środa, 30 sierpnia 2017

od Szaraczka cd. Warrior

Brak komentarzy:
Shadow i Piorun wyrazili zgodę na wyjście na spacer, chociaż z dużą dozą niepewności. Podążałem za Warrior, która zaprowadziła nas wpierw na polankę gdzie było dużo stworzonek latających i innych takich pierdół. Potem szliśmy ścieżką, wzdłuż której było wiele różnych kwiatów. Zaczynałem odczuwać zmęczenie, więc waderka zarządziła postój. Przyjąłem tą wiadomość z radością, zatrzymaliśmy się przy jeziorku. Padłem jak długi na trawę i zacząłem dyszeć z uśmiechem, Warrior położyła się koło mnie. Napiłem się wody i powoli odzyskiwałem siły.
- Ruszamy? - zapytałem, Warri skinęła głową i ruszyła w stronę lasu, gdy tylko ujrzałem jak pewnie tam wchodzi, żołądek ścisnął mi się ze stresu ale wszedłem sztywno za Warrior. Po chwili nad nami, cień rzucały korony drzew, pod naszymi łapami skrzypiały łamane gałązki. Rozglądałem się we wszystkie strony, ale nic się nie działo. Po chwili wyszliśmy z lasu i znowu byliśmy na polance, na końcu był klif. Warrior kazała mi przysiąc że nikomu nie powiem. Przysięgłem i padła propozycja zabawy w łapanie świetlików. Z chęcią przystałem, już po chwili podskakiwaliśmy kłapiąc zębami na przerażone zwierzątka, które uciekały spanikowane. Słońce zmieniło swoją pozycję, po jakiejś godzinie zdecydowaliśmy się wrócić do lasów przy watasze. Bawiliśmy się w chowanego, tym razem ja się kryłem a Warrior szukała. Zauważyłem ją szukających mnie wraz z Piorunem.
- Chodźcie, wracajmy już. - powiedział i poszedł z nami do watahy. Zauważyłem że wiele wilków trenuje a uczniowie trenują. Zakląłem w myślach, ja też powinienem był trenować. Mogłem dołączyć do nocnego patrolu, który wyrusza o wschodzie księżyca. Często przyjmują uczniów na kilka godzin. Zjedliśmy posiłek, zameldowałem się Shad i Piorunowi że idę na nocny patrol. Niechętnie się zgodzili, zauważyłem że Warrior patrzy na mnie jakbym był duchem. Siedziałem na obrzeżu jaskini, czekając na skład patrolu.
- Cześć Des. - usłyszałem za sobą głos jakiejś wadery. Zwróciła się do mnie uczniowskim imieniem, więc nie mogła być nikim innym, niż jedną z patrolu. - idziesz z nami?
- Z chęcią. Kto jeszcze idzie? - zapytałem, przyglądając się uważnie waderze. Wyglądała na niewiele starszą ode mnie, ale na pewno przeżyła bardzo dużo. Jej ciało zdobiło kilka blizn, większość na łapach i pysku.
- Ja, ty i Nyx. - odparła i spojrzała nade mną. - no, za tobą jest Nyx. - zauważyłem że Nyx jest lżej zbudowany od wadery. Jak się później okazało, Selhemh. Szybko wytłumaczyli mi na czym polega patrol, ruszyliśmy tuż po zmroku. Nasz pierwszy kierunek został obrany przez Sel, wybrała obrzeża lasu więc tam skierowaliśmy nasze lasy. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem zabierając się z nimi. Wątpliwości minęły, gdy wyszliśmy z lasu. Widok zapierał dech w piersiach, nie wiedziałem że jeziora wyglądają tak cudownie po zmroku. Spowite były niewielką mgłą, która nie ograniczała widoczności. Księżyc odbijał się cudownie w spokojnej tafli wody. Świetliki przysiadywały na kwiatkach, tworząc na ich płatkach niewielką poświatę, przyprawiającą o dreszcze. Ciszę przerywało tylko lekkie szumienie wody, niedaleko ponoć był wodospad. Nyx i Sel przystanęli i zamilkły wszelkie rozmowy.
- Dlatego kocham nocne patrole. - szepnął w moją stronę basior, wadera potwierdziła to skinieniem głowy. - no dobra, ruszajmy dalej. Trzeba jeszcze podejść na bagna i spojrzeć jak się ma Askana. - ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem, jakby już wcześniej ją spotkał.
- Nyx, pójdziemy z większym patrolem, nie teraz. - warknęła Sel i zawróciła. Sprawdziliśmy jeszcze granicę w ciszy. - Nyx, przydałoby się odprowadzić młodego. Idziemy jeszcze na trakt Aurum Vestris. - mruknęła i zmierzyła swoje kroki w stronę legowisk uczniów.

Obudziło mnie poranne słońce, delikatnie muskające moje powieki. Otworzyłem leniwie oczy i przeciągnąłem się, większość uczniów już poszła, postanowiłem zrobić sobie dzisiaj wolne od treningów. Warrior już wstała i czekała na mnie przy wyjściu, uśmiechnąłem się do niej i poszedłem zjeść śniadanie. Zakomunikowaliśmy Shad i Piorunowi że wychodzimy na spacer, niechętnie się zgodzili i poszli zajmować się swoimi sprawami. Zapytałem Warrior gdzie idziemy, odparła mi niczym poetka która straciła pomysł na wiersz. Na łące nie byliśmy długo, może jakieś dwadzieścia minut? Potem stwierdziłem że wracamy. Zmęczenie po wczorajszym patrolu wciąż dawało
mi się we znaki.
Zauważyłem sylwetki dwóch wilków, nie mogli należeć do Canavar Liri. Skuliłem uszy po sobie i przyjąłem postawę obronną, w razie ataku.
- Co tu robicie? - warknąłem do nich, zaśmiali się tylko i kazali zluzować.
- Spokojnie, zluzuj młody. Jesteśmy na patrolu od Aurum Vestris. - postawiłem uszy do przodu. - ja jestem Flame, a to Red. - wskazał na drugiego basiora z uśmiechem. Red wyszczerzył zęby w uśmiechu  i pomachał ogonem.
- Nie powinniście chodzić tu sami. - mruknął zatroskany Flame. - wracajcie do rodziców. I uważajcie na siebie. - poczułem ścisk w gardle, na wzmiankę o rodzicach. Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy biegiem w stronę watahy. Zmieniłem kierunek i wbiegłem w wysoką trawę, licząc na jakiś skrót, gdy wybiegliśmy z traw naszym oczom ukazała się polana watahy. Odnalazłem wzrokiem Shadow i Pioruna, podeszliśmy do nich radośnie i przysiedliśmy się, oglądałem uczniów którzy mieli czas wolny. Westchnąłem cicho, jutro trening z Drakonem i Meilleur'em.
 - Idźcie spać. Ściemnia się. - usłyszałem warknięcie Pioruna, wstaliśmy i potulnie poszliśmy spać. Poczułem jak Warrior wtula się w moje futro a jej oddech wyrównuje się. Położyłem głowę i usnąłem.

Obudziłem się o odpowiedniej porze, by zjeść samemu śniadanie i wymknąć się na trening. Upolowałem na szybko królika, który nawet nie uciekał, jakby był świadomy swojego końca. Schrupałem go z radością i poszedłem się odświeżyć pod wodospadem. Zbiórka była o wschodzie słońca, więc zrobiłem sobie szybką rozgrzewkę. Zauważyłem że słońce zaczyna wschodzić, podbiegłem na miejsce zbiórki. Stał już tam Drakon i Meilleur, no i nowy uczeń którego nie znałem. Czekaliśmy na naszego grupowego, którym był Nyx.
- Cześć, parszywy kundlu. - ochrypły głos Drakona zapowiadał bójkę. Usłyszałem jak węszy. - czuć od Ciebie innymi wilkami. Gdzie się szlajałeś? - warknął i podszedł niebezpiecznie blisko. Poczułem jak żołądek ściska mi się ze strachu, omal nie zwróciłem śniadania.
- A co Cię to obchodzi, cioto? - warknąłem w jego stronę i postawiłem uszy - Matka znowu zapomniała Cię nakarmić i musisz iść po jedzenie do Aur... - przerwałem momentalnie, gdy zorientowałem się że prawie się wygadałem.
- Dokończ. - rozkazał i spojrzał na mnie jakbym był tylko mrówką.
- Spieprzaj. - burknąłem i odwróciłem się, gdy kątem oka ujrzałem Warrior. Przewróciłem oczami i spojrzałem przepraszająco na pozostałą dwójkę, Drakonowi rzuciłem nienawistne spojrzenie. Pod moimi łapami zachrzęścił szron. Warrior spojrzała na mnie, jakbym był Ogarem Piekielnym czy innym stworzeniem. Uśmiechnąłem się ponuro, wiedząc że Drakon nie przepada za moją umiejętnością. Podszedłem szybko do Warrior, która spojrzała na mnie radośnie.
- Gdzie idziemy? - zapytała z nadzieją.
- Nigdzie. Mam trening. Możesz się przyjrzeć, jeżeli grupowy Ci pozwoli. - Warrior uzyskała jego zgodę i towarzyszyła nam w treningu. Wpierw jednak, Nyx przedstawił nam nowego ucznia,  a dokładniej uczennicę. Verum, była lekko zbudowaną, białą waderą której łapy miały odcienie zieleni, jakby zanurzyła się w mętnej wodzie, pełnej glonów. Moją obserwacje przerwało wołanie Nyx'a.
- Desoto! Walczymy. - powiedział donośnym głosem basior i zmierzył mnie wzrokiem. Zastanawiał się kogo mi przydzielić. - Kontra Drakon. - przełknąłem ciężko ślinę, to nie będzie wyrównana walka. Basior uśmiechnął się wrednie w moją stronę i przybrał pozycję dogodną do walki, powtórzyłem jego ruch.
- Tylko bez mocy. - doszedł mnie głos Nyx'a. Skinęliśmy głowami i czekaliśmy na błyśnięcie, oznaczające rozpoczęcie walki. Tym razem światło było białe, czyli zakończymy niebieskim. Drakon wybił się w powietrze i wyszczerzył kły, celując we mnie. Przygotowałem się na upadek, nastał chwilę potem. Basior powalił mnie na plecy i spróbował ugryźć w klatkę piersiową. Odepchnąłem go łapami i odwzajemniłem się podrapaniem w żebra. Nie wbiłem pazurów na tyle głęboko, by pociekła krew ale na pewno go to zabolało. Grałem fair, nie to co on. Wykorzystał moment mojego zaskoczenia, gdy Warrior przykuła mój wzrok spojrzeniem swoich brązowych oczu. Przez moje rozkojarzenie, Drakon skoczył na mnie i ugryzł mnie w kość ramieniową.  Zagryzłem zęby, poczułem jak po moim futrze ścieka krew.
- Tak walczymy? - wysyczałem i wyswobodziłem się z jego uścisku. Odwzajemniłem się ugryzieniem go w bok, w moim pysku zaczęła się zbierać jego i moja krew. Splunąłem w bok i utykając lekko zacząłem krążyć wkoło basiora. Jego wzrok utkwiony był na moich uszach, czyli to będzie jego kolejny krok. Gdy tylko się wybił, powtórzyłem jego ruch i zmąciłem trajektorię lotu. Moje łapy znalazły cel na jego klatce piersiowej. Zęby Drakona znalazły się na moim przedpiersiu.
Błysnęło niebieskie światło, ale wilk nie przestawał.
- Dosyć Drakon! - Wydarł się Nyx. Spojrzałem zbolałym wzrokiem na Warri i Meilleura, który podnosił się z ziemi z wyrazem bólu malującym się na pysku. Rzuciłem mu współczujące spojrzenie, uśmiechnął się lekko, ale zaraz potem skrzywił. Zauważyłem ranę na jego kufie i tuż nad okiem. Już wiedziałem, że Verum i Drakon są siebie warci. Spod moich łap wydobyło się trochę szronu, nie zwróciłem nawet na niego uwagi. Spojrzałem na Warrior, która podbiegła do mnie i spojrzała ze łzami w oczach.
- Poradzę sobie. - burknąłem, gdy chciała mnie przytrzymać. - idę do medyka. Idź sobie, to przez Ciebie tak wyglądam. - warknąłem wściekle. Całą moją porażkę przypisywałem Warrior, nie sobie. - wiesz gdzie szukać.  - odszedłem wolnym krokiem, wciąż się potykając. Verum oglądała Drakona jakby był jakimś bożkiem czy innym takim. Ujrzałem wahanie na pysku Meilleura, w końcu podszedł do Nyx'a. Warrior spoglądała na mnie ze łzami w oczach. Teraz do mnie dotarło co zrobiłem. Przecież jest jeszcze młoda, takie słowa ranią.

--------
Warrior? :3 Fochniesz się, czy przeciwnie, wybaczysz? B)
> Dokładnie 1530 słów!<

od Warrior cd. Szaraczka

Brak komentarzy:
 
Rodzice zgodzili się, abyśmy wyszli na spacer. Na szczęście Szarego nie padało, ale nie marudziłam. Przeszliśmy przez łąke na której było dużo świerszczy, świetlików, pszczół, motyli i innych wspaniałych stworzonek. Potem wkroczyliśmy na ścieżkę, w zdłóż której było pełno kwiatów. Szary wyglądał już na zmęczonego więc, postanowiłam, że zrobimy postój przy jeziorku. Napiliśmy się wody, odpoczelismy, a po odpoczynku ruszyliśmy dalej w drogę. Weszliśmy do lasu, ale takiego w którym nie było złych potworów. Szary był oszołomiony gdy to zobaczył. Z lasu weszliśmy na piękną łąkę, na końcu której, był klif z którego było widać las. Wtedy Szary wyglądał jakby dostał jakiegoś samozapłonu w oczach. Szary przysiągł, że nie powie nikomu, że jest tu takie miejsce. Zaczęliśmy się bawić w łapanie świetlików. Po jakiejś godzinie wróciliśmy do lasów przy watasze. Stwierdziliśmy, że pobawimy się w chowanego. Szary się chował a ja szukałam. Potem tata po nas przyszedł, i jeszcze musieliśmy znalezc Szarego. Gdy go znaleźliśmy wróciliśmy do watahy. To był piękny dzień!
Następny dzień był równie wspaniały. Mama i tata, pozwolili na iść na spacer. Gdy szliśmy i wchodziliśmy powoli na łąkę, Szary spytał mnie skąd znam takie miejsce. Odpowiedziałam mu, że szłam tam gdzie serce mi kazało. Szary wyglądał jakby zobaczył ducha, gdy to usłyszał. Na łące byliśmy jakieś 20 minut, następnie ruszyliśmy w kierunku watahy. Spotkaliśmy 2 wilki. Jeden nazywał się Flame, a drugi Red. Zapytali nas czemu dwójka szczeniąt chodzi sama, bez rodziców. Odpowiedzieliśmy, że rodzice nam pozwolili. Wilki popatrzyły na nas, i powiedziały, żebyśmy uważali. Następnie dalej ruszyli przed siebie. Ja z Szarym nie chcieliśmy stać w miejscu i patrzeć na nich, bo to by było bez sensu przecież! Ruszyliśmy w drogę biegnąc. Przebiegliśmy przez dosyć wysoką trawę. Ku naszemu zdziwieniu czemu tak szybko jesteśmy na miejscu, ukazała się nasza wataha. Nie mówiliśmy rodzicom o tych 2 wilkach, które spotkaliśmy. Gdy przyszła pora na sen, zastanawiałam się co jutro będziemy robić z Szarym!

>Nie wygadaj się Szary xD<

wtorek, 29 sierpnia 2017

od Pioruna cd. Shadow

Brak komentarzy:
Po śniadaniu ja i Shadow poszliśmy nas jezioro napić się wody. Shadow zauważyła, że mam blizny po wczorajszej walce z Chaosem, jakoś wcześniej ich nie zauważyłem, może temu bo myślałem tylko o tym aby zostawił Szaraczka i Warrior w spokoju. Po chwili wróciliśmy do jaskini. Shad i ja martwiliśmy się o Szarego i Warri, bo wyszli na spacer. Shadow podeszła do mnie i zapytała mnie się czy poszedłbym ich poszukać. Zgodziłem się.
Nigdzie ich nie mogłem znaleźć, aż nagle wesoły, i pełny energii głos krzyknął
- Hej tato!-
Odpowiedziałem: - Hej, gdzie jest szaraczek?- Warrior odpowiedziała, że bawią się w chowanego. Musiałem pomóc Warri znaleźć szarego. Gdy go znalazłem, kazałem im wracać, gdy Szary zapytał czemu, odpowiedziałem;
-Bo mama się martwi, nie chce żeby coś się wam stało.
- Okej - powiedzieli w tym samym czasie.

Wróciliśmy do watahy, Shadow była szczęśliwa, że ich znalazłem.


> Wiem, że to jest bez sensu, ale nie miałam innego pomysłu XD <

od Szaraczka cd. Warrior

Brak komentarzy:
Znów błysnęło światło i wszystko wróciło do normy, znów byliśmy w swoim wieku. Basior uśmiechnął się szyderczo w moją stronę.
- Berek. Ty gonisz. - złapał Warrior za kark i pobiegł. Wryło mnie w ziemię, nie wiedziałem co właśnie się stało. Gdy odzyskałem świadomość, tego co właśnie zaszło, pobiegłem za wilkiem który porwał Warri.
- Stój! Puść moją siostrę! - wydarłem się, ale wiedziałem że to nic nie da. On i tak ją gdzieś zawlecze i nie wiadomo co z nią zrobi.
- Idź po rodziców! - krzyk War był przepełniony bólem i strachem, chciałem zawrócić, ale gdybym to zrobił straciłbym trop tamtego basiora. Zauważyłem jak wilk przewraca się z kulką w pysku, spadli na dół a ja mogłem tylko z przerażeniem oglądać to wszystko. Zacisnąłem powieki, poczułem jak łzy pieką mnie w oczy, zamrugałem kilka razy by je powstrzymać. Zerknąłem w dół, nie było ich tam. Co jest do cholery? Zawahałem się nad powrotem do watahy i powiedzeniem o tym. Pokręciłem głową, jakby oprócz mnie ktoś tu jeszcze był. Zatrzymałem się, gdy niebo nagle pociemniało. Pioruny uderzały tylko w jedno miejsce. Czy to była sprawka Warrior? Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku, czuć było siarkę i swąd spalenizny, utwierdziłem się w przekonaniu że zmierzam w dobrym kierunku. Kątem oka ujrzałem jak czarny basior wymyka się z jaskini, tym razem bez szarej kuleczki. Gdy wilk był wystarczająco daleko, wszedłem po cichu do jaskini.
- Szary! Co ty tu robisz? - mruknęła. - Miałeś iść po rodziców. - ostatnie zdanie powiedziała szeptem, uciszyłem ją.
- Chodź, zanim On wróci. - warknąłem i spojrzałem na przerażoną Warrior.
- Ale on chce Cię zabić, a ja nie mam siły żeby wstać... - powiedziała smutno, zauważyłem jak w jej oczkach zalśniły łzy.

- Nie uda mu się to, a teraz nie marudź tylko chodź. - powiedziałem stanowczo, ale usłyszałem że w moim głosie jest nutka przerażenia. Otworzyłem klatkę i zarzuciłem sobie waderkę na grzbiet, starałem się utrzymywać dogodne tempo dla nas obu. Warri oznajmiła mi, że chce iść już koło mnie, o własnych siłach. Z początku zaprotestowałem, ale ta kulka była uparta i wreszcie uległem. Zeszła z mojego grzbietu i szła dosyć wolno przy moim boku. Warrior wepchnęła mnie nagle do krzaków, byliśmy już prawie przy watasze. Reakcja mojej siostry zbiła mnie z tropu, o co jej mogło chodzić? Uciszyła mnie gestem. Schyliłem się i przyglądałem jak płonący basior podchodzi coraz bliżej.
- Pomocy! Ratunku!  On tu jest! - krzyk mojej siostry był co najmniej taki, jakby ktoś ją torturował. Rzuciłem jej zdziwione spojrzenie, wypaliliśmy zza krzaków  w stronę watahy, jakby sam Mharu nas gonił. Zauważyłem że Shadow i Piorun rozglądają się z przerażeniem, jakby ten wilk był kimś ważnym i kimś, kto może zrobić nam coś gorszego, niż groził. Piorun rzucił się na basiora wściekle i ugryzł go. War podążyła w ślady jej ojca i również go zaatakowała, cień zapiszczał.
- Dość Warrior! Tyle mu wystarczy! - głos Pioruna zmusił małą kulkę do pozostawienia basiora. Uśmiechnąłem się mimowolnie, będzie dobrą wojowniczką.
- Ja jeszcze tu wrócę! - wychrypiał płonący basior i zniknął, rzucając mi wyzywające spojrzenie, odpowiedziałem tym samym. Warrior podbiegła do rodziców, podszedłem do nich, lekko utykając. Na moim pysku zawitał grymas bólu, który szybko ukryłem, ale spotkałem się ze zmartwionym spojrzeniem Shadow. Wtuliliśmy się w futra Shad i Pioruna, byli cholernie zmartwieni i... wściekli na nas. Przemilczeli jednak temat i kazali nam iść spać. Potulnie poszliśmy do naszych legowisk, nie mogłem zasnąć więc przysłuchiwałem się rozmowie Alf.
- Martwię się o nich. Są jeszcze za młodzi.  W dodatku, Chaos? Co on mógł od nich chcieć?
- Nie martw się... - mógłbym przysiąc że Piorun ją przytulił. - będzie dobrze. Obiecuję Ci. - nie miałem siły dalej ich słuchać, oczy powoli mi się zamykały więc pozwoliłem sobie na odpoczynek i sen.
- Naprawdę myślałeś, że to już koniec? - roześmiał się i pojawił tuż przede mną. Koło niego znów znajdowała się pochodnia, sceneria była taka sama jak ostatnio z Warrior.
- Co ty jej zrobiłeś? - warknąłem wściekle. Znowu byłem tamtym wojownikiem, ale koło mnie nie było szarej wilczycy.
- Spokojnie. To tylko sen. Obejrzyj sobie chaos. - wycharczał i przysiadł koło mnie, z pochodni wypłynęło światło. Dym, szczypiący w oczy i dławiący zniknął tak szybko jak się pojawił. Teraz widziałem wszystko dokładnie. Widziałem walczące wilki i otwartą barierę. Za nami usłyszałem szczekanie i chwilę potem syczenie, układało się w moje imię. Odwróciłem się  z przerażeniem, kuląc uszy po sobie i rozszerzając oczy ze zdumienia. Wilk tylko się uśmiechnął i z ponurą satysfakcją oglądał moją reakcję.
- To jest Croccotta. A ja jestem Chaosem. - nie wiedziałem jeszcze, że jego słowa utkną mi na długo w pamięci. - Więc wy jesteście wojownikami. To jest wasze przeznaczenie. - wilk zniknął, rozejrzałem się i przeszedłem kilka kroków. Znów dym zaczął utrudniać mi oddychanie, przyprawiał mnie o łzawienie oczu. Nie zdążyłem przejść kolejnego metra, po jakieś bezwładne cielsko przygniotło mnie do ziemi.
***
- Szary! - trącanie łapą powoli wybudzało mnie z koszmaru, otworzyłem leniwie oczy, by zorientować się kto mnie trąca.
- Warri? - zapytałem, jakbym nie wiedział że to ona. Potwierdziła skinieniem głowy. Wstałem i otrzepałem swoje futro, śmiech młodej wywołał miłe uczucie, byłem szczęśliwy, że nie rozpamiętuje wczorajszego dnia.
- Strasznie się wierciłeś. Śniło Ci się coś? - zapytała. Zignorowałem jej pytanie, poszedłem zjeść jakieś śniadanie. Warrior milczała przez cały mój posiłek, ale wreszcie zdołała mnie namówić na spacer. Oznajmiliśmy Shadow i Piorunowi że wychodzimy.
 
-----
Warri? :3 Szary podzieli się koszmarem? XD

od Warrior cd. Szaraczka

Brak komentarzy:
Po chwili wszystko wróciło do normy, cień powiedział do Szaraczka -Berek, ty gonisz- chwycił mnie do swojej obrzydliwej mordy, i biegł w stronę swojej jaskini. Szaraczek biegł za nim, i krzyczał -Stój!- -Puść moją siostrę!- Krzyknęłam do Szarego -Idź po rodziców!- ale on nie słuchał, i dalej biegł. Po chwili zniknął mi z oczu. Czułam jakby cień coraz mocniej wbijał swoje kły w moją skórę. Gdy podczas biegu, podniósł wyżej swoją łapę, ugryzłam ją. Cień, przewrócił się, a przy tym mnie puścił. Walnęłam w drzewo, gdy ten idiota wstał z ziemi, skoczył na mnie i próbował mnie znów chwycić. Przewrócił się, ale pociągnął mnie na dół, i stoczyłam się razem z nim na sam dół z klifu. Nie miałam już siły, bo obiłam się o kamienie. On wstał i powiedział:

- To koniec szczeniaku, idziesz ze mną! Myślisz, że mnie przechytrzysz? Co? Jesteś małym nieważnym śmieciem, i idziesz ze mną.

Było mi bardzo przykro gdy to usłyszałam, uroniłam jedną łzę. Ale gdy dodał

- I co? Płaczesz? Zachowaj łzy na potem, bo idę po twojego brata, wiesz...przez to, że uciekałaś on zginie, gdy go dorwę.

Krzyknęłam  -Nie! -

Byłam bardzo wściekła, moje oczy zaczęły świecić i było w nich widać, nieokiełznaną burzę, której nie dało się powstrzymać. Nie wiem jak to zrobiłam, ale wezwałam Burzę. Pioruny padały z niema wprost na cień. On nic sobie z tego nie robił, jedynie schował się pod drzewem, żeby jego ogień nie zgasł. To było dla mnie za dużo, jak na mój młody wiek. Upadłam na ziemię, i zemdlałam. Ostatnie co zobaczyłam, to był cień, który powoli się do mnie zbliża, z psychicznym uśmiechem. Obudziłam się w jego więzieniu. W klatce były kości, jego ofiar. Czekał aż się obudzę, powiedział

-No teraz idę po twojego braciszka. Przytargam go tutaj, a następnie zabiję na twoich oczach. Będzie świetna zabawa.... Pewnie ten mały jeszcze nie biega po lesie, więc będę miał łatwo.

Ostatnim tchem krzyknęłam - Nie! Proszę!-

Popatrzył na mnie wzrokiem mordercy, a potem pobiegł w stronę lasu. Nie miałam siły wstać, miałam wrażenie jakbym miała znów stracić przytomność. Nagle zza rogu, do jego jaskini wbiegł Szary.

-Szary! Co ty tu robisz? Miałeś iść po rodziców - ostatnie dodałam cichym głosem.

On popatrzył na mnie, i powiedział

- Chodź, zanim On tu wróci.

- Ale on chce Cię zabić, a ja nie mam siły żeby wstać... - Powiedziałam ze smutkiem, i łzami w oczach.

- Nie uda mu się to, a teraz nie marudź tylko chodź. - powiedział stanowczo, ale ze strachem.

Szary, otworzył klatkę, i zabrał mnie na swój grzbiet. W połowie drogi odzyskałam połowę sił, i szłam koło niego. Nagle poczułam zapach siarki, wepchnęłam Szarego do krzaków. Z krzaków było widać, ten okropny cień. Gdy cień był wystarczająco daleko, pobiegliśmy dalej. Nagle zza drzew wyłonił się teren watahy. Ale za nami był cień, w stałej formie. Zaczęłam krzyczeć jak nienormalna - Pomocy!- -Ratunku! On tu jest! -
Po chwili widziałam, jak tata rozgląda się kto woła, gdy zobaczył, że szarego, i mnie goni cień. Pobiegł tak szybko jak mógł, i rzucił się na cień.
Reszta watahy przybiegła, i oglądała całą bitwę z otwartymi pyszczkami. Nie mogąc stać, tak bezczynnie, ugryzłam go w nogę, a on psiknął, jak jakaś baba. Ale gdy uciekł ja nadal trzymałam go za nogę. Tata krzyknął - Dość Warrior! Tyle mu wystarczy! -

Puściłam nogę basiora, i na moje szczęście poleciałam na miękką, kupkę trawy. Jedyne co udało nam się usłyszeć to jak ten cień krzyczał - Ja jeszcze tu wrócę! -

Po tym całym incydencie, mama z tatą przytulili mnie bardzo mocno, razem z Szarym. Poszliśmy do jaskini watahy. Wszyscy byli tak przejęci tym co się stało, że nie mogli spać. Ale mi i Szaremu udało się jakoś zasnąć.

> Niezła przygoda, co nie Szary? <

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Blanki cd. Shadow

Brak komentarzy:
Od Blanki cd. Shadow
-Zdrowy rozsądek się przydaje -odparła z uśmiechem Shadow -Blanko, przepraszam że tak pochopnie cię oceniłam z tym wężem wodnym i Dovakiin'em -ostatnie słowo wypowiedziane  jej pyska przyprawiło mnie o dreszcz złości.
-Nic się nie stało...-powiedziałam -Jesteś alfą, musisz dbać o dobro watahy.
-Ty i Dovakiin też do niej należycie, a skoro on zrobił tak wiele złego, w tym w jakiś nieznany mi sposób pozbył się kilku szczeniaków z watahy, powinnam zwrócić na niego szczególną uwagę -odrzekła wadera i uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam uśmiech, a w głowie powtórzyło mi się zdanie alfy; "W jakiś nieznany mi sposób pozbył się kilku szczeniaków z watahy" -nie wiedziałam, czy ciągnąć ten temat, więc zostawiłam go na jakiś czas w spokoju. Wiedziałam że Shadow ma dobry kontakt z jednym ze szczeniaków, więc nie chciałam jej wszystkich szczegółów opowiadać, a w każdym razie nie,  dopóki nie zapyta.
-W takim razie... wciąż chcesz się spotkać z wodnym wężem? -zapytałam, ponieważ nie wiedziałam czy przygotowywać siebie i węża na to spotkanie, czy jednak zrezygnować.
-Wierzę ci, że nie jest groźny, ale... mogę się z nim spotkać i go poznać. -odpowiedziała.
-Dobrze, tak więc pójdę go przygotować do tego spotkania i powiedzieć mu jak ma się zachowywać -powiedziałam, zmierzając ku wyjściu jaskini.
-Czekaj! -krzyknęła alfa- Przygotować? W jaki sposób?
-Zawiadomię go że przyjdziesz -powiedziałam uśmiechając się.
-Nie musi o tym wiedzieć -wadera zerknęła na swoje łapy- to może być dla niego niespodzianka.
-Lepiej nie... otóż... ten wąż lubi "żarty" i możliwe że wrzuciłby cię do wody, bądź coś podobnego..- powiedziałam niepewnie, starając się uśmiechnąć.
-Yhhhmm -zaburczała Shadow i spojrzała na mnie mrużąc oczy -W taki razie "przygotuj" go, a jutro zaprowadzisz mnie do niego i zapoznasz z nim.
-Zgoda -powiedziałam, po czym popędziłam w kierunku jeziora.
Będąc na miejscu, usiadłam na krawędzi brzegu i wpatrzyłam się w wodę; była taka... cicha.
-Aqua, pokaż się -szepnęłam do wody i obserwowałam powoli wychodzący z jeziora strumień wody -Jutro po południu odwiedzi cię Shadow -słysząc moje słowa wąż przekręcił głowę i obserwował mnie -musisz się dobrze zachowywać, nie wrzucać jej do wody, ani nią oblewać... musisz się pokazać z jak najlepszej strony -warknęłam, a wąż wzdrygnął się.
-Teraz ukryj się, a ja położę się spać -powiedziałam i zawróciłam, a wąż w ostatniej chwili trysnął na mnie wodą -Oah! -krzyknęłam i spojrzałam na wodę złowrogo -Tylko bez takich głupich żartów jutro -warknęłam i odeszłam.
Szłam do jaskini watahy, wchodząc napotkałam alfę, która akurat sprawdzała czy wszystkie wilki są w grocie -Blanko? -spytała.
-Tak -powiedziałam i ziewnęłam -Wąż jest już przygotowany.
-Dobrze -powiedziała i uśmiechnęła się- Ale... dlaczego jesteś mokra?
Zerknęłam pospiesznie na mój grzbiet, po czym na Shadow i uśmiechnęłam się głupio, lekko zawstydzona -Taki mały incydent -powiedziałam.
-Incydent? Czy coś...-nie dokończyła alfa, gdyż jej przerwałam.
-Nic się nie stało, po prostu głupi żart -odparłam i przeciągnęłam się.
-Dobrze- powiedziała wolno -idź już spać -dodała.
Uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam wolnym krokiem na moje miejsce. Położyłam się, wyczyściłam łapy i zasnęłam.
 
                                                     *      *      *

Obudziłam się wcześnie, więc szybko pobiegłam zjeść śniadanie, po czym znów popędziłam nad jezioro.
-Aqua, pokaż się -szepnęłam i cofnęłam się. Niestety nie ominęło mnie przywitanie... szybkie chlaśnięcie taflą wody nie było przyjemne. Zerknęłam spode łba na węża, po czym zaburczałam -Dlaczego ty wiecznie powtarzasz to samo?! -krzyczałam zduszonym głosem.
-Skoro już jestem mokra to całkiem się wykąpię -odrzekłam i wskoczyłam do wody.
Uwielbiałam pływać, więc nie sprawiało mi trudności przepłynięcie w miarę dużego obszaru.
Płynęłam przed siebie, machając mocno łapami, a mój ogon ciągnął się daleko za mną. Udało mi się wypłynąć na środek jeziora, zanurzyć się i wrócić. Szybko wyskoczyłam z wody i otrzepałam się -Od razu świeżej się czuję -powiedziałam i uśmiechnęłam się -teraz wrócę do watahy i poczekam aż Shadow się obudzi, zje śniadanie i przyjdzie tu... pamiętaj, masz się dobrze zachowywać -powiedziałam i zawróciłam, po chwili odwróciłam głowę -I bez żadnych głupstw -rzekłam błagalnie -Ukryj się.
Pobiegłam do jaskini truchtem, a gdy byłam na miejscu, położyłam się tam gdzie spałam, kładąc głowę na przednich łapach i obserwują śpiące jeszcze wilki... ja zdążyłam już tyle zrobić, czuję jakby było południe, a oni jeszcze śpią i gdy się obudzą, będą sądzić że od ich zaśnięcia w nocy minęła sekunda, jednak dla mnie śpią oni już godzinę od mojego obudzenia się... to wszystko jest taki pogmatwane -mówiłam szeptem.
Minęła godzina i kilkanaście minut, aż doczekałam się obudzenia Shadow.
Chodziłam za nią prawie wszędzie, wlecząc się, aż w końcu nadszedł czas na spotkanie.
Alfa szła wyprostowana, ja prowadziłam. Gdy byłyśmy już blisko, przeszłyśmy przez krzaki i usiadłyśmy na brzegu jeziora.
-Cofnij się -powiedziałam i uśmiechnęłam się -Wiesz...
-Tak -powiedziała i cofnęła się obserwując moje ruchy -Przywołaj tego węża.
Kiwnęłam jej twierdząco głową i szepnęłam do wody słowa -Aqua, pokaż się.
W kilka sekund wąż wynurzyć się z pozostałości wody, a jego przejrzystość było większa niż zazwyczaj; widać było że się przygotował. Spojrzałam na niego i na Shadow, po czym zacisnęłam zęby i cofnęłam się.
Alfa wstrzymała na chwilę oddech w momencie, gdy wąż się ukazał, jednak nie ruszyła się z miejsca. Aqua zachowywał się inaczej... zauważyłam że był... rozdrażniony?
-A więc to jest ten wąż -powiedziała wadera obserwując kształtną wodę.
Wąż wodny zaczął ciągnąć się do góry, a gdy był naprawdę wysoki jak i długi, otoczył sobą alfę, pozostawiając ją bez wyjścia. Wstrzymałam oddech; zestresowałam się.
Widziałam czarną waderę przez krystalicznego węża; Shadow wstała i zaczęła wzrokiem szukać wyjścia. W jednej chwili wąż zasyczał i zamienił się w bez kształtną wodę, rozlewając się i zostawiając Shadow bez ani jednej kropelki na jej sierści. Woda była rozlana na ziemi. Po chwili wynurzył się ponownie z wody i wielkością był taki sam jak na początku.
Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam z lekko zirytowanym uśmiechem na Shadow... ona chyba nadal analizowała to, co się wydarzyło, bo z lekko otwartym pyskiem obserwowała wodnego węża.
-No... . To jest Aqua -odparłam.

>To pisaj Szlałfa :D<

od Szaraczka cd. Warrior

Brak komentarzy:
Pierwsze kilka miesięcy z Warrior było trochę monotonne, ale gdy wadera nabrała chęci na dalsze wyprawy, zaczęło robić się ciekawie. Pewnego dnia poszliśmy bawić się nad jezioro, zabawa była przednia! Zaczęliśmy od zabawy w berka, później naszła nas ochota na chowanego, wreszcie padła propozycja walki. Jako starszy brat, miałem niedużą przewagę, ale Warri była sprytniejsza ode mnie i wygrała dwa do jednego. Gdy już ochłonęliśmy, kulka energii znowu zaproponowała zabawę.
- Szary! To w co się teraz bawimy?
- Nie wiem, może wyzwania?
- To pierwsze ty! Idź do stawu i spróbuj wyłowić rybę - powiedziałem z szelmowskim uśmiechem, pewnie dostanę kazanie od Shadow i Pioruna, ale chciałem to zobaczyć.
- Okej! - ku mojemu zdziwieniu, potwierdziła. Oglądałem całe zajście z uśmiechem, pochyliła się już nad taflą wody i już miała zamoczyć pysk, gdy nagle odskoczyła do tyłu niczym sarna. Stłumiłem śmiech i przyjrzałem się jej. Podeszła do mnie  i opowiedziała o tym, co zobaczyła. Wyśmiałem ją i zaproponowałem pójście do Shadow. Warrior powiedziała jej to samo co mi, zauważyłem jak na jej pysku maluje się strach i zmartwienie. Przekręciłem głowę, nie wiedząc co o tym myśleć. Shad i Piorun jednak zbyli nas "tylko wam się przywidziało". Nie chcieli nam uwierzy, machnąłem gniewnie ogonem gdy odeszli rozmawiać między sobą. Spojrzałem w stronę lasu, z którego ponoć wyłonił się ten cień.
- Dobra! - z rozmyślania wyrwał mnie głos Warri. - musimy rozwiązać zagadkę! Ja będę Wojowniczy Wilk a ty Szary kulek!
- Co? Czemu Szary kulek? - wykrzyknąłem zdumiony.
- No dobra, Waleczny Szary kulek.
- Okej. - odparłem niechętnie i podążyłem za waderką, zaprowadziła nas nad staw, gdzie podobno widziała tamten cień. Chciałem odpuścić, bo nie było żadnych śladów. Warrior uparła się żeby jeszcze poszukać, dla świętego spokoju chodziłem za nią i pomagałem. Nastąpił moment, gdy zdecydowała się zrezygnować. Pociągnąłem kilka razy nosem, by poczuć zapach lasu, ale zamiast niego wyczułem siarkę i spaleniznę. Nie podzieliłem się z Warri tym odkryciem, zachowałem je dla siebie.
- Wracajmy. Jesteśmy zbyt daleko. - warknąłem i popchnąłem ją w stronę domu, słońce chyliło się już ku zachodowi więc tym bardziej musimy się pospieszyć. Warrior musiała podbiegać by utrzymywać równe tempo, zignorowałem to. Gdy dotarliśmy na polanę, dokończyliśmy zabawę.
Shadow i Piorun zawołali nas na posiłek, gdy już zaczęło zmierzchać. Rozmowa nie kleiła się, więc odpuściłem sobie próby utrzymania jej. Dokończyłem jedzenie sarny, już samotnie bo Warri i reszta poszła spać. Wstałem i wtuliłem się w miękkie futra, równe oddechy Shadow, Pioruna i Warrior uspokajały. Wreszcie usnąłem.
 
- Warri! - trąciłem śpiącą waderkę łapą. - wstawaj. Idziemy rozwiązać "zagadkę". - Warrior otworzyła leniwie oczy i przeciągnęła się. Uciszyłem ją gestem i wyszedłem wolno z jaskini, szczeniak podążał za mną wlepiając we mnie swoje brązowe oczy. Nadepnąłem na mech i prawie się przewróciłem.
- Wszystko dobrze? - wyszeptała młoda, skinąłem głową i ruszyłem truchtem w stronę lasu. Warri pobiegła za mną, gdy wreszcie byliśmy wystarczająco daleko od watahy, przystanąłem na chwilę.
- To tam go zauważyłaś? - zapytałem, będąc pewnym na odpowiedź twierdzącą. Pokiwała niepewnie głową, ruszyłem stanowczo w stronę lasu. Warrior spojrzała na mnie, jakbym był duchem. Potrząsnąłem głową i wciągnąłem powietrze, znowu siarka i spalenizna. Rozejrzałem się, tym razem niepewnie czy aby na pewno to był dobry pomysł, by ją tu zabrać. Przełknąłem ślinę i przeszedłem jeszcze kilka kroków, mój wzrok krążył wokoło, skupiałem się na znalezieniu jakiś śladów i na pilnowaniu Warrior.
- Łatwo było was tu zwabić. - głos rozlegał się bardziej w moim umyśle, niż w okolicy. Usłyszałem jeszcze śmiech. Warrior skuliła po sobie uszy  i wtuliła się we mnie. Czyli ona też go słyszała? Objąłem ją łapą i przysunąłem do siebie. - Naprawdę myślisz że uda Ci się ją ochronić? Pokażę wam coś. - warknął i nagle pojawił się przed nami. Był czarnym i mocno zbudowanym basiorem, jego futro płonęło, lecz on nic z tego sobie nie robił. W jego pysku znajdowała się pochodnia, teraz wbił ją w ziemię, zapłonęła jeszcze większym ogniem. Od miejsca gdzie się znajdowała, wypłynęło białe światło. Sceneria się zmieniła, poczułem jak dławi mnie dym. Obejrzałem się w bok, by znaleźć wzrokiem Warrior, zamiast małej kluseczki zobaczyłem dorosłą wojowniczkę. Zauważyłem że ja też jestem wojownikiem. Po moich łapach ściekała krew, Warrior była brudna od krwi i kurzu. Jej postawa wskazywała na gotowość do walki. Rozejrzałem się wokoło, trawa była wypalona od ognia. Całe to miejsce spowijał dym i mgła. Widoczność była ograniczona, ale ujrzałem nieruchome ciała, kilka wilków próbowało wstać.
- To. - uśmiechnął się tajemniczo i otoczył to miejsce wzrokiem. - jest wasze przeznaczenie. Zostaliście włączeni do walki, nie możecie się wycofać.  - przełknąłem ślinę i spojrzałem na Warrior. Na jej pysku zawitał morderczy uśmiech.
 
---------
Warrior? :3 Troszku dorośliśmy :P



od Warrior cd. Szaraczka

Brak komentarzy:
Jedyne co pamiętam po moich narodzinach to, że mleko mamy było pyszne.
Gdy podrosłam, poszłam bawić się z moim bratem. Bawiliśmy się świetnie! Pierwsze berek, potem chowany, potem bawiliśmy się w walkę. Mama i tata patrzyli na nas z dumą. Wyglądali na zadowolonych widząc, że polubiliśmy się.
- Szary! to w co się teraz bawimy?
- Nie wiem, może w wyzwania?
- Okej - powiedziałam.
- To pierwsze ty! Idź do stawu i spróbuj wyłowić rybę - powiedział szary
- Okej!
Poszłam do stawu, gdy pochyliłam się zobaczyłam w stawie moje odbicie i jeszcze czyjeś. Wystraszyłam się i odskoczyłam jak jakaś sarna. Ale gdy obróciłam się nikogo nie było. Wróciłam do Szarego i powiedziałam mu o tym. On nie chciał mi wierzyć. Więc wróciliśmy do stawu. Nagle zza drzewa wyłonił się właśnie ten cień. Szedł do nas, nie wiedząc co robić krzyknęłam "Stop!" i użyłam mojej mocy deszczu. Odstraszyłam go, zaczął uciekać.
Ja i Szary od razu pobiegliśmy do rodziców, aby im o tym powiedzieć. Stali oszołomieni gdy to usłyszeli.
Zapytali się "jak to? Pewnie wam się przewidziało. A teraz idźcie się dalej bawić." Nie chcieli nam uwierzyć. Nie wiem czemu. Ja i Szary kulek mieliśmy zagadkę do rozwiązania...
- Dobra! - powiedziałam musimy rozwiązać zagadkę! Ja będę Wojowniczy Wilk a ty Szary kulek!
- Co!? Czemu Szary kulek?
- Dobra Waleczny Szary Kulek.
- Okej!
Poszliśmy nad ten staw jeszcze raz, ale jego tam nie było. Ten cień najwidoczniej odpuścił. Ale ja i Waleczny Szary Kulek nie odpuściliśmy. Szukaliśmy jakiś wskazówek, śladów, ale niczego nie było. Ustaliliśmy, że nie będziemy kusić losu i zostawimy cień w spokoju. Po nie udanej zagadce, wróciliśmy na polanę przed jaskinią i dokończyliśmy zabawę, ale blisko watahy.
Następnie zaczęło się robić ciemno i rodzice zawołali nas na kolację. Była pyszna sarna. Dostaliśmy najlepsze mięsko. Potem poszliśmy spać, wtuliłam się w miękką sierść rodziców razem z szarym.

------------

 _THE END_ XD

Szczenięta!

Brak komentarzy:
Shadow i Piorun doczekali się szczenięcia! Gratulujemy!
Warrior

od Shadow cd. Pioruna

Brak komentarzy:
Wreszcie zdobyłam się na odwagę, by powiedzieć basiorowi o tym że wkrótce narodzą nam się szczeniaki.
- Piorun? - powiedziałam, basior szybko spojrzał  w moją stronę. - muszę... Ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Bo... my będziemy mieć szczenięta. - wydusiłam to z siebie, ale było to warte. Uśmiech, który zawitał na pysku basiora utwierdził mnie w przekonaniu że nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć.
- Będę ojcem? - zapytał, a ja skinęłam niepewnie głową, nie wiedząc jakiej reakcji powinnam się spodziewać.
- Nie żartujesz? - zapytał z uśmiechem.
- Nie, to prawda - odparłam radośnie.
- Yupii! - radość Pioruna była wprost... słodka. Zaczął zadawać mnóstwo pytań, które były związane z naszym potomstwem.
- Jak je nazwiemy? Ile ich będzie? Jak myślisz jakie będą miały moce? - podsumowałam to cichym zaśmianiem się i chwilą ciszy. Basior wciąż uśmiechał się szeroko, wiedziałam o nich niewiele. Obaj nie wiedzieliśmy jak je nazwiemy ani jakie będą mieć moce. Nie odpowiedziałam na pytanie, Piorun zdecydował że idziemy już spać. Zgodziłam się, i zeszliśmy ostrożnie na dół, widać było że basior się martwi. Rzuciłam jeszcze okiem na śpiącą watahę. Zauważyłam Szarego, który uśmiechał się przez sen. Ciekawe o czym śnił... Położyłam się na swoim legowisku, szary basior ułożył się niedaleko mnie. Oddałam się w objęcia Morfeusza.
-Witaj Shadow. -w  moim umyśle zabrzmiał głos Mharu. - Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż? - teraz zauważyłam pozostałych Starożytnych, w tle ujrzałam jeszcze czyjąś sylwetkę. Nie odważyłam się zapytać kto to.
- To nie jest koszmar. Spokojnie. - Saol chyba zauważyła moje zdenerwowanie. - Wiemy, że wkrótce będziesz mieć szczenięta. Pilnuj ich dobrze. - sylwetka Starożytnej zamigotała i po chwili znalazła się z tyłu reszty. To tyle? Pomyślałam, spodziewałam się jakiejś misji... czy czegoś takiego a ona wyjeżdża mi tu z "pilnuj ich dobrze". Mharu spoglądał na mnie uważnie, jakby próbował mi coś przekazać. Basior podszedł kilka kroków i usiadł, wlepiając we mnie swój wzrok. Minuty mijały w ciszy, wreszcie się odezwał.
- Poznaj Chaos. - dotknął lekko mojej łapy, świat zawirował jakbym podróżowała cieniem. Poczułam jak moje łapy odrywają się od chłodnej posadzki. Chwilę potem poczułam miękką trawę pod poduszkami łap. "Co jest?" zapytałam się w myślach, widząc to wszystko. Trawa była wypalona i pokryta zaschniętą lub świeżą krwią. Rozejrzałam się wokoło, zauważyłam bezwładne ciała wilków i innych zwierząt. Niektórzy próbowali wstać, podnieść się. Inni zaś uciekali. W pewnym momencie błysnęło oślepiające światło i po środku tego wszystkiego pojawił się wilk. Trzymał w pysku płonącą pochodnię, wokół jego ciała były płomienie ale on nic sobie z tego nie robił. Podszedł do mnie... nas, bo w tym momencie pojawił się Mharu.
- Jestem Chaosem. - warknął, gdy wbił pochodnię w ziemię, zapłonęła jeszcze większym ogniem.
- Jakbym się nie domyśliła.. - mruknęłam, poczułam karcące spojrzenie Mharu na sobie.
- A to jest chaos, który był tutaj. - jego gardłowy warkot przyprawiał mnie o dreszcze. - a teraz, wybudź się i zastanów nad naszymi słowami.
Nic nie rozumiałam z tego wszystkiego, co to miało znaczyć? Kim był Chaos i co chcieli Starożytni? Zauważyłam że Szarego już nie ma, poszedł na trening. Chciałam podzielić się tym wszystkim z Piorunem, ale jego nie było... Zastanawiało mnie, gdzie mogło go wywiać... Poczułam nagły skurcz. Tak szybko? Położyłam się i zaczęłam głęboko oddychać, próbując nie zemdleć z bólu.
Gdy było po wszystkim, przyszedł Piorun  z uśmiechem na pysku. Za nim w podskokach biegł Szaraczek. Czarna kuleczka zaczęła oddychać i popiskiwać.
- Warrior... - szepnął jej ojciec, trącając ją lekko nosem. Szary wpierw był zdziwiony, ale chwilę później jego pyszczek rozświetlił uśmiech dumy.
- To moja siostra? - zapytał a my zgodnie skinęliśmy głowami. - Cudownie! - wykrzyknął a potem skulił uszy, gdy zobaczył że Warri śpi. Byłam zmęczona ale też szczęśliwa. Piorun wziął Szarego na stronę i wytłumaczył mu wszystko o jego siostrze. Żałowałam tylko, że Szaraczek nie ma przy sobie swoich prawdziwych rodziców...
------
Piorun?

niedziela, 27 sierpnia 2017

od Pioruna cd. Shadow

Brak komentarzy:
- Piorun? - powiedziała wadera, odwróciłem się w jej stronę. - muszę... Ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Bo... my będziemy mieć szczenięta. - oznajmiła. Serce podskoczyło mi do gardła a żołądek ścisnął się ze szczęścia.
- Będę ojcem? - pokiwała głową.

-Nie żartujesz? - zapytałem
- Nie, to prawda - odparła.
- Yupii!-
Zacząłem zadawać mnóstwo pytan zwiaznych ze szczeniakami.
- Jak je nazwiemy? Ile ich będzie? Jak myślisz jakie będą miały moce?
 bylysmy bardzo szczesliwi ze bedziemy miec szczeniaki nie moglismy sie doczkac az przyjda na swiat.
Nie mogąc doczekać się swoich szczeniąt, poszedłem do starożytnych, poprosić ich o to aby Shadow szybciej wydała szczenięta na świat. Gdy dotarłem na miejsce nikogo nie było. Krzyknąłem - Jest tu ktoś?!
Z za rogu wyszła Saol i odpowiedziała - Tak jesteśmy, Piorunie. Co Cię tu sprowadza?
Ukłoniłem się i powiedziałem - o święta Saol, proszę Cię o to abyś przyśpieszyła ciążę Shadow.
- Piorun, wiem, że chcesz zobaczyć swoje szczenię, ale musisz być cierpliwy.
- Będzie tylko 1 szczeniak, heh, okej. Ale błagam, proszę, chcę zobaczyć tego szczeniaka na świecie, a nie w brzuchu Shadow.

-No dobrze, Piorunie, w takim razie chodź ze mną.

Poszliśmy do świętej sali byli tam Mharu,Vivo i Ghamis.

Ukłoniłem się ponownie.

Mharu powiedział - Piorun, jeśli chcesz przyśpieszyć ciąże Shadow to musisz udowodnić, że będziesz dobrym rodzicem.

-Ale jak?
-No pokaż co umiesz.
-Ale jak?
-No pokazuj.
-Ale jak?

Nie wiedząc co mam zrobić, powtarzałem w kółko ale jak, aż Mharu powiedział, że będę dobrym rodzicem. Podziękowałem i biegłem do Shadow. Gdy dotarłem mój szczeniak był już na świecie. Podbiegłem i powiedziałem Shadow, że wykonała kawał dobrej roboty rodząc takiego aniołka. Nazwaliśmy ją Warrior.

od Shadow cd. Blanki

Brak komentarzy:
Spojrzałam na Blankę, która skuliła uszy. Usiadłam i gestem wskazałam waderze by zrobiła to samo.
- Mam do Ciebie dwie sprawy. - zaczęłam chłodno i zmierzyłam ją spojrzeniem. - po pierwsze. Dlaczego narażasz watahę? Zadajesz się z jakimś wężem... stworem... nie wiem, tym czymś?! Wytłumacz mi po co?! Przecież jakby w pobliżu był jakiś szczeniak czy coś?!  - stopniowo podnosiłam ton głosu, Blanka skuliła uszy i zamknęła oczy.
- To jest woda, która przybrała postać węża. Można to nazwać wężem, ale on nie jest groźny. - wytłumaczyła mi to niepewnie, spoglądałam na nią jak by z innej planety się urwała. Woda, wąż, niegroźne? No chyba nie. W głowie nagle zaświtał mi pewien plan..
- To coś cię zna, ale nie jest nam wiadome jak zareaguje na inne wilki. - odparłam - w sumie mam pomysł. Jutro po południu zaprowadzisz mnie do tego czegoś, a wtedy zobaczę czy można mu ufać. Zatem przejdźmy do drugiej sprawy - oświadczyłam - Skąd znasz Dovakiina? I dlaczego jesteście dla siebie tacy niemili? - zapytałam i wbiłam wzrok w waderę.
- Nie za bardzo chcę o tym rozmawiać - odburknęła Blanka.
- Chcę wiedzieć. - powiedziałam chłodno i spojrzałam jej w oczy.
- Ja i Dovakiin -westchnęła cicho - kiedyś byliśmy razem. Ale on zrobił za wiele złego.
- Mogę wiedzieć co dokładnie? - spytałam, powoli zaczynając się domyślać o co mogło chodzić.
- Dokuczał mojemu ojcu..., namawiał do okropnych rzeczy mojego brata i wmawiał mu jakieś bzdury, pozbył się z watahy trzech szczeniąt... - mówiła szybko, ostatnie zdanie sprawiło że mimowolnie się wzdrygnęłam. Kogo ja przyjęłam? Zapytałam samą siebie, przestając słuchać Blanki.
- Aha... - odparłam zamyślona - dlatego z nim zerwałaś?
- Tak. Była jeszcze jedna rzecz, ale o niej nie chce już mówić. - pokiwałam głową. - A Dovakiin tak mi ubliża, bo jak z nim zrywałam to wygarnęłam mu wszystkie błędy.
- No dobra. Możesz już iść. - odprawiłam waderę  i odprowadziłam nieobecnym wzrokiem. Siedziałam pogrążając się w ciszy, którą przerywały tylko podmuchy wiatru i szeleszczenie liści.
Myśli krążyły mi po głowie, ta całą sytuacja która właśnie nastąpiła, potrzebowała czasu. Dovakiin popełnił wiele złego, z tego co powiedziała mi Blanka. Basior opowiadał mi coś innego, komu miałabym zaufać? Waderze; która miała dobre argumenty przeciwko niemu czy basiorowi, który miał tak samo wiarygodne argumenty? Zastanawiałam się nad tym długo, rozważałam wszelkie za i przeciw. Pozbył się  z watahy trzech szczeniąt. Głos Blanki zabrzmiał w moich myślach, Dovakiin wyglądał na takiego który jest gotowy to zrobić. W tym momencie wiedziałam już, komu powinnam zaufać. Wbiłam wzrok w księżyc, który widać było teraz bardzo wyraźnie, na niebie nie było ani jednej chmury. Srebrna kula lśniła na czarnym tle i dawała niewielkie światło. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki, momentalnie nastawiłam uszy i spięłam mięśnie.
- Spokojnie. To tylko ja. - usłyszałam znany mi już głos, Blanki. - Nie wróciłaś na noc do watahy. Zaczęliśmy się martwić.
- Zdrowy rozsądek się przydaje. - odparłam  z uśmiechem. - Blanko, przepraszam że tak pochopnie Cię oceniłam z tym wężem wodnym i Dovakiin'em.


-----
Blanka? :3

sobota, 26 sierpnia 2017

od Rango cd. Black Mystery

Brak komentarzy:
-Spójrz! -powiedziałem -księżyc wychodzi.
Był to naprawdę wspaniały widok. Jasny księżyc powoli wychodził zza chmur rzucając światło na coraz większą przestrzeń; dolinę u stóp pagórka, później z kolei na pagórek, na którym siedzieliśmy, następnie na nas, aż w końcu na czubki drzew. Jasne "promienie" księżyca objęły już wszystko wokół nas. W momencie rozstąpienia się chmur, ku naszym oczom okazały się tysiące błyszczących, srebrnych gwiazd. Przyglądałem się chwilę gwiazdom... widziałem w nich wilki, różne wilki... i ich historie. Kiedyś ktoś mi opowiadał że historie naszych przodków można wyczytać z gwiazd. Zerknąłem kątem oka na Tery, wstrzymała na chwilę oddech. W jej oczach dostrzegłem gwiazdy, a dokładnie ich odbicie. Gdy przypomniałem sobie że dłuższe obserwowanie kogoś jest dla niego stresujące, przerzuciłem wzrok na nieboskłon. Kilka sekund potem poczułem na sobie wzrok Mystery, jednak nie speszyło, ani nie zestresowało mnie to. Towarzysząca mi wadera podniosła się i usiadła.
-O, patrz! Ufo! A nie, to ty.- mruknęła Tery i zaśmiała się ironicznie widząc moją reakcję; przekręciłem głowę i zmrużyłem oczy.
-Aż tak się świecę? -zapytałem i spojrzałem na waderę tryumfalnie, bo w końcu nigdy nie świeciłem się aż tak bardzo.
-O nie! ŚLEPNĘ! -zawołała sarkastycznie i padła na ziemię.
Zaśmiałem się z nutką ironii, jednak niezbyt wyczuwalną. Po chwili wadera uspokoiła się i wróciła do obserwowania księżyca. Miło było tak posiedzieć z nią na luzie. Uśmiechnąłem się i również zacząłem obserwować księżyc. Chwilę na niego patrzyłem i zastanawiałem się, czy ktoś żyje na tej planecie, czy może to właśnie tam udamy się po śmierci? W jednej chwili obudziły się we mnie wspomnienia. Moja pierwsza wataha, do czasu pojawienia się Diablo była miłym wspomnieniem, często z rodzicami oglądaliśmy wschód i zachód słońca. Wtedy rodzice byli szczęśliwsi i zapominali o problemach, a ja i Blanka szaleliśmy.
Odganiając chwilowo wspomnienia, zerknąłem na Mystery, patrzyła na księżyc, jednak widać było że się zamyśliła. Mój wzrok ponownie powędrował na srebrne, dające światło koło. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że drugi raz w życiu oglądam pełnię księżyca.
Pierwszy raz robiłem to Sheną, a teraz z Tery. Co prawda widziałem pełnię więcej, niż kilka razy, jednak tylko dwa razy obserwowałem ją w spokoju, siedząc beztrosko i zapominając o wszystkich problemach. W gwiazdach dostrzegłem kolejny wzór wilka, od razu przez myśl przebiegł mi Diablo. Mimo starań wytrącenia go ze wspomnień, nie udało się tego dokonać. Bałem się, że kiedyś tam wrócę, przypadkiem natknę się na tamtą watahę, bądź mnie znajdą... nie chciałem tego przechodzić po raz drugi. Jednak obiecałem sobie jedno; jeśli zbliżą się do mojej obecnej "rodziny" i nie będą chcieli odejść, bądź spróbują coś komuś zrobić, nie ręczę za siebie. Po chwili wspomnienia odeszły, a ja wpatrywałem się w gwiazdy nic nie mówiąc, ani nie myśląc.
-Piękna pełnia.- powiedziałem cicho i zerknąłem na waderę; kiwnęła twierdząco głową w zamyśleniu. Nagle zauważyłem dziwne zwierze... przypominało muchę, jednak było nieco większe i miało kolor bordowo-czarny... zupełnie jak ogon Sheny... ona, porwanie, ludzie... .
Ludzie przypominali mi w zachowaniu moją pierwszą watahę podczas panowania Diablo... wielka, fałszywa rodzina, potrafiąca zadawać tylko ból i przynosząca rozpacz. Tamta wataha... nie życzyłem tego nikomu. Skupiłem się na pełni... ona była taka... wielka, jasna, otwarta... wszyscy mogli ją zobaczyć. Była nadzieją... może i ja powinienem się otworzyć?
-W mojej dawnej watasze -przełamałem się i jednocześnie wyrwałem Tery z zamyśleń- Nie było dobrze -powiedziałem- Stało się wiele, czego żałuję.
Black Mystery przez moment nic nie mówiła, jednak po chwili zaskoczyła mnie; otworzyła się.
-Oni przyszli -mówiła- Przyszli tam. Zabrali mi... zabrali wszystko. Zabrali to, czego nikt nie miał prawa zabrać. -widziałem jak z jej oczu płynęły łzy- Nie wiem dlaczego. Nie znam ich, ale oni znają mnie.
Mystery zaskoczyła mnie takim nagłym otwarciem się i brakiem nawet najmniejszej nutki sarkazmu w swojej wypowiedzi. Coś mi zaświtało.
-To ten wilk... był tam, na tej polanie? Kiedy -zawahałem się- wywołałaś pożar.
Wadera kiwnęła głową i odwróciła wzrok.
-Oni nie zasłużyli na śmierć -warknęła, a nawet wtedy dało się dostrzec jej przygnębienie i rozgoryczenie. Rozumiałem ją. Chciałem, by nie myślała o tych złych wspomnieniach i cieszyła się chwilą, jednak wiedziałem że to nie jest tak proste jak się wydaje. W końcu sam nie umiem odgonić złych wspomnień. Jednak Mystery nie jest mną, może jej uda się odgonić złe wspomnienia.
-Wiem -powiedziałem- Ale... ale teraz ciesz się pełnią.
-Tylko że... na każdym kroku są wspomnienia. Pełnie zawsze spędzałam z rodziną, później sama...-wymamrotała smutno.
Spojrzałem na nią pocieszająco, po czym usiadłem bliżej niej. Nie zareagowała, co było dość nietypowe, jednak patrząc na panujący nastrój nie dziwiłem się. Gdzieś w głębi czułem jednak, że Tery zaczyna mi ufać.
-To dlatego nie panuję nad żywiołem- powiedziała cicho- Po prostu... nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć.
Wadera westchnęła cicho i położyła się. Zrobiłem to samo, po czym doszły do mnie słowa, które przed chwilą powiedziała Tery. Zasmuciło mnie to, bo ona naprawdę nie miała nikogo... była sama. Wadera wpatrzyła się w gwiazdy, a ja uśmiechnąłem się niepewnie. Mystery nie spuszczała wzroku z gwiazd; jakby coś w nich dostrzegła. Może to co ja; naszych przodków?
Nagle Black Mystery pokręciła głową, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
-A najgorsze jest to... że oni wrócą.-szepnęła- Oni wiedzą gdzie jestem, wiedzą o mnie wszystko, a ja o nich nic. Nigdy już nie będę pewna jutra.
-Spokojnie. Jesteś bezpieczna w tej watasze.- powiedziałem cicho, a Mystery spojrzała na mnie mieszaną miną. Trochę w niej było złości, trochę smutku i trochę zmęczenia. Dużo przeżyła.
-Wiesz... pójdę spać- wymamrotała, w odpowiedzi pokiwałem głową i usiadłem, chciałem coś dodać i jej uświadomić jedną rzecz.
-Jesteś bezpieczna w tej watasze... bo-zawahałem się- bo ja w niej jestem.
Po moich słowach Tery położyła głowę na łapach i skuliła się; chciała spać.
Siedziałem obok niej przez krótką chwilę, po czym położyłem się i szybko zasnąłem.         
                                                 *      *     *
-Śpiąca królewna raczy się obudzić?-obudziły mnie słowa i trącąca łapa Mystery.
Niechętnie otworzyłem jedno oko, następnie drugie; nie chciało mi się wstawać.
-No szybciej, wstawaj -poganiała mnie -zobacz.
Wadera wskazała nosem niebo. Powoli wstałem, ziewając zerknąłem w miejsce, które wskazywała Tery. Był to niecodzienny widok; Wielkie słońce stykało się z górami, szybko wschodziło, a niebo miało najróżniejsze kolory; fiolet, pomarańcz, róż i błękit... trudno było oderwać wzrok od tego zjawiska.
-Piękne, co?-szepnęła wadera.
Nie odpowiedziałem jej... ponieważ w tym momencie jedno, bardzo ważne wspomnienie wróciło; był to ostatni wschód słońca z Sheną... był on dokładnie taki sam, jak ten.
To jakieś przeznaczenie? Nie chciałem tego mówić na głos, ponieważ wiedziałem że wtedy do towarzyszącej mi wadery, również wrócą wspomnienia.
-Tak...-powiedziałem po dłuższej chwili. Przypomniało mi się że poza nami, istnieje jeszcze wataha i Shadow.
-Wiesz, myślę że powinniśmy już wracać, chociaż widok jest piękny.-powiedziałem zastanawiając się czy ktoś zauważył że nas nie ma.
-Dlaczego? -zapytała Tery nie spuszczając wzroku z pięknego wschodu -Przecież nie mamy żadnej roboty.
-Wiem, ale nikt nie wie gdzie jesteśmy... lepiej nie denerwować Shadow -powiedziałem i uśmiechnąłem się -A poza tym nie jedliśmy ani kolacji, ani śniadania.
Widziałem jak oczy wadery zabłyszczały, a jej uszy stanęły na baczność -Możemy coś zjeść, jednak- powiedziała obojętnie wadera -jednak Shadow... ona nie musi wiedzieć gdzie jestem.
-Jesteśmy -poprawiłem ją i dokończyłem- Wolałbym żebyśmy wrócili.
-Nie chce mi się dyskutować -powiedziała o dziwo bez sarkazmu, lecz z nutką ironii i powoli ruszyła w stronę jaskini watahy, ja za nią.
Chwilę później byliśmy na miejscu, większość watahy jeszcze spała, więc cicho weszliśmy do środka, jednak znikąd pojawiła się Blanka i jednym ruchem wypchała nas z jaskini.
-Rango, Black Mystery! Gdzie wy byliście?! Wiecie że należy się zgłaszać jak gdzieś idziecie!
Za Blanką stanęła Shadow, a po jej wyrazie pyska było widać że jest zdenerwowana.
-Dlaczego nikt nie wiedział gdzie jesteście? -powiedziała surowo, a Blanka odstąpiła jej miejsce- Jeszcze chwila i wysłałabym ekipę poszukiwawczą. Należy się meldować i nie dopuszczać do takich sytuacji, że was nie ma przez całą noc -powiedziała i zerknęła nerwowo na Tery.
-Oglądaliśmy pełnie i zasnęliśmy -powiedziałem głośno, wychodząc na przód.
-Dlaczego nikomu o tym nie powiedzieliście? -spytała wadera.
-Zapomnieliśmy -powiedziałem, wyraźnie dając znać alfie że to co się zdarzyło, nie cofnie się.
-Żeby to było ostatni raz- dodała wadera i odeszła wolnym krokiem. Bez słowa ruszyła za alfą Blanka.
-Może pójdziemy zjeść to śniadanie?- zapytałem Mystery, a w odpowiedzi otrzymałem kiwnięcie głową.      
                                                            *      *      *
Ja i Tery upolowaliśmy jelenia i najedliśmy się nim... zajęło to trzy godziny, więc wszyscy zdążyli już wstać.
-Może... pójdziemy potrenować panowanie nad mocami? -zapytałem uśmiechając się; w mojej głowie powtarzały się słowa, które powiedziała Mystery poprzedniej nocy; " To dlatego nie panuję nad żywiołem. Po prostu... nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć."
-Nie, nie chcę wywołać szkód, a poza tym po co mam uczyć się panowania nad mocą, skoro i tak się ona nie przyda? Przecież jestem tylko pomyłką.- powiedziała wadera, a jej sarkastyczny uśmiech znikł i pojawił się smutek, który próbowała ukryć.
-Nie jesteś pomyłką, tylko przeznaczeniem -powiedziałem i uśmiechnąłem się -chodźmy.
Wadera nie opierała się dłużej i spokojnie podążała za mną. Może te słowa dały jej do zrozumienia że nie jest żadną pomyłką.
-A co do szkód, to nie musisz się martwić... zwiedzimy skalną górę.-dodałem.
-Co to za miejsce? -zapytała wilczyca.
-Wielka skała, która stopiła się ziemią, obrosła mchem i została uznana za górę- powiedziałem szybko, po czym wskazałem jej nosem wielką, skalną górę.
Odpowiedzią było chwilowe wstrzymanie oddechu przez waderę.
Widok był naprawdę satysfakcjonujący; ogromna, jasna, brązowo-beżowa góra, pokryta ciemnym, zielonym, grubym i puszystym mchem. W niektórych miejscach przez ciemną zieleń przenikały małe kępki jasnego, limonkowego mchu. Na górze było widać korony drzew i ich grube i brązowe pnie. Niektóre drzewa rosły prawie że w poziomie, co dawało jeszcze lepszy efekt. Te miejsce było tak piękne i niezwykłe, że wywoływało dreszczyk zachwycenia.
-Chcesz żebym trenowała na tej górze? -krzyknęła Mystery z oburzeniem -przecież, jeśli nie uda mi się zapanować nad mocą, to wszystko się zapali i zniszczy... ta góra będzie czarna, pokryta smołą!
-Spokojnie, nie tam będziemy ćwiczyć, sam bym nie chciał tego wszystkiego narażać na spłonięcie -powiedziałem sarkastycznie i dla żartu, a Mystery chyba zrozumiała jego przekaz, bo również się zaśmiała, jednak z nutką sarkazmu.
-W takim razie... gdzie będziemy ćwiczyć? -zapytała-mówiłeś że idziemy na skalną górę.
-Nie powiedziałem że na nią idziemy, tylko że idziemy ją zwiedzić.- poprawiłem waderę.
-Co za różnica? -spytała zmieszana wilczyca.
-Zobaczysz -powiedziałem i zacząłem biec truchtem.
Mystery słysząc moją odpowiedź przewróciła oczami i prychnęła sarkastycznie.
-W taki razie, gdzie idziemy? -westchnęła wadera.
-Po drugiej stronie jest jaskinia, bez żadnych traw, mchów i suchej ziemi, więc w środku nie będzie nic, co można podpalić, bo raczej skały nie podpalisz, no nie?-powiedziałem i dałem waderze znak, by przyspieszyła.
Byliśmy już po drugiej stronie góry, gdy naszym oczom ukazało się ogromne wejście do jaskini. W środku było strasznie ciemno, więc postanowiłem że wykażę się lekkim sprytem.
-Za ciemno tu- zawołała Black Mystery, a echo roznosiło się kilka sekund.
-Za chwilę będzie jaśniej, ale najpierw poczekaj tutaj. Zaraz wrócę. -powiedziałem, a Tery usiadła. Pobiegłem w stronę lasu, miałem w planie pozbieranie kilku gałęzi. Znalazłem ich kilka, wziąłem w pysk, po czym wróciłem do wadery. Patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
Wszedłem do ciemnicy, następnie "pomyślałem o czymś miły", dzięki czemu zacząłem się świecić. Później widząc już coś, zacząłem rozkładać pojedynczo gałązki w różnych miejscach, przy ścianie. Nie mając już żadnego skrawka drzewa w pysku, po kolei podchodziłem do chwilę wcześniej rozkładanych gałęzi i zacząłem je podpalać. Dzięki tym czynnościom oświetliłem jaskinie. Tery trochę się zdziwiła, co było widać po jej wzroku.
-Gotowe -powiedziałem głośno będąc w jaskini -możesz wejść.
Wadera szybko wślizgnęła się do groty i usiadła na jej środku. Zrobiłem to samo obok niej.
Rozmyślałem nad tym, co zrobić. Pomyślałem że zaczniemy od czegoś, co jest tylko w głowie.
-Zacznijmy od wyobraźni i wspomnień.- powiedziałem pewnie, po czym wstałem i usiadłem w bezpiecznej odległości od Tery.
-Wyobraźni? -zapytała wadera podążając za mną wzrokiem.
-Tak. Słuchaj uważnie i wykonuj moje polecenia, choćby nie wiem jak to brzmiało-powiedziałem wolno i głośno; Tery przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
-Zamknij oczy i wyobraź sobie ostatnią sytuację z tym wilkiem o krwistych oczach. To co powiedział. -mówiłem, obserwując Tery; posłusznie zamknęła oczy, jednak dało się zauważyć jej spięcie mięśni. Nic się nie działo, więc postanowiłem że spróbuję jeszcze raz.
-To co sobie przypominasz nie jest zbyt silne. Odtwórz sobie wszystko po kolei, to co wydarzyło się na łące... słowa tamtego krwistookiego wilka.
Reakcją na te słowa było zaciśnięcie powiek przez Mystery i ponowne spięcie mięśni.
Tym razem nie zawiodłem się, Mystery zaczął otaczać niewielki niebieski płomień.
-Świetnie ci idzie -powiedziałem, a następnie kontynuowałem zadania- teraz przypomnij sobie co kiedyś zrobiły ci te wilki... -zawahałem się- co ci zabrali.
W jednej chwili płomień powiększył się na tyle mocno, że dzieliło mnie od niego pół metra. Gwałtownie cofnąłem się, jednak byłem dość opanowany.
-Bardzo dobrze, jednak teraz uspokój się -powiedziałem głośno -Płomień jest za duży.
-Nie mogę- warknęła Tery, w jej głosie słychać było stres -Ja... nie mogę... nie mam zbyt dużo siły by z tym walczyć.
Łapy wadery zaczęły się trząść, zestresowało mnie to, jednak nie zdążyłem nic powiedzieć, a Mystery padła na ziemię; płomień w mgnieniu oka znikł, a wilczyca leżała bezwładnie na ziemi, jednak po chwili podniosła się, a ja do niej podbiegłem.
-Odpocznij -powiedziałem i nie czekając na jej odpowiedź wybiegłem z jaskini. Pobiegłem po liście tartowe. Drzewo, na którym rosły znajdowało się tuż przy górze, więc niewiele czasu zajęło mi ich zdobycie. Wróciłem do groty z czterema wielkimi liśćmi w pysku.
-Te liście są dobre na oparzenia -powiedziałem i przykryłem nimi waderę -Chwila i rany powinny się w miarę zagoić.
-Jakim cudem tak szybko? -zapytała -Ona są jakieś magiczne, czy co?
-Można tak powiedzieć, ponieważ zawierają substancje, powodujące błyskawiczne gojenie się ran -powiedziałem, po czym zdjąłem liście z ciała wilczycy.
-Od razu lepiej -zapewniłem waderę i uśmiechnąłem się -Dobrze, czas na powtórkę z rozrywki- dodałem i przeciągnąłem się.
-Co? Przecież... przegrałam. -wyjąkała ostatnie słowo -jak spróbuję jeszcze raz, narobię więcej szkód!
-Nie możesz się poddać. Musisz być silna. -powiedziałem i uśmiechnąłem się -Zamknij oczy.
Usiadłem w tym samym miejscu co wcześniej i obmyśliłem plan.
-Jeśli znów chcesz użyć czegoś podobnego do tamtego sposobu, to wiedz, że nie uda się to- rzekła pewnie Tery.
-Uda się, tym razem się uda, zaufaj mi -powiedziałem, słysząc ciche westchnienie- Musisz uwierzyć w to że się uda oraz ponownie się skupić...
-Zacznijmy już. Chce mieć to z głowy -powiedziała Mystery z nutką ironii i sarkazmu.
-Wyobraź sobie, tamtego wilka o wiesz jakich oczach, jednak nie sytuacje z nim związane, a samego wilka. -mówiłem obserwując waderę; siedziała spokojnie z zamkniętymi oczami -Wyobraź sobie że stoi przed tobą, że...- zawahałem się- że ja nim jestem.
Mystery mocniej zacisnęła powieki, a ja kontynuowałem- Teraz przerzuć to na rzeczywistość, myśl cały czas o tym, że to ja zabrałem ci wszystko, to ja zrobiłem to wszystko. Bądź o tym przekonana -ryzykowałem, zauważając powiększający się niebieski płomień -Bo to ja zrobiłem to wszystko, to ja tak naprawdę jestem tym wilkiem. Teraz otwórz oczy i zobacz moje krwiste oczy -dotarło do mnie że gadam jak w sekcie, jednak nie przerywałem, ponieważ wiedziałem że to zadziała -Widzisz? To wszystko ja zrobiłem. Poznajesz mnie? -Płomień, który otaczał Mystery był jeszcze większy niż wcześniej i zdążył mnie już dosięgnąć.
-Teraz dokończę moje dzieło -mówiąc te słowa, zacząłem powoli podchodzić do wadery, mimo płomienia, który ją otaczał. Wiedziałem że Tery nie widzi mnie, lecz wilka, który zabił jej rodzinę. Gdy byłem już wystarczająco blisko, skoczyłem na waderę, jednak nie użyłem zbytniej siły; wilczyca bez problemu mnie zrzuciła, była jak w transie. I tu była moja rola; upadłem na ziemię i przestałem się ruszać. Moja moje znaki i sierść zaczęły się świecić, a na moim grzbiecie rozpalił się mały płomyk, oznaczający rannego wilka. Tuż przy upadku zamknąłem oczy i wstrzymałem oddech. Najwyraźniej światło i jasny płomień wybudziły Mystery, ponieważ usłyszałem jej wstrzymanie oddechu, niebieski płomień zgasł, ponieważ po moim ciele przeszła fala zimnego powietrza. Wciąż starałem się nie ruszać, ani nie otwierałem oczu.
-Rango! -usłyszałem zdezorientowany głos wadery; natychmiast otworzyłem oczy i wstałem.
-Znów ci się udało- powiedziałem i uśmiechnąłem się. Wadera nic nie odpowiedziała; była naprawdę zmęczona. -Jesteś zapewne wyczerpana, jednak nie pozwolę ci na spanie.
-Dlaczego- wysapała Mystery, wciąż niezbyt rozumiejąc co właśnie się stało.
Ja pokazałem jej pełnie, ona mi wschód, więc teraz moja kolej.
-Dużo dzisiaj zrobiłaś i kosztowało to wiele wysiłku, jednak chciałbym ci coś pokazać, na rozluźnienie -mimo zmęczenia wadera spojrzała na mnie z sarkastycznym i ironicznym uśmiechem. -Na razie zostań tutaj i odpocznij, a ja wrócę za pół godziny.
-Gdzie idziesz? -zapytała Tery.
-Powiadomić Shadow że nie będzie nas do pierwszej godziny. W jaskini jest ciepło, a i ogień odstraszy lisy. Wrócę tak szybko jak tylko się da. -powiedziałem i wybiegłem z jaskini, na szczęście dotarłem do watahy w dziesięć minut.
-Shadow?- zawołałem waderę pospiesznie.
-Tak? -alfa zjawiła się szybko.
-Mnie i Black Mystery nie będzie do pierwszej godziny -powiedziałem szybko.
-Zgoda, ale gdzie idziecie o tak późnej godzinie?- zapytała.
-Pozwiedzać dolinę przy skalnej górze -odpowiedziałem i zacząłem powoli zawracać.
-Dobrze, idź, bo widzę że ci się spieszy -rzekła alfa i kiwnęła głową, a ja popędziłem w miejsce, w którym została Mystery. Dobiegłem tam w tyle samo, w ile dotarłem do watahy, więc byłem przed obiecanym czasem. Gdy wkroczyłem do rozjaśnionej, ciepłej jaskini zastałem tam śpiącą już waderę.
-Tery, wstawaj -szepnąłem -została nam godzina do północy, a to właśnie ten czas.
Black Mystery wstała bez żadnego oporu i gadania, jednak doszła do siebie i była starą Mystery.
-Ile czasu zajmie nam dojście do tego miejsca? -zapytała cicho.
-Około dwudziestu minut, ale nie martw się. To miejsce jest naprawdę warte uwagi.-odparłem.
Ruszyliśmy truchtem. Mijaliśmy ciemne drzewa, krzaki, niewielkie kępki mchu i różne grzyby.
Całą drogę przebiegliśmy w ciszy, a gdy byliśmy na miejscu reakcją wadery było warknięcie.
-Morze? Chciałeś mi pokazać morze? -mówiła wolno i głośno - Myślisz że nie widziałam morza nocą?
-To nie jest zwykłe morze-powiedziałem spokojnie, jej reakcja była do przewidzenia, z powodu zmęczenia -To morze gwiazd. Nie martw się, jeszcze minuta.
Tery z niepokojem i podejrzliwością lustrowała morze.
-Cofnijmy się -powiedziałem i cofnąłem się; wadera zrobiła to samo.
Spojrzałem w górę; księżyc był po środku nieba.
-Północ! -wykrzyknąłem. W jednym momencie przez spokojne wody w oddali, szybko płynęła błękitna fala. Płynęła prosto na nas. Przemierzała morze bardzo szybko; od najdalszych wód, po nasz ląd. W chwili, gdy uderzyła o ląd, na którym staliśmy, kropelki wody z morza prysnęły prosto na nas. Zerwał się lekki wietrzyk, dzięki któremu zaczęły tworzyć się niewielkie fale, które w momencie wpłynięcia na piasek, stawały się błękitne. W środku wyglądały jak pojedyncze, błękitne kropelki zapalające się z przypływem i gasnące z odpływem fali.

Black Mystery wstrzymała oddech, a ja wstałem i powędrowałem kilka kroków do przodu. W momencie, gdy moje łapy były w wodzie i dotknęły dna, błękitne kropki otoczyły moje łapy, po czym zgasły.
-Drażni je dotyk -szepnąłem do Tery -Przypominają trochę twój żywioł -dodałem i uśmiechnąłem się.
-...

> Tery... jest 00:12, a ja to skończyłam... mam nadzieję że przeczytasz do końca :> <

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

od Shadow cd. Pioruna

Brak komentarzy:
Oglądałam rozmowę tamtej dwójki z radością, wyglądało na to że się zakumplują. Piorun podszedł do mnie z promiennym uśmiechem rozświetlającym jego pysk i oczy. Odwzajemniłam uśmiech, lekkim podniesieniem kącików.
 - Shadow, wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale cóż. Jeśli Szaraczek jeśli jest twoim synem, to i moim. Pomogę Ci go wychować. O i jeśli będzie chciał mieć rodzeństwo, to powiedz mi no bo wiesz ja bardzo chętnie. - zaśmiałam się, Piorun spojrzał na mnie z miną niewiniątka. Szary nie był moim synem, ale traktowałam go jak syna. Jeszcze nie planowałam szczeniąt, więc jedyna odpowiedź była przecząca.
- Haha, okej, powiem Ci. - powiedziałam ze śmiechem  i dodałam cicho 'dziękuję'. Wtuliłam się w jego ciepłe futro, odwzajemnił to z uśmiechem. Rzucił jeszcze ciche 'nie ma za co' i podszedł do Szarego. Podbiegłam do tamtej dwójki, pyszczek szaraczka rozświetlał uśmiech. Spojrzałam ze zdziwieniem na basiora, który wyszczerzył zęby radośnie. Kochane głuptasy. Pomyślałam i przysiadłam koło Pioruna, Szary siedział dumnie naprzeciwko nas.
- Szaraczku... - zaczęłam, basior szybko przejął temat;
- Szary, jak dobrze wiesz traktujemy Cię jak syna... Chcielibyśmy byś poczuł jak to jest mieć rodziców. Więc... my jesteśmy nimi dla Ciebie. - szary pyszczek szczeniaka rozświetlił promienny uśmiech, spoglądając na tamtą uśmiechniętą dwójkę. Zauważyłam że są do siebie podobni. Ich oczy, sposób uśmiechania się i zakończenie polowania... Ale oni nie mogli być spokrewnieni, prawda? Podniosłam lekko kąciki, by nie zauważyli mojego rozkojarzenia. Wzrokiem  i myślami byłam daleko.
- Proponuję iść na polowanie. - uśmiechnęłam się, moja propozycja spotkała się z aprobatą. Po krótkiej chwili zmierzaliśmy w stronę lasku, Piorun dał nam znać że wywęszył młodą sarnę. Przyspieszyliśmy kroku, szary basior i szczeniak byli na prowadzeniu, ja chroniłam tyły. Wyglądali razem słodko, "jak ojciec z synem." Pomyślałam i zaczęłam obserwować ich ruchy. Szary doskoczył do sarny, która pobiegła wprost na mnie i na Pioruna, basior skoczył jej do szyi i wgryzł się w nią, ja chwyciłam jej kończynę, przewróciła się na ziemię. Szary dobiegł do nas i dokończył dzieło.
- Wracajmy. - wydyszał Piorun, pomogłam mu nieść zdobycz. Słońce chyliło się ku zachodowi, po przyrządzeniu i spożyciu sarny, szczeniak poszedł spać a my z Piorunem wyszliśmy obejrzeć zachód.
- Jest cudowny... - szepnęłam, wtulając się w basiora gdy powiał zimny wiatr. Takie bezchmurne zachody zdarzały się rzadko, zwłaszcza tak kolorowe. Przeważały tu odcienie fioletu i różowego, w niektórych miejscach znajdował się czerwony lub bordowy.

----
Piorun? :3 Krótkie to trochę ;-;

czwartek, 17 sierpnia 2017

od Pioruna cd. Shadow

Brak komentarzy:
Spojrzałem na Szaraczka, i uśmiechnąłem się do niego.
- Cześć jestem Piorun
- Hej, a ja Szaraczek.

- Poczekasz tu? - Zapytałem.

- Pewnie, tak - powiedział smutny. Następnie zabrałem Shadow na bok, aby Szaraczek nie słyszał naszej rozmowy.

- Shadow, wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale cóż. Jeśli Szaraczek jeśli jest twoim synem, to i moim. Pomogę Ci go wychować. O i jeśli będzie chciał mieć rodzeństwo, to powiedz mi no bo wiesz ja bardzo chętnie - powiedziałam ze śmiechem ostatnie zdanie.

- Haha, okej, powiem Ci - odpowiedziała ze śmiechem- Dorzuciła jeszcze cichym głosem 'Dziękuję' i przytuliła mnie.

Gdy mnie przytuliła, powiedziałem 'nie ma za co.' A następnie poszliśmy do Szaraczka. Powiedziałem Szaraczkowi, pomimo tego, że Shadow  chciała, aby traktował nas jak rodziców. Bo my traktujemy go jak syna.

Gdy Szaraczek to usłyszał, był bardzo szczęśliwy. A Shadow na początku zdziwiona, ale gdy zobaczyła szczery, i wesoły uśmiech Szaraczka również się uśmiechnęła.