wtorek, 19 grudnia 2017

od Zeki cd. Shadow

Brak komentarzy:
Dwa wilki zajmowały się moimi ranami, a ja starałam się być cicho. Japier***, jak to bolało. Nie obchodziło mnie to, co ze mną robią tylko po co! Nie znali mnie, ale i tak chcieli mi pomóc. Po skończonej pracy wrzucili mnie na plecy basiora. Próbowałam jakoś zaprotestować, ale nie wiele mogłam zrobić. Straciłam dużo krwi, a w moim ciele krążyła trucizna. Wrzeszczałam na siebie w myślach. Jak dopuściłam do tego, że mnie ukłuł? Zabiłam ich dziesiątki jak nie setki. Dlaczego więc teraz, po tak długim czasie doświadczenia dałam się pokonać? Cały czas miałam zamknięte oczy. Nie byłam w stanie ich otworzyć. Poczułam, że jestem u medyka. Ten zszył moje rany i kręcił się długo koło mnie. Co chwilę upewniał się, że żyje. Czułam się coraz gorzej. Mimo zamkniętych powiek nie mogłam spać. Wiedziałam, że jeśli sobie na to pozwolę, to umrę. Prowadziłam wewnętrzną kłótnię. Jakaś część mnie zachęcała mnie do poddania się. Twierdziła, że jak umrę to cały mój ból się skończy. Inna zaś wrzeszczała o tym, że przez tak długi czas walczyłam o przeżycie, a teraz mam po prostu zakończyć swój żywot? Każda sekunda była dla mnie okropnym cierpieniem dłużącym się w nieskończoność. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem, ale postanowiłam walczyć! Miałam pozwolić by jakiś głupi Skolew mnie wykończył? Nigdy! Zaczynało być coraz lepiej. Moje spięte do tej pory mięśnie zaczęły się rozluźniać, a paplanina w mojej głowie ustała. Nie wiem ile nie kontaktowałam ale zapewne trwało to długo. Przez godzinę lub więcej po odzyskaniu kontroli nad ciałem nadal nie drgnęłam. Zbierałam siły. Zamierzałam stąd uciec. Rozchyliłam powieki, poruszyłam głową i spojrzałam na medyka. Ten natychmiast ożywił się i wybiegł. Wrócił z czarną wilczycą.
- Witaj- po głosie poznałam, iż to Shadow.- Wiem, że możesz być zdezorientowana, ale chcę ci pomóc. Jeśli jutro będziesz mieć siłę to oprowadzę cię po naszych terenach.
Odpowiedziałam jej lekkim ruchem głowy.
- Tak w ogóle to jestem Shadow- przedstawiła się nie potrzebnie.- A ty?
Nie usłyszała odpowiedzi
- Rozumiem, że możesz mi nie ufać, ale mam nadzieję, że jutro się dogadamy- uśmiechnęła się ciepło.
Odprowadziłam ją wzrokiem do wyjścia. Medyk popatrzył się na mnie i powiedział:
- Ja jestem Vico, zostanę tu z tobą.
Usnęłam, jednak po chwili się obudziłam. Rozejrzałam się, było ciemno, ale i tak wszystko widziałam. Powoli podniosłam się na nogach. Nie odzyskałam jeszcze sił. Zachwiałam się i upadłam. Basior na szczęście się nie obudził. Ucieczka w tym stanie byłaby głupotą, zwłaszcza że nie bardzo wiedziałam gdzie mam się udać. Nie mogłam jednak usnąć. Wgramoliłam się na zewnątrz. Zauważyłam tam Shadow.
-Oooo- wykrztusiła z siebie zdziwiona.


Shad?

piątek, 15 grudnia 2017

od Shadow cd. Zeki

Brak komentarzy:
Wraz z jednym z patrolującym, Ventusem, przeszliśmy się gdzieś dalej niż zwykle. Doszły mnie słuchy że niektóre stwory przesadzają ze swoją wolnością i atakują samotników. Śnieg padał, niektóre płatki wpadały mi do oczu i osadzały się na ciemnym futrze. Na ścieżce, której jeszcze nigdy na oczy nie widziałam, walały się kości i szczątki. Gdzieniegdzie śnieg splamiony był krwią. Skuliłam po sobie uszy, cholera. Były za duże jak na wilka, prędzej mogły należeć do jakiś stworów, o których istnieniu nie dane było nam się dowiedzieć. Rozglądałam się, powinniśmy byli się wycofać. Do naszych uszu dobiegł ryk. Znany mi aż za dobrze, chociaż Ventus nie miał jeszcze "szczęścia" go poznać.
- Co to było? - zaniepokoił się, spinając mięśnie i mrużąc oczy.
- Nie mam pojęcia. - skłamałam. - Wracamy. - zakomenderowałam i popchnęłam go do tyłu. Odwróciliśmy się i truchtem oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Wadera stała spokojnie, jakby czekając na jego atak. Ona wiedziała! Zaklęłam w myślach, to nie jest zbyt dobrym pomysłem by teraz ją zagadywać. Wyglądała na zdecydowaną w swoim postanowieniu, które zapewne było tak absurdalne, że uwierzyłabym nawet w jednorożce które karmią dzieci tęczą. Skolew przygniótł waderę swoim ciężarem, szczerząc zęby. Zamknęłam oczy. Nigdy nie lubiłam oglądać jak ten stwór rozszarpuje swoje ofiary. Mijały minuty, które wypełnione były warknięciami, odgłosami bólu czy głuchymi uderzeniami o ziemię. Postawiłam uszy, gdy tylko usłyszałam dziwne, aż zbyt głośne charknięcie i kaszel. Ten odgłos przepełniony był bólem. Wadera warknęła, z wielu ran na jej ciele, tych świeżych i tych nieco starszych, które zapewne jeszcze nie dawno były strupami, sączyła się krew, barwiąca śnieg na szkarłatnoczerwony kolor, błyskający w ogniu. Dobrze zrozumiałam co się dzieje, Ventus odciągnął mnie do tyłu, twierdząc że bez lekarstw nie damy rady. Miał rację. Wróciłam się po leki, szary basior mi towarzyszył, chociaż skupiał się bardziej na zapamiętywaniu ścieżki niż na biegu. Pobiegłam do medyka, który akurat miał pilniejszy przypadek niż ja. Cholera jasna! Poprosiłam go o przydzielenie leków. Dał mi je, chociaż z niechęcią. Wytłumaczył mi co mam robić, i jak mam się posługiwać poszczególnymi  maściami. Przytakiwałam, starając się zapamiętać wszystko co potrzebne. Dobiegłam do Ventusa, który momentalnie zawrócił i ruszył biegiem. Zrobiłam to samo, tym razem nieco wolniej, lekarstwa miały swoją wartość.
- Shadow, to ona.  - powiedział szary wilk, wskazując waderę głową. .
- Została ukłuta... Jeśli się pośpieszymy to uda nam się ją uratować. - Spoglądając na ranę na jej grzbiecie, nawet głupek by się domyślił czyja to sprawka.  - Słyszysz nas? - zapytałam skuloną waderę, śnieg wokół niej zdążył zabarwić się na czerwono. Trzeba się pospieszyć. Czarnofutra pokiwała słabo głową, czyli była świadoma.
- Szybko! - ponagliłam, przyglądając się waderze. Ventus szybko wtarł maść wokół ran, ciemnozielony płyn zaś wylał na rany, starając się by zostało choć trochę na dnie. Ranna wadera zacisnęła zęby, ale i tak cicho syknęła. Na przyszłość będę wiedziała że to boli. Opatrzyliśmy rany, teraz pora zająć się ukłuciem. Medyk wspominał coś o maści, która mogłaby opóźnić działanie trucizny. Potem jednak wszystko zależy od jej organizmu i woli walki. Podałam Ventus'owi odpowiednią maść, tym razem czerwoną. Wyglądała bardziej jak krew, ale to nie szkodzi. Oby tylko pomogło. Basior szybko wtarł ją w ranę wadery, która warknęła na niego. Po skończonej robocie, szybko odsunął się od niej. Pomimo jej "protestów" wrzuciliśmy ją na grzbiet basiora. Wróciliśmy do watahy, czarnofutra chciała zejść. Donieśliśmy ją do medyka i powiedzieliśmy co i jak.
- Postaram się coś zdziałać. - powiedział, przeglądając dostępne lekarstwa. Pokiwałam głową i odprawiłam szarego basiora. Sama poszłam coś zjeść. Usiadłam, przyglądając się wszystkim szczeniakom, które odwalały głupoty. Starsi uczniowie męczyli się na treningach. Godziny mijały, a ranna wadera wciąż nie wychodziła. Powoli zaczęłam się martwić. Chcąc jakoś odreagować, zaczęłam chodzić w kółko, nie mając nic ciekawszego do roboty. Ze zmartwieniem wlepiałam wzrok w miejsce, gdzie medyk miał zajmować się naszą towarzyszką. Czekałam aż wyjdzie ktoś z nich, i oznajmi że wszystko dobrze.
 
 
Zeka? c:

środa, 13 grudnia 2017

od Warrior cd. Szarego/Wavantosa

Brak komentarzy:


Czekałam. Nagle przyszedł Snajper. Przyniósł kwiatka...heh...a czego się mogłam spodziewać? Na początku było mi miło, ale potem zdenerwowałam się.
- To dla ciebie. W twoim ulubionym kolorze. - Powiedział z wielkim radosnym uśmiechem.
- CO? SNAJPER DAJ SPOKÓJ! PROSZĘ CIĘ! - Wykrzyknęłam jeżąc sierść na karku.
Skoczyłam na Snajpera, zaczęłam go gryźć. On się nie bronił.
- WARRIOR PRZESTAŃ! - Wykrzyknął Szary. Miałam w nosie co on do mnie mówi. Snajper twierdził, że nie chce mi zrobić krzywdy. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Wbiegłam do lasu, tam spotkałam dosyć mocno zbudowanego basiora.
- Kim jesteś?-zapytał
- Czy my się znamy?...- Zapytałam
- Nie, ale możemy się poznać.- Odpowiedział, z uśmiechem na pysku.
- Nie ja podziękuję. Aha, i jakby ktoś mnie szukał, to mnie nie widziałeś. Jasne? - Powiedziałam
- Czekaj, co się stało? - Zapytał.
- Po prostu zdenerwowałam się na kogoś. I tyle..i jestem Warrior. Jestem córką alfy. - Powiedziałam.
- Wavantos. Miło poznać. - Odpowiedział.
- Mi również - Powiedziałam
Przez całą rozmowę próbowałam opanować nerwy. Po chwili usłyszałam jak Szary wraz ze Snajperem mnie szukają.
- DOJEB**EŚ TYM KWIATKIEM SNAJPER! - wykrzyknął Szary.
- NO CO?! PRÓBOWAŁEM BYĆ MIŁY! NO KUR*A! - Wykrzyknął Snajper.
Postanowiłam uciec, Wavantos podążał za mną.




Szary? Znalazłeś mnie?

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Adopcja

Brak komentarzy:
Wavantos zyskuje nową właścicielkę, autorkę Zeki! Miłego pisania!

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Patrol był dobre kilka tygodni temu, przez ten cały czas skupiałem się na swojej formie i unikaniu tamtej dwójki. Nie dane mi było odpocząć po polowaniu. Wpatrywałem się z uśmiechem w ofiarę, tym razem jest tylko moja. Mój pysk ubroczony był krwią i błotem, ale nie przeszkadzało mi to. Wyłożyłem się na plecach i ogrzewałem się zimowym słońcem. Płatki śniegu spadały wokoło, nie roztapiając się. Przed oczami pojawiły mi się łapy wilczycy.
- Szary? Potrzebuję pomocy. - głos należał do Warrior. Stłumiłem westchnięcie. - Snajper się dziwnie zachowuje, nie wiem co mam robić. - no jakbym ja to wiedział. Zmieniłem pozycję na siedzącą, szykowała się długa rozmowa. Wróciłem do posiłku.
- Powinnaś się ogarnąć i z nim pogadać. - powiedziałem z irytacją, miałem nadzieję na samotny obiad. Uznałem temat za zakończony i wbiłem kły w mięso, wyszarpnąłem kawałek i pogryzłem go, przełykając delektowałem się smakiem sarniny.
- Ale o czym? O tym czemu tak często się we mnie wpatruje? Albo o tym, dlaczego próbuje siedzieć blisko mnie? Naprawdę boję się z nim o tym pogadać... - powiedziała smutno. Powstrzymałem parsknięcie śmiechem. Wadera zawsze wybiegała do przodu i była pyskata a teraz pieskowi odebrało rozum. Zadałem jej kilka pytań, zapewne mi odpowiedziała ale to zignorowałem.
- Nie widzisz tego? - zapytałem sarkastycznie, powinna zacząć ogarniać o co chodzi Snajperowi. - On cię lubi. Ale tak szczególnie. - powiedziałem i wróciłem do posiłku. Z lubością odgryzłem kawałek mięsa sarny.
- Musisz teraz? - burknęła zniesmaczona. Wciąż gryząc, wydałem z siebie "yhym" i połknąłem kawałek mięsa. Wadera wystawiła z obrzydzeniem język. Otrząsnęła z siebie płatki śniegu.
- Mów konkretnie o co ci chodzi - Spoglądała na mój posiłek z obrzydzeniem. Święta się znalazła.
- Co Ci? Nagle mięso nie pasuje? - burknąłem i przełknąłem kęs, delektując się smakiem mięsa. - Buja się w tobie. Podobasz mu się. - odparłem, wadera zadarła nos do góry i popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Ty sobie żartujesz, on nie może się zakochać w kimś takim jak ja. - Burknęła. Podszedł do nas "przyjaciel Warrior". Ich dialog trwał dobrą chwilę, dobiegały mnie ich podniesione głosy.
- Mówiłem! - roześmiałem się, jednak szybko spoważniałem.  W moich oczach błysnął zawód. Warrior wróciła do mnie i oznajmiła że idzie, sama, bez nas. Dupek chciał za nią pobiec, powstrzymałem go zirytowany. Minęły już dwie godziny, Warrior nie wracała. Zaczynałem się o nią martwić, pomimo protestów Dupka, poszedłem jej szukać. Wiatr targał moje futro, było cholernie zimno, przynajmniej dla innych. Poszukując wadery zawijasami, zostawiałem za sobą ślady szronu. Uśmiechnąłem się do siebie, przynajmniej się nie zgubię.
- Szary, wiem, że tam jesteś. Powiedz mi co ja mam zrobić? - zapytała. Zdusiłem parsknięcie śmiechem. Podbiegłem do niej i usiadłem koło wadery. Jej pysk spowijał smutek, którego nie powinno tu być.
- Zastanów się. - powiedziałem ciepło. - Czy ty czujesz to samo do niego? - zapytałem cicho młodej- Żywi do Ciebie silne uczucia, jeżeli go zranisz, licz się z wielką stratą. Ale nie możesz też udawać, bo tylko będziesz się krzywdzić. - Warrior milczała, wbijając wzrok w swoje łapy. Szron wokoło mnie zatrzymał się i zaczął delikatnie rozrastać się w różne strony.
- Przecież ja go nie kocham, ale nie chce go zranić, bo go lubię. Nie wiem co mam robić... Co ty byś zrobił w mojej sytuacji Szary? - Powiedziała z powagą. Postawiłem uszy, zaraz potem oddały się sile wiatru i poruszały się bezwiednie.
- Wiesz, ja tam za basiorami nie przepadam. - odparłem z przekąsem, ale zaraz potem spoważniałem. To dla niej ważne - Daj sobie czas, zastanów się nad tym poważnie. - wytłumaczyłem, nie byłem specem od serc. Zapadła cisza. Wadera nagle zaczęła płakać.
-Ale ja chcę mieć przyjaciela! A nie chłopaka! - Wykrzyczała łamiącym się głosem. Wtuliła się we mnie.
- Szzz. - szepnąłem. Łzy spływały po policzkach wadery, szloch wstrząsał całym jej ciałem. Czekałem aż odzyska głos i panowanie nad sobą. - Powiedz mu to, w takim wypadku to decyzja należy do Ciebie. - Powiedziałem. Wadera popatrzyła na mnie zaszklonymi oczami.
- Na pewno...? - skinąłem głową, znowu wtuliła się we mnie. Czułem się jak jej brat, pomimo że nie łączyły mnie żadne więzy z tą kluchą.
- Okej. Powiem mu to. Ale proszę cię, bądź tam przy mnie. Bez ciebie nie dam rady. - Burknęła. Łzy już się nie lały, a ona sama zdążyła się uspokoić.
- Nie płacz już, idziemy. - powiedziałem i odsunąłem się od wadery. Wracaliśmy okrężną drogą. Milczenie było naszą jedyną rozmową. Nie chciałem się do niej odzywać, ona najwidoczniej też. Po powrocie do jaskini, nigdzie nie widziałem jej przyjaciela. Nie miałem zamiaru go szukać. Stwierdziłem że idę coś zjeść i umyć się od błota, Warrior usiadła i czekała. Po prostu czekała. Basiora nigdzie nie było widać, patrolujący nie zabierali go ze sobą. Z radością oddałem się kąpieli, gorąca woda moczyła moje futro i zmywała cały brud. Wyszedłem z niewielkiego pomieszczenia i poszedłem cos przegryźć na kolację. Kucharz przygotował królika, została porcja dla mnie. Pochłonąłem ją z radością. Na stole był nawet kufel grzańca, wypiłem swój kubek i poszedłem z powrotem do Warrior. Wadera siedziała w tym samym miejscu, nieco przybita.


Warri? Nie wiedziałam co napisać, wybacz :v

czwartek, 7 grudnia 2017

od Zeki

Brak komentarzy:
Był to dzień jak co dzień. Zwyczajny jak na drogę śmierci. Czułam, że do niej pasuje. Kiedy byłam w "normalnym", jak to inni określają, miejscu czułam się nieswojo. Co prawda, było tu niebezpiecznie, ale jakoś tak...swojo. Żywiłam się wszystkim, co można upolować w tym miejscu, odpowiadało mi to... Mimo tego zatęskniłam za smakiem sarny, której nie można tu spotkać.
- Od jak dawna stąd nie wychodziłam?- zadałam w głowie pytanie do samej siebie.- Nieważne! Muszę się przełamać.
Powolnym i ociężałym krokiem zbliżałam się do wyjścia.
-A to co?- zdziwiłam się widząc dwa wilki.- Pewnie kolejne głupie dzieciaki chcą się przekonać czy wszystko co mówią o drodze jest prawdą...
Oni już się bali. Dlaczego? Bo wszędzie leżały szczątki jakiś istot, o których istnieniu oni zapewne nie mieli nawet pojęcia.
-Dlaczego by ich jeszcze bardziej nie wystraszyć?- wpadłam na pomysł zabawienia się ich przerażeniem.
Wyminęłam ich z boku i szybko przebiegłam za nimi. Specjalnie hałasowałam. Chciałam, by mnie słyszeli, ale nie mogli dostrzec. Schowałam się więc pod skalną płytą, całkowicie pogrążając się w ciemności. Basiory zwróciły się w moją stronę. Nie widziały mnie.
-Co to było?- zaniepokoił się szary.
-Nie mam pojęcia-odparł drugi.- Wracajmy!
Usłyszałam ryk i wiedziałam co się szykuje. To był skolew. Jeden z niebezpieczniejszych potworów tego miejsca. Rzucił się na samce, a ja na niego. Zetknęłam się z nim w powietrzu i boleśnie upadłam na ziemię. Skolew wylądował na mnie. Byłam  wkurzona. Uciekłam ze swojej watahy... Można powiedzieć, że raczej zostałam wygnana. Szukałam miejsca, w którym będę tylko ja, w którym już nikt mnie nie skrzywdzi, a teraz nadstawiałam karku za wilki, których nawet nie znałam. Nie dlatego, że nie chciałam, aby coś im się stało. Po prostu gdyby stwór ich pożarł, byłby dwa razy silniejszy i stałby się zagrożeniem dla mnie. Skolew spróbował ugryźć mnie w szyje, lecz zdążyłam się oswobodzić z jego uchwytu. Podskoczyłam ustawiając się w pozycji ostrzegawczej. Zjeżyłam sierść i zaczęłam warczeć. Potwora jednak to nie ruszyło. Skoczył w moją stronę. Schyliłam się, dzięki temu istota przeleciała nade mną. Wykorzystałam to atakując go od tyłu (jednocześnie uważałam na jego kolec z jadem). Stworzenie odwróciło się boleśnie raniąc mnie szponami w kark. Ja odwdzięczyłam się przegryzając mu tchawicę. Z jego paszczy wydobyło się ostatnie charknięcie. Po nim skolew padł trupem. Co przez cały czas robiły wilki? Głupio się na mnie gapiły, zamiast pomóc- Idioci-pomyślałam, po czym przepłoszyłam te głupki. Odwróciłam się i zrobiło mi się słabo. Resztkami sił chciałam przeczołgać się pod ścianę. Jednak nie udało mi się.Zostałam ukłuta przez stworzenie. Wrzeszczałam na siebie w myślach. Jak mogłam dać się ukłuć?! Nigdy mi się to nie zdarzyło. Musiałam być rozkojarzona. Po dłuższym czasie ostatkami sił i świadomości usłyszałam:
- Shadow, to ona- poznałam głos szarego wilka.
- Została ukłuta... Jeśli się pośpieszymy to uda nam się ją uratować- domyśliłam się, że to głos Shadow.- Słyszysz nas?- wiedziałam, że skierowała pytanie do mnie.
Byłam w stanie na nie odpowiedzieć, ale nie lubię się odzywać. Zresztą, nie robiłam tego od ponad roku. Zebrałam w sobie siłę i kiwnęłam głową. Poczułam ranę na karku.
- Szybko!- ponagliła po raz kolejny wadera...

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Zeka

Brak komentarzy:
Dołączyła do nas Zeka!

 

wtorek, 28 listopada 2017

Od Warrior cd. Szarego

Brak komentarzy:

Od patrolu minęło tygodni, a Snajper dziwnie się zachowuje od kilku dni. Poszłam do Szarego po radę.

-Szary? Potrzebuje pomocy. Snajper dziwnie się zachowuje, nie wiem co mam robić- Powiedziałam.
Basior spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem pyska, jakby się zastanawiał. W jego oczach malowało się zmęczenie ale też lekka irytacja. No tak, przecież nie lubi Snajpera. Westchnęłam cicho.
- Powinnaś się ogarnąć i z nim pogadać. - powiedział, zirytowany tym że przerwałam mu obiad.
- Ale o czym? O tym czemu tak często się we mnie wpatruje? Albo o tym, dlaczego próbuje siedzieć blisko mnie? Naprawdę boje się z nim o tym pogadać... - Powiedziałam ze smutkiem.
Wczoraj
- Jak myślisz, czemu tak się zachowuje? -
- Nie wiem... - burknęłam, spoglądając speszona na Szarego. Wilk tylko zwiesił głowę i zignorował moja odpowiedź. - Mógłbyś łaskawie odpowiedzieć?! - zapytałam wściekła, że mnie ignoruje. On tylko się uśmiechnął złośliwie, mogłabym przysiąc że błysnęło tam rozbawienie.
- Nie widzisz tego? - zapytał, dało się wyczuć sarkazm. Postawiłam uszy do przodu. - On Cię lubi. Ale tak szczególnie. - powiedział i wrócił do posiłku, odrywając kawałek sarniny. Wzdrygnęłam się i wystawiłam język z obrzydzeniem.
- Musisz teraz? - zapytałam, próbując nie zwrócić własnego obiadu. Wydał z siebie zduszone "yhym" i wrócił do jedzenia. Bleh.
Otrząsnęłam się i powiedziałam:
- Mów konkretnie o co ci chodzi - Mówiąc to spoglądałam, na jedzenie Szarego z obrzydzeniem.
- Co Ci? Nagle mięso nie pasuje? - burknął i przełknął kęs. - Buja się w tobie. Podobasz mu się. - odparł, zadarłam nos do góry, nie wierząc w to co słyszę.
- Ty sobie żartujesz, on nie może się zakochać w kimś takim jak ja. - Powiedziałam, nie wierząc Szaremu. Z oddali słyszałam głos Snajlera. Nie wiedziałam co mam robić.
Usłyszałam jeszcze za sobą śmiech Szarego, zignorowałam go szybko i skupiłam się na rozmowie ze Snajperem.
W moich oczach było widać strach. Snajper podszedł do mnie i usiadł bardzo blisko mnie co było, bardzo denerwujące. Najgorsze, że Szary to wszystko widział.
Czułam na sobie jego spojrzenie. Spojrzenie, które od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju.
- Warrior... - zaczął wilk. Przełknęłam ślinę, miałam wrażenie że bicie mojego serca było słyszalne. Cisza, która między nami zapanowała była nie do zniesienia.
Szary, odezwał się i powiedział :
- No dajesz. - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Przytaknęłam głową Szaremu, i zaczęłam mówić.
- Snajper, bo ostatnio dziwnie się zachowujesz wszystko z tobą dobrze? -
Basior bez zastanowienia odpowiedział :
- Tak, a czemu pytasz? -
Szary nie mógł się powstrzymać i powiedział :
- Powiedz jej to wprost! - wykrzyknął - kochasz ją! -
- Co? Pffff! Nie! - Wykrzyknął. Jego pysk zarumienił się, gdy to mówił.
Śmiech Szarego lekko mnie wmurował, to prawda że mnie kocha...?
Pomyślałam. Ale przecież Snajper to mój kumpel... Przyjaciel... I nie mógł by sie zakochać! We mnie! Nie! Ale najwidoczniej myliłam się, i Snajper powiedział:
- Dobra przyznam się! Tak kocham Warrior! Bo, jest piękna, odważna, inteligentna, waleczna , lojalna i w ogóle zajebista! -
Szary roześmiał się.
- Mówiłem! - chociaż od razu spoważniał, w jego oczach błysnął smutek i niewielki zawód. Nie wiedziałam co powiedzieć, miałam mindfucka gdy to usłyszałam. Powiedziałam im, że
-idę to wszystko przemyśleć nie idźcie za mną-
Snajper chciał za mną iść, ale Szary go powstrzymał. Na moment obróciłam się i zobaczyłam ze Snajp jest bardzo smutny. Gdy weszłam do lasu, usłyszałam jak Szary za mną idzie.
- Szary, wiem, że tam jesteś. Powiedz mi co ja mam zrobić? -
Usłyszałam zduszony śmiech. To oczywiste ze to on.
- Zastanów się. - powiedział, siadając koło mnie. - Czy ty czujesz to samo do niego? - rzekł ściszonym głosem. - Żywi do Ciebie silne uczucia, jeżeli go zranisz, licz się z wielką stratą. Ale nie możesz też udawać, bo tylko będziesz się krzywdzić. - milczałam, wbijając wzrok w łapy.
- Przecież ja go nie kocham, ale nie chce go zranić, bo go lubię. Nie wiem co mam robić... Co ty byś zrobił w mojej sytuacji Szary? - Powiedziałam poważnym, głosem.
- Wiesz, ja tam za basiorami nie przepadam. - odparł z przekąsem, ale zaraz potem spoważniał. - Daj sobie czas, zastanów się nad tym poważnie. - wytłumaczył.
Nagle zaczęłam płakać, z płaczem powiedziałam:
-Ale ja chcę mieć przyjaciela! A nie chłopaka! - krzycząc to, szary uspokajał mnie. Wtuliłam się w jego miękkie futro.
- Szzz. - szepnął. Gorące łzy spływały po moich policzkach a szloch wstrząsał całym ciałem. - Powiedz mu to, w takim wypadku to decyzja należy do Ciebie. - powiedział, spojrzałam na niego, łzy żłobiły drogę po moim futrze.
- Na pewno...? - skinął głową, wtuliłam się w niego.
- Okej. Powiem mu to. Ale proszę cię, bądź tam przy mnie. Bez ciebie nie dam rady. - Powiedziałam. Przestałam płakać a szary
Basior przez chwilę milczał, ale się zgodził. Odetchnęłam z ulgą i ostatni raz wtuliłam się w jego szare futro.
- Nie płacz już, idziemy. - powiedział i odsunął się ode mnie.


< Szaraczqu? :3 >

poniedziałek, 27 listopada 2017

od Szarego cd. Warrior

Brak komentarzy:
Mierzyłem  wzrokiem dwójkę, która stała naprzeciwko mnie. Wciąż byłem spięty, odczuwałem nieprzyjemny ból w miejscu gdzie kły Snajpera się zagłębiły.
- Tego "dupka"? Nie masz prawa go nazywać dupkiem, drogi braciszku. - powiedziała, popatrzyłem na  nią jak na idiotkę. Warknąłem cicho, niech się zdecyduje po czyjej jest stronie.
- Ciekawe jak ty byś się zachował, gdybyś na swoim ostatnim polowaniu, spotkał małą sarenkę, która leżała we krwi swoich rodziców... Która mówiła straszne rzeczy, jak to wilki rozszarpały jej matkę na jej oczach, jak jej matka krzyczała z bólu...A potem... Mała sarna umiera na twoich oczach z tęsknoty za mamą. Ciekawe jak ty byś się zachował! - powiedziała, usłyszałem że łamie jej się głos. Powstrzymałem się przed wybuchnięciem śmiechem. Ona nie chce zapolować, tak samo jak Snajper i myślą że długą wytrzymają na garnuszku watahy. To łowca ma tu pierwszeństwo do zdobyczy. Oczy wadery zaszły łzami, nie wiele myśląc odwróciłem się i odszedłem od nich, mając to gdzieś. Usłyszałem jeszcze zduszony płacz za sobą, pochyliłem się do przodu i ruszyłem truchtem. Doszedł mnie zapach sarny, wystawiłem język. Nie powinienem był teraz polować, ostatnimi czasy to tylko ja i kilka wilków dostarczamy jedzenia. Poczułem jak w burczy mi w brzuchy, jednak młoda sarna wystarczy tylko dla mnie. Zaczaiłem się i w momencie gdy miałem wyskoczyć, ciężkie ciało uderzyło mnie w głowę, powodując utratę przytomności. Upadłem z głuchym łoskotem na ziemię. Urwał mi się film. Zacząłem odzyskiwać świadomość po jakiś dwudziestu minutach.
Podniosłem się z trudem, gdzie ja do cholery jestem? Było pierwszym pytaniem jakie sobie zadałem po obudzeniu się w innym miejscu. Warrior ze Snajperem po krótce opowiedzieli mi po krótce o co chodzi. Nie gryzło mnie poczucie winy, ani nic takiego.
- Przepraszam was.. - burknąłem niechętnie, chcąc mieć spokój. Bolało mnie całe ciało, zwłaszcza głowa.
- Wybaczamy ci. Ale proszę cię, nie krzycz po nas więcej. - powiedzieli we dwójkę. Przewróciłem oczami zirytowany. Chciałem teraz tylko i wyłącznie świętego spokoju i odpoczynku. Warknąłem coś w stylu "chcę spać" czy "dajcie mi spokój". Wilki odeszły a ja pogrążyłem się we śnie.
      Obudziło mnie trącanie łapą, westchnąłem zirytowany ale wstałem. Patrol, zapomniałem. Otrząsnąłem się i odszukałem wzrokiem Nyx, Warrior i Snajpera. No po prostu grupa idealna. Warknąłem pod nosem i podszedłem do nich, Nyx i tak będzie prowadzić więc mogę pozostać z tyłu i mieć wgląd na tamtą dwójkę.
- No to przemierzymy dzisiaj granicę. - powiedział wilk, który będzie dzisiaj za nas po części odpowiadał, każdy z nas ponosił odpowiedzialność za siebie. Truchtałem za nimi, pilnując tyłów. Westchnąłem cicho, gdy tamci zwolnili kroku i spróbowali zagaić rozmowę.
- Nie chcę. - warknąłem zirytowany i skręciłem w bok, oddalając się od nich. Chciałem być sam, przynajmniej przez najbliższą chwilę. Ten basior irytował mnie w cholerę, myślał sobie że może mieć Warrior na wyłączność. I robić z niej wegetariankę! No kto by pomyślał, że wilk może preferować coś innego niż mięso. Niektóre zioła są dobre, ale to medycy się na nich najlepiej znają. Większość z nas preferowała sarninę, ale królikiem czy czymś takim nie wzgardziłoby się. Chłodny podmuch wiatru spowodował że mimowolnie się obejrzałem, czy aby na pewno jestem tam gdzie trzeba. Ścieżka skręcała, tamta trójka szła za mną, w niewielkich odstępach. Pociągnąłem nosem, licząc że poczuję jakąś zwierzynę, tym razem zamiast tego znanego mi zapachu, czuć było wilkiem.
- Sol...? - zapytałem ściszonym głosem, wiatr ustał. To on. Uśmiechnąłem się do siebie. - Jak Ci się wiedzie? - rozejrzałem się, poszukując znanego mi basiora wzrokiem. Stęskniłem się za nim, chociaż tym razem się nie pojawił.
- Z kim rozmawiasz, Szary? - usłyszałem głos Snajpera. Pochyliłem uszy do tyłu i warknąłem zirytowany.
- Nie twoja sprawa. - odwróciłem się do niego, jeżąc sierść na karku.


> Warri? Tak soł macz brak pomysłu, chce spać :v <