściekłym spojrzeniem. Wadera udała że nic nie wie. Warknąłem i popatrzyłem na nich zirytowany. - Serio? Wegetarianizm? Jesteście wilkami. - powiedziałem, machając ogonem. - Nic do tego nie mam. Ale opanuj tego dupka. - wychrypiałem z bólem i odwróciłem się, kierując swoje kroki w nieznanym jeszcze mi kierunku.


< SKOŃCZYŁAM! Wymuldałam jakiś słaby odpis, ale masz B) >

od Warrior cd. Szarego

Brak komentarzy:
Wysłuchałam to co powiedział Szary, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć więc powiedziałam czegoś czego nie powinnam mówić.

-Nie przejmuj się, to tylko sen. I ten, ja i Snajper jesteśmy wegetarianinami.- Powiedziałam.

-CO? WIEDZIAŁEM, ŻE SNAJPER MA NA CIEBIE ZŁY WPŁYW! DZIEWCZYNO TY JESTEŚ WILKIEM!- Krzyknął na mnie.

Nie wytrzymałam i krzyknęłam na Szarego z całej siły.

-TAK JESTEM WILKIEM I NIE JEM MIĘSA BO SZANUJE CUDZE ŻYCIE. NIE ZABIJAM BEZ POWODU! - Krzyknęłam na Szarego i pobiegłam do lasu.

Nagle wpadłam na Snajpera i wyżaliłam się.
-Szary nawet nie wie jak mi jest przykro...- Powiedziałam

- Nie przejmuj się nim.- Powiedział, i przytulił mnie po przyjacielsku.

Razem wróciliśmy na teren watahy, ja poszłam do jaskiń, a Snajper powiedział, że musi coś załatwić.

Usłyszałam krzyki Szarego, warczenie Snajpera a potem jęki Szarego. Pobiegłam jak najszybciej zobaczyć co się stało. Snajper walczył z Szarym. Krzyknęłam z całej siły stop, i przestali walczyć. Snajper powiedział do mnie przepraszam, po prostu mówiłaś, że Szary zrobił ci przykrość. Szary popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem.

< Zaakceptujesz mnie Szary? :c >

niedziela, 15 października 2017

Halloween

Brak komentarzy:
Jak wiecie, Halloween zbliża się wielkimi krokami, pomimo że mamy dopiero 15.10.2017, postanowiłam zorganizować konkurs.

Żeby nie było porozumień:
ZASADY
 
- Opowiadanie nie może być kontynuacją żadnej serii.
- Tytuł opowiadania musi bezpośrednio nawiązywać do Halloween. Najlepiej jeżeli będzie miało właśnie taki tytuł.
- Opowiadanie nie może mieć poniżej 1200 słów
- Zgłoszenie równoznaczne jest  z wysłaniem opowiadania.
- Ogłoszenie wyników - 2.11.2017
-
 
 
FABUŁA
 
Opowiadanie ma opisywać jak spędziłeś/aś ten dzień. Mile widziane wszelkie nadnaturalne rzeczy. Skoro jest tutaj magia, czemu nie mogą tu znaleźć się demony czy ogary piekielne? Bardzo mnie to ucieszy, jeżeli wykażecie się własną inicjatywą. Każdy z was może dodać coś od siebie, może jakąś mrożącą krew w żyłach historię, lub porwanie? A może przez cały dzień nie odpuszczało cię wrażenie że w nocy wydarzy się coś złego? Wracając, w watasze atmosfera jest napięta, chociaż wilki są wyluzowane, nie da ukryć się stresu. Wieczorem Alfy organizują zabawy, które odbywają się na całym terenie watahy.
 
 
NAGRODY
 
1msc - 200 lapisów
2msc - 150 lapisów
3msc - 100 lapisów
Pozostali - 50 lapisów
 
HALLOWEEN'OWE ZADANIA
 
Nie mogło obyć się i bez tego ;P
 
Zadanie #1 - Krew na podłodze.
 
Zmęczony, po jednej z zabaw, idziesz odpocząć przed kolejną. Kładąc łapę, wyczuwasz coś mokrego. Spoglądasz na podłogę, widząc ciemną posokę, dopiero teraz do twoich nozdrzy dociera metaliczny, ostrzy zapach krwi. Postanawiasz zbadać co to jest i do kogo należy?
 
Wynagrodzenie - 5 L 5 S
Wymagania - Minimalnie 300 słów
 
~dodam wincyj~
 
~Shad

sobota, 14 października 2017

od Shadow cd. Blanki

Brak komentarzy:
Poranne słońce rozbudziło mnie do reszty. Pogoda zaczęła się zmieniać, ciepłe, słoneczne dni powoli zaczęły przeistaczać się w deszczowe i wietrzne. Przeciągnęłam się i rozejrzałam wokoło, uśmiechając się. Jesień w naszej krainie była jedną z piękniejszych pór roku. Wyszłam z jaskini i rzuciłam okiem na polanę i las. To drugie przyjęło już piękne, ciepłe odcienie, w ogóle nie przypominające jesieni. Dochodziło już południe, usiadłam, wpatrując się w kwiaty, które już wkrótce zostaną przykryte warstwą liści a potem śniegu. Podeszła do mnie Blanka, zapewne chciała mi coś oznajmić.
- W takim razie... wciąż chcesz się spotkać z wodnym wężem? - zapytała niepewnie. Milczałam przez chwilę, zamiatając podłoże ogonem, poruszyłam delikatnie uszami.
- Wierzę ci, że nie jest groźny, ale... mogę się z nim spotkać i go poznać. - odpowiedziałam, wciąż nie będąc pewną na co właśnie się zgodziłam.
- Dobrze, tak więc pójdę go przygotować do tego spotkania i powiedzieć mu jak ma się zachowywać. - powiedziała, zmierzając już ku wyjściu.
-Czekaj! - krzyknęłam za waderą. - Przygotować? W jaki sposób?
- Zawiadomię go że przyjdziesz - Odparła biała wadera, uśmiechając się delikatnie. Zaczęłam nabierać coraz większych wątpliwości, czy to na pewno był dobry pomysł.
- Nie musi o tym wiedzieć - zerknęłam na moje łapy, udając że są bardzo interesujące. - to może być dla niego niespodzianka.
- Lepiej nie... otóż... ten wąż lubi "żarty" i możliwe że wrzuciłby cię do wody, bądź coś podobnego.. - powiedziała niepewnie, starając się uśmiechnąć. - podniosłam gwałtownie głowę, za takie "przygody" to podziękuję.
- Yhhhmm - zaburczałam  i spojrzałam na Blankę, lekko mrużąc oczy. -W taki razie "przygotuj" go, a jutro zaprowadzisz mnie do niego i zapoznasz z nim. - powiedziałam, już nieco chłodniej.
- Zgoda. - odparła białofutra i odbiegła w tylko sobie znanym kierunku. Wróciłam do przyglądania się drzewom. Wstałam i skierowałam swoje kroki to alejki, która była tuż przede mną. Moje łapy zostawiały płytkie ślady w błocie, które pryskało co jakiś czas i zostawało na moim futrze, zlepiając je. Przyglądałam się z uśmiechem liściom, które opadały powoli z drzew i spadały na ścieżkę. Udało mi się zobaczyć nawet kilka grzybów i roślin, których nigdy nie widziałam na oczy. Potknęłam się o wystającą gałąź i zaliczyłam nieprzyjemny upadek. Złapałam równowagę idealnie przed wpadnięciem głębiej w błoto. Cały urok spaceru został zepsuty przez zimno, przenikające przez moje futro i deszcz, który rozpadał się na dobre. Zawróciłam, podróż powrotna zajęła mi dłużej, bo postanowiłam iść całkiem inną ścieżką. Zbliżał się wieczór. Weszłam do jaskini i zaczęłam sprawdzać, czy wszyscy są. Nie było tylko trzech wilków, ale oni znajdowali się akurat na patrolu. Podeszła do mnie biała wadera, Blanka.
- Blanko?  - spytałam, licząc że białofutra domyśli się o co chodzi.
- Tak. - odparła i ziewnęła. Była cała przemoczona. - Wąż jest już przygotowany. - powiedziała zmęczonym głosem, uśmiechnęłam się niepewnie.
- Dobrze. Ale dlaczego... jesteś cała przemoczona? - zapytałam wadery, która rzuciła mi zdziwione spojrzenie. Czyżby spodziewała się, że nic nie zauważę?
- Taki, mały incydent. - odparła, uśmiechając się głupio i spuszczając zawstydzona wzrok.
- Incydent? Czy coś... - Blanka przerwała mi szybko, nie pozwalając mi dokończyć.
- Nic się nie stało, po prostu głupi żart - odparła i przeciągnęła się. No tak, pewnie podróż ją zmęczyła.
- Dobrze- powiedziała wolno, starając się nie palnąć nic głupiego. - idź już spać. - dodałam i odprowadziłam ją wzrokiem. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Wpatrywałam się w delikatne promienie, mieniące się kolorami złota i ciepła. Jesienne liście dodawały urokliwego spokoju, którego dawno nie zaznałam. Gdy słońce zniknęło za horyzontem, ziewnęłam i ułożyłam się do snu na swoim legowisku. Wsłuchiwałam się w spokojne oddechy wilków, powieki zaczęły mi ciążyć. Zamknęłam oczy i udałam się w krainę snów.

***

Obudziły mnie delikatne promienie jesiennego słońca, dostające się do jaskini i ogrzewające moje futro. Wstałam i przeciągnęłam się. Większość wilków jeszcze spała, obudziłam się jednak dosyć późno. Biała wadera już na mnie czekała. Pozwoliłam jej prowadzić, podążałam za nią truchtem, starając się jej nie wyprzedzać. Wreszcie moim oczom ukazało się jezioro, moje źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie wiedziałam, że o poranku tu wygląda tak cudownie. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam nad brzegiem jeziora.
- Cofnij się. - powiedziała. Postawiłam gwałtownie uszy, słysząc rozkazujący ton. Zignorowałam to jednak. - Wiesz...
- Tak - odparłam i wycofałam się, nie wiedząc czego się spodziewać. - Przywołaj tego węża. - obserwowałam ruchy Blanki, widać było że jest spięta, ale najwidoczniej wiedziała co robi. Ufałam jej, pomimo wcześniejszych występków. Pochyliła głowę i coś wyszeptała w stronę wody. Wstrzymałam oddech, gdy ujrzałam że woda zaczyna kształtować się w węża. Spięłam się i machnęłam ogonem, lecz nie wycofałam się.
- A więc to jest ten wąż. - powiedziałam, przyglądając się wodnemu tworowi. Stworzenie zaczęło ciągnąć do góry, jego wielkość była wprost przytłaczająca. Poczułam niemiły ścisk w żołądku, gdy otoczył się wokół mnie. Nie było opcji, żebym wyszła. Wstałam i poruszyłam się lekko, chcąc jakoś wyjść. Wąż zasyczał i w jednej chwili zmienił się  w bezkształtną ciecz, mocząc mnie i nie pozostawiając suchej nitki na mym futrze. Zacisnęłam powieki, nie chcąc by woda dostała się do oczu.
Wreszcie zdecydowałam się otworzyć oczy, wokół mnie była rozlana woda, która teraz tworzyła brązową breje. Blanka spoglądała na mnie z zirytowanym wyrazem pyska. Wciąż miałam otwarte usta, analizując to co właśnie się wydarzyło. Przed chwilą jeszcze woda była spokojna a wąż był pokojowo nastawiony.
- No... to jest Aqua. - powiedziała białofutra. Zamknęłam pysk i otrzepałam się z wody, rozlewając kropelki wody na wszystkie strony. Skuliłam po sobie wściekle uszy i zmrużyłam oczy.
- Całkiem miły. - rzuciłam sarkastycznie do Blanki. Popatrzyła na mnie, z lekkim zawstydzeniem. - wracamy. - burknęłam i ruszyłam żwawym truchtem z powrotem do watahy. Wadera chyba nie wiedziała, czemu jestem zirytowana. Ja po części też, ale na pewno częściowo był to powód wodnego stworzenia. Nie zwracałam uwagi na cudne widoki, które omijały mnie po drodze. Dotarłyśmy do watahy, Blanka kuliła po sobie uszy ze zdenerwowaniem. Wiedziałam że jest tu nowa, ale już sobie naskrobała. Podszedł do nas jej stary znajomy - Dovakiin.
- Czyżby Alfa Cię właśnie wywalała na zbity pysk? - zapytał jej, z sarkastycznym uśmiechem. Warknęłam cicho, zirytowana jego zachowaniem.
- Nie. Ale jeszcze jeden taki tekst i ty wylecisz na zbity pysk. - odparłam chłodno, spoglądając na niego. Skinął głową i odszedł, komentując pod nosem. - Wracając, Blanko, wytłumacz mi proszę, dlaczego ten.. Aqua; tak się zachował. - biała wadera pochyliła łeb i pokręciła głową.
- Ja.. sama nie wiem. - powiedziała cicho.
- Powtórz proszę. - zrobiła to o co prosiłam, zamilkłam na chwilę. - Cóż, nie chcę Cię martwić... ale ostatnio coś często broisz. Wiesz, czym to grozi? - zapytałam, spotkałam się z nieśmiałym skinieniem głowy. - Nie ukażę Cię, bo nie mam po co. Bądź na przyszłość ostrożniejsza, a teraz dołącz proszę do patrolu. Przyjdę do was za jakieś dwie godziny. - powiedziałam i poszłam umyć się z błota i innych pyłów.

-------
Blanczu? :> Przepraszam że tyle czekałaś ;^;

niedziela, 8 października 2017

od Black Mystery cd. Rango + zadanie #2

Brak komentarzy:
Rango podszedł do mnie i położył mi pod łapami coś zawinięte w liść, po czym usiadł obok mnie.
- To dla ciebie. Pamiętaj, że nigdy od ciebie nie odejdę. Nigdy - szepnął i przytulił mnie delikatnie.
Przymknęłam oczy, ciesząc się tą chwilą. Teraz byłam już całkowicie pewna, że potrzebuję tego czarnego basiora.
Otworzyłam oczy i przeniosłam wzrok na kamyczek leżący przede mną. Był bardzo ładny, błyszczący.
- Dziękuję, że jesteś, Rango - powiedziałam po prostu.
Ale przecież nie mogło być idealnie - w pewnej chwili wyczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Nie było to zwykłe wrażenie; czułam, jak czyiś wzrok przewierca mnie na wylot. Moje poczucie bezpieczeństwa wyparowało w parę sekund. Spięłam się i rozejrzałam ukradkiem, nie zobaczyłam jednak niczego niepokojącego.
- Wszystko w porządku? - wymamrotał Rango, który leżał z głową schowaną w mojej sierści.
- Śpij dalej - mruknęłam rozbawiona.
- Kiedy ja wcale...
- Sztap. Po prostu nic nie mów - uśmiechnęłam się złowieszczo, po czym niezauważalnie zmieniłam lekko pozycję, w której leżałam, i w jednej chwili stałam. Biedny Rango stracił swoją poduszkę, zanim jednak zdążył wyrazić swe niezadowolenie, krzyknęłam "Pucz!" i zepchnęłam go na dół wodospadu. Szybko poszłam w jego ślady i wyciągając jak najdalej łapy, skoczyłam na dół.
Wylądowałam niezbyt daleko od obrażonego basiora. Patrzył na mnie spode łba i prychał.
- Wow, aż tak mocno się uderzyłeś w głowę? - spytałam ze sztuczną troską. - Nie? - zdziwiłam się - W takim razie proponuję drugą jazdę.
- Podziękuję - mruknął Rango i wstał. - Możemy już wracać do watahy - otrzepał się z mchu i wymamrotał po cichutku - Tery morderca nie ma serca...
- Może i nie  ma - stwierdziłam i podniosłam się.
Nagle przeszedł mnie dreszcz; wiedziałam już, że ktoś naprawdę na mnie patrzy. A może to tylko złudzenie...? Pokręciłam lekko głową i postanowiłam się tym nie przejmować.
- Wracajmy już - zaproponowałam szybko i zaczęłam iść w stronę jaskini watahy obok Rango.
Kamyczek niosłam w pysku; docelowo chciałam zanieść go do jaskini i schować w schowku. Powrót zajął nam kilka godzin, zahaczyliśmy o parę miejsc po drodze.

Po powrocie do watahy odłożyłam kamyczek do schowka; wciąż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś wbija we mnie swój wzrok. Było już ciemno, postanowiłam więc pójść spać, ignorując towarzyszące mi cały dzień uczucie. Mruknęłam "dobranoc" do Rango, który wciąż udawał obrażonego szczeniaczka. Zasnęłam bardzo szybko, błędnie sądząc, że się wyśpię.
W środku nocy obudziło mnie szuranie o podłoże. To nie mysz, myszy tak nie brzmią - pomyślałam od razu i delikatnie, aby nikogo nie obudzić, podniosłam się. Postanowiłam wziąć ze sobą kamyczek. Kątem oka zauważyłam sylwetkę wilka przemykającą obok wejścia do jaskini. Całkowicie już rozbudzona potuptałam w stronę wyjścia. Całkowicie spięłam się, musiałam za wszelką cenę sprawdzić, kto to. Gdy wyszłam, nie zobaczyłam niczego. Już miałam wracać, kiedy zobaczyłam sylwetkę oddaloną ode mnie o niecałe pięćdziesiąt metrów. Bez wahania potruchtałam w tamtym kierunku, starając się być jak najciszej. Wilk szedł w las, ja za nim. Ciekawość, a zarazem obawa we mnie wzrastały, mimo to dalej szłam za tajemniczą sylwetką. W pewnym momencie wyszłam na sporą polanę. Rozejrzałam się i ujrzałam sprawcę mojej wyprawy. W jednej chwili sierść na karku zjeżyła się, a z pyska wydobył się stłumiony warkot.
- Brawo, brawo - zaśmiał się ironicznie czerwonooki basior. - Wow, dopadłaś mnie. Cóż za niespodziewany zwrot akcji! Kto by się spodziewał - warknął - nasza mała, bezbronna, załamana Terusia znalazła sobie watahę. Jeszcze cię nie  wyrzucili? - zrobił smutną minę. - Jakże mi przykro.
- Wypieprzaj stąd - warknęłam głośno.
- Nie tak ostro, nie zapominaj, z kim masz do czynienia. A, no tak... ty nie wiesz - zaśmiał się - to zabawne.
Opanuj się, Tery. Spokojnie. On tego właśnie chce...
Niezauważalnym ruchem rzuciłam kamyczek gdzieś do lasu. Może ktoś znajdzie...
- Co taka cicha jesteś? Nikt teraz po ciebie nie przyjdzie, bo jest środek nocy, ups. Nie sądziłem, że będziesz aż tak głupia, chociaż czekaj... właściwie to wiedziałem to od początku. - mówił opanowanym, zimnym, rozbawionym lekko głosem.
- Czego chcesz? - wiedziałam, że mam coraz mniej czasu, powoli robiło mi się gorąco. Prowokował mnie, a ja dawałam się w to wciągać jak głupia pacynka.
- Pytasz mnie, czego chcę? Nie dotarłaś jeszcze do tego? - udał zdziwienie - Chcę zniszczyć ci życie, doszczętnie, powoli. Chcę, abyś cierpiała psychicznie tak długo, aż nie wytrzymasz i sama z tym skończysz. Chcę cię zabić, ale bawi mnie twoje cierpienie. Długo nie pożyjesz w tej swojej bezpiecznej watasze.
- Nie możesz mi nic zrobić. - warknęłam jeszcze głośniej. - Nikt do tego nie dopuści.
- Och, czyżby? Gdyby ktokolwiek się tobą przejmował, nie byłoby cię tutaj, prawda? Myślisz, że ten twój cały Rango cię ocali? Proszę cię. To śmieszne. Poza tym, jeśli ktokolwiek stanie nam na drodze, zginie jak robak. - wycedził. - Mogę zabić całą watahę bez problemu, i ty dobrze o tym wiesz. Porozwalam ich łby na twoich oczach, podczas gdy ty sama będziesz umierać.
Nie wytrzymałam - wokół mnie wybuchł wielki, błękitny płomień.
- Proszę bardzo. - zaśmiał się basior. - Proszę, użyj tej swojej mocy. Kolejny pożar dobrze zrobi temu lasowi, czyż nie?
Wzięłam głęboki oddech. Płomień powoli wygasł.
- Dużo cię nauczył.  Tak właśnie myślałem. - ciągnął. - Uprzedzając twoje pytanie, mam swoje źródła. Brawo, Tery wreszcie choć trochę ogarnęła dupę i potrafi użyć swojego żywiołu! Niesamowite! Tylko że to ci w niczym nie pomoże, wiesz? I tak zginiesz. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Gdyby twój braciszek... Jas, tak? I cała reszta... żyli, ale cóż, nie to im było dane!
- Zamknij się! - walczyłam z płomieniem, byłam wyczerpana.
- Uważaj na słowa, gówniaro. - warknął, a moje ciało przeszył ból po tym, jak przejechał pazurami po moim pysku. - Nie zastanawiałaś się kiedyś, czemu przeżyłaś? Było nas przecież dużo, a ty taka mała, głupia i bezbronna. Jakim cudem nam wtedy uciekłaś? Zrozum wreszcie - wycedził - to wszystko jest plan. Wszystko, co robisz, jest częścią jednego, wielkiego planu, rozumiesz? Powinnaś się domyślić. Nie mogłaś tak po prostu umrzeć. Nie po tym, co się stało. Przyznaję, że  twoje dołączenie do watahy nieco pokrzyżowało mi plany; teraz nie będzie tak łatwo cię zabić. Wiesz, że nikt cię nie obroni. To takie zabawne - wadera po przejściach, z beznadziejnym charakterem, nie panująca nad sobą dołącza do watahy, poznaje kogoś, wszystko się cudownie układa, zaczyna panować nad własną dupą, zakładają rodzinkę, happy end. Nie, tak nie będzie. Twoja bajka zostanie przerwana tuż po tym, jak zaczniesz panować nad sobą, o szczeniakach nie masz co marzyć, nie chciałabyś przecież zostawić ich samych na tym świecie, prawda? Ojoj. Nie myśl, że ta nędzna, słaba wataha mnie powstrzyma przed czymkolwiek. Nie wypowiadam wojny Canavar; kończę stare porachunki z twoją rodziną. Umrzesz, Black Mystery.
Porachunki z rodziną? Plan? Czyli miałam przeżyć, żeby umrzeć?
Czułam, jak krew wydostająca się z rany, którą zadał mi ten dupek, spływa mi po pysku. Bardziej jednak krwawiłam wewnątrz. Czułam rozrywającą mnie wściekłość, nienawiść, smutek... Jak on śmiał?!
- Jeśli więc choć trochę zależy ci na tej całej watasze, dobrze ci radzę, odejdź z niej. Chyba nie chcemy, żeby im wszystkim coś się stało? Ja już idę, mam jeszcze parę, hmm, spraw, do załatwienia. Masz jeszcze pamiątkę - wziął rozmach i drapnął mnie po karku, od razu poczułam piekący ból i krew spływającą z rany. - Ilu jeszcze zginie, żebyś ty mogła żyć? I tak nie przeżyjesz.
Warknęłam głośno, a basior odbiegł w las. Opadłam bezwładnie na trawę, z oczy zaczęły wypływać mi łzy, a ciałem raz po raz wstrząsał dreszcz. Czułam niesamowitą nienawiść, zagubienie, smutek, złość... ale wiedziałam, że basior ma rację. Zdawałam sobie sprawę, do czego jest zdolny. Miałam narazić watahę? Wszystkie szczeniaki, Rango? W życiu. Wiedziałam, że opuszczenie watahy to najlepsze, co mogłam zrobić. Postanowiłam ruszyć od razu, przecież Rango nie puściłby mnie nigdzie.
Co za paradoks, jeszcze dzień temu sama prosiłam go, żeby nie odchodził...
Nie chciałam tego robić, ale nikomu nie mogła stać się krzywda. Była jeszcze noc, mogłam więc bardzo łatwo wymknąć się poza teren watahy. Wstałam i ruszyłam przed siebie, zostawiając za sobą Rango, watahę... wyobraziłam sobie jego reakcję i łzy zaczęły wypływać z moich oczu jeszcze gęściej. Mieszały się z deszczem, który zaczął padać, a jego krople w zetknięciu ze świeżymi ranami powodowały ostre pieczenie. Miałam jednak ważniejsze powody do zmartwień. Szłam, wstrząsana szlochem, wykończona uczuciami i panowaniem nad ogniem.
Czyli to koniec...
~~~~~~~~~~~~
Szłam jakiś czas, zaczynało  się już robić jasno. Było mi zimno, miałam całą przemokniętą sierść. Postanowiłam po prostu pójść spać, potrzebowałam snu; położyłam się więc pod wielkim dębem i zapadłam w niespokojny sen.
Nie było mi jednak dane pospać długo. Słońce nie zdążyło nawet wzejść całkowicie, a zostałam brutalnie wybudzona. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącą nade mną waderkę o żółtych oczach. Wyglądała na młodą i przypominała mi kogoś, za nic jednak nie mogłam sobie przypomnieć, kogo.
- Czego chcesz? - warknęłam i wstałam. Skrzywiłam się, gdy we znaki dały mi się zadane w nocy rany.
- Krwawisz. - zauważyła młoda. - Wszystko w porządku?
- Owszem. Nic nie jest w porządku, obudziłaś mnie. - powiedziałam i zmierzyłam ją wzrokiem.
- Zaprowadzisz mnie do jakiejś watahy? Mama mówiła, że mam uciekać. - spojrzała na mnie pytająco. Czyli ona też...
Moje nastawienie do niej zmieniło się - mała potrzebowała pomocy. Nie dałam jednak po sobie tego poznać.
- Tak się składa, że właśnie jedną opuściłam -głos nieznacznie mi zadrżał. - Słuchaj, nie jesteś bezpieczna tutaj sama, ale ze mną tym bardziej nie. Wataha jest kilka godzin drogi stąd. - mruknęłam chłodno.
- Co mi zrobisz, skoro nie jestem z tobą bezpieczna? - spytała nieufnie. - Poza tym jak niby mam sama tam trafić? Wystarczy, że wejdę na złą ścieżkę. - chyba zaczynała mieć wątpliwości, czy podeszła do właściwej osoby.
- Nikt nie kazał ci pytać mnie. - świdrujące spojrzenie żółtych oczu nie opuszczało mnie.
- Co ci za różnica, parę godzin drogi? - zapytała. - Poza tym przyda ci się pomoc medyka.
Westchnęłam głośno.
- Nie rozumiesz, ja po prostu nie mogę tam wrócić. - odparłam krótko.
- Och, świetnie. Czyli zostawisz mnie tutaj. Skoro ty nie jesteś tu bezpieczna, to ja chyba tym bardziej? Tylko zaprowadź mnie do watahy. Nic więcej. - prosiła, a ja przewróciłam oczami.
- No dobra, młoda. - zgodziłam się bez entuzjazmu.
- Jestem Aika. - poprawiła mnie.
- Tak, tak. - pokiwałam głową i zaczęłam iść w stronę, z której przyszłam.
Waderka ruszyła za mną, nic jednak nie mówiła. Cieszyłam się z tego, bo rozmowa była wtedy ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Deszcz niby przestał padać aż tak bardzo, wciąż jednak kropiło, a mi było zimno i źle. Z jednej strony chciałam spotkać Rango, a z drugiej wolałam odciągnąć to jak najdalej.
- A ty jak się nazywasz? - spojrzała na mnie trochę nieufnie.
- Black Mystery. - odparłam, nie odrywając wzroku od nieokreślonego punktu w dali.
Waderka pokiwała głową i nie odzywała się już. Przez chwilę zastanawiałam się, od jak dawna jest w podróży, szybko jednak przestałam zawracać sobie tym głowę. Spojrzałam ukradkiem na młodą i przez głowę przemknęło mi pytanie, ile już przeszła w życiu. Znów przestałam o tym myśleć i pozwoliłam myślom błądzić wokół nieokreślonych bliżej rzeczy.
Szłyśmy już dość długo - łapy zaczynały mnie boleć, a głód doskwierał mi już bardziej. Nagle w powietrzu wyczułam niewyraźny zapach sarny. Stanęłam jak wryta i postawiłam uszy, po czym zaczęłam węszyć.
- Co... - zaczęła młoda.
- Cicho - przerwałam jej od razu i zaczęłam skanować wzrokiem najbliższy teren. Dostrzegłam sarnę w odległości około dwudziestu metrów. - Sarna. - dodałam cicho.
Aika pokiwała głową ze zrozumieniem i zaczęła skradać się obok mnie. Po paru minutach byłyśmy już dostatecznie blisko. Spojrzałam na młodą i kiwnęłam głową na znak ataku. Prawie jednocześnie wystrzeliłyśmy do przodu. Aika pierwsza dopadła przerażonego zwierzęcia, nie wiedziała jednak chyba, jak zabić. Szybko do niej dobiegłam i wykonałam ostateczny cios. Po chwili zwierzę leżało martwe, a ja i młoda wesoło napełniałyśmy żołądki.
Po zjedzeniu z nieco lepszym humorem ruszyłam dalej z Aiką u boku. Wiedziałam, że zbliżamy się do watahy; poznawałam drzewa, które mijałyśmy. Niezmiennie cały czas ukradkiem rozglądałam się, czy nikogo nie ma w pobliżu, nikogo jednak nie dostrzegałam, co nie znaczy, że czułam się bezpiecznie. Z daleka zaczęły dobiegać mnie podniesione głosy członków Canavar Liri.
- Teraz już trafisz. - powiedziałam i zaczęłam się wycofywać.
- Idziesz ze mną. - odparła pewnie młoda.
- Na co mnie jeszcze namówisz? - zapytałam poirytowana.
- Nie można odchodzić bez pożegnania.
Cholera, ma rację... - pomyślałam niechętnie.
- Dobra, chodź. Miejmy to za sobą. - westchnęłam.
Waderka wydała się być zadowolona z siebie. Szłyśmy w stronę jaskini watahy. Sprawiałam wrażenie obojętnej, ale w głębi duszy miałam ochotę położyć się na ziemi i zniknąć na jakiś czas.
- Słuchaj, ty teraz idź do Alfy, zapytaj kogoś o nią, a ja tu poczekam. Później przyjdź o powiedz mi, czy cię przyjęła. - powiedziałam cicho, kiedy doszłyśmy praktycznie przed jaskinię watahy. Siedziałyśmy za gąszczem krzaków, przed jaskinią krzątało się kilka wilków. Aika pokiwała głową i wybiegła zza krzaka, kiedy nikt nie patrzył, a ja z bólem patrzyłam na miejsce, w którym spędziłam kilka miesięcy życia.
Wstałam ze względu na wbijającą się we moje plecy szyszkę i zamarłam. Podszedł do mnie Rango z nieopisanymi emocjami wypisanymi na pysku.


>Rango, Aika? 2200 słów <3 <




















niedziela, 1 października 2017

Podsumowanie Września

Brak komentarzy:
Haii :D O to i ja, no i Canavar Liri - wróciło do gry pełną parą ♥ Postanowiłam zrobić podsumowanie, bo minął pierwszy miesiąc nauki jak kilka dni więcej od ponownego ruszenia bloga ♥

Wilki
Dołączyły do nas trzy wadery - Amnesia, Amiri oraz Aika. Basior dołączył tylko jeden - Snajper.
Nikt za to od nas nie odszedł. Stan watahy wynosi teraz  16 członków.
Nieobecni wciąż są Drakon i Ray. Ja za to deklaruję mniejszą aktywność, od razu mówię - opowiadania i odpisy wstawiam, ale rzadziej jestem "długo i późno". Wciąż jednak jestem <3

Serie
Postanowiłam zrobić trochę... nowy styl pisania "serii" bo tamten nie miał sensu.
 
 
> Black Mystery zostaje zabrana przez Rango na spacer przy morzu gwiazd. Wadera po powrocie prosi basiora, by nie odchodził.
> Shadow postanawia zawrzeć sojusz z sąsiednią watahą - Aurum Vestris. Po powrocie na "swoje" Piorun wita ją z ulgą, ale też zmartwieniem.
> Snajper podczas wyprawy spotkał Warrior, która zaproponowała mu dołączenie. Alfy zgodziły się na przyjęcie kolejnego członka, a basior zyskał przyjaciółkę.
> Warrior potrzebowała przerwy od Szarego, po ich ostrej wymianie zdań, która nastąpiła po nieudanym treningu basiora. Nie spodziewała się, że spotka swojego brata, podczas spaceru ze Snajperem.
> Amiri spotkała przywódczynię Canavar Liri, czarnofutra zaproponowała jej dołączenie, lecz taka decyzja wymaga czasu.

Cóż, liczę że przypadnie do gustu :P Równie dobrze, możemy wrócić do tego starego <3

Technicznie
 
Wróciliśmy do dawnego tempa, ale to jeszcze nie wszystko, na co nas stać :3 Wbiliśmy 100 postów, z czego jestem bardzo dumna <3 oby tak dalej ♥
 
 
 
Cytat na Wrzesień
 
Cóż, szkoda, że nikt się nie zgłosił :/

 
Rodzina nie kończy się na więzach krwi.
 
 
~Shadow
do usłyszenia pod koniec października :P 

piątek, 29 września 2017

od Shadow cd. Amiri

Brak komentarzy:
Wadera milczała przez krótką chwilę, która wydawała się być wiecznością. Wreszcie podniosła głowę.
- Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta. - powiedziała, spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dobrze. - odparłam, szanując jej zdanie i idąc w stronę wilków, które najwidoczniej miały niezły ubaw. Zrezygnowałam jednak z tej opcji i poszłam stronę wyjścia, usiadłam w miejscu gdzie było w miarę sucho, ale deszcz docierał do mnie. Oglądałam z uśmiechem szalejącą burzę i pioruny, które rozcinały ciemne niebo i rozjaśniały je. Drzewa uginały się pod naporem wiatru i gwałtownie zrzucały liście w natychmiastowym tempie. Deszcz zacinał i moczył moje futro, które jeszcze nie przepuszczało zimna. Otrząsnęłam się z wody i wstałam, wchodząc do środka jaskini. Większość wilków już posnęła, niektórzy jeszcze wychodzili na nocne patrole a jeszcze inni po prostu leżeli. Położyłam się na swoim miejscu, z dala od reszty. Zamknęłam oczy, powoli oddając się w objęcia Morfeusza. Ciszę, która zapadła przerwał nagły grzmot. Poderwałam się do góry i rozejrzałam, zrobiło się jasno poprzez błyśnięcie, znowu zapadła cisza ale byłam pewna że jesteśmy bezpieczni. Zamknęłam oczy, moim ciałem wstrząsnął dreszcz z zimna. Wreszcie udało mi się zasnąć.
Wokół mnie było ciemno. Usłyszałam chrupnięcie gałązek, nadstawiłam uszu by usłyszeć skąd dobiega dźwięk. Nie zauważyłam nic, co mogłoby być zagrożeniem. Poczułam nagle chęć rzucenia się biegiem, spowodowanym nagłym strachem. Spięłam mięśnie i pobiegłam sprintem przed siebie, nie oglądając się. Tym razem czułam, że coś mnie goni i nie spocznie póki mnie nie znajdzie. Potykałam się o wystające korzenie i gałęzie, zaczynałam opadać z sił i zatracać tempo. Wykrzesałam z siebie jakieś resztki i ruszyłam ostatnim sprintem, by zaraz na zakręcie stracić równowagę przez głupi konar. Runęłam na ziemię z głuchym uderzeniem, straciłam oddech na chwilę. Spróbowałam się podnieść, nie czułam nawet bólu który powinien teraz mieć swoje źródło w mojej nodze. Usłyszałam szelest i wiedziałam że już po mnie, zaczęłam tracić zmysły, ale byłam w pełni świadoma otoczenia. Co się ze mną dzieje? Zadałam sobie to pytanie w momencie, gdy stworzenie zbliżyło się do mojej szyi i wbiło coś ostrego we wcześniej wspomniane miejsce. Obraz zaczął się rozmazywać, a do moich uszu dobiegało wołanie mojego imienia. Otworzyłam z ulgą oczy, budząc się z koszmaru, a liczyłam na coś przyjemnego.
- Shadow! - usłyszałam zdenerwowany głos jednej z wader. Nie mogłam skojarzyć kim jest, ale byłam pewna że to ktoś z patrolu. Nie myliłam się. - Dovakiin zaatakował Amiri, bez żadnego powodu,  no chyba że o czymś nie wiem. - dodała chłodno, wiedziałam że za sobą nie przepadali.
Wstałam i otrząsnęłam z siebie resztki snu. Wstałam i podążyłam za waderą, która naprowadziła mnie do miejsca zdarzenia i sama poszła zapolować. Podziękowałam jej i spojrzałam na basiora, który pochylał się nad leżącą nową, która nie wiedziała co zrobić.
- Gdzie zabierasz nasze szczeniaki? - warknął do niej, szczerząc zęby tuż nad jej szyją.
- Nigdzie, przysięgam. One chciały się pobawić na zewnątrz. - odpowiedziała przerażonym głosem, wiedziałam do czego może posunąć się basior więc postanowiłam interweniować. Szczenięta przystanęły i przyglądały się całej sytuacji  z zażenowaniem, skarciłam ich spojrzeniem.
- Dovakiin! Zostaw Amiri. - warknęłam, basior spojrzał na mnie wściekle ale odpuścił waderze, wstała pospiesznie i otrzepała się z kurzu i błota, które powoli zasychało i krępowało jej ruchy. - Co to miało do cholery być, Dovakiin? - rzuciłam wściekle, basior pomimo bycia pewnym swojej "wielkości" skulił uszy, już i tak miał  u mnie na pieńku. - Jeszcze raz mi coś takiego odwal, a twoje stanowisko zejdzie na łowcę albo po prostu zostaniesz wygnany. - Powiedziałam oschle, basior skinął potulnie głową i burknął "przepraszam", poprosiłam go by dołączył do porannego patrolu by ochłonął. Przystanął na moją propozycję i pobiegł za odchodzącą trójką. Amiri wciąż była zdezorientowana po tym zajściu, obejrzałam ją uważnie, szukając ran cielesnych.
- Przepraszam za niego... Czasami tak ma. - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco - Mam nadzieję że nie zmieniłam właśnie twojego zdania o watasze i dołączenia do nas. - dodałam i zamilkłam na chwilę. - Chciałabyś się gdzieś przejść.. i może porozmawiać? - uśmiechnęłam się do niej ciepło. - Powinno pomóc na stres. - Amiri milczała, deszcz był teraz tylko lekką mżawką, która tylko dodawała uroku miejscom które planowałam odwiedzić.

------
Amiri? :3 Nie miałam pomysłu :/

-----
Dodać +3  L/S

środa, 27 września 2017

od Amiri cd. Shadow

Brak komentarzy:
Podniosłam się z samego szacunku do Alfy watahy, która mnie ugościła. Propozycja, którą zaproponowała mi dołączenie do swojej rodziny, wydawała się, kusząca to nie byłam pewna, czy oni chcą tu mnie.
-Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta.
Shadow spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem.
-Dobrze.
Odparła wadera, a następnie wycofała się do reszty wilków. Ja natomiast wtuliłam się w ścianę jaskini i zamknęłam oczy, oddając się w objęcia Morfeusza. Gdy się obudziłam, większość wilków jeszcze spała kilka szczeniaków, już na nogach, jednak zachowały się bardzo cicho. Gdy zauważył, że się obudziłam podeszły do mnie i spytały, czy mogą wyjść przed jaskinie, zgodziłam się, ale wyszłam przed jaskinię, by ich pilnować. Dzieciaki bawiły się, a w jaskini zrobił się, mały hałas co oznaczało, że inni już postawili. Nagle poczułam, że ktoś na mnie skoczył i przygniótł mnie do ziemi, był to masywny basior. Słyszałam jego warczenie nad uchem.

-Co się stało?
Zapytałam lekko zaskoczona.
-Gdzie zabierasz nasze szczeniaki?
-Nigdzie, przysięgam. One chciały się pobawić na zewnątrz.

(Shadow pomocy xD)

Dodać +3 za op ( L/S )

od Shadow c/d Pass - Aurora Iris

Brak komentarzy:
Od dłuższego czasu dochodziły mnie słuchy że coraz częściej podczas patroli spotykają jakieś inne wilki, z nieznanej watahy. Siedziałam na końcu jaskini, obmyślając kolejne treningi, polowania i resztę ważnych spraw, które miałam załatwić  w najbliższym czasie. Sel i Nyx wrócili  z patrolu zdyszani, nie było ich dłużej niż zwykle.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona, wypatrując na ich ciele ran lub innych obrażeń. Pokręcili głowami i uspokoili mnie że nic im nie jest.
- Po prostu znaleźliśmy coś, co może Cię zaciekawić. - mruknęła wadera i opisała mi całe zdarzenie. Podobno na "ziemi niczyjej" widzieli wilki, które zmierzały w naszą stronę. Wydałam z siebie ciche warknięcie, nie podobała mi się ta sytuacja.
- Ilu ich było? - zapytałam, odpowiedź mnie zaskoczyła, bo wyglądali na patrol dwóch wilków. Pozwoliłam im odejść i zająć się swoimi sprawami, wróciłam do załatwiania formalności. Nie minęło dużo czasu od patrolu tamtej dwójki, gdy przyszli wcześniej wspomniani goście. Nie podeszłam od razu, zauważyłam że Szary i Warrior rozmawiają z nimi. Basior odpowiadał zdawkowo, Warrior milczała lub odpowiadała równie krótko co szary wilk. Młody powiedział coś do wadery i wstał, kierując kroki w moją stronę, udałam że wciąż coś robię.
- Shad. Ktoś do Ciebie. - burknął. Wstałam, stawiając uszy na sztorc. - Przyjdzie tu, ty zaczekaj. - automatycznie chciałam pójść za nim. Zawróciłam i położyłam się koło Pioruna, który lekko poruszył uszami i przymknął oczy, napawając się ciszą. Wszyscy jak na zawołanie, podnieśli głowy gdy tylko weszła tu nasza podróżniczka, niektórzy spoglądali na nią ze zdenerwowaniem i z ich gardeł wydobywał się cichy warkot,  a inni zaś spoglądali na nią z zaciekawieniem i ciepłem. Wstałam powoli, Piorun powtórzył mój ruch. Obrzuciłam watahę poważnym spojrzeniem, nie chciałam by przysłuchiwali się formalnością.
- Wszyscy wyjść. - warknęłam. Wilki wstały i wyszły, spoglądając na mnie ze zmartwieniem. Blanka wstała, jak reszta i wyszła powolnym krokiem, z dumnie podniesioną głową. Zapewne teraz sprawdzała czy wszyscy są, oraz znajdowała im jakieś zajęcia. Spojrzałam na Pioruna, który uśmiechał się, ale wciąż był poważny. - Popilnuj dyskretnie tego basiora. Przyjdź za chwilę. - poprosiłam go szeptem, skinął głową i wstał, nie spuszczając wzroku z towarzysza naszej podróżniczki.
- Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. - Przedstawiła się i nachyliła, jej amulet na szyi zabłysnął i przykuł mój wzrok. Pasował do bieli.
- Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. - zaczęłam, utrzymując chłodnawy ton, który jednak nie zniechęcał do rozmowy. - Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? - Powiedziałam do Pass, wadera przełknęła ślinę ze stresem.
- Przychodzę tu... - zaczęła i zamilkła, jakby układając sobie w głowie to, co ma powiedzieć. -  ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że nie obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych. - powiedziała szybko, prawie jednym tchem. Uśmiechnęłam się w duchu, skinęłam jednak głową i zastanowiłam się nad jej słowami. Czyli układanka powoli odnajdywała resztę swoich części, Sel i Nyx mówili o nich, podczas wcześniejszych patroli. Nauczyciele donosili o zapachach innych wilków, czyli o wilkach z Aurory. Moje uszy jednak wciąż były postawione na sztorc, dalej skupiałam się na otoczeniu, lecz zastanawiałam się nad wypowiedzią wadery.
-Oczywiście - odrzekłam -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
- Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziała cicho i machnęła nieznacznie ogonem.
- Zgadzam się - odparłam. - Piorun? - zawołałam mojego partnera, który w przeciągu kilkunastu sekund znalazł się koło mnie. Pass przyglądała się nam, zapewne zastanawiając się kim on dla mnie jest.
- Słucham cię? - warknął chłodno, jego wzrok utkwiony był poza terenem jaskini, wciąż przyglądał się towarzyszowi Alfy.
- Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... - poprosiłam basiora i spojrzałam na moje ramię, nie było już nacięcia po ostatnim razie. - by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...- Piorun był czymś zirytowany, popatrzyłam na niego zaintrygowana, nie zawsze się tak zachowywał.
- Dlaczego jesteś zły? Na mnie? - spytałam zdziwiona jego chłodnym obejściem - Coś się stało?
- Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje... - Spojrzałam na Pioruna  i Pass z zażenowaniem, nie powinien był tego mówić wprost, przy Alfie z którą właśnie zawierałam sojusz.
- Kto? - spytałam zdezorientowana jego wypowiedzią.
- Ten, co przyszedł z tą waderą - zawarczał, Pass skinęła głową, oboje spojrzeliśmy na białofutrą.
- Uspokoję go. - zadeklarowała i wyszła, kierując swoje kroki w stronę basiora, popchnęła go lekko i zaczęła coś mówić podniesionym głosem. Tamten skulił uszy i przybrał uległą postawę, Pass jeszcze coś do niego powiedziała i wolnym krokiem wróciła, w tym samym czasie Blanka przyniosła potrzebny sprzęt. Piorun wyszedł kilka minut wcześniej, by poprowadzić jakieś polowanie. Miękka, skórzana rączka ostrza oparta była o kielich.  Pass mruknęła cicho i podeszła do mnie, siadając i wbijając spokojny wzrok  w nóż. 
- Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi. - powiedziałam poważnie, skierowałam ostrzę na swoje ramię i płynnym ruchem przejechałam ostrą stroną po skórze. Pociekła krew, która szybko skapała do kielicha. Podała nóż Pass, która zrobiła to samo, polizałam ranę. Pass była spokojna, najwidoczniej nie robiła tego pierwszy raz. Jej krew również spłynęła do kielicha i złączyła się z moją. Wstałyśmy i wyszłyśmy z jaskini, wskazałam Blance głową jaskinię, wbiegła do niej i wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Piorun, Warrior, Szary i towarzysz Pass już na nas czekali, uśmiechnęłam się ciepło.
- Piorun, Warri, Szary - odezwałam się oficjalnie - Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą. - powiedziałam, cała trójka uśmiechnęła się do mnie, chociaż Szary wciąż miał chłodny wyraz oczu.
- To ja już pójdę -powiedziała wadera, z którą przed chwilą zawarłam sojusz. - zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow. - pożegnała się ze mną
- Żegnaj. - odparłam i odprowadzałam ich wzrokiem, z uśmiechem goszczącym na moim pysku. Warri, Piorun i Szary poszli do jaskini ale ja zostałam jeszcze przez chwilę. Dopiero gdy straciłam ich z oczu, ze spokojem mogłam wejść do domu i obrzucić spojrzeniem moją rodzinę.

-------
Mam nadzieję że to miała być "seria" na 2 opo?

wtorek, 26 września 2017

Od Pass cd. Shadow - "Canavar Liri"

Brak komentarzy:
Od jakiegoś czasu wilki z mojej watahy, przychodziły do mnie z informacją, że gdzieś niedaleko krzątają się wilki i szczeniaki nie należące do Aurory Iris. Po dłuższych namysłach i większej ilości informacji, postanowiłam że zajmę się tą sprawą; w końcu nie znałam tej watahy, więc nie \byłam co do niej niczego pewna. Weszłam szybkim krokiem do jaskini, po czym chwyciłam w zęby leżący obok mojego legowiska amulet. Założyłam go i zmierzałam ku wyjściu; oczy członków watahy obecnych w jaskini, skierowane były w moją stronę. Wyszłam z groty, a następnie podeszłam do grupki wilków, stojących pod jednym z zielonych drzew.
-Kovu? -wymówiłam imię pewnego basiora, który po moim słowie wyłonił się z grupy -Musisz pójść ze mną  na "patrol" -powiedziałam cicho i machnęłam ogonem. Basior kiwnął mi twierdząco głową, po czym pożegnawszy się z towarzystwem ruszył za mną szybkim krokiem.
Przystanęłam na chwilę, rozmyślając; Na mojej szyi wisiał amulet, a u boku stał Kovu; jeden z najlepszych wojowników w tej watasze. Jednak... brakowało celu naszej "wyprawy". Zauważyłam przechodzącą obok mnie, najpotrzebniejszą w tym momencie waderę.
-Bryches! -krzyknęłam, a wilczyca spojrzała na mnie -Powiesz mi proszę, gdzie ostatnio widziałaś tego obcego wilka -spytałam z lekkim uśmiechem.
-Niedaleko rzeki, na drugiej połowie naszej łąki -powiedziała Bryches, a jej złote oczy zabłysnęły zmieszaniem -Ten wilk nie był sam... był ze szczeniakiem.
-No to mamy kolejną informację -powiedziałam i podziękowałam waderze -Powiedz proszę Vineco, aby przejęła na chwilę watahę, ponieważ idę na ważny patrol. 
Bryches skinęła głową i ruszyła w stronę jaskini. Ja i Kovu przeszliśmy do biegu, a gdy byliśmy już na łące, moja ostrożność wzrosła. Dopiero w tym momencie przypomniało mi się że druga połowa łąki nie należy do nikogo. Zerknęłam na krzaki, by upewnić się że nikt tam nie stoi, po czym dałam sygnał towarzyszącemu mi basiorowi. Wyprostowałam się, aby coś zobaczyć, jednak nic to nie dało. Na szczęście Kovu zdążył już złapać trop.
-Pass? -powiedział cicho -Jesteśmy blisko, musimy tylko opuścić łąkę.
Skinęłam basiorowi głową, a następnie razem z nim, wyszliśmy z kwietnego pola. Wyjrzałam za krzaki i zobaczyłam jaskinię. Kilka wilków, a obok nich jaskinię; zrozumiałam że nie wiedzieliśmy wszystkiego o naszych terenach i im sąsiednich. 
-Muszę iść do Alfy -powiedziałam do siebie, jak i to basiora- Mam nadzieję że nie zostaną naszymi wrogami...
Ruszyliśmy, aż w końcu opuściliśmy krzaki. Spotkaliśmy się z wieloma spojrzeniami; zdziwionymi, jak i nerwowymi. Po chwili zauważyłam dwa wilki stojące obok jaskini. Postanowiłam że do nich podejdę, co zrobiłam. Stał tam basior i wadera; byli oni młodzi, basior był szary, a wadera szaro-czarna. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym podeszłam do nich.
-Witajcie -powiedziałam łagodnie, a oni spojrzeli się na mnie zdezorientowani -Nazywam się Pass i jestem z watahy Aurora Iris. 
- No super. -warknął basior, nieco zdziwił mnie swoim zachowaniem -Jeszcze jej tu brakowało. Nie wystarczy nam kłopotów Warri? -zapytał stojącej obok wadery, która przewiercała mnie wzrokiem. Utrzymywałam spokój, jednak po chwili z gardła basiora wydobył się cichy warkot. 
-Nie przyszłam tu po to, by wywoływać wojny, czy sprowadzać kłopoty. Chciałam porozmawiać z Alfą -powiedziałam ze spokojem, a basior postawił uszy.
-Tak się składa że my jesteśmy Alfami -powiedziała stojąca obok... Warri, po czym obydwoje wymienili sobie nerwowe spojrzenia.
-Poczekaj tu -warknął basior, po czym wszedł do jaskini, a Warri przyglądała mi się z zaciekawieniem.
Chwilę później basior wrócił i nie spuszczając ze mnie wzroku, dał mi znać, że mam wejść do groty.
Zajrzałam do niej, jednak po chwili cofnęłam się i rozejrzałam wokół siebie; nigdzie nie zobaczyłam Kovu...  -Gdzie on się znowu podział? -powiedziałam zmartwionym szeptem, jednak słysząc za sobą cichy warkot szarego basiora, ruszyłam powoli do jaskini. Wchodząc do niej pierwsze co zauważyłam to trzy wilki siedzące najdalej; czarną waderę, u której boku leżała biała oraz szaro-białego basiora leżącego naprzeciwko ich. Usłyszałam za sobą głośny warkot, po którym się obejrzałam i zobaczyłam Kovu. Odwzajemniłam warknięcie, a jego skulone na chwile uszy i cofnięcie się, dały mi znak że skończył swoje. W tym zauważyły mnie wszystkie wilki znajdujące się w jaskini. Powoli zaczęłam podchodzić do leżących najprawdopodobniej Alf. Czułam na sobie nerwowe spojrzenia członków owej watahy, jednak starałam się je ignorować. Gdy byłam blisko Alf, czarna wadera powoli wstała, za nią basior.
-Wszyscy wyjść. -warknęła Alfa, a ja odwróciłam się do Kovu i rozkazałam mu to samo; wyszedł z lekkim powarkiwaniem, zaraz po nim biała wadera. Alfa szepnęła coś do basiora, stojącego obok niej, a on po jej słowach wyszedł nie spuszczając wzroku ze stojącego przed jaskinią Kovu. Obejrzałam się tylko i powoli podchodziłam do Alfy. Mój uśmiech znikł, a na pysku pojawił się wyraz powagi i spokoju. Stałyśmy oko w oko, jednak nikt się nie odezwał. Westchnęłam cicho i odezwałam się.
-Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. -moje słowa jakby drżały... nie wiedziałam nic, to było takie dziwne uczucie. Przedstawiając się nachyliłam się tak, że mój amulet się zaświecił i zwrócił uwagę Alfy.
-Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? -słowa Shadow były tymi, których się obawiałam, jednak musiały nastać.
-Przychodzę tu...-przez chwilę układałam sobie w głowie zdania -ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych.
Czarna wadera kiwnęła tylko głową, widać było że się zamyśliła, jednak była czujna.
-Oczywiście -rzekła -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
-Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziałam cicho i machnęłam lekko ogonem.
-Zgadzam się -odparła i zawołała imię jakiegoś basiora -Piorun?
Do jaskini wkroczył warczący najprawdopodobniej partner Shadow.
-Słucham cię? -warczał nie spuszczając wzroku z terenem poza jaskinią.
-Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... -Shadow spojrzała na swoje ramię -by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...-Piorun był czymś zirytowany, więc nabierałam podejrzeń. Alfa najwyraźniej również zaintrygowała się zachowaniem partnera.
-Dlaczego jesteś zły? Na mnie? -spytała zdziwiona -Coś się stało?
-Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje...-Shadow z zażenowaniem spojrzała na mnie, po czym znów na Pioruna.
-Kto? -spytała.
-Ten, co przyszedł z tą waderą -zawarczał, a ja pokiwałam ze zdenerwowaniem głową, "Kovu" -pomyślałam. Tym razem dwa podejrzliwe spojrzenia Alf spotkały się na mnie.
-Uspokoję go -westchnęłam, ale w gardle czułam już kotłujący się warkot -Kovu! -warknęłam wychodząc z jaskini. To co zobaczyłam wytrąciło mnie z równowagi; Kovu warczał na wilki spokojnie spacerujące wokół, a na jego pysku widziałam grymas i złowrogie spojrzenie, skierowane do szarego basiora i wcześniej poznanej Warri. I ten szary basior i Kovu warczeli na siebie, za to Warri stała za basiorem. Podeszłam do mojego wojownika, po czym pchnęłam go, zwracając jego uwagę na mnie.
-Jeśli zaraz się nie uspokoisz, twoje stanowisko spadnie na tropiącego i nigdy więcej nie będziesz patrolować- warknęłam cicho, ale on się uciszył -Siadaj i nie rób zamieszania.
Po uspokojeniu basiora, wróciłam do jaskini, jednak Pioruna już nie było. Zamiast partnera Shadow, w jaskini znajdowała się biała wadera, która jak przypuszczałam, nazywała się Blanka. Po chwili jednak wyszła, a obok Alfy, znajdował się kielich i ostrze z delikatną skórzaną rączką. Mruknęłam cicho i podeszłam do wadery.
-Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi -powiedziała dostojnie Shadow i skierowała ostrze na swoje ramię, jednak po chwili, zmieniła cel z prawego na lewe. Alfa zamknęła o czy i gładko nacięła ramię, z którego krew spłynęła prosto do kielicha. Wadera podała mi ostrze i polizała swoją ranę.
Uśmiechnęłam się lekko na chwilę, po czym szybkim ruchem przejechałam ostrzem po lewym ramieniu i nachyliłam się nad kielichem; nie pierwszy raz zawierałam pakt krwi. Uśmiechnęłam się do Alfy i kiwnęłam jej łbem. Zrobiła to samo, po czym wyszłyśmy z jaskini. Shadow widząc Blankę, wskazała jej grotę. Biała wadera wbiegła do niej, a po chwili wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Przed jaskinią stał Kovu, Piorun, Warri i ten szary basior.
-Piorun, Warri, Szaraczku -odezwała się Shadow- Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą.
-To ja już pójdę -powiedziałam i uśmiechnęłam się- zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow.
-Żegnaj. -odpowiedziała Alfa i rozpoczęła rozmowę z Szaraczkiem i Piorunem.
-Kovu! -warknęłam, a basior ruszył za mną. Opuściliśmy teren Canavar Liri, a po chwili byliśmy na łące. Biegliśmy szybko, ponieważ wolałam nie zostawiać watahy na zbyt długo samej. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na szczęście nikt się nie stęsknił.

>Shadow? :3<

od Shadow cd. Amiri

Brak komentarzy:
Jeden z naszych nauczycieli opuścił dzisiejszy trening by zapolować. Zdecydowałam się przejąć pałeczkę nauczania od niego i zabrałam grupę, nieco zdziwionych szczeniąt. Pierwsze pytanie jakie padło było "Gdzie jest nasz mentor?". Uśmiechnęłam się ciepło i wytłumaczyłam im, czemu nie ma Nyx'a. Niektórzy przyjęli to do świadomości ze spokojem, dwójka strzeliła przysłowiowego focha, ale po chwili stwierdzili że nowe doświadczenie z Alfą może być ciekawie. Miałam dostęp do miejsc, o których im się nawet nie śniło. Zabrałam ich jednak do lasku treningowego, gdzie jest w miarę bezpiecznie i nie ma nieznanych nam dziur i innych takich. Szaro-fioletowy Espero z radością wybiegł kilkanaście metrów przed nas i rzucił się na patyk, popełnił kilka podstawowych błędów, reszta przyglądała mu się z zainteresowaniem, usłyszałam stłumiony chichot. Skarciłam wilczka, który ze skruchą przeprosił, uśmiechnęłam się ciepło i wróciłam do obserwacji. Młody zniknął gdzieś za krzakami i straciłam go z oczu, po chwili jednak wrócił, z dumą niosąc swoją zdobycz  w pysku.  Pochwaliłam go a potem przeszłam do ćwiczeń z resztą, podzieliłam ich na pary i tłumaczyłam najprostsze ataki. Kilkoro z nich załapało od razu, dwójce trzeba było tłumaczyć kilka razy i pokazywać nim ogarnęła jak się to robi.
- Espero! - krzyknęłam - mniej agresywnie, więcej taktyki a mniej szału! - poradziłam i dalej przyglądałam się jak ćwiczą. Zarządziłam przerwę, niektórzy położyli się a inni po prostu dyszeli zmęczeni lub rozmawiali. Czas odpoczynku minął szybko, postanowiłam zmęczyć ich na koniec, mieli pobiec na wyścigi do drzewa i wrócić do mnie jak najszybciej. Dopytywali się, kto wygrał, ale to zostało tajemnicą.
- Słuchaj... - zaczęłam do szaro-fioletowego basiora, który nadstawił uszu. - kogo tam spotkałeś? - młody opowiedział mi wszystko, ze szczegółami. Skinęłam głową i odprowadziłam grupę, zostawiając przy sobie tylko jego. Zaprowadził mnie do miejsca gdzie widział waderę, wyczułam jej zapach - obcy i niepasujący do żadnego ze znanych mi. Podeszłam, już sama do wilczycy, która podniosła głowę zaciekawiona.
- Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow, Alfa watahy, a ty jak się nazywasz? - przedstawiłam się jej. Wadera zapewne poszukiwała schronienia, lub co lepsze - watahy i stałego domu.
- Nazywam się Amiri. - odparła, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam się tym samym, lekko unosząc kąciki.
- Domyślam się że potrzebujesz noclegu? - zagaiłam, wadera milczała przez chwilę i wpatrywała się w taflę wody. Zawiał wiatr, który przyprawił mnie o dreszcze, wzdrygnęłam się z zimna. Podniosłam wzrok, spoglądając na chmury. Zapowiadała się burza. Znów ruszył się mocniejszy wiatr, moje futro, choć grube - przepuszczało trochę zimna. Młodzik wrócił do watahy, informując mnie o tym. Żywioł targał drzewa, nie zwracając uwagi jak bardzo się już uginają. Amiri wciąż milczała, najwidoczniej zastanawiając się     co odpowiedzieć. Uzyskałam w odpowiedzi kiwnięcie głową, poprosiłam ją by podążała za mną, szłyśmy pod wiatr, co utrudniało nam wędrówkę, nasze futra były przewiewane przez chłodne powietrze. Obejrzałam się za siebie, biała wadera szła za mną, pochylając głowę i przymykając oczy. Moje uszy, futro i ogon poddawały się sile żywiołu i poruszały   z jego ruchem.
- Chodź. To już blisko. - krzyknęłam do niej, podniosła głowę i przyspieszyła kroku. Już wkrótce miało ukazać nam się schronienie - jaskinia. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc że Blanka i Piorun szybko ogarnęli sytuacje, wilki już czekały w środku. Zeszłam wraz z waderą na dół i wpuściłam ją do środka jako pierwszą, usłyszałam ciche warknięcie i jakieś pomruki. Niektórzy się uśmiechali i witali ją radośnie a inni traktowali jak jakiegoś przybłędę. Zignorowałam to i poprosiłam o jakąś strawę dla wadery. Amiri usiadła, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do basiora, który przyniósł przybyłej jedzenie. Zaczęła zajadać potrawkę ze smakiem, uśmiechnęłam się do siebie, wadera skończyła dosyć szybko swój posiłek. - Coś jeszcze potrzebujesz? - zapytałam z troską, patrząc się na Amiri, która rozglądała się wokoło. Rozległ się pierwszy grzmot, po paru sekundach błysnęło i znowu zagrzmiało. Kilka wilków warknęło. Skuliłam uszy po sobie, nie chciałabym przeżywać kolejnej przygody. Deszcz zacinał i wpadał do jaskini, wejście zaczynało zbierać już wodę. Usłyszałam jakieś kroki i wołanie mojego imienia, w pierwszym odruchu chciałam odkrzyknąć, ale zreflektowałam się i umilkłam. Po chwili słowa minęły a ja znów czułam się spokojnie.
- Cóż, Amiri. Skoro już tu jesteś, to może chcesz dołączyć? - zaproponowałam waderze, której wzrok skierowany był w stronę wyjścia. - Oczywiście nie zmuszam, ale zawsze  to nowy członek... - zawahałam się, nie wiedząc co powiedzieć. - rodziny. - powiedziałam, gdy znalazłam odpowiednie słowo.  Burza wciąż rozbrzmiewała ale nikogo już nie interesowała, słychać było śmiechy i rozmowy.

< Amiri?  >

poniedziałek, 25 września 2017

Od Amiri cd. Shadow

Brak komentarzy:
Wadera z rasy Sinx była w drodze już przez wiele księżyców. Wadera była senna, zmęczona podróżą, więc postanowiła się zdrzemnąć, pod okolicznym dębem. Ściółka pod potężnym drzewem, była bardzo mięciutka przyjemna w dotyku, wilczyca okręciła się raz i zasnęła na miękkim mchu. Po niecałej godzinie w dużej odległości szła czarna wadera z grupką szczeniąt, jeden jednak postanowił oddalić się od grupy i sam przebiegł dłuższą trasę. Postanowił zapolować na wiszącego patyka nad wysoką trawą, szczeniak cofną się, parę kroków i wziął rozbieg, a następnie wybił się, jednak źle odmierzył swoja odległość i przeleciał obok patyka i niefortunnie łapiąc w zęby biały ogon śpiącej wadery. Wilczyca powoli otworzyła oczy i ujrzała szaro fioletowego szczeniaka, który trzymał jej ogon w zębach i po chwili go puszczając.
-Prz-prze-Przepraszam -Ja-nie chciałem.
Wykrztusił mały wilk.
-Nic się nie stało. A coś robił?
-Chciałem złapać tamten patyk, ale mi się nie udało.
Powiedział smutno szczeniak.
-Chcesz rady?
Szczeniak pokiwał znacząco głową, a wadera zaczęła mu wszystko tłumaczyć i za jej słowami wykonywał polecenia i po chwili wylądował z patykiem w pyszczku.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.
Szczeniak pobiegł w las, wcześniej mówiąc, że musi już wracać. Wadera przeciągnęła się i ruszyła w drogę. W tym czasie szaro fioletowe szczenię wróciło do grupy i pokazywało rówieśnikom, czego się nauczył. Czarna wadera podeszła do niego i spytała, gdzie był, a on jej opowiedział. W tym czasie Amiri znalazła krzaczek z jagodami i zjadła wszystkie owoce i napiła się z bliskiego strumyka. Gdy zaspokoiła swoje pragnienie, odwróciła się i gdy minęła kolejną parę drzew, naprzeciwko niej pojawia się czarna wilczyca i szczenięta, do białej wadery podbiegł poprzedni szczeniak, lecz szybko wrócił, gdy usłyszał wołanie Alfy. Czara wadera podeszła do wędrowca.
-Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow Alfa watahy, a ty jak się nazywasz?
-Nazywam się Amiri.
Wadery przyglądały się sobie nawzajem.
(Shadow. Równe 300 xD)

niedziela, 24 września 2017

Amiri

Brak komentarzy:
Dołączyła do nas Amiri!
http://canavar-liri.blogspot.com/p/wilk-amiri.html

sobota, 23 września 2017

sojusz

Brak komentarzy:
Zawarliśmy sojusz z Héroes Valientes!


https://heroes-valientes.blogspot.com/





Ps.: komentarze w "pozostałe" nie działają, więc pozostaje czat i komentarze pod postami z sojuszem x3

piątek, 22 września 2017

Sojusz

Brak komentarzy:
Zawarliśmy sojusz z Llama Heroes. Zapraszamy do nich :)
https://llamaheroes.blogspot.com/
 

wtorek, 19 września 2017

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Zakląłem cicho, nie mogłem złamać danej przysięgi. Znajdę Warrior, nawet jakbym miał zapłacić za to najwyższą cenę. Milczałem, czując jak bardzo zawiodłem waderę. Zamknąłem oczy na chwilę, poczułem jak pod moimi opuszkami łap  tworzy się szron, szybko cofnąłem go w swoją stronę i pozwoliłem mu zniknąć.
- Snajper. Idziesz ze mną. - warknąłem w stronę basiora, który zdezorientowanym wzrokiem spojrzał na mnie ale skinął głową. - To sprawa związana z Warrior. - żołądek ścisnął mi się boleśnie, gdy wymówiłem na głos jej imię. Snajper podążał za mną, potykając się w ciemności. Zakląłem ponownie, gdy zgubiłem trop. Przysiadłem lekko i słuchałem się w cisze, którą przerwało złamanie gałązki przez Snajpera.
- Zamknij się i chodź. - warknąłem i wstałem, kierując swoje kroki w stronę  Jeziora Ciszy. Snajper dorównał mi kroku. Dotarliśmy tam o wschodzie słońca, mgła wciąż znajdowała się nad taflą wody.
- To tutaj. - szepnąłem i wszedłem pomiędzy drzewa, basior podążał za mną. Wreszcie odnalazłem wejście do jaskini tamtego dupka. Uciszyłem Snajpera gestem i po cichu wszedłem, skuliłem po sobie uszy, gdy usłyszałem krzyki bólu i łkanie, domyśliłem się że to Warrior. Co tamten dupek jej robi? Pomyślałem i obrzuciłem jaskinię wzrokiem, na posadzce była zaschnięta krew, wciąż jednak czuć było tu siarką, do nozdrzy wdał się też nowy, charakterystyczny zapach - metaliczny  i ostry. Krew.  Spojrzałem na Snajpera, który skrzywił się, czując to samo co ja i słysząc krzyki bliskiej nam wadery. Basior niecierpliwił się, kręcił się we wszystkie strony. Ciszy nie przerywał nawet wiatr, poczułem jak przechodzą mnie ciarki. Brak bodźców słuchowych powoli przyprawiał naszą dwójkę o szaleństwo, zdecydowałem się wejść teraz.
- Chodź. - szepnąłem i skulony wszedłem do jaskini, odszukując Warrior. Ujrzałem ją  leżącą w jakiejś klatce, w kałuży własnej krwi. Usłyszałem kroki, świadczące że nie jesteśmy tu sami, szybko wycofałem się w cień.
- Spokojnie, nie bój się. - warknął Chaos i uśmiechnął się wrednie. Nie zdążyłem zareagować odpowiednio, gdy Snajper skoczył na rosłego basiora. Wykorzystałem moment zaskoczenia i uwolniłem waderę.
- Spokojnie, już dobrze. - szepnąłem uspokajająco, słysząc własny strach. - Uciekajmy stąd. Snajper, osłaniaj tyły. - warknąłem do basiora i zabrałem Warrior na swój grzbiet, wybiegłem z jaskini, słysząc słaby oddech młodej. Ten to się zna na sprawianiu bólu. Wadera chciała zejść gdy tylko dotarliśmy do jaskini, nie pozwoliłem jej i zaprowadziłem do medyka, dostała jakieś zioła do żucia, wysmarował jej rany maścią. Odszedłem w stronę basiora, który przyglądał się mi z zainteresowaniem i chyba się uśmiechał.
- Dzięki. - burknąłem. Spotkałem się z jego zdziwionym spojrzeniem. - Tak, ja też umiem to powiedzieć. - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem.
- To ja dziękuję. - odparł z uśmiechem. Warrior podeszła do nas i wtuliła się, w jej oczach lśniły łzy. Snajper powiedział coś do wadery. Chciał coś jeszcze powiedzieć do mnie, ale odszedłem szybko w stronę legowisk. Snajper przyglądał mi się ze zdziwieniem, nie wiedząc czy iść czy zostać. W końcu usłyszałem jak wstaje i zmierza w stronę swojego posłania. Położyłem głowę i zasnąłem, licząc na brak jakiegokolwiek kontaktu ze Starożytnymi czy koszmarami.

Sceneria znowu była inna, tym razem nigdzie nie było walających się ciał czy innych takich. Znajdowałem się w... świecie Innych. Ujrzałem czyjeś nogi, i poczułem jak ten ktoś mnie podnosi. Wydałem z siebie warkot, ale skwitowany został śmiechem. Wreszcie tamten ktoś postawił mnie na nogi, o dziwo znowu perspektywa była taka jakbym był szczenięciem. Przekręciłem głowę w stronę osoby która mnie podniosła. Była niewielką dziewczynką, która miała kręcone włosy o kolorze zboża. Były tu jeszcze dwie pary nóg, tylko większe. Domyśliłem się że to rodzice dziewczynki.
- Sasha, zostaw już pieska. Jest zmęczony i zestresowany. - głos kobiety sprawił że poczułem się jak w domu.
- Dobrze mamo... jak go możemy nazwać? - zamilkła a na jej słodkiej i niewinnej buzi pojawił się wyraz zamyślenia.
- Może Santa? - zaproponowała jej mama, Sasha pokiwała głową radośnie i pogłaskała mnie po głowie. Ten sen był taki cudowny... Zgasły światła, dziewczynka położyła mnie na jej poduszkę i usnęła. Wpatrywałem się  z lubością w jej twarzyczkę. Gdy upewniłem się że śpi, zeskoczyłem niezdarnie z łóżka i dotarłem do pokoju jej rodziców. Zacząłem piszczeć, by mnie wpuścili. Zaspana kobieta otworzyła drzwi i zabrała mnie delikatnie na ręce.
- Witaj w domu, Santa. - wyszeptała i położyła mnie koło siebie, pomiędzy nią a tamtym mężczyzną.

Obudziłem się przed większością, usiadłem ze zmieszaniem na pysku. Jaki sens miał ten sen? Nie mógł mieć żadnego, przecież to nie miało żadnego powiązania. Rozejrzałem się, by sprawdzić kto już się obudził, legowiska Verum i Drakona były puste, ale nie miałem żadnej ochoty z nimi gadać. Chociaż, miałem szansę rozliczyć się za to co wilczyca zrobiła Meilleur'owi. Słysząc jak tamta dwójka sobie słodzi, nie mogłem powstrzymać się przed przerwaniem im tego.
- Verum. - wypowiedziałem jej imię z niemałym obrzydzeniem. - Ty naprawdę sądzisz że puszczę płazem, to co zrobiłaś Mei'owi? - zapytałem, uśmiechając się sarkastycznie. Wadera wstała z chytrym uśmieszkiem.
- Chcesz walczyć? Dwa na jednego? - roześmiała się a ja tylko pokręciłem głową. Kątem oka zauważyłem że Warrior wstała.
- Za walkę podziękuję, bo gdybyś miała jakikolwiek honor, wiedziałabyś że tak walczą tchórze. Ranienie Meilleur'a w pysk? Tylko na tyle było cię stać? - roześmiałem się, na pysku Verum widać było że jest wściekła. Drakon powstrzymał ją z niechęcią od zaatakowania mnie.
- Tchórze! - krzyknąłem za nimi i zacząłem się śmiać. Wróciłem radośnie do Warrior, która przyglądała się tej całej akcji. Przybrałem poważniejszy wyraz, bo musiałem jej powiedzieć o tym śnie.
- Warri... Jest sprawa. - usiadła i zaczęła mi się przysłuchiwać. - Bo... ostatnio śniły mi się tylko koszmary, a ten sen.. Był inny. - przerwałem i zaczekałem na jej odpowiedź.

< Warrior ? :3 Nie miałam pomysłu :/ >