Patrol był dobre kilka tygodni temu, przez ten cały czas skupiałem się na swojej formie i unikaniu tamtej dwójki. Nie dane mi było odpocząć po polowaniu. Wpatrywałem się z uśmiechem w ofiarę, tym razem jest tylko moja. Mój pysk ubroczony był krwią i błotem, ale nie przeszkadzało mi to. Wyłożyłem się na plecach i ogrzewałem się zimowym słońcem. Płatki śniegu spadały wokoło, nie roztapiając się. Przed oczami pojawiły mi się łapy wilczycy.
- Szary? Potrzebuję pomocy. - głos należał do Warrior. Stłumiłem westchnięcie. - Snajper się dziwnie zachowuje, nie wiem co mam robić. - no jakbym ja to wiedział. Zmieniłem pozycję na siedzącą, szykowała się długa rozmowa. Wróciłem do posiłku.
- Powinnaś się ogarnąć i z nim pogadać. - powiedziałem z irytacją, miałem nadzieję na samotny obiad. Uznałem temat za zakończony i wbiłem kły w mięso, wyszarpnąłem kawałek i pogryzłem go, przełykając delektowałem się smakiem sarniny.
- Ale o czym? O tym czemu tak często się we mnie wpatruje? Albo o tym, dlaczego próbuje siedzieć blisko mnie? Naprawdę boję się z nim o tym pogadać... - powiedziała smutno. Powstrzymałem parsknięcie śmiechem. Wadera zawsze wybiegała do przodu i była pyskata a teraz pieskowi odebrało rozum. Zadałem jej kilka pytań, zapewne mi odpowiedziała ale to zignorowałem.
- Nie widzisz tego? - zapytałem sarkastycznie, powinna zacząć ogarniać o co chodzi Snajperowi. - On cię lubi. Ale tak szczególnie. - powiedziałem i wróciłem do posiłku. Z lubością odgryzłem kawałek mięsa sarny.
- Musisz teraz? - burknęła zniesmaczona. Wciąż gryząc, wydałem z siebie "yhym" i połknąłem kawałek mięsa. Wadera wystawiła z obrzydzeniem język. Otrząsnęła z siebie płatki śniegu.
- Mów konkretnie o co ci chodzi - Spoglądała na mój posiłek z obrzydzeniem. Święta się znalazła.
- Co Ci? Nagle
mięso nie pasuje? - burknąłem i przełknąłem kęs, delektując się smakiem mięsa. - Buja się w tobie. Podobasz mu
się. - odparłem, wadera zadarła nos do góry i popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Ty sobie
żartujesz, on nie może się zakochać w kimś takim jak ja. - Burknęła. Podszedł do nas "przyjaciel Warrior". Ich dialog trwał dobrą chwilę, dobiegały mnie ich podniesione głosy.
- Mówiłem! - roześmiałem się, jednak szybko spoważniałem. W moich oczach błysnął zawód. Warrior wróciła do mnie i oznajmiła że idzie, sama, bez nas. Dupek chciał za nią pobiec, powstrzymałem go zirytowany. Minęły już dwie godziny, Warrior nie wracała. Zaczynałem się o nią martwić, pomimo protestów Dupka, poszedłem jej szukać. Wiatr targał moje futro, było cholernie zimno, przynajmniej dla innych. Poszukując wadery zawijasami, zostawiałem za sobą ślady szronu. Uśmiechnąłem się do siebie, przynajmniej się nie zgubię.
- Szary, wiem, że tam jesteś. Powiedz mi co ja mam zrobić? - zapytała. Zdusiłem parsknięcie śmiechem. Podbiegłem do niej i usiadłem koło wadery. Jej pysk spowijał smutek, którego nie powinno tu być.
- Zastanów się. - powiedziałem ciepło. - Czy ty czujesz to
samo do niego? - zapytałem cicho młodej- Żywi do Ciebie silne uczucia, jeżeli
go zranisz, licz się z wielką stratą. Ale nie możesz też udawać, bo tylko
będziesz się krzywdzić. - Warrior milczała, wbijając wzrok w swoje łapy. Szron wokoło mnie zatrzymał się i zaczął delikatnie rozrastać się w różne strony.
- Przecież ja go
nie kocham, ale nie chce go zranić, bo go lubię. Nie wiem co mam robić... Co ty
byś zrobił w mojej sytuacji Szary? - Powiedziała z powagą. Postawiłem uszy, zaraz potem oddały się sile wiatru i poruszały się bezwiednie.
- Wiesz,
ja tam za basiorami nie przepadam. - odparłem z przekąsem, ale zaraz potem
spoważniałem. To dla niej ważne - Daj sobie czas, zastanów się nad tym poważnie. -
wytłumaczyłem, nie byłem specem od serc. Zapadła cisza. Wadera nagle zaczęła płakać.
-Ale ja chcę
mieć przyjaciela! A nie chłopaka! - Wykrzyczała łamiącym się głosem. Wtuliła się we mnie.
- Szzz. - szepnąłem. Łzy spływały po policzkach wadery, szloch wstrząsał całym jej ciałem. Czekałem aż odzyska głos i panowanie nad sobą. - Powiedz mu to, w takim wypadku to
decyzja należy do Ciebie. - Powiedziałem. Wadera popatrzyła na mnie zaszklonymi oczami.
- Na pewno...? - skinąłem głową, znowu wtuliła się we mnie. Czułem się jak jej brat, pomimo że nie łączyły mnie żadne więzy z tą kluchą.
-
Okej. Powiem mu to. Ale proszę cię, bądź tam przy mnie. Bez ciebie nie dam rady.
- Burknęła. Łzy już się nie lały, a ona sama zdążyła się uspokoić.
- Nie płacz już, idziemy. - powiedziałem i odsunąłem się od wadery. Wracaliśmy okrężną drogą. Milczenie było naszą jedyną rozmową. Nie chciałem się do niej odzywać, ona najwidoczniej też. Po powrocie do jaskini, nigdzie nie widziałem jej przyjaciela. Nie miałem zamiaru go szukać. Stwierdziłem że idę coś zjeść i umyć się od błota, Warrior usiadła i czekała. Po prostu czekała. Basiora nigdzie nie było widać, patrolujący nie zabierali go ze sobą. Z radością oddałem się kąpieli, gorąca woda moczyła moje futro i zmywała cały brud. Wyszedłem z niewielkiego pomieszczenia i poszedłem cos przegryźć na kolację. Kucharz przygotował królika, została porcja dla mnie. Pochłonąłem ją z radością. Na stole był nawet kufel grzańca, wypiłem swój kubek i poszedłem z powrotem do Warrior. Wadera siedziała w tym samym miejscu, nieco przybita.
Warri? Nie wiedziałam co napisać, wybacz :v