Był to dzień jak co dzień. Zwyczajny jak na drogę śmierci. Czułam, że do niej pasuje. Kiedy byłam w "normalnym", jak to inni określają, miejscu czułam się nieswojo. Co prawda, było tu niebezpiecznie, ale jakoś tak...swojo. Żywiłam się wszystkim, co można upolować w tym miejscu, odpowiadało mi to... Mimo tego zatęskniłam za smakiem sarny, której nie można tu spotkać.
- Od jak dawna stąd nie wychodziłam?- zadałam w głowie pytanie do samej siebie.- Nieważne! Muszę się przełamać.
Powolnym i ociężałym krokiem zbliżałam się do wyjścia.
-A to co?- zdziwiłam się widząc dwa wilki.- Pewnie kolejne głupie dzieciaki chcą się przekonać czy wszystko co mówią o drodze jest prawdą...
Oni już się bali. Dlaczego? Bo wszędzie leżały szczątki jakiś istot, o których istnieniu oni zapewne nie mieli nawet pojęcia.
-Dlaczego by ich jeszcze bardziej nie wystraszyć?- wpadłam na pomysł zabawienia się ich przerażeniem.
Wyminęłam ich z boku i szybko przebiegłam za nimi. Specjalnie hałasowałam. Chciałam, by mnie słyszeli, ale nie mogli dostrzec. Schowałam się więc pod skalną płytą, całkowicie pogrążając się w ciemności. Basiory zwróciły się w moją stronę. Nie widziały mnie.
-Co to było?- zaniepokoił się szary.
-Nie mam pojęcia-odparł drugi.- Wracajmy!
Usłyszałam ryk i wiedziałam co się szykuje. To był skolew. Jeden z niebezpieczniejszych potworów tego miejsca. Rzucił się na samce, a ja na niego. Zetknęłam się z nim w powietrzu i boleśnie upadłam na ziemię. Skolew wylądował na mnie. Byłam wkurzona. Uciekłam ze swojej watahy... Można powiedzieć, że raczej zostałam wygnana. Szukałam miejsca, w którym będę tylko ja, w którym już nikt mnie nie skrzywdzi, a teraz nadstawiałam karku za wilki, których nawet nie znałam. Nie dlatego, że nie chciałam, aby coś im się stało. Po prostu gdyby stwór ich pożarł, byłby dwa razy silniejszy i stałby się zagrożeniem dla mnie. Skolew spróbował ugryźć mnie w szyje, lecz zdążyłam się oswobodzić z jego uchwytu. Podskoczyłam ustawiając się w pozycji ostrzegawczej. Zjeżyłam sierść i zaczęłam warczeć. Potwora jednak to nie ruszyło. Skoczył w moją stronę. Schyliłam się, dzięki temu istota przeleciała nade mną. Wykorzystałam to atakując go od tyłu (jednocześnie uważałam na jego kolec z jadem). Stworzenie odwróciło się boleśnie raniąc mnie szponami w kark. Ja odwdzięczyłam się przegryzając mu tchawicę. Z jego paszczy wydobyło się ostatnie charknięcie. Po nim skolew padł trupem. Co przez cały czas robiły wilki? Głupio się na mnie gapiły, zamiast pomóc- Idioci-pomyślałam, po czym przepłoszyłam te głupki. Odwróciłam się i zrobiło mi się słabo. Resztkami sił chciałam przeczołgać się pod ścianę. Jednak nie udało mi się.Zostałam ukłuta przez stworzenie. Wrzeszczałam na siebie w myślach. Jak mogłam dać się ukłuć?! Nigdy mi się to nie zdarzyło. Musiałam być rozkojarzona. Po dłuższym czasie ostatkami sił i świadomości usłyszałam:
- Shadow, to ona- poznałam głos szarego wilka.
- Została ukłuta... Jeśli się pośpieszymy to uda nam się ją uratować- domyśliłam się, że to głos Shadow.- Słyszysz nas?- wiedziałam, że skierowała pytanie do mnie.
Byłam w stanie na nie odpowiedzieć, ale nie lubię się odzywać. Zresztą, nie robiłam tego od ponad roku. Zebrałam w sobie siłę i kiwnęłam głową. Poczułam ranę na karku.
- Szybko!- ponagliła po raz kolejny wadera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz