-Spójrz! -powiedziałem -księżyc wychodzi.
Był to naprawdę wspaniały widok. Jasny księżyc powoli wychodził zza chmur rzucając światło na coraz większą przestrzeń; dolinę u stóp pagórka, później z kolei na pagórek, na którym siedzieliśmy, następnie na nas, aż w końcu na czubki drzew. Jasne "promienie" księżyca objęły już wszystko wokół nas. W momencie rozstąpienia się chmur, ku naszym oczom okazały się tysiące błyszczących, srebrnych gwiazd. Przyglądałem się chwilę gwiazdom... widziałem w nich wilki, różne wilki... i ich historie. Kiedyś ktoś mi opowiadał że historie naszych przodków można wyczytać z gwiazd. Zerknąłem kątem oka na Tery, wstrzymała na chwilę oddech. W jej oczach dostrzegłem gwiazdy, a dokładnie ich odbicie. Gdy przypomniałem sobie że dłuższe obserwowanie kogoś jest dla niego stresujące, przerzuciłem wzrok na nieboskłon. Kilka sekund potem poczułem na sobie wzrok Mystery, jednak nie speszyło, ani nie zestresowało mnie to. Towarzysząca mi wadera podniosła się i usiadła.
-O, patrz! Ufo! A nie, to ty.- mruknęła Tery i zaśmiała się ironicznie widząc moją reakcję; przekręciłem głowę i zmrużyłem oczy.
-Aż tak się świecę? -zapytałem i spojrzałem na waderę tryumfalnie, bo w końcu nigdy nie świeciłem się aż tak bardzo.
-O nie! ŚLEPNĘ! -zawołała sarkastycznie i padła na ziemię.
Zaśmiałem się z nutką ironii, jednak niezbyt wyczuwalną. Po chwili wadera uspokoiła się i wróciła do obserwowania księżyca. Miło było tak posiedzieć z nią na luzie. Uśmiechnąłem się i również zacząłem obserwować księżyc. Chwilę na niego patrzyłem i zastanawiałem się, czy ktoś żyje na tej planecie, czy może to właśnie tam udamy się po śmierci? W jednej chwili obudziły się we mnie wspomnienia. Moja pierwsza wataha, do czasu pojawienia się Diablo była miłym wspomnieniem, często z rodzicami oglądaliśmy wschód i zachód słońca. Wtedy rodzice byli szczęśliwsi i zapominali o problemach, a ja i Blanka szaleliśmy.
Odganiając chwilowo wspomnienia, zerknąłem na Mystery, patrzyła na księżyc, jednak widać było że się zamyśliła. Mój wzrok ponownie powędrował na srebrne, dające światło koło. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że drugi raz w życiu oglądam pełnię księżyca.
Pierwszy raz robiłem to Sheną, a teraz z Tery. Co prawda widziałem pełnię więcej, niż kilka razy, jednak tylko dwa razy obserwowałem ją w spokoju, siedząc beztrosko i zapominając o wszystkich problemach. W gwiazdach dostrzegłem kolejny wzór wilka, od razu przez myśl przebiegł mi Diablo. Mimo starań wytrącenia go ze wspomnień, nie udało się tego dokonać. Bałem się, że kiedyś tam wrócę, przypadkiem natknę się na tamtą watahę, bądź mnie znajdą... nie chciałem tego przechodzić po raz drugi. Jednak obiecałem sobie jedno; jeśli zbliżą się do mojej obecnej "rodziny" i nie będą chcieli odejść, bądź spróbują coś komuś zrobić, nie ręczę za siebie. Po chwili wspomnienia odeszły, a ja wpatrywałem się w gwiazdy nic nie mówiąc, ani nie myśląc.
-Piękna pełnia.- powiedziałem cicho i zerknąłem na waderę; kiwnęła twierdząco głową w zamyśleniu. Nagle zauważyłem dziwne zwierze... przypominało muchę, jednak było nieco większe i miało kolor bordowo-czarny... zupełnie jak ogon Sheny... ona, porwanie, ludzie... .
Ludzie przypominali mi w zachowaniu moją pierwszą watahę podczas panowania Diablo... wielka, fałszywa rodzina, potrafiąca zadawać tylko ból i przynosząca rozpacz. Tamta wataha... nie życzyłem tego nikomu. Skupiłem się na pełni... ona była taka... wielka, jasna, otwarta... wszyscy mogli ją zobaczyć. Była nadzieją... może i ja powinienem się otworzyć?
-W mojej dawnej watasze -przełamałem się i jednocześnie wyrwałem Tery z zamyśleń- Nie było dobrze -powiedziałem- Stało się wiele, czego żałuję.
Black Mystery przez moment nic nie mówiła, jednak po chwili zaskoczyła mnie; otworzyła się.
-Oni przyszli -mówiła- Przyszli tam. Zabrali mi... zabrali wszystko. Zabrali to, czego nikt nie miał prawa zabrać. -widziałem jak z jej oczu płynęły łzy- Nie wiem dlaczego. Nie znam ich, ale oni znają mnie.
Mystery zaskoczyła mnie takim nagłym otwarciem się i brakiem nawet najmniejszej nutki sarkazmu w swojej wypowiedzi. Coś mi zaświtało.
-To ten wilk... był tam, na tej polanie? Kiedy -zawahałem się- wywołałaś pożar.
Wadera kiwnęła głową i odwróciła wzrok.
-Oni nie zasłużyli na śmierć -warknęła, a nawet wtedy dało się dostrzec jej przygnębienie i rozgoryczenie. Rozumiałem ją. Chciałem, by nie myślała o tych złych wspomnieniach i cieszyła się chwilą, jednak wiedziałem że to nie jest tak proste jak się wydaje. W końcu sam nie umiem odgonić złych wspomnień. Jednak Mystery nie jest mną, może jej uda się odgonić złe wspomnienia.
-Wiem -powiedziałem- Ale... ale teraz ciesz się pełnią.
-Tylko że... na każdym kroku są wspomnienia. Pełnie zawsze spędzałam z rodziną, później sama...-wymamrotała smutno.
Spojrzałem na nią pocieszająco, po czym usiadłem bliżej niej. Nie zareagowała, co było dość nietypowe, jednak patrząc na panujący nastrój nie dziwiłem się. Gdzieś w głębi czułem jednak, że Tery zaczyna mi ufać.
-To dlatego nie panuję nad żywiołem- powiedziała cicho- Po prostu... nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć.
Wadera westchnęła cicho i położyła się. Zrobiłem to samo, po czym doszły do mnie słowa, które przed chwilą powiedziała Tery. Zasmuciło mnie to, bo ona naprawdę nie miała nikogo... była sama. Wadera wpatrzyła się w gwiazdy, a ja uśmiechnąłem się niepewnie. Mystery nie spuszczała wzroku z gwiazd; jakby coś w nich dostrzegła. Może to co ja; naszych przodków?
Nagle Black Mystery pokręciła głową, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
-A najgorsze jest to... że oni wrócą.-szepnęła- Oni wiedzą gdzie jestem, wiedzą o mnie wszystko, a ja o nich nic. Nigdy już nie będę pewna jutra.
-Spokojnie. Jesteś bezpieczna w tej watasze.- powiedziałem cicho, a Mystery spojrzała na mnie mieszaną miną. Trochę w niej było złości, trochę smutku i trochę zmęczenia. Dużo przeżyła.
-Wiesz... pójdę spać- wymamrotała, w odpowiedzi pokiwałem głową i usiadłem, chciałem coś dodać i jej uświadomić jedną rzecz.
-Jesteś bezpieczna w tej watasze... bo-zawahałem się- bo ja w niej jestem.
Po moich słowach Tery położyła głowę na łapach i skuliła się; chciała spać.
Siedziałem obok niej przez krótką chwilę, po czym położyłem się i szybko zasnąłem.
* * *
-Śpiąca królewna raczy się obudzić?-obudziły mnie słowa i trącąca łapa Mystery.
Niechętnie otworzyłem jedno oko, następnie drugie; nie chciało mi się wstawać.
-No szybciej, wstawaj -poganiała mnie -zobacz.
Wadera wskazała nosem niebo. Powoli wstałem, ziewając zerknąłem w miejsce, które wskazywała Tery. Był to niecodzienny widok; Wielkie słońce stykało się z górami, szybko wschodziło, a niebo miało najróżniejsze kolory; fiolet, pomarańcz, róż i błękit... trudno było oderwać wzrok od tego zjawiska.
-Piękne, co?-szepnęła wadera.
Nie odpowiedziałem jej... ponieważ w tym momencie jedno, bardzo ważne wspomnienie wróciło; był to ostatni wschód słońca z Sheną... był on dokładnie taki sam, jak ten.
To jakieś przeznaczenie? Nie chciałem tego mówić na głos, ponieważ wiedziałem że wtedy do towarzyszącej mi wadery, również wrócą wspomnienia.
-Tak...-powiedziałem po dłuższej chwili. Przypomniało mi się że poza nami, istnieje jeszcze wataha i Shadow.
-Wiesz, myślę że powinniśmy już wracać, chociaż widok jest piękny.-powiedziałem zastanawiając się czy ktoś zauważył że nas nie ma.
-Dlaczego? -zapytała Tery nie spuszczając wzroku z pięknego wschodu -Przecież nie mamy żadnej roboty.
-Wiem, ale nikt nie wie gdzie jesteśmy... lepiej nie denerwować Shadow -powiedziałem i uśmiechnąłem się -A poza tym nie jedliśmy ani kolacji, ani śniadania.
Widziałem jak oczy wadery zabłyszczały, a jej uszy stanęły na baczność -Możemy coś zjeść, jednak- powiedziała obojętnie wadera -jednak Shadow... ona nie musi wiedzieć gdzie jestem.
-Jesteśmy -poprawiłem ją i dokończyłem- Wolałbym żebyśmy wrócili.
-Nie chce mi się dyskutować -powiedziała o dziwo bez sarkazmu, lecz z nutką ironii i powoli ruszyła w stronę jaskini watahy, ja za nią.
Chwilę później byliśmy na miejscu, większość watahy jeszcze spała, więc cicho weszliśmy do środka, jednak znikąd pojawiła się Blanka i jednym ruchem wypchała nas z jaskini.
-Rango, Black Mystery! Gdzie wy byliście?! Wiecie że należy się zgłaszać jak gdzieś idziecie!
Za Blanką stanęła Shadow, a po jej wyrazie pyska było widać że jest zdenerwowana.
-Dlaczego nikt nie wiedział gdzie jesteście? -powiedziała surowo, a Blanka odstąpiła jej miejsce- Jeszcze chwila i wysłałabym ekipę poszukiwawczą. Należy się meldować i nie dopuszczać do takich sytuacji, że was nie ma przez całą noc -powiedziała i zerknęła nerwowo na Tery.
-Oglądaliśmy pełnie i zasnęliśmy -powiedziałem głośno, wychodząc na przód.
-Dlaczego nikomu o tym nie powiedzieliście? -spytała wadera.
-Zapomnieliśmy -powiedziałem, wyraźnie dając znać alfie że to co się zdarzyło, nie cofnie się.
-Żeby to było ostatni raz- dodała wadera i odeszła wolnym krokiem. Bez słowa ruszyła za alfą Blanka.
-Może pójdziemy zjeść to śniadanie?- zapytałem Mystery, a w odpowiedzi otrzymałem kiwnięcie głową.
Ja i Tery upolowaliśmy jelenia i najedliśmy się nim... zajęło to trzy godziny, więc wszyscy zdążyli już wstać.
-Może... pójdziemy potrenować panowanie nad mocami? -zapytałem uśmiechając się; w mojej głowie powtarzały się słowa, które powiedziała Mystery poprzedniej nocy; " To dlatego nie panuję nad żywiołem. Po prostu... nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć."
-Nie, nie chcę wywołać szkód, a poza tym po co mam uczyć się panowania nad mocą, skoro i tak się ona nie przyda? Przecież jestem tylko pomyłką.- powiedziała wadera, a jej sarkastyczny uśmiech znikł i pojawił się smutek, który próbowała ukryć.
-Nie jesteś pomyłką, tylko przeznaczeniem -powiedziałem i uśmiechnąłem się -chodźmy.
Wadera nie opierała się dłużej i spokojnie podążała za mną. Może te słowa dały jej do zrozumienia że nie jest żadną pomyłką.
-A co do szkód, to nie musisz się martwić... zwiedzimy skalną górę.-dodałem.
-Co to za miejsce? -zapytała wilczyca.
-Wielka skała, która stopiła się ziemią, obrosła mchem i została uznana za górę- powiedziałem szybko, po czym wskazałem jej nosem wielką, skalną górę.
Odpowiedzią było chwilowe wstrzymanie oddechu przez waderę.
Widok był naprawdę satysfakcjonujący; ogromna, jasna, brązowo-beżowa góra, pokryta ciemnym, zielonym, grubym i puszystym mchem. W niektórych miejscach przez ciemną zieleń przenikały małe kępki jasnego, limonkowego mchu. Na górze było widać korony drzew i ich grube i brązowe pnie. Niektóre drzewa rosły prawie że w poziomie, co dawało jeszcze lepszy efekt. Te miejsce było tak piękne i niezwykłe, że wywoływało dreszczyk zachwycenia.
-Chcesz żebym trenowała na tej górze? -krzyknęła Mystery z oburzeniem -przecież, jeśli nie uda mi się zapanować nad mocą, to wszystko się zapali i zniszczy... ta góra będzie czarna, pokryta smołą!
-Spokojnie, nie tam będziemy ćwiczyć, sam bym nie chciał tego wszystkiego narażać na spłonięcie -powiedziałem sarkastycznie i dla żartu, a Mystery chyba zrozumiała jego przekaz, bo również się zaśmiała, jednak z nutką sarkazmu.
-W takim razie... gdzie będziemy ćwiczyć? -zapytała-mówiłeś że idziemy na skalną górę.
-Nie powiedziałem że na nią idziemy, tylko że idziemy ją zwiedzić.- poprawiłem waderę.
-Co za różnica? -spytała zmieszana wilczyca.
-Zobaczysz -powiedziałem i zacząłem biec truchtem.
Mystery słysząc moją odpowiedź przewróciła oczami i prychnęła sarkastycznie.
-W taki razie, gdzie idziemy? -westchnęła wadera.
-Po drugiej stronie jest jaskinia, bez żadnych traw, mchów i suchej ziemi, więc w środku nie będzie nic, co można podpalić, bo raczej skały nie podpalisz, no nie?-powiedziałem i dałem waderze znak, by przyspieszyła.
Byliśmy już po drugiej stronie góry, gdy naszym oczom ukazało się ogromne wejście do jaskini. W środku było strasznie ciemno, więc postanowiłem że wykażę się lekkim sprytem.
-Za ciemno tu- zawołała Black Mystery, a echo roznosiło się kilka sekund.
-Za chwilę będzie jaśniej, ale najpierw poczekaj tutaj. Zaraz wrócę. -powiedziałem, a Tery usiadła. Pobiegłem w stronę lasu, miałem w planie pozbieranie kilku gałęzi. Znalazłem ich kilka, wziąłem w pysk, po czym wróciłem do wadery. Patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
Wszedłem do ciemnicy, następnie "pomyślałem o czymś miły", dzięki czemu zacząłem się świecić. Później widząc już coś, zacząłem rozkładać pojedynczo gałązki w różnych miejscach, przy ścianie. Nie mając już żadnego skrawka drzewa w pysku, po kolei podchodziłem do chwilę wcześniej rozkładanych gałęzi i zacząłem je podpalać. Dzięki tym czynnościom oświetliłem jaskinie. Tery trochę się zdziwiła, co było widać po jej wzroku.
-Gotowe -powiedziałem głośno będąc w jaskini -możesz wejść.
Wadera szybko wślizgnęła się do groty i usiadła na jej środku. Zrobiłem to samo obok niej.
Rozmyślałem nad tym, co zrobić. Pomyślałem że zaczniemy od czegoś, co jest tylko w głowie.
-Zacznijmy od wyobraźni i wspomnień.- powiedziałem pewnie, po czym wstałem i usiadłem w bezpiecznej odległości od Tery.
-Wyobraźni? -zapytała wadera podążając za mną wzrokiem.
-Tak. Słuchaj uważnie i wykonuj moje polecenia, choćby nie wiem jak to brzmiało-powiedziałem wolno i głośno; Tery przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
-Zamknij oczy i wyobraź sobie ostatnią sytuację z tym wilkiem o krwistych oczach. To co powiedział. -mówiłem, obserwując Tery; posłusznie zamknęła oczy, jednak dało się zauważyć jej spięcie mięśni. Nic się nie działo, więc postanowiłem że spróbuję jeszcze raz.
-To co sobie przypominasz nie jest zbyt silne. Odtwórz sobie wszystko po kolei, to co wydarzyło się na łące... słowa tamtego krwistookiego wilka.
Reakcją na te słowa było zaciśnięcie powiek przez Mystery i ponowne spięcie mięśni.
Tym razem nie zawiodłem się, Mystery zaczął otaczać niewielki niebieski płomień.
-Świetnie ci idzie -powiedziałem, a następnie kontynuowałem zadania- teraz przypomnij sobie co kiedyś zrobiły ci te wilki... -zawahałem się- co ci zabrali.
W jednej chwili płomień powiększył się na tyle mocno, że dzieliło mnie od niego pół metra. Gwałtownie cofnąłem się, jednak byłem dość opanowany.
-Bardzo dobrze, jednak teraz uspokój się -powiedziałem głośno -Płomień jest za duży.
-Nie mogę- warknęła Tery, w jej głosie słychać było stres -Ja... nie mogę... nie mam zbyt dużo siły by z tym walczyć.
Łapy wadery zaczęły się trząść, zestresowało mnie to, jednak nie zdążyłem nic powiedzieć, a Mystery padła na ziemię; płomień w mgnieniu oka znikł, a wilczyca leżała bezwładnie na ziemi, jednak po chwili podniosła się, a ja do niej podbiegłem.
-Odpocznij -powiedziałem i nie czekając na jej odpowiedź wybiegłem z jaskini. Pobiegłem po liście tartowe. Drzewo, na którym rosły znajdowało się tuż przy górze, więc niewiele czasu zajęło mi ich zdobycie. Wróciłem do groty z czterema wielkimi liśćmi w pysku.
-Te liście są dobre na oparzenia -powiedziałem i przykryłem nimi waderę -Chwila i rany powinny się w miarę zagoić.
-Jakim cudem tak szybko? -zapytała -Ona są jakieś magiczne, czy co?
-Można tak powiedzieć, ponieważ zawierają substancje, powodujące błyskawiczne gojenie się ran -powiedziałem, po czym zdjąłem liście z ciała wilczycy.
-Od razu lepiej -zapewniłem waderę i uśmiechnąłem się -Dobrze, czas na powtórkę z rozrywki- dodałem i przeciągnąłem się.
-Co? Przecież... przegrałam. -wyjąkała ostatnie słowo -jak spróbuję jeszcze raz, narobię więcej szkód!
-Nie możesz się poddać. Musisz być silna. -powiedziałem i uśmiechnąłem się -Zamknij oczy.
Usiadłem w tym samym miejscu co wcześniej i obmyśliłem plan.
-Jeśli znów chcesz użyć czegoś podobnego do tamtego sposobu, to wiedz, że nie uda się to- rzekła pewnie Tery.
-Uda się, tym razem się uda, zaufaj mi -powiedziałem, słysząc ciche westchnienie- Musisz uwierzyć w to że się uda oraz ponownie się skupić...
-Zacznijmy już. Chce mieć to z głowy -powiedziała Mystery z nutką ironii i sarkazmu.
-Wyobraź sobie, tamtego wilka o wiesz jakich oczach, jednak nie sytuacje z nim związane, a samego wilka. -mówiłem obserwując waderę; siedziała spokojnie z zamkniętymi oczami -Wyobraź sobie że stoi przed tobą, że...- zawahałem się- że ja nim jestem.
Mystery mocniej zacisnęła powieki, a ja kontynuowałem- Teraz przerzuć to na rzeczywistość, myśl cały czas o tym, że to ja zabrałem ci wszystko, to ja zrobiłem to wszystko. Bądź o tym przekonana -ryzykowałem, zauważając powiększający się niebieski płomień -Bo to ja zrobiłem to wszystko, to ja tak naprawdę jestem tym wilkiem. Teraz otwórz oczy i zobacz moje krwiste oczy -dotarło do mnie że gadam jak w sekcie, jednak nie przerywałem, ponieważ wiedziałem że to zadziała -Widzisz? To wszystko ja zrobiłem. Poznajesz mnie? -Płomień, który otaczał Mystery był jeszcze większy niż wcześniej i zdążył mnie już dosięgnąć.
-Teraz dokończę moje dzieło -mówiąc te słowa, zacząłem powoli podchodzić do wadery, mimo płomienia, który ją otaczał. Wiedziałem że Tery nie widzi mnie, lecz wilka, który zabił jej rodzinę. Gdy byłem już wystarczająco blisko, skoczyłem na waderę, jednak nie użyłem zbytniej siły; wilczyca bez problemu mnie zrzuciła, była jak w transie. I tu była moja rola; upadłem na ziemię i przestałem się ruszać. Moja moje znaki i sierść zaczęły się świecić, a na moim grzbiecie rozpalił się mały płomyk, oznaczający rannego wilka. Tuż przy upadku zamknąłem oczy i wstrzymałem oddech. Najwyraźniej światło i jasny płomień wybudziły Mystery, ponieważ usłyszałem jej wstrzymanie oddechu, niebieski płomień zgasł, ponieważ po moim ciele przeszła fala zimnego powietrza. Wciąż starałem się nie ruszać, ani nie otwierałem oczu.
-Rango! -usłyszałem zdezorientowany głos wadery; natychmiast otworzyłem oczy i wstałem.
-Znów ci się udało- powiedziałem i uśmiechnąłem się. Wadera nic nie odpowiedziała; była naprawdę zmęczona. -Jesteś zapewne wyczerpana, jednak nie pozwolę ci na spanie.
-Dlaczego- wysapała Mystery, wciąż niezbyt rozumiejąc co właśnie się stało.
Ja pokazałem jej pełnie, ona mi wschód, więc teraz moja kolej.
-Dużo dzisiaj zrobiłaś i kosztowało to wiele wysiłku, jednak chciałbym ci coś pokazać, na rozluźnienie -mimo zmęczenia wadera spojrzała na mnie z sarkastycznym i ironicznym uśmiechem. -Na razie zostań tutaj i odpocznij, a ja wrócę za pół godziny.
-Gdzie idziesz? -zapytała Tery.
-Powiadomić Shadow że nie będzie nas do pierwszej godziny. W jaskini jest ciepło, a i ogień odstraszy lisy. Wrócę tak szybko jak tylko się da. -powiedziałem i wybiegłem z jaskini, na szczęście dotarłem do watahy w dziesięć minut.
-Shadow?- zawołałem waderę pospiesznie.
-Tak? -alfa zjawiła się szybko.
-Mnie i Black Mystery nie będzie do pierwszej godziny -powiedziałem szybko.
-Zgoda, ale gdzie idziecie o tak późnej godzinie?- zapytała.
-Pozwiedzać dolinę przy skalnej górze -odpowiedziałem i zacząłem powoli zawracać.
-Dobrze, idź, bo widzę że ci się spieszy -rzekła alfa i kiwnęła głową, a ja popędziłem w miejsce, w którym została Mystery. Dobiegłem tam w tyle samo, w ile dotarłem do watahy, więc byłem przed obiecanym czasem. Gdy wkroczyłem do rozjaśnionej, ciepłej jaskini zastałem tam śpiącą już waderę.
-Tery, wstawaj -szepnąłem -została nam godzina do północy, a to właśnie ten czas.
Black Mystery wstała bez żadnego oporu i gadania, jednak doszła do siebie i była starą Mystery.
-Ile czasu zajmie nam dojście do tego miejsca? -zapytała cicho.
-Około dwudziestu minut, ale nie martw się. To miejsce jest naprawdę warte uwagi.-odparłem.
Ruszyliśmy truchtem. Mijaliśmy ciemne drzewa, krzaki, niewielkie kępki mchu i różne grzyby.
Całą drogę przebiegliśmy w ciszy, a gdy byliśmy na miejscu reakcją wadery było warknięcie.
-Morze? Chciałeś mi pokazać morze? -mówiła wolno i głośno - Myślisz że nie widziałam morza nocą?
-To nie jest zwykłe morze-powiedziałem spokojnie, jej reakcja była do przewidzenia, z powodu zmęczenia -To morze gwiazd. Nie martw się, jeszcze minuta.
Tery z niepokojem i podejrzliwością lustrowała morze.
-Cofnijmy się -powiedziałem i cofnąłem się; wadera zrobiła to samo.
Spojrzałem w górę; księżyc był po środku nieba.
-Północ! -wykrzyknąłem. W jednym momencie przez spokojne wody w oddali, szybko płynęła błękitna fala. Płynęła prosto na nas. Przemierzała morze bardzo szybko; od najdalszych wód, po nasz ląd. W chwili, gdy uderzyła o ląd, na którym staliśmy, kropelki wody z morza prysnęły prosto na nas. Zerwał się lekki wietrzyk, dzięki któremu zaczęły tworzyć się niewielkie fale, które w momencie wpłynięcia na piasek, stawały się błękitne. W środku wyglądały jak pojedyncze, błękitne kropelki zapalające się z przypływem i gasnące z odpływem fali.
Black Mystery wstrzymała oddech, a ja wstałem i powędrowałem kilka kroków do przodu. W momencie, gdy moje łapy były w wodzie i dotknęły dna, błękitne kropki otoczyły moje łapy, po czym zgasły.
-Drażni je dotyk -szepnąłem do Tery -Przypominają trochę twój żywioł -dodałem i uśmiechnąłem się.
-...
> Tery... jest 00:12, a ja to skończyłam... mam nadzieję że przeczytasz do końca :> <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz