Po chwili wszystko wróciło do normy, cień powiedział do Szaraczka -Berek, ty gonisz- chwycił mnie do swojej obrzydliwej mordy, i biegł w stronę swojej jaskini. Szaraczek biegł za nim, i krzyczał -Stój!- -Puść moją siostrę!- Krzyknęłam do Szarego -Idź po rodziców!- ale on nie słuchał, i dalej biegł. Po chwili zniknął mi z oczu. Czułam jakby cień coraz mocniej wbijał swoje kły w moją skórę. Gdy podczas biegu, podniósł wyżej swoją łapę, ugryzłam ją. Cień, przewrócił się, a przy tym mnie puścił. Walnęłam w drzewo, gdy ten idiota wstał z ziemi, skoczył na mnie i próbował mnie znów chwycić. Przewrócił się, ale pociągnął mnie na dół, i stoczyłam się razem z nim na sam dół z klifu. Nie miałam już siły, bo obiłam się o kamienie. On wstał i powiedział:
- To koniec szczeniaku, idziesz ze mną! Myślisz, że mnie przechytrzysz? Co? Jesteś małym nieważnym śmieciem, i idziesz ze mną.
Było mi bardzo przykro gdy to usłyszałam, uroniłam jedną łzę. Ale gdy dodał
- I co? Płaczesz? Zachowaj łzy na potem, bo idę po twojego brata, wiesz...przez to, że uciekałaś on zginie, gdy go dorwę.
Krzyknęłam -Nie! -
Byłam bardzo wściekła, moje oczy zaczęły świecić i było w nich widać, nieokiełznaną burzę, której nie dało się powstrzymać. Nie wiem jak to zrobiłam, ale wezwałam Burzę. Pioruny padały z niema wprost na cień. On nic sobie z tego nie robił, jedynie schował się pod drzewem, żeby jego ogień nie zgasł. To było dla mnie za dużo, jak na mój młody wiek. Upadłam na ziemię, i zemdlałam. Ostatnie co zobaczyłam, to był cień, który powoli się do mnie zbliża, z psychicznym uśmiechem. Obudziłam się w jego więzieniu. W klatce były kości, jego ofiar. Czekał aż się obudzę, powiedział
-No teraz idę po twojego braciszka. Przytargam go tutaj, a następnie zabiję na twoich oczach. Będzie świetna zabawa.... Pewnie ten mały jeszcze nie biega po lesie, więc będę miał łatwo.
Ostatnim tchem krzyknęłam - Nie! Proszę!-
Popatrzył na mnie wzrokiem mordercy, a potem pobiegł w stronę lasu. Nie miałam siły wstać, miałam wrażenie jakbym miała znów stracić przytomność. Nagle zza rogu, do jego jaskini wbiegł Szary.
-Szary! Co ty tu robisz? Miałeś iść po rodziców - ostatnie dodałam cichym głosem.
On popatrzył na mnie, i powiedział
- Chodź, zanim On tu wróci.
- Ale on chce Cię zabić, a ja nie mam siły żeby wstać... - Powiedziałam ze smutkiem, i łzami w oczach.
- Nie uda mu się to, a teraz nie marudź tylko chodź. - powiedział stanowczo, ale ze strachem.
Szary, otworzył klatkę, i zabrał mnie na swój grzbiet. W połowie drogi odzyskałam połowę sił, i szłam koło niego. Nagle poczułam zapach siarki, wepchnęłam Szarego do krzaków. Z krzaków było widać, ten okropny cień. Gdy cień był wystarczająco daleko, pobiegliśmy dalej. Nagle zza drzew wyłonił się teren watahy. Ale za nami był cień, w stałej formie. Zaczęłam krzyczeć jak nienormalna - Pomocy!- -Ratunku! On tu jest! -
Po chwili widziałam, jak tata rozgląda się kto woła, gdy zobaczył, że szarego, i mnie goni cień. Pobiegł tak szybko jak mógł, i rzucił się na cień.
Reszta watahy przybiegła, i oglądała całą bitwę z otwartymi pyszczkami. Nie mogąc stać, tak bezczynnie, ugryzłam go w nogę, a on psiknął, jak jakaś baba. Ale gdy uciekł ja nadal trzymałam go za nogę. Tata krzyknął - Dość Warrior! Tyle mu wystarczy! -
Puściłam nogę basiora, i na moje szczęście poleciałam na miękką, kupkę trawy. Jedyne co udało nam się usłyszeć to jak ten cień krzyczał - Ja jeszcze tu wrócę! -
Po tym całym incydencie, mama z tatą przytulili mnie bardzo mocno, razem z Szarym. Poszliśmy do jaskini watahy. Wszyscy byli tak przejęci tym co się stało, że nie mogli spać. Ale mi i Szaremu udało się jakoś zasnąć.
> Niezła przygoda, co nie Szary? <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz