-Przypominasz mi Wavantos'a-mruknąłem do siebie- jesteś przywódcą polowań?-zapytałem Ray'a, kiwnął głową i spojrzał na moje usztywnienie.
-Co się stało?-zadał pytanie które powoli mnie denerwowało... Zjeżyła mi się sierść na karku.
-Nie twoja sprawa-warknąłem, nie lubiłem do tego wracać. Zwłaszcza gdy ktoś się o to pytał, ale było minęło. Teraz wracałem do zdrowia i to było ważne, przynajmniej dla mnie, martwiło mnie za to zdrowie Shadow. Po ostatniej walce z Shakamure nie wyglądała najlepiej... wierzyłem że się wykaraska z tego, uśmiechnąłem się pod nosem, była naszą Alfą i moją opiekunką. Isabelle trąciła moją łapę i spojrzała porozumiewawczo, kiwnąłem szarym łebkiem i popatrzyłem na dwóch basiorów, przepraszająco. Podążałem teraz za waderką która prowadziła mnie do jaskini innych uczniów, najwidoczniej czekał mnie "trening", jęknąłem cicho, bolał.
-Cześć Szary!-Solace, brązowy basior który powoli kończył bycie adeptem i planował opuścić watahę zawołał mnie z uśmiechem i machnął ogonem, szybko zdjął moje usztywnienie na łapie i kazał chodzić we wszystkie możliwe strony.
-Sol! daj spokój-jęknąłem kiedy kazał mi chodzić jakimś przeplatanym krokiem, jejku, on to ma pomysły...
-Truchtem, Szaraku.-uśmiechnął się do mnie a ja miałem ochotę go rozszarpać-być może Mharu nada Ci imię, czyli zostaniesz jego uczniem-przebiegł mnie dreszcz, ja?! uczniem Starożytnego?!? Ruszyłem truchtem, utykając lekko ale przynajmniej nie czułem bólu w łapie, raz na jakiś czas przeszywał ją ból ale było go coraz mniej. Pewnie Sol żartował ale i tak wprawił mnie w osłupienie. Kiedy skończyłem ćwiczenia, wyszedłem na polanę już bez usztywnienia. Zauważyła mnie Isabelle i podbiegła uszczęśliwiona, spoglądając na moją łapę.
-Szaraczku! To znaczy że zostaniesz uczniem?-zapytała mnie z uśmiechem a ja potwierdziłem, poszedłem jeszcze pochwalić się Leo.
-Popatrz!-powiedziałem i podskoczyłem radośnie.- jutro mogę iść z wami na polowanie? -zapytałem z nadzieją. Basior zastanawiał się chwilę ale potwierdził, podszedł do nas Solace.
-No Szary... nadeszła pora kiedy musimy się rozstać-powiedział smutno, utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, jego złote oczy były takie inne. Nie dało się oderwać od nich wzroku, były owiane tajemnicą jak on sam.
-To znaczy że... odchodzisz?-zapytałem z nadzieją że jednak zostanie, podeszła do nas Shadow i ze smutkiem trąciła mnie nosem, polubiła go tak samo jak ja. Solace kiwnął twierdząco głową a ja poczułem że zbiera mi się na płacz, to Sol mi pomagał...
-Tak, ale na pewno jeszcze Cię odwiedzę. -odparł i ruszył powoli w stronę polany, po chwili ruszył się wiatr a Sol'a już nie było, tak jakby stał się nim... Może to jednak prawda? Shadow polizała mnie czulę po pyszczku ale ja chciałem być sam. Wiedziałem że Solace był uczniem ale niedawno został członkiem watahy, nie wiem co go skłoniło do odejścia ale musiał mieć swój powód...
-Szaraczku, wszystko dobrze?-nie zorientowałem się że podeszła do mnie Isabelle, milczałem. Chciałem ciszy. Siedziałem otępiały, wpatrując się w punkt w którym zniknął Solace. Belle zrozumiała i milczała razem ze mną, nie rozmawialiśmy, wreszcie gdy zapadł zmrok, biała waderka usnęła a ja mogłem dać upust smutkowi.
-Solace, dziękuję że dzięki tobie mogę być uczniem.-szepnąłem do wiatru, i znów zacząłem wpatrywać się w las. Dołączyła do mnie reszta watahy, żegnali go? Z uczniów byłem tylko ja i Belle, reszta była dorosła. Niebo było upstrzone gwiazdami, księżyc był w pełni a ja zamiast leżeć z uczniami rozmyślałem czemu straciłem przyjaciela. Którym stał się dla mnie Solace?
-Szary. Już czas.-z rozmyślań wybudził mnie głos Leo, najwidoczniej reszta polujących też wstała, puściłem ich przodem a sam pobiegłem za nimi. Nie polowałem od czasu feralnego wypadku... Poczułem ukłucie adrenaliny, polowania były czymś co uwielbiałem...
>Lelo? :3 <
Strony
środa, 26 kwietnia 2017
czwartek, 20 kwietnia 2017
od Black Mystery cd. Rango
-Jade i Opal... -powiedział w zamyśleniu Rango-No dobra, zapamiętam. A teraz chodźmy na tamtą górkę -wskazał łbem nie wielką górę, pokrytą zieloną trawą i mnóstwem kwiatów różnego rodzaju -Tam usiądziemy i będziemy obserwować pełnie. Oczywiście jeśli ci pasuje.
-Możemy pójść. -westchnęłam i warknęłam jednocześnie.
Powoli zaczęło się ściemniać, więc ruszyliśmy. Szłam powoli, byłam przygnębiona i zła. Szliśmy w ciszy, dotarliśmy w dwadzieścia minut. Na górce spojrzałam w niebo i miałam ochotę je zabić. Tak, zabić niebo.
-Co? Że słucham, proszę bardzo co do cholery? –krzyczałam patrząc w niebo.- Po jakiego grzyba my się tu wdrapywaliśmy?! Po co?!
-Cicho –syknął Rango -bo bestie zwabisz. Naprawdę nie wiesz jak sprawdzić czy będzie pełnia? Myślałem że znasz się na takich rzeczach.
Nagle stanęłam i zaczęłam wpatrywać się w niebo, a po chwili szybko przerzuciłam wzrok na basiora.
-Ja przecież umiem... umiem to rozpoznać! -wyszeptałam i ponownie lustrowała niebo -na niebie są szare chmury, a gwiazd nie widać... dziś będzie pełnia. -oznajmiłam sama sobie, po czym nie spuszczając wzroku z jaśniejszej części chmur położyłam się.
Rango zrobił to samo i spojrzał na nieboskłon.
-Spójrz!-powiedział z uśmiechem.-Księżyc wychodzi.
I miał rację. Srebrne koło powoli wychylało się zza chmur, aby zaraz całkowicie wyjść z ukrycia i rzucać jasną poświatę na drzewa. Ciemna, przesłaniająca niebo warstwa chmur rozwiała się i ukazała nieboskłon mieniący się tysiącami jasnych punkcików, każdy z nich wyglądał tak samo, a jednak były inne… Wstrzymałam przez chwilę oddech i zdałam sobie sprawę, jak dawno nie oglądałam pełni.
Zerknęłam na zapatrzonego w niebo wilka siedzącego obok mnie, po czym podniosłam się, żeby usiąść.
-O, patrz! Ufo! A nie, to ty.-mruknęłam i zaśmiałam się ironicznie widząc jego reakcję, którą było przekręcenie głowy i zmrużenie oczu.
-Aż tak się świecę?-odparł i spojrzał na mnie tryumfalnie.
-O nie! ŚLEPNĘ!-zawołałam sarkastycznie i padłam na ziemię.
Rango zaśmiał się z ledwo wyczuwalną nutką ironii. Uspokoiłam się i usiadłam, aby obserwować piękny księżyc. Przypomniałam sobie wszystko, pełnie w moim życiu kiedyś były czasem, w którym mogłam cieszyć się ciszą, spokojem, pełnią bezpieczeństwa i szczęścia. Zawsze wtedy wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu. Ale czy teraz…?
Rango chyba zauważył, że zamyśliłam się, bo zerkał na mnie co jakiś czas i był cicho.
Przypomniałam sobie, jak siedziałam z Jas’em przed naszą jaskinią, patrzyliśmy na ten sam księżyc… na ten sam księżyc, co teraz. Tamtej nocy ten sam księżyc świecił nade mną. On był świadkiem każdej nocy z mojego życia, on świecił, kiedy zapadała ciemność. Był ostatnią lampeczką wśród cieni, ostatnim pocieszeniem, gdy był w pełni. Był też zdradliwy-kiedy nie chciał pojawić się na niebie, lub złośliwie chował się za chmurami. Westchnęłam cicho patrząc na ten sam księżyc, który mimo wszystko uspokajał mnie.
-Piękna pełnia.-powiedział cicho Rango.
Kiwnęłam głową i przypomniałam sobie wydarzenia z minionego dnia. Shadow walcząca z shakamure, szalejąca jak szczeniaki wataha, przerażone wilki wybiegające z jaskini, moja walka z bestią…w końcu też słowa Jade i Opal.
Zacisnęłam na chwilę oczy, aby zaraz je otworzyć i zapatrzyć się w niebo. Siedziałam z głową podniesioną ku chmurom, mimo chłodnego wiatru było mi ciepło. Ten księżyc…jaśniejący na niebie, taki…stały. On zawsze tam jest-przemknęło mi przez myśl.
Rango patrzył na niebo, panowała cisza. Był to jednak ten rodzaj ciszy, która jest swobodna i spokojna, nie niezręczna i napięta. Rześkie powietrze owiewało mnie, była to dość chłodna noc. Granatowe niebo mieniło się mnóstwem gwiazd, dopełnieniem wszystkiego był księżyc, a może właśnie podstawą?
-W mojej dawnej watasze…-wyrwał mnie z zamyślenia głos Rango. Westchnęłam cicho, ale nie przerywałam mu.-Nie było dobrze.-przyznał szczerze.-Stało się wiele, czego żałuję.
Urodziłeś się?-pomyślałam sarkastycznie, ale szybko wycofałam to z myśli.
-Oni przyszli.-usłyszałam swój własny głos, nawet nie wiedziałam, czemu to mówiłam.-Przyszli tam. Zabrali mi…zabrali wszystko. Zabrali to, czego nikt nie miał prawa zabrać.-łzy zaczęły cieknąć mi z oczu, miałam nadzieję, że tego zobaczy, a może było mi już wszystko jedno?-Nie wiem, dlaczego. Nie znam ich, ale oni znają mnie…
Rango patrzył na mnie zaskoczony moją wypowiedzią, no i tym, że nie było w niej ani trochę sarkazmu.
-To ten wilk…był tam, na tej polanie? Kiedy-zawahał się-wywołałaś pożar?
Kiwnęłam głową i odwróciłam wzrok, a wspomnienia wypełniły moją głowę.
-Oni nie zasłużyli na śmierć.-warknęłam rozgoryczona i przygnębiona.
-Wiem.-powiedział cicho basior.-Ale… ale teraz ciesz się pełnią.
-Tylko że… na każdym kroku są wspomnienia. Pełnie zawsze spędzałam z rodziną, później sama…-wymamrotałam smutno.
Rango spojrzał na mnie pocieszająco i usiadł bliżej mnie. W pierwszej chwili podświadomość krzyknęła „Warknij!”, ale nie. Nie warknęłam, ani nie odsunęłam się od niego.
-To dlatego nie panuję nad żywiołem.-powiedziałam cicho.-Po prostu…nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć.
Westchnęłam cicho i położyłam się. Czarny basior zrobił to samo. Uniosłam głowę do góry i wpatrzyłam się w gwiazdy. Były takie piękne… Takie spokojne. Rango uśmiechnął się, niepewny czy robi dobrze. W pewnej chwili, gdy patrzyłam w gwiazdy, na nieboskłonie przewidziały mi się wilki. Dwa dorosłe i…pięć szczeniąt. Wszystkie razem goniły się radośnie. Nagle jedno ze szczeniąt stanęło i spojrzało na mnie. Szczenię uniosło łapkę w geście przeprosin i tęsknoty, po czym pobiegło za pozostałą gromadką. Łzy wypłynęły z moich oczu, pokręciłam głową.
-A najgorsze jest to… że oni wrócą.-szepnęłam.-Oni wiedzą, gdzie jestem, wiedzą o mnie wszystko, a ja o nich nic. Nigdy już nie będę pewna jutra.
-Spokojnie. Jesteś bezpieczna w tej watasze.-powiedział cicho Rango.
Spojrzałam na niego ze…złością? W każdym razie nie odpowiedziałam. Chciałam już po prostu spać. Zapomnieć o wszystkim.
-Wiesz…pójdę spać.-wymamrotałam.
Rango pokiwał głową i usiadł.
-Będziesz bezpieczna w tej watasze…bo-zawahał się-bo ja w niej jestem.
Położyłam głowę na łapach i skuliłam się, aby zasnąć. Nade mną niebo, pode mną ziemia, wokół mnie świat… Było już cieplej, obok mnie siedział Rango. Nagle doszedł do mnie sens słów, które powiedział.
I w tym momencie po raz pierwszy od kilku lat poczułam, że jestem bezpieczna.
Gdy się obudziłam akurat wschodziło słońce. Wstrzymałam oddech i rozejrzałam się, Rango spał w najlepsze.
-Śpiąca królewna raczy się obudzić?-zapytałam i trąciłam go łapą. Otworzył niechętnie jedno oko, następnie drugie.
-No szybciej, wstawaj-poganiałam go-zobacz.
Wskazałam nosem na niebo, które mieniło się odcieniami fioletu, różu i błękitu, pomarańczowego. Wielkie słońce stykało się z górami.
-Piękne, co?-szepnęłam.
> Rango? Może być? c: <
-Możemy pójść. -westchnęłam i warknęłam jednocześnie.
Powoli zaczęło się ściemniać, więc ruszyliśmy. Szłam powoli, byłam przygnębiona i zła. Szliśmy w ciszy, dotarliśmy w dwadzieścia minut. Na górce spojrzałam w niebo i miałam ochotę je zabić. Tak, zabić niebo.
-Co? Że słucham, proszę bardzo co do cholery? –krzyczałam patrząc w niebo.- Po jakiego grzyba my się tu wdrapywaliśmy?! Po co?!
-Cicho –syknął Rango -bo bestie zwabisz. Naprawdę nie wiesz jak sprawdzić czy będzie pełnia? Myślałem że znasz się na takich rzeczach.
Nagle stanęłam i zaczęłam wpatrywać się w niebo, a po chwili szybko przerzuciłam wzrok na basiora.
-Ja przecież umiem... umiem to rozpoznać! -wyszeptałam i ponownie lustrowała niebo -na niebie są szare chmury, a gwiazd nie widać... dziś będzie pełnia. -oznajmiłam sama sobie, po czym nie spuszczając wzroku z jaśniejszej części chmur położyłam się.
Rango zrobił to samo i spojrzał na nieboskłon.
-Spójrz!-powiedział z uśmiechem.-Księżyc wychodzi.
I miał rację. Srebrne koło powoli wychylało się zza chmur, aby zaraz całkowicie wyjść z ukrycia i rzucać jasną poświatę na drzewa. Ciemna, przesłaniająca niebo warstwa chmur rozwiała się i ukazała nieboskłon mieniący się tysiącami jasnych punkcików, każdy z nich wyglądał tak samo, a jednak były inne… Wstrzymałam przez chwilę oddech i zdałam sobie sprawę, jak dawno nie oglądałam pełni.
Zerknęłam na zapatrzonego w niebo wilka siedzącego obok mnie, po czym podniosłam się, żeby usiąść.
-O, patrz! Ufo! A nie, to ty.-mruknęłam i zaśmiałam się ironicznie widząc jego reakcję, którą było przekręcenie głowy i zmrużenie oczu.
-Aż tak się świecę?-odparł i spojrzał na mnie tryumfalnie.
-O nie! ŚLEPNĘ!-zawołałam sarkastycznie i padłam na ziemię.
Rango zaśmiał się z ledwo wyczuwalną nutką ironii. Uspokoiłam się i usiadłam, aby obserwować piękny księżyc. Przypomniałam sobie wszystko, pełnie w moim życiu kiedyś były czasem, w którym mogłam cieszyć się ciszą, spokojem, pełnią bezpieczeństwa i szczęścia. Zawsze wtedy wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu. Ale czy teraz…?
Rango chyba zauważył, że zamyśliłam się, bo zerkał na mnie co jakiś czas i był cicho.
Przypomniałam sobie, jak siedziałam z Jas’em przed naszą jaskinią, patrzyliśmy na ten sam księżyc… na ten sam księżyc, co teraz. Tamtej nocy ten sam księżyc świecił nade mną. On był świadkiem każdej nocy z mojego życia, on świecił, kiedy zapadała ciemność. Był ostatnią lampeczką wśród cieni, ostatnim pocieszeniem, gdy był w pełni. Był też zdradliwy-kiedy nie chciał pojawić się na niebie, lub złośliwie chował się za chmurami. Westchnęłam cicho patrząc na ten sam księżyc, który mimo wszystko uspokajał mnie.
-Piękna pełnia.-powiedział cicho Rango.
Kiwnęłam głową i przypomniałam sobie wydarzenia z minionego dnia. Shadow walcząca z shakamure, szalejąca jak szczeniaki wataha, przerażone wilki wybiegające z jaskini, moja walka z bestią…w końcu też słowa Jade i Opal.
Zacisnęłam na chwilę oczy, aby zaraz je otworzyć i zapatrzyć się w niebo. Siedziałam z głową podniesioną ku chmurom, mimo chłodnego wiatru było mi ciepło. Ten księżyc…jaśniejący na niebie, taki…stały. On zawsze tam jest-przemknęło mi przez myśl.
Rango patrzył na niebo, panowała cisza. Był to jednak ten rodzaj ciszy, która jest swobodna i spokojna, nie niezręczna i napięta. Rześkie powietrze owiewało mnie, była to dość chłodna noc. Granatowe niebo mieniło się mnóstwem gwiazd, dopełnieniem wszystkiego był księżyc, a może właśnie podstawą?
-W mojej dawnej watasze…-wyrwał mnie z zamyślenia głos Rango. Westchnęłam cicho, ale nie przerywałam mu.-Nie było dobrze.-przyznał szczerze.-Stało się wiele, czego żałuję.
Urodziłeś się?-pomyślałam sarkastycznie, ale szybko wycofałam to z myśli.
-Oni przyszli.-usłyszałam swój własny głos, nawet nie wiedziałam, czemu to mówiłam.-Przyszli tam. Zabrali mi…zabrali wszystko. Zabrali to, czego nikt nie miał prawa zabrać.-łzy zaczęły cieknąć mi z oczu, miałam nadzieję, że tego zobaczy, a może było mi już wszystko jedno?-Nie wiem, dlaczego. Nie znam ich, ale oni znają mnie…
Rango patrzył na mnie zaskoczony moją wypowiedzią, no i tym, że nie było w niej ani trochę sarkazmu.
-To ten wilk…był tam, na tej polanie? Kiedy-zawahał się-wywołałaś pożar?
Kiwnęłam głową i odwróciłam wzrok, a wspomnienia wypełniły moją głowę.
-Oni nie zasłużyli na śmierć.-warknęłam rozgoryczona i przygnębiona.
-Wiem.-powiedział cicho basior.-Ale… ale teraz ciesz się pełnią.
-Tylko że… na każdym kroku są wspomnienia. Pełnie zawsze spędzałam z rodziną, później sama…-wymamrotałam smutno.
Rango spojrzał na mnie pocieszająco i usiadł bliżej mnie. W pierwszej chwili podświadomość krzyknęła „Warknij!”, ale nie. Nie warknęłam, ani nie odsunęłam się od niego.
-To dlatego nie panuję nad żywiołem.-powiedziałam cicho.-Po prostu…nie miałam jak się nauczyć. Nie miał kto mnie nauczyć.
Westchnęłam cicho i położyłam się. Czarny basior zrobił to samo. Uniosłam głowę do góry i wpatrzyłam się w gwiazdy. Były takie piękne… Takie spokojne. Rango uśmiechnął się, niepewny czy robi dobrze. W pewnej chwili, gdy patrzyłam w gwiazdy, na nieboskłonie przewidziały mi się wilki. Dwa dorosłe i…pięć szczeniąt. Wszystkie razem goniły się radośnie. Nagle jedno ze szczeniąt stanęło i spojrzało na mnie. Szczenię uniosło łapkę w geście przeprosin i tęsknoty, po czym pobiegło za pozostałą gromadką. Łzy wypłynęły z moich oczu, pokręciłam głową.
-A najgorsze jest to… że oni wrócą.-szepnęłam.-Oni wiedzą, gdzie jestem, wiedzą o mnie wszystko, a ja o nich nic. Nigdy już nie będę pewna jutra.
-Spokojnie. Jesteś bezpieczna w tej watasze.-powiedział cicho Rango.
Spojrzałam na niego ze…złością? W każdym razie nie odpowiedziałam. Chciałam już po prostu spać. Zapomnieć o wszystkim.
-Wiesz…pójdę spać.-wymamrotałam.
Rango pokiwał głową i usiadł.
-Będziesz bezpieczna w tej watasze…bo-zawahał się-bo ja w niej jestem.
Położyłam głowę na łapach i skuliłam się, aby zasnąć. Nade mną niebo, pode mną ziemia, wokół mnie świat… Było już cieplej, obok mnie siedział Rango. Nagle doszedł do mnie sens słów, które powiedział.
I w tym momencie po raz pierwszy od kilku lat poczułam, że jestem bezpieczna.
Gdy się obudziłam akurat wschodziło słońce. Wstrzymałam oddech i rozejrzałam się, Rango spał w najlepsze.
-Śpiąca królewna raczy się obudzić?-zapytałam i trąciłam go łapą. Otworzył niechętnie jedno oko, następnie drugie.
-No szybciej, wstawaj-poganiałam go-zobacz.
Wskazałam nosem na niebo, które mieniło się odcieniami fioletu, różu i błękitu, pomarańczowego. Wielkie słońce stykało się z górami.
-Piękne, co?-szepnęłam.
> Rango? Może być? c: <
piątek, 14 kwietnia 2017
od Leo cd. Szaraczek, Ray
-Czyja to sprawka? Kto prowadził tę „wyprawę”?-warknąłem, po czym dodałem głośniej-No dalej…
Szaraczek i ten drugi, z tego, co powiedziała mi Shadow nazywał się Meilleur, skulili uszy przestraszeni, a mi zrobiło mi się ich trochę żal.
-Wiecie, jak się martwiłem? Jak Shadow się martwiła?-powiedziałem łagodniej.
To była prawda. Szukaliśmy ich wszędzie, dosłownie. Poszliśmy nawet do kanionu, nigdzie ich nie było. Bałem się, że coś im się stało, przecież w lesie są bestie…
-Przepraszamy.-wyjąkał Mei i spuścił wzrok.
Pokręciłem głową z rozbawieniem, nie chciałem, by się mnie bali.
-Okej, zapomnijmy o tym. Tylko nie róbcie tak więcej, dobra?-uśmiechnąłem się.-Chcecie jelonka?-zapytałem wesoło.
Chyba trochę się zdziwili, że tak szybko ochłonąłem, a na wieść o jelonku pokiwali radośnie głowami.
-Więc chodźcie.-szli za mną powoli ze względu na łapkę Szaraczka.
W końcu dotarliśmy do świeżego, młodego mięska. Szczenięta łapczywie jadły. Musieli zgłodnieć-pomyślałem. Nagle Szaraczek spojrzał na mnie i odezwał się.
-Nie jesteś zły…?-zapytał niepewnie, jakby obawiając się odpowiedzi.
-Nie, Szaraczku. Po prostu wszyscy się martwili-zrobiłem pauzę-ja też. Dobrze, że nic wam nie jest, bo wiesz, że to mogło się bardzo źle skończyć, prawda?
Do rozmowy dołączył Meilleur.
-Wiemy o tym.-powiedział, nieśmiało zerkając w moją stronę.
-No dobrze.-westchnąłem.-Zapomnijmy więc o tym, lećcie się bawić.
Szary pokuśtykał w stronę Belle, która przyglądała się całej rozmowie, a Mei poszedł do gromadki szczeniaków. Uśmiechnąłem się pod nosem, podeszła do mnie Shadow.
-Dzisiaj przejdziesz ceremonię, razem z Ray’em.-kiwnąłem głową, nie wiedziałem, kim jest Ray.-Idziemy do jaskini.
Zdziwiłem się, to już…? Posłusznie ruszyłem za alfą, przekonałem się już na własnej skórze, że potrafi porządnie ochrzanić. Nikomu tego nie polecam, naprawdę.
Kilka minut później byliśmy na miejscu, czekały tu wilki z watahy, z boku stał basior, którego sierść była różnokolorowa, przeważał jednak biały.
- Wejdźmy. – Powiedziała alfa i wszyscy tak uczyniliśmy.
Shadow kazała mi i nowemu stanąć pośrodku kręgu wilków.
- Leo, Ray! – zaczęła mówić, spiąłem mięśnie - Czy jesteście gotowi dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad?
Zgodziłem się bez wahania, stojący obok mnie Ray przybrał nieodczytywalną minę.
– Jak najbardziej.- odpowiedział przeciągając trochę te słowa.
- Czy jesteś gotowy chronić watahę ,a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? – zadała kolejne pytanie alfa.
- Tak - Odpowiedzieliśmy równo. Towarzyszący mi basior spojrzał na mnie niezbyt przyjazne spojrzenie, chyba nie lubił, gdy ktoś mówił razem z nim.
- Czy przysięgasz, że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy? – Pytała dalej. Tym razem spojrzałem na Raya, dając mu znak, aby mówił pierwszy.
– Przysięgam.
-Przysięgam.-powtórzyłem za basiorem.
- Czy przysięgasz, że będziesz słuchać rozkazów alfy? – Kontynuowała.
- Tak, przysięgam.
-Przysięgam!-powiedziałem głośno.
- Leo, Ray! Od tej pory należycie do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zamkniętą! - Shadow uściskała nas.
Wszyscy zebrani zawyli krótko, żeby zaraz potem pogratulować nam.
Po wszystkim powoli wyszliśmy na zewnątrz. Shadow, która była zaraz za mną przeciągnęła się.
- Ech zgłodniałam, nie wiem jak wy ,ale coś bym przekąsiła. – oznajmiła alfa.
– Przykro mi, ale jako twój podopieczny nie pozwolę, byś się teraz
przemęczała polowaniem.
- Uważasz mnie za słabą? – Shad rzuciła wrogie spojrzenie Rayowi, ja stałem obok i przyglądałem się.
– Nic z tych rzeczy, po prostu rany ci się do końca nie zasklepiły i podczas mocnego wysiłku mogłyby się otworzyć. Poczekaj tu na mnie z resztą wilków, upoluję nam coś dużego. –Odpowiedział Ray.
- Ach właśnie, zapomniałabym zapytać. Jakie stanowisko by cię
zainteresowało Ray? – zapytała miłym tonem.
- Przywódca polowań. – Uśmiechnął się, po czym potruchtał do lasu.
Podjąłem szybką decyzję; idę z nim.
- Ray! Czekaj na mnie! – krzyczałem do niego.
Odwrócił się do mnie i zapytał:
- Coś się stało?
- Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt miło… Chciałbym jednak byśmy nie stali się wrogami. – wydyszałem.
. – Spoko, ten wzrok wtedy przy przysiędze, chodziło mi tylko o nie wcinanie się w moje słowa. Nie znaczy to, że od razu cię nienawidzę. – zachichotał.
– Och, to dobrze.-uspokoiłem się. – Chcę ci pomóc z kolacją. Jesteś Przywódcą Polowań, prawda?
Ray przytaknął w odpowiedzi.
- To super, bo ja jestem Tropiącym. – zaśmiałem się. – Wyczułem na Północny Wschód stąd stadko saren. Ruszamy?
Basior uśmiechnął się.
– Jak najbardziej, prowadź.
Biegłem w stronę zapachu, który z każdym krokiem był silniejszy. Ray z łatwością mnie doganiał, musiał mieć dobrą kondycję. Postanowiłem przyspieszyć. Wytężyłem mięśnie i pędziłem przed siebie, basior najwyraźniej uznał to za wyzwanie, bo także przyspieszył. Ścigaliśmy się aż do momentu, w którym nagle stanąłem, uważnie nasłuchując. Ray także przystanął.
-Co jest?-zapytał zdziwiony.
-Ćśśśś…-powiedziałem cicho.-Są blisko. Idź powoli.
Skradałem się w stronę źródła intensywnego zapachu, za mną szedł Ray. Po kilku minutach przystanąłem, nie spuszczając wzroku ze stadka pasących się spokojnie sarenek.
-Teraz.-szepnąłem, na tyle cicho, żeby nie spłoszyć saren, ale na tyle głośno, żeby Ray usłyszał.
Rzuciliśmy się w stronę stada, które od razu spanikowane ruszyło przed siebie, jednak zdążyliśmy złapać po jednej sarnie. Wgryzłem się w szyję zwierzęcia wydawającego z siebie kwiki i różne nieokreślone dźwięki. Zakończyłem żywot sarny i spojrzałem na basiora, który także skończył „robotę”.
-Wracajmy.-powiedział, po czym wziął sarenkę, zawrócił i zaczął iść w kierunku watahy.
Kiwnąłem głową i zrobiłem to samo. Postanowiłem zacząć rozmowę, dlatego wesoło zapytałem:
-Ile masz lat?
Ray jakby otrząsnął się z zamyślenia i odpowiedział.
-Trzy.-odparł uprzejmie, po czym zadał to samo pytanie mi.-A ty?
-Ja cztery i pół.-odpowiedziałem z uśmiechem.-Od dawna szukasz watahy, czy trafiłeś tu przypadkiem?
-Nie, w sumie nie tak długo, błąkałem się, a że tutaj alfa z chęcią mnie przyjęła, to zostałem, no i…jestem.-zaśmiał się cicho, polubiłem go.-A jak z tobą?
Przyspieszyłem trochę, bo chciałem jeszcze zrobić coś ważnego, jak już wrócimy do watahy.
-Ja w sumie już ze…trzy lata.-powiedziałem i umilkłem, trudno mi się mówiło niosąc sarnę w pysku.
Las był dość jasny, ptaki nieśmiało i cicho zaczynały śpiewać. Pojawiła się już trawa, gdzieniegdzie także kwiaty. Były miejsca, w których rosły one całymi gromadami wyglądając jak kolorowe jeziora. Piękna wiosna-pomyślałem radośnie-dobrze, że w końcu przyszła.
-To już niedaleko.-odezwał się Ray, cały czas zachowując miły ton głosu.
-Jak już dotrzemy chciałbym ci kogoś przedstawić.-oznajmiłem z uśmiechem.
Basior pokiwał głową, po czym potruchtał do watahy. Biegłem za nim uważając, aby sarna mi nie wypadła. W końcu dotarliśmy, czekała na nas Shadow. Odłożyliśmy obok niej sarny i zaczęliśmy jeść, przesunąłem się aby alfa także miała dostęp do mięsa. Zjadłem trochę i poczekałem na Ray’a, aby zapoznać go z Szaraczkiem. Basior widząc moje spojrzenie szybko przestał jeść i podszedł do mnie.
-Kogo chciałeś mi pokazać?-zapytał rozglądając się.
-Już cię do niego prowadzę.-odparłem i zacząłem szukać wzrokiem Szarego.
Nie widziałem go, dlatego powiedziałem Ray’owi, żeby szedł za mną i ruszyłem poszukać Szarego. Nie było trudno go znaleźć, siedział odwrócony do nas tyłem obok Belle i rozmawiał z nią.
-Szaraczku…-powiedziałem do niego, na co odwrócił się.-Jak łapka?
-Już lepiej.-rozpromienił się, a potem spojrzał podejrzliwie na Ray’a.-Kto to?
Uśmiechnąłem się i postanowiłem przedstawić ich.
-To jest Ray-wskazałem łbem na basiora stojącego obok mnie-a to Szaraczek. I Belle.-dodałem patrząc na waderkę.
Szaraczek przez chwilę nic nie mówił, po czym odezwał się:
-……..
> Ray, Szaraczek? To do was ^^ <
Szaraczek i ten drugi, z tego, co powiedziała mi Shadow nazywał się Meilleur, skulili uszy przestraszeni, a mi zrobiło mi się ich trochę żal.
-Wiecie, jak się martwiłem? Jak Shadow się martwiła?-powiedziałem łagodniej.
To była prawda. Szukaliśmy ich wszędzie, dosłownie. Poszliśmy nawet do kanionu, nigdzie ich nie było. Bałem się, że coś im się stało, przecież w lesie są bestie…
-Przepraszamy.-wyjąkał Mei i spuścił wzrok.
Pokręciłem głową z rozbawieniem, nie chciałem, by się mnie bali.
-Okej, zapomnijmy o tym. Tylko nie róbcie tak więcej, dobra?-uśmiechnąłem się.-Chcecie jelonka?-zapytałem wesoło.
Chyba trochę się zdziwili, że tak szybko ochłonąłem, a na wieść o jelonku pokiwali radośnie głowami.
-Więc chodźcie.-szli za mną powoli ze względu na łapkę Szaraczka.
W końcu dotarliśmy do świeżego, młodego mięska. Szczenięta łapczywie jadły. Musieli zgłodnieć-pomyślałem. Nagle Szaraczek spojrzał na mnie i odezwał się.
-Nie jesteś zły…?-zapytał niepewnie, jakby obawiając się odpowiedzi.
-Nie, Szaraczku. Po prostu wszyscy się martwili-zrobiłem pauzę-ja też. Dobrze, że nic wam nie jest, bo wiesz, że to mogło się bardzo źle skończyć, prawda?
Do rozmowy dołączył Meilleur.
-Wiemy o tym.-powiedział, nieśmiało zerkając w moją stronę.
-No dobrze.-westchnąłem.-Zapomnijmy więc o tym, lećcie się bawić.
Szary pokuśtykał w stronę Belle, która przyglądała się całej rozmowie, a Mei poszedł do gromadki szczeniaków. Uśmiechnąłem się pod nosem, podeszła do mnie Shadow.
-Dzisiaj przejdziesz ceremonię, razem z Ray’em.-kiwnąłem głową, nie wiedziałem, kim jest Ray.-Idziemy do jaskini.
Zdziwiłem się, to już…? Posłusznie ruszyłem za alfą, przekonałem się już na własnej skórze, że potrafi porządnie ochrzanić. Nikomu tego nie polecam, naprawdę.
Kilka minut później byliśmy na miejscu, czekały tu wilki z watahy, z boku stał basior, którego sierść była różnokolorowa, przeważał jednak biały.
- Wejdźmy. – Powiedziała alfa i wszyscy tak uczyniliśmy.
Shadow kazała mi i nowemu stanąć pośrodku kręgu wilków.
- Leo, Ray! – zaczęła mówić, spiąłem mięśnie - Czy jesteście gotowi dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad?
Zgodziłem się bez wahania, stojący obok mnie Ray przybrał nieodczytywalną minę.
– Jak najbardziej.- odpowiedział przeciągając trochę te słowa.
- Czy jesteś gotowy chronić watahę ,a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? – zadała kolejne pytanie alfa.
- Tak - Odpowiedzieliśmy równo. Towarzyszący mi basior spojrzał na mnie niezbyt przyjazne spojrzenie, chyba nie lubił, gdy ktoś mówił razem z nim.
- Czy przysięgasz, że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy? – Pytała dalej. Tym razem spojrzałem na Raya, dając mu znak, aby mówił pierwszy.
– Przysięgam.
-Przysięgam.-powtórzyłem za basiorem.
- Czy przysięgasz, że będziesz słuchać rozkazów alfy? – Kontynuowała.
- Tak, przysięgam.
-Przysięgam!-powiedziałem głośno.
- Leo, Ray! Od tej pory należycie do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zamkniętą! - Shadow uściskała nas.
Wszyscy zebrani zawyli krótko, żeby zaraz potem pogratulować nam.
Po wszystkim powoli wyszliśmy na zewnątrz. Shadow, która była zaraz za mną przeciągnęła się.
- Ech zgłodniałam, nie wiem jak wy ,ale coś bym przekąsiła. – oznajmiła alfa.
– Przykro mi, ale jako twój podopieczny nie pozwolę, byś się teraz
przemęczała polowaniem.
- Uważasz mnie za słabą? – Shad rzuciła wrogie spojrzenie Rayowi, ja stałem obok i przyglądałem się.
– Nic z tych rzeczy, po prostu rany ci się do końca nie zasklepiły i podczas mocnego wysiłku mogłyby się otworzyć. Poczekaj tu na mnie z resztą wilków, upoluję nam coś dużego. –Odpowiedział Ray.
- Ach właśnie, zapomniałabym zapytać. Jakie stanowisko by cię
zainteresowało Ray? – zapytała miłym tonem.
- Przywódca polowań. – Uśmiechnął się, po czym potruchtał do lasu.
Podjąłem szybką decyzję; idę z nim.
- Ray! Czekaj na mnie! – krzyczałem do niego.
Odwrócił się do mnie i zapytał:
- Coś się stało?
- Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt miło… Chciałbym jednak byśmy nie stali się wrogami. – wydyszałem.
. – Spoko, ten wzrok wtedy przy przysiędze, chodziło mi tylko o nie wcinanie się w moje słowa. Nie znaczy to, że od razu cię nienawidzę. – zachichotał.
– Och, to dobrze.-uspokoiłem się. – Chcę ci pomóc z kolacją. Jesteś Przywódcą Polowań, prawda?
Ray przytaknął w odpowiedzi.
- To super, bo ja jestem Tropiącym. – zaśmiałem się. – Wyczułem na Północny Wschód stąd stadko saren. Ruszamy?
Basior uśmiechnął się.
– Jak najbardziej, prowadź.
Biegłem w stronę zapachu, który z każdym krokiem był silniejszy. Ray z łatwością mnie doganiał, musiał mieć dobrą kondycję. Postanowiłem przyspieszyć. Wytężyłem mięśnie i pędziłem przed siebie, basior najwyraźniej uznał to za wyzwanie, bo także przyspieszył. Ścigaliśmy się aż do momentu, w którym nagle stanąłem, uważnie nasłuchując. Ray także przystanął.
-Co jest?-zapytał zdziwiony.
-Ćśśśś…-powiedziałem cicho.-Są blisko. Idź powoli.
Skradałem się w stronę źródła intensywnego zapachu, za mną szedł Ray. Po kilku minutach przystanąłem, nie spuszczając wzroku ze stadka pasących się spokojnie sarenek.
-Teraz.-szepnąłem, na tyle cicho, żeby nie spłoszyć saren, ale na tyle głośno, żeby Ray usłyszał.
Rzuciliśmy się w stronę stada, które od razu spanikowane ruszyło przed siebie, jednak zdążyliśmy złapać po jednej sarnie. Wgryzłem się w szyję zwierzęcia wydawającego z siebie kwiki i różne nieokreślone dźwięki. Zakończyłem żywot sarny i spojrzałem na basiora, który także skończył „robotę”.
-Wracajmy.-powiedział, po czym wziął sarenkę, zawrócił i zaczął iść w kierunku watahy.
Kiwnąłem głową i zrobiłem to samo. Postanowiłem zacząć rozmowę, dlatego wesoło zapytałem:
-Ile masz lat?
Ray jakby otrząsnął się z zamyślenia i odpowiedział.
-Trzy.-odparł uprzejmie, po czym zadał to samo pytanie mi.-A ty?
-Ja cztery i pół.-odpowiedziałem z uśmiechem.-Od dawna szukasz watahy, czy trafiłeś tu przypadkiem?
-Nie, w sumie nie tak długo, błąkałem się, a że tutaj alfa z chęcią mnie przyjęła, to zostałem, no i…jestem.-zaśmiał się cicho, polubiłem go.-A jak z tobą?
Przyspieszyłem trochę, bo chciałem jeszcze zrobić coś ważnego, jak już wrócimy do watahy.
-Ja w sumie już ze…trzy lata.-powiedziałem i umilkłem, trudno mi się mówiło niosąc sarnę w pysku.
Las był dość jasny, ptaki nieśmiało i cicho zaczynały śpiewać. Pojawiła się już trawa, gdzieniegdzie także kwiaty. Były miejsca, w których rosły one całymi gromadami wyglądając jak kolorowe jeziora. Piękna wiosna-pomyślałem radośnie-dobrze, że w końcu przyszła.
-To już niedaleko.-odezwał się Ray, cały czas zachowując miły ton głosu.
-Jak już dotrzemy chciałbym ci kogoś przedstawić.-oznajmiłem z uśmiechem.
Basior pokiwał głową, po czym potruchtał do watahy. Biegłem za nim uważając, aby sarna mi nie wypadła. W końcu dotarliśmy, czekała na nas Shadow. Odłożyliśmy obok niej sarny i zaczęliśmy jeść, przesunąłem się aby alfa także miała dostęp do mięsa. Zjadłem trochę i poczekałem na Ray’a, aby zapoznać go z Szaraczkiem. Basior widząc moje spojrzenie szybko przestał jeść i podszedł do mnie.
-Kogo chciałeś mi pokazać?-zapytał rozglądając się.
-Już cię do niego prowadzę.-odparłem i zacząłem szukać wzrokiem Szarego.
Nie widziałem go, dlatego powiedziałem Ray’owi, żeby szedł za mną i ruszyłem poszukać Szarego. Nie było trudno go znaleźć, siedział odwrócony do nas tyłem obok Belle i rozmawiał z nią.
-Szaraczku…-powiedziałem do niego, na co odwrócił się.-Jak łapka?
-Już lepiej.-rozpromienił się, a potem spojrzał podejrzliwie na Ray’a.-Kto to?
Uśmiechnąłem się i postanowiłem przedstawić ich.
-To jest Ray-wskazałem łbem na basiora stojącego obok mnie-a to Szaraczek. I Belle.-dodałem patrząc na waderkę.
Szaraczek przez chwilę nic nie mówił, po czym odezwał się:
-……..
> Ray, Szaraczek? To do was ^^ <
czwartek, 13 kwietnia 2017
od Rango cd. Black Mystery
Od Rango cd. Black Mystery
Gdy wataha trochę się uspokoiła, na spokojnie chciałem poszukać Mystery i Blanki. Cóż, siostry nie było trudno znaleźć. Siedziała przy swoich koleżankach i cicho o czymś rozmawiały, co jakiś czas chichocząc. Błądziłem wzrokiem po nie małej gromadzie wilków, jednak poszukiwanej przeze mnie wilczycy tam nie było. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem ją siedzącą przy wejściu jaskini, a na niej płonął niebieski płomień. Zapewne coś ją bardzo rozzłościło. Skierowałem się ku niej, ale nawet nie zdążyłem zrobić jednego kroku, a jakieś dwie młode wadery rozpoczęły rozmowę. Trochę mnie to zdziwiło, bo Tery jest...ekhem... trochę nerwowa, a to że nie jest szczęśliwa i że te dwie to nie są jej koleżanki, widać było po jej minie. Podszedłem trochę bliżej i usłyszałem co dokładnie mówią te dwie wadery.
-O, nasza sarkastyczna waderka udaje odważną -powiedziała pierwsza, a ja dziwiłem się że takie to pyskate.
-I tak nikt nie zmieni zdania o tobie -rzuciła druga, a Mystery zawarczała głośno. Nie mogłem dłużej tego znieść, więc podszedłem do nich, co Tery raczej zauważyła, bo momentalnie się spieła. Miałem ochotę te dwie mendy wygonić tam gdzie pieprz rośnie, ale jak na razie nie mam do tego prawa... na razie.
-Młode, idźcie stąd. -powiedziałem spokojnie, nie zwracając uwagi na Tery, która warczała nie wiem czy do mnie, czy do nich.
-Niby dlaczego? Nie będziesz nam mówić, co mamy robić -powiedziała jedna z nich, śmiejąc się i szepcząc coś do drugiej.
-Jesteście nie miłe i wasze zachowanie denerwuje nie tylko Mystery, ale też mnie, więc idźcie się pośmiać i poplotkować gdzie indziej -tym razem moje słowa traciły spokój i czułem jak coś we mnie buzuje.
-Nie, nigdzie nie idziemy. -warknęła druga, jednak według mnie jej warknięcie przypominało pisk, co mnie zmotywowało do działania.
-Mała, ty mi tu nie piszcz, tylko idź stąd -powiedziałem, a gdy zobaczyłem że już chciała coś dodać, nie pozwoliłem jej na to -COŚ CHYBA POWIEDZIAŁEM, TAK?! WYNOCHA! -wrzasnąłem, a one skuliły obydwie uszy, po czym powoli wstały i zaczęły odchodzić rzucając na nas złośliwe spojrzenia, więc cóż. Musiałem pokazać że starszych się szanuje.
Zamknąłem oczy i poczułem ogromną zmianę temperatury, która przyszła jak fala. Fala ciepła. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to spłoszone oczka tych głupich wader.
-O jejku... co się stało? Czyżby nasze młode waderki nagle przestały być takimi chojraczkami? No cóż, nie dziwię się -rzuciłem do nich -Moje znaki muszą się świecić, skoro tak na mnie patrzą -pomyślałem, po czym skierowałem wypowiedź do Mystery -Dziś pełnia, chcesz iść ją zobaczyć? W spokoju?
Black Mystery wciąż warczała, ale płomień powoli wygasał, więc wiedząc że nie jest już niebezpieczny, podszedłem bliżej. Było mi przykro że te dwie tak ją traktowały.
-To jak? -spytałem miłym głosem.
-Mogę pójść -warknęła towarzysząca mi wadera, a jej wzrok stracił to lodowate spojrzenie, jednak nie na długo.
-Co to za jedne? -zapytałem, w sumie nie oczekując że mi odpowie -te co cię tak obrażały.
-Po co ci to wiedzieć? -spytała sarkastycznie i przerzuciła wzrok na grupkę wilków rozmawiających zacięcie -Jade i Opal... gówniary jedne.
-Jade i Opal... -powiedziałem w zamyśleniu -no dobra, zapamiętam. A teraz chodźmy na tamtą górkę -wskazałem łbem nie wielką górę, pokrytą zieloną trawą i mnóstwem kwiatów różnego rodzaju -Tam usiądziemy i będziemy obserwować pełnie. Oczywiście jeśli ci pasuje.
-Możemy pójść. -westchnęła i jednocześnie warknęła Mystery.
Powoli zaczęło się ściemniać, więc ruszyliśmy. Tery szła dość wolno i widać było że jest przygnębiona i... zła. Jak zawsze. Szliśmy w ciszy, a pokonanie drogi na płaszczyźnie zajęło nam około piętnastu minut, za to pod górkę pięć. Gdy dotarliśmy, nigdzie nie było żadnej rzeczy, która by nas zapewniała że będzie pełnia akurat tej nocy, aczkolwiek ja to wiedziałem.
-Co? Że słucham, proszę bardzo co do cholery? -nagłe ironiczne krzyki nieco mnie zaskoczyły, ponieważ myślałem że Tery zna sposób rozpoznawania księżyca, bez widzenia go- Po jakiego grzyba my się tu wdrapywaliśmy?! Po co?!
Tym razem Mystery nie mówiła do mnie, co łatwo było zauważyć. Patrzyła w niebo i właśnie jakby do niego kierowała wyrzuty, także nie zawiodłem się.
-Cicho -syknąłem krótko -bo bestie zwabisz. Naprawdę nie wiesz jak sprawdzić czy będzie pełnia? Myślałem że znasz się na takich rzeczach. -wzrok Mystery mnie rozbawił. Nagle przestała się ruszać i patrzyła tylko w niebo, a po chwili szybko przerzuciła wzrok na mnie.
-Ja przecież umiem... umiem to rozpoznać! -wyszeptała i ponownie lustrowała niebo -na niebie są szare chmury, a gwiazd nie widać... dziś będzie pełnia. -oznajmiła sama sobie, po czym nie spuszczając wzroku z jaśniejszej części chmur, z siadu przeszła do leżenia. Usiadłem więc obok i zrobiłem to samo. Wiedziałem że te pełnia może być inna.
> Tery? Zinnujesz moją pełnię? XDD<
Gdy wataha trochę się uspokoiła, na spokojnie chciałem poszukać Mystery i Blanki. Cóż, siostry nie było trudno znaleźć. Siedziała przy swoich koleżankach i cicho o czymś rozmawiały, co jakiś czas chichocząc. Błądziłem wzrokiem po nie małej gromadzie wilków, jednak poszukiwanej przeze mnie wilczycy tam nie było. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem ją siedzącą przy wejściu jaskini, a na niej płonął niebieski płomień. Zapewne coś ją bardzo rozzłościło. Skierowałem się ku niej, ale nawet nie zdążyłem zrobić jednego kroku, a jakieś dwie młode wadery rozpoczęły rozmowę. Trochę mnie to zdziwiło, bo Tery jest...ekhem... trochę nerwowa, a to że nie jest szczęśliwa i że te dwie to nie są jej koleżanki, widać było po jej minie. Podszedłem trochę bliżej i usłyszałem co dokładnie mówią te dwie wadery.
-O, nasza sarkastyczna waderka udaje odważną -powiedziała pierwsza, a ja dziwiłem się że takie to pyskate.
-I tak nikt nie zmieni zdania o tobie -rzuciła druga, a Mystery zawarczała głośno. Nie mogłem dłużej tego znieść, więc podszedłem do nich, co Tery raczej zauważyła, bo momentalnie się spieła. Miałem ochotę te dwie mendy wygonić tam gdzie pieprz rośnie, ale jak na razie nie mam do tego prawa... na razie.
-Młode, idźcie stąd. -powiedziałem spokojnie, nie zwracając uwagi na Tery, która warczała nie wiem czy do mnie, czy do nich.
-Niby dlaczego? Nie będziesz nam mówić, co mamy robić -powiedziała jedna z nich, śmiejąc się i szepcząc coś do drugiej.
-Jesteście nie miłe i wasze zachowanie denerwuje nie tylko Mystery, ale też mnie, więc idźcie się pośmiać i poplotkować gdzie indziej -tym razem moje słowa traciły spokój i czułem jak coś we mnie buzuje.
-Nie, nigdzie nie idziemy. -warknęła druga, jednak według mnie jej warknięcie przypominało pisk, co mnie zmotywowało do działania.
-Mała, ty mi tu nie piszcz, tylko idź stąd -powiedziałem, a gdy zobaczyłem że już chciała coś dodać, nie pozwoliłem jej na to -COŚ CHYBA POWIEDZIAŁEM, TAK?! WYNOCHA! -wrzasnąłem, a one skuliły obydwie uszy, po czym powoli wstały i zaczęły odchodzić rzucając na nas złośliwe spojrzenia, więc cóż. Musiałem pokazać że starszych się szanuje.
Zamknąłem oczy i poczułem ogromną zmianę temperatury, która przyszła jak fala. Fala ciepła. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to spłoszone oczka tych głupich wader.
-O jejku... co się stało? Czyżby nasze młode waderki nagle przestały być takimi chojraczkami? No cóż, nie dziwię się -rzuciłem do nich -Moje znaki muszą się świecić, skoro tak na mnie patrzą -pomyślałem, po czym skierowałem wypowiedź do Mystery -Dziś pełnia, chcesz iść ją zobaczyć? W spokoju?
Black Mystery wciąż warczała, ale płomień powoli wygasał, więc wiedząc że nie jest już niebezpieczny, podszedłem bliżej. Było mi przykro że te dwie tak ją traktowały.
-To jak? -spytałem miłym głosem.
-Mogę pójść -warknęła towarzysząca mi wadera, a jej wzrok stracił to lodowate spojrzenie, jednak nie na długo.
-Co to za jedne? -zapytałem, w sumie nie oczekując że mi odpowie -te co cię tak obrażały.
-Po co ci to wiedzieć? -spytała sarkastycznie i przerzuciła wzrok na grupkę wilków rozmawiających zacięcie -Jade i Opal... gówniary jedne.
-Jade i Opal... -powiedziałem w zamyśleniu -no dobra, zapamiętam. A teraz chodźmy na tamtą górkę -wskazałem łbem nie wielką górę, pokrytą zieloną trawą i mnóstwem kwiatów różnego rodzaju -Tam usiądziemy i będziemy obserwować pełnie. Oczywiście jeśli ci pasuje.
-Możemy pójść. -westchnęła i jednocześnie warknęła Mystery.
Powoli zaczęło się ściemniać, więc ruszyliśmy. Tery szła dość wolno i widać było że jest przygnębiona i... zła. Jak zawsze. Szliśmy w ciszy, a pokonanie drogi na płaszczyźnie zajęło nam około piętnastu minut, za to pod górkę pięć. Gdy dotarliśmy, nigdzie nie było żadnej rzeczy, która by nas zapewniała że będzie pełnia akurat tej nocy, aczkolwiek ja to wiedziałem.
-Co? Że słucham, proszę bardzo co do cholery? -nagłe ironiczne krzyki nieco mnie zaskoczyły, ponieważ myślałem że Tery zna sposób rozpoznawania księżyca, bez widzenia go- Po jakiego grzyba my się tu wdrapywaliśmy?! Po co?!
Tym razem Mystery nie mówiła do mnie, co łatwo było zauważyć. Patrzyła w niebo i właśnie jakby do niego kierowała wyrzuty, także nie zawiodłem się.
-Cicho -syknąłem krótko -bo bestie zwabisz. Naprawdę nie wiesz jak sprawdzić czy będzie pełnia? Myślałem że znasz się na takich rzeczach. -wzrok Mystery mnie rozbawił. Nagle przestała się ruszać i patrzyła tylko w niebo, a po chwili szybko przerzuciła wzrok na mnie.
-Ja przecież umiem... umiem to rozpoznać! -wyszeptała i ponownie lustrowała niebo -na niebie są szare chmury, a gwiazd nie widać... dziś będzie pełnia. -oznajmiła sama sobie, po czym nie spuszczając wzroku z jaśniejszej części chmur, z siadu przeszła do leżenia. Usiadłem więc obok i zrobiłem to samo. Wiedziałem że te pełnia może być inna.
> Tery? Zinnujesz moją pełnię? XDD<
środa, 12 kwietnia 2017
od Ray cd. Leo
Odprowadziłem moją nową alfę tam gdzie trzeba było. Z cichym zainteresowaniem obserwowałem jak przyjmuje ją do siebie niewysoki ,całkiem fioletowy basior, który zapewne jest tutejszym medykiem. ~ Ach ten kolor…kocham fioletowy… ~ Przeszła mi przez głowę myśl, ale szybko ją odpędziłem i usiadłem nieco zarumieniony przed wejściem do jaskini czekając na powrót pacjentki.
Po dłuższym czasie wadera wyszła utykając jeszcze lekko na nogę. Zebrałem się na uśmiech. – Wszystko jest ok Ray. – Odezwała się alfa zapewne chcąc mnie uspokoić. Kiwnąłem głową, że rozumiem. - To co mam robić? –Zapytałem nieco niecierpliwy. - Odpocznij, jeżeli zostajesz, jeszcze dzisiaj odbędzie się Ceremonia. - Spojrzałem na waderę, która jak gdyby nigdy nic ułożyła się na trawce i zasnęła. Ceremonia? No dobra nawet jeśli jest jakaś przysięga i ją złamię to prędzej czy później ucieknę stąd gdzieś indziej, prawda? Usiadłem metr od niej, przymknąłem powieki i pilnowałem by nic nie zakłóciło jej snu. Jakoś nie mogłem w spokoju odpocząć wiedząc, że w każdej chwili może pojawić się ten „problem” co ją zaatakował… Nie wiadomo kiedy, ale zdążyły przeminąć dwie godziny. Shadow szturchnęła mnie delikatnie. – Choć, nadeszła pora na Ceremonię, a później kolacja! – Oblizała językiem wargi. Nic na to nie odpowiedziałem. Ruszyliśmy w kierunku leśnej ścieżki, z każdym krokiem dołączały do nas pojedynczo wilki. Wiele z nich miało rany podobnie jak
sama Shadow, ale nie wszystkie. Każdy posłusznie szedł za nami, tylko ja równałem krok z przywódczynią. Gdy dotarliśmy do końca lasku moim oczom ukazała się kolejna, nieco większa niż poprzednia, skalista jaskinia.
- Wejdźmy. – Powiedziała alfa i wszyscy tak uczyniliśmy.
Chciałem usiąść pod ścianą lecz alfa wskazała bym stanął na środku kręgu wilków. Z niechęcią, ale wykonałem ”rozkaz” idąc powolnym krokiem przekroczyłem wilczy krąg. Oprócz mnie do środka wszedł też inny basior, również fioletowy, ale nie tak jasny i uroczy jak mój medyy…znaczy ich medyk... Dobra po prostu był inny! Zlustrowaliśmy się nawzajem, by po stwierdzeniu ,że nic nam nie grozi od strony drugiego usiąść razem przed Shadow. - Leo, Ray! – Zaczęła mówić, a stojący obok mnie nowy spiął mięśnie - Czy jesteście gotowi dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad? – Ton alfy był poważny. Przybrałem nieodczytany wyraz twarzy. Nawet nie mrugnąłem zaś Leo, bo tak się do niego zwróciła, bez wahania się zgodził. Odezwałem się dopiero po chwili gdy alfa skrzyżowała ze mną swój wzrok. – Jak najbardziej.- Odpowiedziałem przeciągając nieco słowa. Któraś wadera z tłumu westchnęła, a może i basior, w każdym razie zachwycili się brzmieniem mojego głosu. Wielu mówiło, że mam niezwykły dar do przekonywania samym barwnym tonem… - Czy jesteś gotowy chronić watahę ,a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? – Dodała alfa.
Aha spoko, wygląda na to, że potrzebują wojowników.
- Tak - Odpowiedzieliśmy równo. Zerknąłem niezbyt przyjaźnie, ale nie morderczo, w stronę towarzysza. Nie lubię jak ktoś mówi równo ze mną.
- Czy przysięgasz, że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy? – Pytała dalej. Tym razem oboje znieruchomieliśmy na chwilę, Leo zerknął na mnie mówiąc bezgłośnie bym odezwał się pierwszy. Dobrze, że zrozumiał mój przekaz z poprzedniej wypowiedzi. – Przysięgam. - Trudno. Najwyżej spędzę tu resztę życia. Basior również przysiągł.
- Czy przysięgasz, że będziesz słuchać rozkazów alfy? – Kontynuowała.
- Tak, przysięgam.- Z tym nie było i nigdy raczej nie będzie
problemów, bo co jak co jednak do alf mam wielki szacunek.
- Leo, Ray! Od tej pory należycie do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zamkniętą! - Shadow uściskała nas i tym razem zamrugałem.
Wszyscy zebrani zawyli krótko jak jeden druh, a potem nam gratulowali.
Po wszystkim powoli wyszliśmy na zewnątrz. Shadow, która była zaraz za mną przeciągnęła się. - Ech zgłodniałam, nie wiem jak wy ,ale coś bym przekąsiła. – Zaproponowała nasza alfa, jednak przerwałem jej radość słowami – Przykro mi, ale jako twój podopieczny nie pozwolę, byś się teraz
przemęczała polowaniem.
- Niby miała racje, zgłodniałem i to bardzo, ale przecież niedawno znalazłem ją całą poharataną po walce... - Uważasz mnie za słabą? - Pierwszy raz wrogo na mnie łypnęła.
– Nic z tych rzeczy, po prostu rany ci się do końca nie zasklepiły i podczas mocnego wysiłku mogłyby się otworzyć. Poczekaj tu na mnie z resztą wilków, upoluję nam coś dużego. – Odpowiedziałem spokojnie.
- Ach właśnie, zapomniałabym zapytać. Jakie stanowisko by cię
zainteresowało Ray? – Spytała. Znowu była nastawiona przyjaźnie.
- Przywódca polowań. - Uśmiechnąłem się szeroko pewny swego, odwróciłem tyłem do Shadow i potruchtałem z powrotem w lasek.
W połowie drogi usłyszałem za sobą dyszenie i szybkie kroki.
Zatrzymałem się i zerknąłem za siebie. Gonił mnie ten basior, Leo.
- Ray! Czekaj na mnie! – Krzyczał z dala. Prychnąłem.
Przecież nigdzie się nie ruszam. Odwróciłem się do niego gdy był już dostatecznie blisko. - Coś się stało? – Zapytałem prosto z mostu nie czekając aż chwyci oddech. Widocznie ma jeszcze niedopracowaną kondycje, no albo to ja jestem dla niego za szybki… - Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt miło… Chciałbym jednak byśmy nie stali się wrogami. – Wydyszał. – Spoko, ten wzrok wtedy przy przysiędze, chodziło mi tylko o nie wcinanie się w moje słowa. Nie znaczy to, że od razu cię nienawidzę. – Zachichotałem. – Och, to dobrze. – Leo zrobił głęboki wdech i uspokoił się. – Chcę ci pomóc z kolacją. Jesteś Przywódcą Polowań, prawda? – Spytał ,a ja przytaknąłem mu w odpowiedzi.
- To super, bo ja jestem Tropiącym. – Zaśmiał się. – Wyczułem na Północny Wschód stąd stadko saren. Ruszamy? – Wyprostował się.
Uniosłem lewy kącik ust. Mam nowego kumpla.
– Jak najbardziej, prowadź.
< Lelooooo? XD Wiem, miało być do Vico ,ale kij tam, napisze innym razem.>
Po dłuższym czasie wadera wyszła utykając jeszcze lekko na nogę. Zebrałem się na uśmiech. – Wszystko jest ok Ray. – Odezwała się alfa zapewne chcąc mnie uspokoić. Kiwnąłem głową, że rozumiem. - To co mam robić? –Zapytałem nieco niecierpliwy. - Odpocznij, jeżeli zostajesz, jeszcze dzisiaj odbędzie się Ceremonia. - Spojrzałem na waderę, która jak gdyby nigdy nic ułożyła się na trawce i zasnęła. Ceremonia? No dobra nawet jeśli jest jakaś przysięga i ją złamię to prędzej czy później ucieknę stąd gdzieś indziej, prawda? Usiadłem metr od niej, przymknąłem powieki i pilnowałem by nic nie zakłóciło jej snu. Jakoś nie mogłem w spokoju odpocząć wiedząc, że w każdej chwili może pojawić się ten „problem” co ją zaatakował… Nie wiadomo kiedy, ale zdążyły przeminąć dwie godziny. Shadow szturchnęła mnie delikatnie. – Choć, nadeszła pora na Ceremonię, a później kolacja! – Oblizała językiem wargi. Nic na to nie odpowiedziałem. Ruszyliśmy w kierunku leśnej ścieżki, z każdym krokiem dołączały do nas pojedynczo wilki. Wiele z nich miało rany podobnie jak
sama Shadow, ale nie wszystkie. Każdy posłusznie szedł za nami, tylko ja równałem krok z przywódczynią. Gdy dotarliśmy do końca lasku moim oczom ukazała się kolejna, nieco większa niż poprzednia, skalista jaskinia.
- Wejdźmy. – Powiedziała alfa i wszyscy tak uczyniliśmy.
Chciałem usiąść pod ścianą lecz alfa wskazała bym stanął na środku kręgu wilków. Z niechęcią, ale wykonałem ”rozkaz” idąc powolnym krokiem przekroczyłem wilczy krąg. Oprócz mnie do środka wszedł też inny basior, również fioletowy, ale nie tak jasny i uroczy jak mój medyy…znaczy ich medyk... Dobra po prostu był inny! Zlustrowaliśmy się nawzajem, by po stwierdzeniu ,że nic nam nie grozi od strony drugiego usiąść razem przed Shadow. - Leo, Ray! – Zaczęła mówić, a stojący obok mnie nowy spiął mięśnie - Czy jesteście gotowi dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad? – Ton alfy był poważny. Przybrałem nieodczytany wyraz twarzy. Nawet nie mrugnąłem zaś Leo, bo tak się do niego zwróciła, bez wahania się zgodził. Odezwałem się dopiero po chwili gdy alfa skrzyżowała ze mną swój wzrok. – Jak najbardziej.- Odpowiedziałem przeciągając nieco słowa. Któraś wadera z tłumu westchnęła, a może i basior, w każdym razie zachwycili się brzmieniem mojego głosu. Wielu mówiło, że mam niezwykły dar do przekonywania samym barwnym tonem… - Czy jesteś gotowy chronić watahę ,a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? – Dodała alfa.
Aha spoko, wygląda na to, że potrzebują wojowników.
- Tak - Odpowiedzieliśmy równo. Zerknąłem niezbyt przyjaźnie, ale nie morderczo, w stronę towarzysza. Nie lubię jak ktoś mówi równo ze mną.
- Czy przysięgasz, że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy? – Pytała dalej. Tym razem oboje znieruchomieliśmy na chwilę, Leo zerknął na mnie mówiąc bezgłośnie bym odezwał się pierwszy. Dobrze, że zrozumiał mój przekaz z poprzedniej wypowiedzi. – Przysięgam. - Trudno. Najwyżej spędzę tu resztę życia. Basior również przysiągł.
- Czy przysięgasz, że będziesz słuchać rozkazów alfy? – Kontynuowała.
- Tak, przysięgam.- Z tym nie było i nigdy raczej nie będzie
problemów, bo co jak co jednak do alf mam wielki szacunek.
- Leo, Ray! Od tej pory należycie do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zamkniętą! - Shadow uściskała nas i tym razem zamrugałem.
Wszyscy zebrani zawyli krótko jak jeden druh, a potem nam gratulowali.
Po wszystkim powoli wyszliśmy na zewnątrz. Shadow, która była zaraz za mną przeciągnęła się. - Ech zgłodniałam, nie wiem jak wy ,ale coś bym przekąsiła. – Zaproponowała nasza alfa, jednak przerwałem jej radość słowami – Przykro mi, ale jako twój podopieczny nie pozwolę, byś się teraz
przemęczała polowaniem.
- Niby miała racje, zgłodniałem i to bardzo, ale przecież niedawno znalazłem ją całą poharataną po walce... - Uważasz mnie za słabą? - Pierwszy raz wrogo na mnie łypnęła.
– Nic z tych rzeczy, po prostu rany ci się do końca nie zasklepiły i podczas mocnego wysiłku mogłyby się otworzyć. Poczekaj tu na mnie z resztą wilków, upoluję nam coś dużego. – Odpowiedziałem spokojnie.
- Ach właśnie, zapomniałabym zapytać. Jakie stanowisko by cię
zainteresowało Ray? – Spytała. Znowu była nastawiona przyjaźnie.
- Przywódca polowań. - Uśmiechnąłem się szeroko pewny swego, odwróciłem tyłem do Shadow i potruchtałem z powrotem w lasek.
W połowie drogi usłyszałem za sobą dyszenie i szybkie kroki.
Zatrzymałem się i zerknąłem za siebie. Gonił mnie ten basior, Leo.
- Ray! Czekaj na mnie! – Krzyczał z dala. Prychnąłem.
Przecież nigdzie się nie ruszam. Odwróciłem się do niego gdy był już dostatecznie blisko. - Coś się stało? – Zapytałem prosto z mostu nie czekając aż chwyci oddech. Widocznie ma jeszcze niedopracowaną kondycje, no albo to ja jestem dla niego za szybki… - Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt miło… Chciałbym jednak byśmy nie stali się wrogami. – Wydyszał. – Spoko, ten wzrok wtedy przy przysiędze, chodziło mi tylko o nie wcinanie się w moje słowa. Nie znaczy to, że od razu cię nienawidzę. – Zachichotałem. – Och, to dobrze. – Leo zrobił głęboki wdech i uspokoił się. – Chcę ci pomóc z kolacją. Jesteś Przywódcą Polowań, prawda? – Spytał ,a ja przytaknąłem mu w odpowiedzi.
- To super, bo ja jestem Tropiącym. – Zaśmiał się. – Wyczułem na Północny Wschód stąd stadko saren. Ruszamy? – Wyprostował się.
Uniosłem lewy kącik ust. Mam nowego kumpla.
– Jak najbardziej, prowadź.
< Lelooooo? XD Wiem, miało być do Vico ,ale kij tam, napisze innym razem.>
wtorek, 11 kwietnia 2017
od Szaraczka cd. Leo
Ulżyło mi gdy trochę się wygadałem, mogłem spędzić czas z Isabelle i Leo który można rzec że nas pilnował. Po chwili naszej rozmowy, dołączyła do nas Belle mająca kwiaty w pyszczku.
-Szaraczku! Spójrz jakie ładne!-uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłem to.
-Wracajmy już-powiedział Leo a my zgodnie pokiwaliśmy głowami, wracaliśmy mozolnie i w milczeniu, tęskniłem za watahą.
-Szaraczku, stało się coś?-zapytała mnie Belle a ja oprzytomniałem, musiałem wyglądać na smutnego. Pokręciłem z uśmiechem głową i roześmiałem się. Z oddali widać było zarysy naszej polany i jaskini, można zauważyć krzątające się wilki czy uczniów którzy ćwiczyli walki i polowania. Gdy przechodziliśmy przez las, poczułem dręczący mnie niepokój ale zignorowałem go, na szczęście nie było to nic ważnego. Po wyjściu z ciemnego i niebezpiecznego lasu byliśmy na naszej polance którą porastało wiele kwiatów, spojrzałem w stronę gdzie jeszcze niedawno kłóciłem się z Drakonem, kwiaty i trawa były jakby zamrożone, w miejscu gdzie Drako uciekał były też moje ślady; szron... Czyli to tak go przeraziło, potrząsnąłem głową i szedłem dalej.
-Isabelle! Szaraczku! Gdzie wy byliście?! I kto to jest!?-zapytała po części przerażona i wściekła, kazała nam iść a sama zaczęła ochrzaniać Leo.
-To nasza wina!-zasmuciła się Isabelle, starałem się ją pocieszyć, nie chciałem by płakała...
-Chodźmy do legowisk-powiedziałem i poszedłem do swojego a ona do swojego. Zdrzemnąłem się, jak się okazało do późnej nocy. Na niebie świeciły już gwiazdy, księżyc był w pełni, wyszedłem z jaskini po cichu z zamiarem przejścia się do Krainy Jezior ale coś odwiodło mnie od tego pomysłu.
-Psst! Szary? To ty?-usłyszałem szept Meilleur'a który stał za mną z uśmiechem.
-To ja, co chciałeś?-szybko udzieliłem mu odpowiedzi, starając się opanować zdenerwowanie że gdzieś tu czai się Drakon.
-Pokażę ci to co chciałeś zobaczyć, chodź. Shadow się nie zorientuje.-uśmiechnął się do mnie sprytnie a ja podążyłem za nim grzecznie. Znów czułem mrowienie w łapach ale i tym razem je zignorowałem. Maszerowaliśmy dosyć długo, Meilleur nie wyglądał mi na zmęczonego.
-To tu.-powiedział gdy dotarliśmy do krzewów wyglądających zwyczajnie, Mei wszedł do krzaka, po drugiej stronie go nie było więc uznałem że i ja wejdę. Przez chwilę pojaśniało, nie było widać dosłownie nic, kiedy postawiłem kolejny "krok" (zaliczyłem glebę...) prawie wszystko wróciło do normy.
-Wow... to tak wygląda świat Innych?-zapytałem, pochłonięty oglądaniem Ich świata.
-Tak.-powiedział krótko, ruszył przed siebie, podążałem za nim by się nie zgubić.
-Co to jest?-zapytałem gdy koło nas przemknęło coś co nie wyglądało mi na zwierzę a w środku tego czegoś był Inny.
-To jest auto.-nie wiedziałem co to jest to "auto" ale nie wyglądało zbyt przyjaźnie... Szliśmy dalej, zauważyłem jakieś wielkie bloki jak to określił Meilleur, mieszkali tam Inni, oraz ich Domowce, zastanawiało mnie czy spotkamy jakiegoś..
Nie było tutaj żadnych stworzeń typu Xami czy Shakamure. Nie zauważyłem też wilków a Inni patrzyli na mnie jakimś zniesmaczonym wzrokiem. Może to przez to usztywnienie? Zastanawiało mnie to ale bardziej interesował mnie ich świat. Milczałem przez dłuższą chwilę, po dziwnej ścieżce jeździło dużo kolorowych aut z Innymi w środku, zauważyłem po drugiej stronie płot i dziurę w nim, zacząłem przechodzić przez tą dziwną czarną ścieżkę czy drogę z białymi pasami, chwilę potem usłyszałem pisk opon i jakieś dziwne słowa których nie rozumiałem, w panice skuliłem uszy i zacząłem uciekać z trudem, zraniona łapa bardzo mi to utrudniała.
-Szary?!-krzyk Meilleur'a dobiegał z odległego miejsca ale wiedziałem gdzie go szukać, chyba... Pobiegłem na zachód, tam skąd przybyliśmy ale jego tam nie było, moje przerażenie chyba zaczęło sięgać zenitu...-Szary! Tu jestem!-zauważyłem jego pysk i złote oczy, kiedy wychylał się zza drzewa. Dokuśtykałem do niego.
-Wszystko dobrze?-zapytał zatroskany, widząc jak unoszę łapę, teraz dopiero bolało. Kiwnąłem głową i z trudem ją postawiłem starając się przybrać wojowniczą minę.
-Tak. Idziemy dalej?-zapytałem z nadzieją, Meilleur pokiwał niepewnie swoim szaro-brązowym łbem, pokazał mi wiele rzeczy i miejsc. Zaczęło się ściemniać więc musieliśmy wrócić do krzewów i do naszego świata w Mgle.
Tym razem ja pierwszy wszedłem do krzaków i pojawiłem się już po "odpowiedniej" stronie, zaraz po mnie wyszedł Meilleur. Zauważyłem że u dołu, w watasze jest jakiś ciemny dym. Czyli przybył Mharu i Saol! Usłyszałem kroki, zapewne Leo.
-A co to za nocne ucieczki?-jego głos wybudził nas z zamyślenia, zaraz potem usłyszałem płacz Isabelle.
-Belle?!-krzyknąłem zdziwiony ale zaraz potem spojrzałem, już z przerażeniem na Leo. Meilleur zrobił to samo, skuliliśmy uszy przestraszeni.
-Czyja to sprawka? Kto prowadził tę "wyprawę"-warknął a Meilleur spojrzał na mnie bezsilnie, zrobiło mi się naprawdę żal basiora.-No dalej...-powiedział głośniej, a raczej zawarczał głośniej.
>Leo? c: <
-Szaraczku! Spójrz jakie ładne!-uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłem to.
-Wracajmy już-powiedział Leo a my zgodnie pokiwaliśmy głowami, wracaliśmy mozolnie i w milczeniu, tęskniłem za watahą.
-Szaraczku, stało się coś?-zapytała mnie Belle a ja oprzytomniałem, musiałem wyglądać na smutnego. Pokręciłem z uśmiechem głową i roześmiałem się. Z oddali widać było zarysy naszej polany i jaskini, można zauważyć krzątające się wilki czy uczniów którzy ćwiczyli walki i polowania. Gdy przechodziliśmy przez las, poczułem dręczący mnie niepokój ale zignorowałem go, na szczęście nie było to nic ważnego. Po wyjściu z ciemnego i niebezpiecznego lasu byliśmy na naszej polance którą porastało wiele kwiatów, spojrzałem w stronę gdzie jeszcze niedawno kłóciłem się z Drakonem, kwiaty i trawa były jakby zamrożone, w miejscu gdzie Drako uciekał były też moje ślady; szron... Czyli to tak go przeraziło, potrząsnąłem głową i szedłem dalej.
-Isabelle! Szaraczku! Gdzie wy byliście?! I kto to jest!?-zapytała po części przerażona i wściekła, kazała nam iść a sama zaczęła ochrzaniać Leo.
-To nasza wina!-zasmuciła się Isabelle, starałem się ją pocieszyć, nie chciałem by płakała...
-Chodźmy do legowisk-powiedziałem i poszedłem do swojego a ona do swojego. Zdrzemnąłem się, jak się okazało do późnej nocy. Na niebie świeciły już gwiazdy, księżyc był w pełni, wyszedłem z jaskini po cichu z zamiarem przejścia się do Krainy Jezior ale coś odwiodło mnie od tego pomysłu.
-Psst! Szary? To ty?-usłyszałem szept Meilleur'a który stał za mną z uśmiechem.
-To ja, co chciałeś?-szybko udzieliłem mu odpowiedzi, starając się opanować zdenerwowanie że gdzieś tu czai się Drakon.
-Pokażę ci to co chciałeś zobaczyć, chodź. Shadow się nie zorientuje.-uśmiechnął się do mnie sprytnie a ja podążyłem za nim grzecznie. Znów czułem mrowienie w łapach ale i tym razem je zignorowałem. Maszerowaliśmy dosyć długo, Meilleur nie wyglądał mi na zmęczonego.
-To tu.-powiedział gdy dotarliśmy do krzewów wyglądających zwyczajnie, Mei wszedł do krzaka, po drugiej stronie go nie było więc uznałem że i ja wejdę. Przez chwilę pojaśniało, nie było widać dosłownie nic, kiedy postawiłem kolejny "krok" (zaliczyłem glebę...) prawie wszystko wróciło do normy.
-Wow... to tak wygląda świat Innych?-zapytałem, pochłonięty oglądaniem Ich świata.
-Tak.-powiedział krótko, ruszył przed siebie, podążałem za nim by się nie zgubić.
-Co to jest?-zapytałem gdy koło nas przemknęło coś co nie wyglądało mi na zwierzę a w środku tego czegoś był Inny.
-To jest auto.-nie wiedziałem co to jest to "auto" ale nie wyglądało zbyt przyjaźnie... Szliśmy dalej, zauważyłem jakieś wielkie bloki jak to określił Meilleur, mieszkali tam Inni, oraz ich Domowce, zastanawiało mnie czy spotkamy jakiegoś..
Nie było tutaj żadnych stworzeń typu Xami czy Shakamure. Nie zauważyłem też wilków a Inni patrzyli na mnie jakimś zniesmaczonym wzrokiem. Może to przez to usztywnienie? Zastanawiało mnie to ale bardziej interesował mnie ich świat. Milczałem przez dłuższą chwilę, po dziwnej ścieżce jeździło dużo kolorowych aut z Innymi w środku, zauważyłem po drugiej stronie płot i dziurę w nim, zacząłem przechodzić przez tą dziwną czarną ścieżkę czy drogę z białymi pasami, chwilę potem usłyszałem pisk opon i jakieś dziwne słowa których nie rozumiałem, w panice skuliłem uszy i zacząłem uciekać z trudem, zraniona łapa bardzo mi to utrudniała.
-Szary?!-krzyk Meilleur'a dobiegał z odległego miejsca ale wiedziałem gdzie go szukać, chyba... Pobiegłem na zachód, tam skąd przybyliśmy ale jego tam nie było, moje przerażenie chyba zaczęło sięgać zenitu...-Szary! Tu jestem!-zauważyłem jego pysk i złote oczy, kiedy wychylał się zza drzewa. Dokuśtykałem do niego.
-Wszystko dobrze?-zapytał zatroskany, widząc jak unoszę łapę, teraz dopiero bolało. Kiwnąłem głową i z trudem ją postawiłem starając się przybrać wojowniczą minę.
-Tak. Idziemy dalej?-zapytałem z nadzieją, Meilleur pokiwał niepewnie swoim szaro-brązowym łbem, pokazał mi wiele rzeczy i miejsc. Zaczęło się ściemniać więc musieliśmy wrócić do krzewów i do naszego świata w Mgle.
Tym razem ja pierwszy wszedłem do krzaków i pojawiłem się już po "odpowiedniej" stronie, zaraz po mnie wyszedł Meilleur. Zauważyłem że u dołu, w watasze jest jakiś ciemny dym. Czyli przybył Mharu i Saol! Usłyszałem kroki, zapewne Leo.
-A co to za nocne ucieczki?-jego głos wybudził nas z zamyślenia, zaraz potem usłyszałem płacz Isabelle.
-Belle?!-krzyknąłem zdziwiony ale zaraz potem spojrzałem, już z przerażeniem na Leo. Meilleur zrobił to samo, skuliliśmy uszy przestraszeni.
-Czyja to sprawka? Kto prowadził tę "wyprawę"-warknął a Meilleur spojrzał na mnie bezsilnie, zrobiło mi się naprawdę żal basiora.-No dalej...-powiedział głośniej, a raczej zawarczał głośniej.
>Leo? c: <
od Leo cd. Szaraczka
-Isabelle ja...-zaczął Szary, ale przerwałem mu.
-Ty.. co?-zapytałem.
Szaraczek skulił troszkę uszy.
-Nieważne.-wymamrotał, po czym nagle wystrzelił radośnie-Pokażę wam coś!
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, Belle chyba też była chętna. Szliśmy przez las, nasze tempo było powolne z uwagi na łapkę Szaraczka. Isabelle podskakiwała wesoło, cieszyła się, że wszystko będzie dobrze z Szarym. Ja też byłem radosny, zdążyłem polubić małego. On też wyglądał na zadowolonego, chociaż chyba nie spodobała mu się wizja wielu ćwiczeń. Postanowiłem rozpocząć rozmowę, bo czemu nie?
-Hej, ile wy w ogóle macie lat?-zapytałem z uśmiechem.
-Ja rok i osiem miesięcy.-oznajmiła srebrna waderka.
Spojrzałem na Szaraczka pytająco.
-Półtora roku.-odparł i zapatrzył się w dal.-A ty?
-Ja cztery i pół.-powiedziałem wesoło, po czym dodałem-Od zawsze jesteście tutaj, w…Canavar Liri?
-Chyba tak.-odpowiedzieli równocześnie i zaśmiali się, ucieszyłem się z powracającego humoru Szaraczka.
Szliśmy teraz pod górę,
-jeśli mogę wiedzieć…kto jest tu alfą?-zadałem kolejne pytanie, bo wyglądali na rozluźnionych i zadowolonych z rozmowy.
-Shadow.-tym razem tylko Szary udzielił odpowiedzi.-Ona jest taka miła!
-To dobrze.-ucieszyło mnie to, czyli nie będzie problemu z wredną alfą.
-Shad opiekuje się mną.-ciągnął Szaraczek, sprawiał wrażenie dumnego.
Zdziwiłem się trochę, czyżby był jej synem?
-Jesteś jej synem?-zapytałem ze zdziwieniem, uzyskałem bardzo szybką odpowiedź.
Szary pokręcił przecząca głową, po czym jakby ożywił się.
-Jesteśmy!-wykrzyknął radośnie i pokuśtykał przodem.
Wdrapywaliśmy się pod górę, byłem szczerze ciekawy, co zastaniemy po drugiej stronie. W końcu, gdy Isabelle i Szarak weszli na górę, wbiegłem za nimi. Moim oczom ukazał się niezwykły widok…przy górze rozciągał się las przeplatany rzeką i licznymi strumieniami, podziurawiony jasnymi plamami jezior i zielonymi płaszczyznami łąk topił się w słońcu.
-Kraina Jezior…-powiedział w zamyśleniu Szary.-Tak ją nazwałem.-dodał pośpiesznie.
Gdy już otrząsnąłem się z szoku wywołanego pięknem tego miejsca odpowiedziałem mu pytaniem.
-Ktoś wie..?
Szaraczek potrząsnął głową przecząco, po czym spojrzał przepraszająco na Isabelle.
-Belle…-zaczął niepewnie.-Chciałem pokazać ci to miejsce wcześniej, chodziłem tu często żeby porozmyślać, zanim…-spojrzał na swoją chorą łapkę.-później stało się to i nie miałem jak…przepraszam, że nie wiedziałaś.-westchnął.
Belle spojrzała na niego wesoło.
-Nic się nie stało.-zapewniła, po czym zwróciła się do mnie.-Leo, teraz my cię wypytamy.-zawołała radośnie.
Westchnąłem teatralnie i zaśmiałem się, widocznie uznali to za pozwolenie, bo zaraz potem stałem w ogniu pytań.
-Skąd jesteś?
-Dlaczego tu przyszedłeś?
-Czemu jesteś sam?
-Masz…rodzinę?-Szaraczek zawahał się trochę przy zadawaniu tego pytaniu.
Ostatnie dwa pytania wstrząsnęły mną, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać.
-Jestem z watahy Silver Moon, przyszedłem tu, bo…-zawahałem się-nie układało mi się w tamtej.
Wilczki pokiwały głowami, Belle odbiegła niedaleko, zauważyła chyba jakieś kwiatki. Szaraczek tymczasem spojrzał na mnie niepokojem.
-Leo, co jest?-zapytał szczerze, oczekiwał ode mnie takiej samej odpowiedzi.
Westchnąłem smutno i wziąłem głęboki oddech.
-Miałem młodszą siostre.-powiedziałem krótko, było mi naprawdę przykro, chociaż nie dałem po sobie tego poznać, odwróciłem wzrok.
> Szaracek? :> <
-Ty.. co?-zapytałem.
Szaraczek skulił troszkę uszy.
-Nieważne.-wymamrotał, po czym nagle wystrzelił radośnie-Pokażę wam coś!
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, Belle chyba też była chętna. Szliśmy przez las, nasze tempo było powolne z uwagi na łapkę Szaraczka. Isabelle podskakiwała wesoło, cieszyła się, że wszystko będzie dobrze z Szarym. Ja też byłem radosny, zdążyłem polubić małego. On też wyglądał na zadowolonego, chociaż chyba nie spodobała mu się wizja wielu ćwiczeń. Postanowiłem rozpocząć rozmowę, bo czemu nie?
-Hej, ile wy w ogóle macie lat?-zapytałem z uśmiechem.
-Ja rok i osiem miesięcy.-oznajmiła srebrna waderka.
Spojrzałem na Szaraczka pytająco.
-Półtora roku.-odparł i zapatrzył się w dal.-A ty?
-Ja cztery i pół.-powiedziałem wesoło, po czym dodałem-Od zawsze jesteście tutaj, w…Canavar Liri?
-Chyba tak.-odpowiedzieli równocześnie i zaśmiali się, ucieszyłem się z powracającego humoru Szaraczka.
Szliśmy teraz pod górę,
-jeśli mogę wiedzieć…kto jest tu alfą?-zadałem kolejne pytanie, bo wyglądali na rozluźnionych i zadowolonych z rozmowy.
-Shadow.-tym razem tylko Szary udzielił odpowiedzi.-Ona jest taka miła!
-To dobrze.-ucieszyło mnie to, czyli nie będzie problemu z wredną alfą.
-Shad opiekuje się mną.-ciągnął Szaraczek, sprawiał wrażenie dumnego.
Zdziwiłem się trochę, czyżby był jej synem?
-Jesteś jej synem?-zapytałem ze zdziwieniem, uzyskałem bardzo szybką odpowiedź.
Szary pokręcił przecząca głową, po czym jakby ożywił się.
-Jesteśmy!-wykrzyknął radośnie i pokuśtykał przodem.
Wdrapywaliśmy się pod górę, byłem szczerze ciekawy, co zastaniemy po drugiej stronie. W końcu, gdy Isabelle i Szarak weszli na górę, wbiegłem za nimi. Moim oczom ukazał się niezwykły widok…przy górze rozciągał się las przeplatany rzeką i licznymi strumieniami, podziurawiony jasnymi plamami jezior i zielonymi płaszczyznami łąk topił się w słońcu.
-Kraina Jezior…-powiedział w zamyśleniu Szary.-Tak ją nazwałem.-dodał pośpiesznie.
Gdy już otrząsnąłem się z szoku wywołanego pięknem tego miejsca odpowiedziałem mu pytaniem.
-Ktoś wie..?
Szaraczek potrząsnął głową przecząco, po czym spojrzał przepraszająco na Isabelle.
-Belle…-zaczął niepewnie.-Chciałem pokazać ci to miejsce wcześniej, chodziłem tu często żeby porozmyślać, zanim…-spojrzał na swoją chorą łapkę.-później stało się to i nie miałem jak…przepraszam, że nie wiedziałaś.-westchnął.
Belle spojrzała na niego wesoło.
-Nic się nie stało.-zapewniła, po czym zwróciła się do mnie.-Leo, teraz my cię wypytamy.-zawołała radośnie.
Westchnąłem teatralnie i zaśmiałem się, widocznie uznali to za pozwolenie, bo zaraz potem stałem w ogniu pytań.
-Skąd jesteś?
-Dlaczego tu przyszedłeś?
-Czemu jesteś sam?
-Masz…rodzinę?-Szaraczek zawahał się trochę przy zadawaniu tego pytaniu.
Ostatnie dwa pytania wstrząsnęły mną, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać.
-Jestem z watahy Silver Moon, przyszedłem tu, bo…-zawahałem się-nie układało mi się w tamtej.
Wilczki pokiwały głowami, Belle odbiegła niedaleko, zauważyła chyba jakieś kwiatki. Szaraczek tymczasem spojrzał na mnie niepokojem.
-Leo, co jest?-zapytał szczerze, oczekiwał ode mnie takiej samej odpowiedzi.
Westchnąłem smutno i wziąłem głęboki oddech.
-Miałem młodszą siostre.-powiedziałem krótko, było mi naprawdę przykro, chociaż nie dałem po sobie tego poznać, odwróciłem wzrok.
> Szaracek? :> <
poniedziałek, 10 kwietnia 2017
od Szaraczka cd. Leo
-Więc tak..-zaczął Vico a ja spojrzałem na niego tępo- O dziwo Szaraczkowi wyszło to na dobre, martwych tkanek już nie ma a na ich miejsce wejdą nowe, silniejsze. Potrzebujesz teraz o wiele więcej ćwiczeń.-uśmiechnął się do mnie a ja chciałem skakać z radości, lecz na myśl o ćwiczeniach skrzywiłem się. Pyszczek Belle rozjaśnił uśmiech a Leo też popatrzył na mnie radośnie.
-Mogę iść na polankę?-zapytałem kiedy nasz medyk skończył zakładać mi usztywnienie, poruszałem trochę łapą by patyk ułożył się wygodnie, wreszcie mogłem kuśtykać za Isabelle, w towarzystwie Leo który gratulował mi.
-A ty... nie powinieneś przejść ceremonii?-zapytałem, troszkę zdziwiony bo zwykle działo się to w tym samym dniu.
-Oh.. no tak-powiedział troszkę zażenowany ale uśmiechnął się-porozmawiam z Alfą za dwa dni-jego wypowiedź mnie zdziwiła ale cóż, nie mnie było o tym decydować. Dotarliśmy na polankę, porośniętą fioletowymi i błękitnymi kwiatami. Cieszyło mnie to że może zostanę wojownikiem, w oczy rzucił mi się niecodzienny widok, bo Drako i Meilleur siedzący w pewnej odległości od siebie i wściekle mierzący się wzrokiem, spodziewałem się czegoś innego. Od razu pomyślałem że planują zemstę na mnie.
-Szaraczku! Jak się czujesz?-zmartwienie Mei'a w głosie mnie zdziwiło, pewnie kryło coś za sobą.
-Tak jak wcześniej-odwarknąłem, teraz na pysku Drakona zawitał wredny uśmiech.
-Mówiłem, nie ufa ci-powiedział spokojnie-zna twój sekret-dodał warcząc, odszedł w swoją stronę a w oczach drugiego basiorka pojawił się strach. Zdziwiło mnie to, ale tematu drążyć nie będę.
Popatrzyłem ze współczuciem na Meilleur'a, który odwzajemnił moje spojrzenie, uśmiechnąłem się lekko i poprosiłem Isabelle i Leo by poszli porozmawiać, sam musiałem załatwić tę sprawę.
-Zawołasz Drakona?-zapytałem z nadzieją, brązowy basiorek zawył krótko dwa razy, zaraz potem przyszedł do nas wspomniany wilk z zniesmaczoną miną, warknął krótko i usiadł spoglądając na nas.-czemu mi to zrobiłeś? Chciałeś żebym nigdy nie został uczniem, wojownikiem?-powiedziałem cicho i dobitnie, spoglądając w srebrne i chłodne oczy Drakona. Poczułem dziwne mrowienie w łapach ale nie zwróciłem na nie uwagi. Drako cofnął się przerażony, patrząc na moje miejsce pobytu.
-A jak myślisz, szczylu? Sam sobie odpowiadasz-warknął, odzyskując animusz, poczułem nagłą chęć zemsty, chciałem by poczuł to co ja, zbliżyłem się do niego patrząc mu w oczy i warcząc. -Więc jednak, doczekasz się.-warknął i znów spojrzał na podłoże na którym stałem, uciekł grożąc mi czymś jeszcze po drodze. Zaśmiałem się lecz Meilleur'owi nie było do śmiechu.
-Znasz mój sekret-warknął, tym razem ja cofnąłem się przerażony.
-Cooo?! Jaki sekret, o czym ty mówisz?!-mrowienie ustało i ustąpiło miejsca strachowi.
-Ty wiesz-powiedział do mnie, tym razem smutniej, olśniło mnie. Gdy spotkałem Wavantos'a powiedziałem mu że jest Domowcem i to jego Shadow przyjęła z łaski.
Co powiesz na to szczurze że ja przynajmniej mam moc, nie to co ty. Może to ty jesteś a Shadow przyjęła Cię z łaski, bo twoja matka ją o to poprosiła? To dlatego był dla mnie taki chłodny?!
-Że... nie masz mocy? Że Shad przyjęła Cię z łaski bo twoja matka ją o to prosiła? -zapytałem zdziwiony-Jesteś Domowcem?-dodałem zaskoczony, Meilleu'r pokiwał słabo głową, zrobiło mi się przykro, nikt nie powinien być traktowany jak ostatnie ścierwo bo jest ze świata Innych.
-Przepraszam że byłem wredny- spojrzał na mnie a w jego złotawo-zielonych oczach pojawiły się łzy, nie pocieszyłem go. Nie mogłem, po tym co mi zrobił.
-Jak tam jest? Pokażesz mi to kiedyś?-wyrwało mi się, nim zdążyłem się powstrzymać, brązowy basiorek rzucił mi zdziwione a zarazem przerażone spojrzenie.
-Szaraku! Gdzie chcesz się wybrać?-Leo był na tyle blisko by usłyszeć naszą rozmowę.
-Ale mogę iść z wami?-zapytała z nadzieją srebrna waderka
-Isabelle ja...-zacząłem ale Leo mi przerwał.
-Ty.. co?
>Leo? c: <
>>Ray czekam na wiadomość o Adopcji ^^ <
-Mogę iść na polankę?-zapytałem kiedy nasz medyk skończył zakładać mi usztywnienie, poruszałem trochę łapą by patyk ułożył się wygodnie, wreszcie mogłem kuśtykać za Isabelle, w towarzystwie Leo który gratulował mi.
-A ty... nie powinieneś przejść ceremonii?-zapytałem, troszkę zdziwiony bo zwykle działo się to w tym samym dniu.
-Oh.. no tak-powiedział troszkę zażenowany ale uśmiechnął się-porozmawiam z Alfą za dwa dni-jego wypowiedź mnie zdziwiła ale cóż, nie mnie było o tym decydować. Dotarliśmy na polankę, porośniętą fioletowymi i błękitnymi kwiatami. Cieszyło mnie to że może zostanę wojownikiem, w oczy rzucił mi się niecodzienny widok, bo Drako i Meilleur siedzący w pewnej odległości od siebie i wściekle mierzący się wzrokiem, spodziewałem się czegoś innego. Od razu pomyślałem że planują zemstę na mnie.
-Szaraczku! Jak się czujesz?-zmartwienie Mei'a w głosie mnie zdziwiło, pewnie kryło coś za sobą.
-Tak jak wcześniej-odwarknąłem, teraz na pysku Drakona zawitał wredny uśmiech.
-Mówiłem, nie ufa ci-powiedział spokojnie-zna twój sekret-dodał warcząc, odszedł w swoją stronę a w oczach drugiego basiorka pojawił się strach. Zdziwiło mnie to, ale tematu drążyć nie będę.
Popatrzyłem ze współczuciem na Meilleur'a, który odwzajemnił moje spojrzenie, uśmiechnąłem się lekko i poprosiłem Isabelle i Leo by poszli porozmawiać, sam musiałem załatwić tę sprawę.
-Zawołasz Drakona?-zapytałem z nadzieją, brązowy basiorek zawył krótko dwa razy, zaraz potem przyszedł do nas wspomniany wilk z zniesmaczoną miną, warknął krótko i usiadł spoglądając na nas.-czemu mi to zrobiłeś? Chciałeś żebym nigdy nie został uczniem, wojownikiem?-powiedziałem cicho i dobitnie, spoglądając w srebrne i chłodne oczy Drakona. Poczułem dziwne mrowienie w łapach ale nie zwróciłem na nie uwagi. Drako cofnął się przerażony, patrząc na moje miejsce pobytu.
-A jak myślisz, szczylu? Sam sobie odpowiadasz-warknął, odzyskując animusz, poczułem nagłą chęć zemsty, chciałem by poczuł to co ja, zbliżyłem się do niego patrząc mu w oczy i warcząc. -Więc jednak, doczekasz się.-warknął i znów spojrzał na podłoże na którym stałem, uciekł grożąc mi czymś jeszcze po drodze. Zaśmiałem się lecz Meilleur'owi nie było do śmiechu.
-Znasz mój sekret-warknął, tym razem ja cofnąłem się przerażony.
-Cooo?! Jaki sekret, o czym ty mówisz?!-mrowienie ustało i ustąpiło miejsca strachowi.
-Ty wiesz-powiedział do mnie, tym razem smutniej, olśniło mnie. Gdy spotkałem Wavantos'a powiedziałem mu że jest Domowcem i to jego Shadow przyjęła z łaski.
Co powiesz na to szczurze że ja przynajmniej mam moc, nie to co ty. Może to ty jesteś a Shadow przyjęła Cię z łaski, bo twoja matka ją o to poprosiła? To dlatego był dla mnie taki chłodny?!
-Że... nie masz mocy? Że Shad przyjęła Cię z łaski bo twoja matka ją o to prosiła? -zapytałem zdziwiony-Jesteś Domowcem?-dodałem zaskoczony, Meilleu'r pokiwał słabo głową, zrobiło mi się przykro, nikt nie powinien być traktowany jak ostatnie ścierwo bo jest ze świata Innych.
-Przepraszam że byłem wredny- spojrzał na mnie a w jego złotawo-zielonych oczach pojawiły się łzy, nie pocieszyłem go. Nie mogłem, po tym co mi zrobił.
-Jak tam jest? Pokażesz mi to kiedyś?-wyrwało mi się, nim zdążyłem się powstrzymać, brązowy basiorek rzucił mi zdziwione a zarazem przerażone spojrzenie.
-Szaraku! Gdzie chcesz się wybrać?-Leo był na tyle blisko by usłyszeć naszą rozmowę.
-Ale mogę iść z wami?-zapytała z nadzieją srebrna waderka
-Isabelle ja...-zacząłem ale Leo mi przerwał.
-Ty.. co?
>Leo? c: <
>>Ray czekam na wiadomość o Adopcji ^^ <
od Leo cd. Szaraczka
-Odpoczywaj, Szaraczku-powiedziałem zatroskany.
-Wiem, Leo.-odrzekł smutno Szaraczek.
-Szaraczku... Mogłam wrócić wcześniej-głos Isasbelle, której imię zdążyłem już poznać, był przesiąknięty współczuciem i smutkiem, starałem się ją pocieszyć, chociaż sam miałem poczucie winy…
-To nie jest twoja wina, Belle.-pocieszałem waderkę, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie, co mi się udało.-Nie jest żadnego z nas.
-Ale przecież mogłam przyjść wcześniej…-rozpłakała się mała, zrobiło mi się jej naprawdę żal, chciałem pomóc im obojgu, chociaż ledwo ich poznałem.
-Posłuchaj, nikt z nas nie może wiedzieć, co stanie się za kilka sekund, nikt z nas nie był w stanie przewidzieć tego co się wydarzyło. Teraz najważniejsze to pomóc Szaraczkowi i być przy nim, zrobić jak najwięcej aby poczuł się lepiej.-mruknąłem miękko, a Belle pociągnęła noskiem i kiwnęła głową.
Uśmiechnąłem się łagodnie i pewnie.
-Szaraczku-zwróciłem się do rannego basiorka- czy dasz radę pójść ze mną do… macie tu medyka, prawda?
-Tak, Vico zajmuje się chorymi.-pisnęła przejęta Izabelle.
-Dobrze więc, Szaraczku, z moją pomocą spróbujesz wstać, a ja zaniosę cię do medyka. Belle, zaprowadzisz nas, okej?-mała skinęła głową i chlipnęła cicho.
-Gotowy?-zapytałem Szarego, on w odpowiedzi kiwnął z wysiłkiem głową. Okej~pomyślałem pocieszająco~musi się udać!
Chwyciłem delikatnie Szarego za kark i rozpocząłem odliczanie w myślach.
-Trzy, cztery!-na „cztery” podniosłem ostrożnie basiorka na łapki, syknął z bólu, ale był dzielny.
-Teraz poniosę cię, dobrze? Damy radę.-zapewniłem łagodnie Szaraczka, po czym delikatnie podniosłem basiorka. W jego oczkach zobaczyłem łzy, ale nie było innego wyjścia, musieliśmy to zrobić.
Belle podeszła na chwilę jeszcze do Szarego i szepnęła mu coś, po czym uśmiechnęła się i zawołała:
-Tędy!
Niosłem Szaraczka idąc tuż za Isabelle, nie ominęły nas ciekawskie spojrzenia, ignorowałem je jednak. Ranny pojękiwał cicho, miałem nadzieję, że nic mu nie będzie…
-Już niedaleko…już za chwilę.-szepnąłem pocieszająco.
Isabelle stanęła przed wejściem do małej jaskini.
-To tu.-powiedziała spoglądając na mnie co jakiś czas.
Kiwnąłem głową i wszedłem z Szaraczkiem do środka. Patrzył na mnie basior o sierści koloru indygo.
-Co się stało, kim jesteś? Czemu niesiesz Szaraczka..-przerwał, gdy zobaczył wciąż krwawiącą ranę na nodze Szarego.
-Nieważne, pomóż mu, szybko!-poprosiłem.-W końcu wiesz, jak…
Basior pokiwał głową.
-Jestem Vico.-przedstawił się lustrując mnie wzrokiem.
-Leo.
-Dobrze, ja się nim zajmę, wyjdź.-nakazał Vico, posłusznie opuściłem jaskinię.
Czekała przed nią Isabelle.
-i co?-zapytała zmartwiona.
-Cóż, bądźmy dobrej myśli.-uśmiechnąłem się i postanowiłem rozpocząć rozmowę.-Jesteś…siostrą Szaraczka?
Waderka pociągnęła jeszcze noskiem patrząc na jaskinię medyka, zanim odpowiedziała.
-Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi.-wyjaśniła spoglądając w niebo.
-Aż przyjaciółmi..-zauważyłem i umilkłem, nie wiedziałem, co powiedzieć. Uznałem, że cisza będzie najlepszym rozwiązaniem.
Chwilę potem z jaskini wyszedł Vico, za nim włóczył się Szaraczek.
-Więc tak...-zaczął medyk.
> Szaraczku? c: <
-Wiem, Leo.-odrzekł smutno Szaraczek.
-Szaraczku... Mogłam wrócić wcześniej-głos Isasbelle, której imię zdążyłem już poznać, był przesiąknięty współczuciem i smutkiem, starałem się ją pocieszyć, chociaż sam miałem poczucie winy…
-To nie jest twoja wina, Belle.-pocieszałem waderkę, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie, co mi się udało.-Nie jest żadnego z nas.
-Ale przecież mogłam przyjść wcześniej…-rozpłakała się mała, zrobiło mi się jej naprawdę żal, chciałem pomóc im obojgu, chociaż ledwo ich poznałem.
-Posłuchaj, nikt z nas nie może wiedzieć, co stanie się za kilka sekund, nikt z nas nie był w stanie przewidzieć tego co się wydarzyło. Teraz najważniejsze to pomóc Szaraczkowi i być przy nim, zrobić jak najwięcej aby poczuł się lepiej.-mruknąłem miękko, a Belle pociągnęła noskiem i kiwnęła głową.
Uśmiechnąłem się łagodnie i pewnie.
-Szaraczku-zwróciłem się do rannego basiorka- czy dasz radę pójść ze mną do… macie tu medyka, prawda?
-Tak, Vico zajmuje się chorymi.-pisnęła przejęta Izabelle.
-Dobrze więc, Szaraczku, z moją pomocą spróbujesz wstać, a ja zaniosę cię do medyka. Belle, zaprowadzisz nas, okej?-mała skinęła głową i chlipnęła cicho.
-Gotowy?-zapytałem Szarego, on w odpowiedzi kiwnął z wysiłkiem głową. Okej~pomyślałem pocieszająco~musi się udać!
Chwyciłem delikatnie Szarego za kark i rozpocząłem odliczanie w myślach.
-Trzy, cztery!-na „cztery” podniosłem ostrożnie basiorka na łapki, syknął z bólu, ale był dzielny.
-Teraz poniosę cię, dobrze? Damy radę.-zapewniłem łagodnie Szaraczka, po czym delikatnie podniosłem basiorka. W jego oczkach zobaczyłem łzy, ale nie było innego wyjścia, musieliśmy to zrobić.
Belle podeszła na chwilę jeszcze do Szarego i szepnęła mu coś, po czym uśmiechnęła się i zawołała:
-Tędy!
Niosłem Szaraczka idąc tuż za Isabelle, nie ominęły nas ciekawskie spojrzenia, ignorowałem je jednak. Ranny pojękiwał cicho, miałem nadzieję, że nic mu nie będzie…
-Już niedaleko…już za chwilę.-szepnąłem pocieszająco.
Isabelle stanęła przed wejściem do małej jaskini.
-To tu.-powiedziała spoglądając na mnie co jakiś czas.
Kiwnąłem głową i wszedłem z Szaraczkiem do środka. Patrzył na mnie basior o sierści koloru indygo.
-Co się stało, kim jesteś? Czemu niesiesz Szaraczka..-przerwał, gdy zobaczył wciąż krwawiącą ranę na nodze Szarego.
-Nieważne, pomóż mu, szybko!-poprosiłem.-W końcu wiesz, jak…
Basior pokiwał głową.
-Jestem Vico.-przedstawił się lustrując mnie wzrokiem.
-Leo.
-Dobrze, ja się nim zajmę, wyjdź.-nakazał Vico, posłusznie opuściłem jaskinię.
Czekała przed nią Isabelle.
-i co?-zapytała zmartwiona.
-Cóż, bądźmy dobrej myśli.-uśmiechnąłem się i postanowiłem rozpocząć rozmowę.-Jesteś…siostrą Szaraczka?
Waderka pociągnęła jeszcze noskiem patrząc na jaskinię medyka, zanim odpowiedziała.
-Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi.-wyjaśniła spoglądając w niebo.
-Aż przyjaciółmi..-zauważyłem i umilkłem, nie wiedziałem, co powiedzieć. Uznałem, że cisza będzie najlepszym rozwiązaniem.
Chwilę potem z jaskini wyszedł Vico, za nim włóczył się Szaraczek.
-Więc tak...-zaczął medyk.
> Szaraczku? c: <
niedziela, 9 kwietnia 2017
od Szaraczka cd. Leo
-Należę-odparłem sztywno na pytanie uśmiechniętego wilka, popatrzyłem na Brianę która pewnie kroczyła koło niego.-Ciebie nie kojarzę-warknąłem i wstałem z trudem, popatrzyłem na wilka, towarzysząca mu czarna wadera odeszła w swoją stronę a ja mierzyłem go wzrokiem. Miał granatową sierść która była dosyć długa, masywne łapy i wyglądał na silnego lecz przyjaznego, był takim typem któremu łatwo się ufa. Ale cóż, pozory mylą.
-Co się stało?-zapytał zmartwiony a ja popatrzyłem na niego chłodno.
-Podczas polowania. -warknąłem, nie lubiłem o tym rozmawiać, zastanawiało mnie kiedy przyjdzie Belle... Ale pewnie poszła zapolować z resztą... Mówiłem Isabelle? To się grubo myliłem oczywiście mogłem się spodziewać że spotkam Drakona i Meilleur'a.
-Popatrz, twoi koledzy. -usłyszałem miły głos basiora, wstrząsnęło to i mną i tamtą dwójką, zatrzymali się i zaczęli coś między sobą szeptać a potem zgodnie pokiwali głowami i z wymuszonym uśmiechem podeszli do nas.
-Cześć Szaraczku!-przesłodzony ton brązowo-szarego, starszego wilka mnie denerwował. Drako tylko się przyglądał.
-Co znowu?-warknąłem i spróbowałem się wycofać, ale jak zwykle skończyło się to upadkiem. Meilleur podszedł do mnie i pomógł mi wstać, Drakon też to zrobił...
-Nie myśl sobie, Domowcu. Jeszcze dzisiaj się policzymy. Kiedy tamten pójdzie-wyszeptał wściekle a potem uśmiechnął się na nowo, stałem stabilnie ale cały czas bałem się co mogą mi zrobić... Oraz co ja im zrobiłem? Spojrzałem błagalnie w stronę z której powinna wrócić Belle, ale jej postać się tam nie pojawiła, na tamtego basiora czy Brianę też nie miałem co liczyć. Super.
-Idę dalej-powiedział tamten i odszedł w swoją stronę, na wschód od naszego położenia czyli do jaskini Alf. Usłyszałem kroki i szydercze śmiechy Drakona i Meilleur'a, przestraszyłem się ale z mojego gardła wydobył się warkot.
-Meilleur chwyć go. Resztą zajmę się ja.-złowrogi głos tego drugiego wprawił mnie w osłupienie, co chcieli mi zrobić?! Błękitne oczy Drakona spoczęły na mojej usztywnionej łapie, wiedziałem już co się święci. Mei chwycił mnie za kark uniemożliwiając mi tym sposobem ucieczkę.-To teraz moja kolej-warknął i podszedł do mnie, zrywając usztywnienie. Sam gwałtowny ruch przysporzył mi wiele bólu.
-Nie zrobisz tego!-warknąłem panicznie, widząc jego kły celujące w ledwo zrośniętą ranę. Bałem się.
-Nie? Czemu niby?-popatrzył na moje przerażenie widoczne w oczach, ponura satysfakcja malowała się na jego pysku. Pomyślałem że może mi odpuści, myliłem się przecież to Drakon. Wgryzł się idealnie w najbardziej bolesne miejsce, zacisnąłem zęby ale i tak warknąłem a potem wrzasnąłem z bólu gdy jego kły zagłębiały się jeszcze głębiej i mocniej. Czułem gorącą krew cieknącą z mojej nogi i słabnący ucisk jego zębów, słyszałem ich śmiechy. Przemknęło mi przez myśl że się wykrwawię, stara rana była wystarczająco duża.. Umierałem? Mamo, proszę! Pomóż mi! Jeżeli mam umrzeć, to teraz! Tato, jeżeli mamy nie ma, daj mi tej siły by z nimi walczyć. Jeżeli jej nie masz, daj mi siłę by godnie umrzeć... Jedyne myśli które miałem w głowie to te, ciemność z moich oczu zaczęła się przerzedzać. Ujrzałem jakiegoś srebrnego, jakby śnieżnego, olbrzymiego basiora... Pewnie to tylko wymysł mojej wyobraźni, ale gdyby to był tylko wymysł nie miałbym siły teraz im się wyrwać? Ugryzłem Meilleu'ra i odskoczyłem kuśtykając.
-Drak, wystarczy temu Domowcowi, i tak umrze. To już nie nasza sprawa-warknął do Drakona, Meilleur. Odeszli a ja postarałem się ułożyć na widoku, by jak umrę ktoś szybko mnie zauważył.
Odpłynąłem w czerń, przestałem czuć. Umarłem? Jeszcze nie, to nie twoja kolej. Ale czy głosy w głowie to już nie stan śmierci? Zadawałem sobie to pytanie od dłuższego czasu.
-Leo! To on! Szaraczku! Szaraczku wstawaj!-poczułem jak ktoś trąca mnie mokrym noskiem. Więc żyje! Znałem ten głos... Isabelle! Ale kto to Leo?
-To ten szczeniak, którego spotkałem!-usłyszałem głos basiora, skojarzyłem że to ten do którego odnosiłem się tak chłodno i nieufnie... Chciałem dać im jakiś znak, że żyję, ale po prostu nie miałem siły. Usłyszałem cichy płacz Belle, myślała że nie żyję! Briana też się krzątała, lecz nie była zbyt mną zainteresowana. Ale najbardziej dotkliwy był śmiech Drakona, z dźwięków otoczenia wyłapałem coś jeszcze, kolejny płacz, a bardziej lament. Należał do jakiegoś basiora. Meilleur! Ale czemu? Przecież mnie nienawidzą! Nie miałem sił by się ruszyć czy wydać jakiś dźwięk. Ale za to słyszałem wszystko, słyszałem wściekłość Meilleur'a na Drakona, ich kłótnie...
-Drak! To wszystko TWOJA wina! To przez CIEBIE Szary NIE ŻYJE! Zabiłeś go-warknął a potem jak mi się wydawało, odszedł gniewnie, słyszałem jego kroki. Nie wiem gdzie odszedł ale wokół mnie było kilka wilków.
-Szaraczku, wszystko dobrze?-zatroskany głos Leo utwierdził mnie w przekonaniu że musze coś zrobić.
Jęknąłem cicho by dać znać że żyję, Belle przestała płakać. Leo trącał mnie łapą i przemył ranę wodą.
-Szaraczku! Tak bardzo Cię przepraszam-to był Meilleur
-Dzięki za próbę unicestwienia mnie, mogłem umrzeć, wiesz? Straciłem wystarczająco dużo krwi-warknąłem i znów opadłem na ziemię.
-Odpoczywaj, Szaraczku-Meilleur odszedł zmartwiony, odpoczywać musiałem.
-Wiem, Leo.-powiedziałem smutno, wszystko na marne.. Wszystkie treningi, poszły się paść...
-Szaraczku... Mogłam wrócić wcześniej-smutny głos Belle wprawił mnie w jeszcze większe zakłopotanie, Leo starał się ją pocieszyć ale nie na wiele się to zdawało...
>Le? Widzisz! Masz pseudonim! :D <
>Ray.. zmienię to tylko nie jęcz mi tu o błędach <3 <
-Co się stało?-zapytał zmartwiony a ja popatrzyłem na niego chłodno.
-Podczas polowania. -warknąłem, nie lubiłem o tym rozmawiać, zastanawiało mnie kiedy przyjdzie Belle... Ale pewnie poszła zapolować z resztą... Mówiłem Isabelle? To się grubo myliłem oczywiście mogłem się spodziewać że spotkam Drakona i Meilleur'a.
-Popatrz, twoi koledzy. -usłyszałem miły głos basiora, wstrząsnęło to i mną i tamtą dwójką, zatrzymali się i zaczęli coś między sobą szeptać a potem zgodnie pokiwali głowami i z wymuszonym uśmiechem podeszli do nas.
-Cześć Szaraczku!-przesłodzony ton brązowo-szarego, starszego wilka mnie denerwował. Drako tylko się przyglądał.
-Co znowu?-warknąłem i spróbowałem się wycofać, ale jak zwykle skończyło się to upadkiem. Meilleur podszedł do mnie i pomógł mi wstać, Drakon też to zrobił...
-Nie myśl sobie, Domowcu. Jeszcze dzisiaj się policzymy. Kiedy tamten pójdzie-wyszeptał wściekle a potem uśmiechnął się na nowo, stałem stabilnie ale cały czas bałem się co mogą mi zrobić... Oraz co ja im zrobiłem? Spojrzałem błagalnie w stronę z której powinna wrócić Belle, ale jej postać się tam nie pojawiła, na tamtego basiora czy Brianę też nie miałem co liczyć. Super.
-Idę dalej-powiedział tamten i odszedł w swoją stronę, na wschód od naszego położenia czyli do jaskini Alf. Usłyszałem kroki i szydercze śmiechy Drakona i Meilleur'a, przestraszyłem się ale z mojego gardła wydobył się warkot.
-Meilleur chwyć go. Resztą zajmę się ja.-złowrogi głos tego drugiego wprawił mnie w osłupienie, co chcieli mi zrobić?! Błękitne oczy Drakona spoczęły na mojej usztywnionej łapie, wiedziałem już co się święci. Mei chwycił mnie za kark uniemożliwiając mi tym sposobem ucieczkę.-To teraz moja kolej-warknął i podszedł do mnie, zrywając usztywnienie. Sam gwałtowny ruch przysporzył mi wiele bólu.
-Nie zrobisz tego!-warknąłem panicznie, widząc jego kły celujące w ledwo zrośniętą ranę. Bałem się.
-Nie? Czemu niby?-popatrzył na moje przerażenie widoczne w oczach, ponura satysfakcja malowała się na jego pysku. Pomyślałem że może mi odpuści, myliłem się przecież to Drakon. Wgryzł się idealnie w najbardziej bolesne miejsce, zacisnąłem zęby ale i tak warknąłem a potem wrzasnąłem z bólu gdy jego kły zagłębiały się jeszcze głębiej i mocniej. Czułem gorącą krew cieknącą z mojej nogi i słabnący ucisk jego zębów, słyszałem ich śmiechy. Przemknęło mi przez myśl że się wykrwawię, stara rana była wystarczająco duża.. Umierałem? Mamo, proszę! Pomóż mi! Jeżeli mam umrzeć, to teraz! Tato, jeżeli mamy nie ma, daj mi tej siły by z nimi walczyć. Jeżeli jej nie masz, daj mi siłę by godnie umrzeć... Jedyne myśli które miałem w głowie to te, ciemność z moich oczu zaczęła się przerzedzać. Ujrzałem jakiegoś srebrnego, jakby śnieżnego, olbrzymiego basiora... Pewnie to tylko wymysł mojej wyobraźni, ale gdyby to był tylko wymysł nie miałbym siły teraz im się wyrwać? Ugryzłem Meilleu'ra i odskoczyłem kuśtykając.
-Drak, wystarczy temu Domowcowi, i tak umrze. To już nie nasza sprawa-warknął do Drakona, Meilleur. Odeszli a ja postarałem się ułożyć na widoku, by jak umrę ktoś szybko mnie zauważył.
Odpłynąłem w czerń, przestałem czuć. Umarłem? Jeszcze nie, to nie twoja kolej. Ale czy głosy w głowie to już nie stan śmierci? Zadawałem sobie to pytanie od dłuższego czasu.
-Leo! To on! Szaraczku! Szaraczku wstawaj!-poczułem jak ktoś trąca mnie mokrym noskiem. Więc żyje! Znałem ten głos... Isabelle! Ale kto to Leo?
-To ten szczeniak, którego spotkałem!-usłyszałem głos basiora, skojarzyłem że to ten do którego odnosiłem się tak chłodno i nieufnie... Chciałem dać im jakiś znak, że żyję, ale po prostu nie miałem siły. Usłyszałem cichy płacz Belle, myślała że nie żyję! Briana też się krzątała, lecz nie była zbyt mną zainteresowana. Ale najbardziej dotkliwy był śmiech Drakona, z dźwięków otoczenia wyłapałem coś jeszcze, kolejny płacz, a bardziej lament. Należał do jakiegoś basiora. Meilleur! Ale czemu? Przecież mnie nienawidzą! Nie miałem sił by się ruszyć czy wydać jakiś dźwięk. Ale za to słyszałem wszystko, słyszałem wściekłość Meilleur'a na Drakona, ich kłótnie...
-Drak! To wszystko TWOJA wina! To przez CIEBIE Szary NIE ŻYJE! Zabiłeś go-warknął a potem jak mi się wydawało, odszedł gniewnie, słyszałem jego kroki. Nie wiem gdzie odszedł ale wokół mnie było kilka wilków.
-Szaraczku, wszystko dobrze?-zatroskany głos Leo utwierdził mnie w przekonaniu że musze coś zrobić.
Jęknąłem cicho by dać znać że żyję, Belle przestała płakać. Leo trącał mnie łapą i przemył ranę wodą.
-Szaraczku! Tak bardzo Cię przepraszam-to był Meilleur
-Dzięki za próbę unicestwienia mnie, mogłem umrzeć, wiesz? Straciłem wystarczająco dużo krwi-warknąłem i znów opadłem na ziemię.
-Odpoczywaj, Szaraczku-Meilleur odszedł zmartwiony, odpoczywać musiałem.
-Wiem, Leo.-powiedziałem smutno, wszystko na marne.. Wszystkie treningi, poszły się paść...
-Szaraczku... Mogłam wrócić wcześniej-smutny głos Belle wprawił mnie w jeszcze większe zakłopotanie, Leo starał się ją pocieszyć ale nie na wiele się to zdawało...
>Le? Widzisz! Masz pseudonim! :D <
>Ray.. zmienię to tylko nie jęcz mi tu o błędach <3 <
od Leo cd. Szaraczka. Briany
Szedłem przez las podziwiając piękne, zachmurzone niebo. Wiał lekki wiatr, więc jak dla mnie pogoda idealna. Ptaki zaczynały nieśmiało śpiewać, poza tym panowała cisza. Z uwagi na to, że nie było tu innych wilków postanowiłem spróbować wykorzystać moc. Skupiłem się, a po chwili wiatr był mocniejszy. Czułem pełną kontrolę, więc powoli zwiększałem siłę wiatru, aż w końcu utworzyła się mała trąba powietrzna. Zaśmiałem się cicho widząc, że panuję nad żywiołem, i pomału zmniejszałem rozmiar zjawiska, aż w końcu trąba znikła całkowicie. Poczułem jeszcze tylko wiatr uderzający we mnie stanowczo, ale łagodnie. Uśmiechnąłem się-tak zawsze się ze mną żegnał. Zerknąłem przed siebie-las. W sumie to dobrze~pomyślałem wesoło-przynajmniej ptaki śpiewają, no i mam miękki mech pod łapami. Przeszedłem w lekki trucht, wiatr zawiał mocniej. Wiedziałem, że chciał, żebym go uwolnił.
-Nie teraz.-powiedziałem lekko rozbawiony.-No już, niech ci będzie-po tych słowach skupiłem się, a naprzeciwko mnie pojawiła się spora trąba powietrzna.
Nagle zacząłem biec, a powietrze zebrane w lejek leciało tuż za mną. Uwielbiałem ścigać się z wiatrem, to było naprawdę super uczucie.
W pewnym momencie wiatr wyprzedził mnie o kilkanaście.
Hej!-zawołałem w myślach, zrobiło mi się chłodno.-Wróć!
Po kilkunastu sekundach pędzenia do przodu trąba powietrzna zatrzymała się i wróciła do mnie, a ja zmniejszyłem ją, w końcu znikła. Mało brakowało-pomyślałem z ulgą, gdy nagle usłyszałem piski i zmieszane głosy dobiegające ze strony, w którą podążała nieistniejąca już trąba powietrzna. Doszły do mnie też ryki, które z pewnością nie należały do wilka. Zaniepokojony udałem się powoli w kierunku źródła dźwięku. Gdy szedłem zastanawiałem się, czy przypadkiem nie trafiłem na watahę… uśmiechnąłem się pod nosem, może po kilku latach błądzenia znajdę dom. Ostrożnie zbliżałem się do źródła hałasu, kiedy dotarłem zatkało mnie. Patrzyłem na kilkanaście, a nawet więcej, wilków kręcących się przed dużą jaskinią, w której widać było ogromne zwłoki jakiejś bestii. Jakaś biała wadera próbowała ogarnąć przerażone najwyraźniej wilki, inna, czarna, utykając wyszła właśnie skądś niosąc dziwny tobołek. Cztery wilki stały niedaleko mnie i chyba się kłóciły, ogólnie panował tu chaos. Będzie ciekawie-pomyślałem rozbawiony, po czym odszedłem kawałek i ukryłem się w krzakach. Po upewnieniu się, że nikt mnie nie zobaczy, położyłem się i zasnąłem. Mój sen był dziwny-byłem w jaskini, wyglądała ona, jakby jeszcze kilka dni temu ktoś tu mieszkał. Wiatr wiał tu niemiłosiernie, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, pomimo najszczerszych chęci. Wyszedłem więc na dwór, okazało się, że tuż przy wyjściu był skalny uskok. Chwiałem się chwilę na krawędzi przepaści, w końcu runąłem w dół. Leciałem długo, gdy już miałem zderzyć się z czarną skałą wiatr uniósł mnie ku górze. Zdziwiony leciałem w górę, niesiony przez podmuchy powietrza. Chwilę potem upuścił mnie na skalnej półce, było tu wejście do jaskini. Ostrożnie wszedłem do niej, podążałem teraz korytarzem o wysokich ścianach i niewidocznym, topiącym się w ciemności suficie. Z każdym krokiem wydawało mi się, że jestem coraz bliżej… nie wiedziałem nawet czego, mimo tego zdawałem sobie sprawę, że muszę za wszelką cenę się tam dostać. Szedłem więc coraz szybciej, aż zacząłem biec. Gdy tylko przyspieszyłem poczułem, że korytarz za mną zaczyna się walić. Tony kamieni spadały tuż za mną, jeden z nich upadł obok mnie. Podskoczyłem i zacząłem biec jeszcze szybciej, wtedy jednak głazy spadały w ogromnym tempie. Wiatr zaczął wiać we mnie utrudniając mi bieg, przez co z każdą sekundą byłem coraz bliżej deszczu kamieni. Kiedy podmuchy powietrza były tak mocne, że nie byłem w stanie biec dalej, spojrzałem w górę, na głaz. Ogromny głaz lecący prosto na mnie…
Obudziłem się i poderwałem z ziemi, wiatr wiał bardzo mocno, była noc. Rozejrzałem się pośpiesznie i podskoczyłem, gdy zobaczyłem fioletowe oczy wpatrujące się we mnie.
-Co tu robisz?-zapytał delikatny, miły głos wadery, która stała przede mną.-Wszystko okej?
-Em..tak, jasne, miałem tylko sen.-powiedziałem wciąż zaspany.
Moje emocje były teraz zmienne, więc wiatr nie wiedział co robić. Na zmianę wiał mocno i przestawał. Wadera zdziwiona dziwnym zachowaniem powietrza spojrzała na mnie pytająco.
-A, tak.. on czasem tak ma.-rzekłem wesoło.-Należysz do tej watahy? Jaka jest jej nazwa, no i… twoje imię?-spytałem, chyba jednak zadałem jej za dużo pytań, bo trochę się speszyła i odwróciła wzrok.
-Jestem Briana, należę do watahy, nazywa się Canavar Liri.-odparła.
Myślałem chwilę nad odpowiedzią, w końcu zdecydowałem.
-Zaprowadzisz mnie do watahy?-w odpowiedzi Briana skinęła głową i ruszyła przed siebie.
Szedłem za nią, wiatr wciąż szalał, postanowiłem coś z tym zrobić.
-Cisza.-powiedziałem cicho, na co ucichł całkowicie. Wadera spojrzała na mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
-Jesteśmy.-mruknęła Briana, staliśmy przed wejściem do jaskini, przed którą wcześniej biegały wilki.
Po prawej stronie zauważyłem szarą kulkę, podszedłem zaciekawiony. Był to szary szczeniak, obserwował mnie czujnie.
-A ty? Też należysz do watahy?-zadałem pytanie, wesoło oczekując na odpowiedź.
Briana podeszła bliżej i patrzyła na mnie, chciała chyba coś powiedzieć. Basiorek zastanawiał się chwilę, w końcu odpowiedział.
< hmmm, Briana i szary kulek? :3 <
-Nie teraz.-powiedziałem lekko rozbawiony.-No już, niech ci będzie-po tych słowach skupiłem się, a naprzeciwko mnie pojawiła się spora trąba powietrzna.
Nagle zacząłem biec, a powietrze zebrane w lejek leciało tuż za mną. Uwielbiałem ścigać się z wiatrem, to było naprawdę super uczucie.
W pewnym momencie wiatr wyprzedził mnie o kilkanaście.
Hej!-zawołałem w myślach, zrobiło mi się chłodno.-Wróć!
Po kilkunastu sekundach pędzenia do przodu trąba powietrzna zatrzymała się i wróciła do mnie, a ja zmniejszyłem ją, w końcu znikła. Mało brakowało-pomyślałem z ulgą, gdy nagle usłyszałem piski i zmieszane głosy dobiegające ze strony, w którą podążała nieistniejąca już trąba powietrzna. Doszły do mnie też ryki, które z pewnością nie należały do wilka. Zaniepokojony udałem się powoli w kierunku źródła dźwięku. Gdy szedłem zastanawiałem się, czy przypadkiem nie trafiłem na watahę… uśmiechnąłem się pod nosem, może po kilku latach błądzenia znajdę dom. Ostrożnie zbliżałem się do źródła hałasu, kiedy dotarłem zatkało mnie. Patrzyłem na kilkanaście, a nawet więcej, wilków kręcących się przed dużą jaskinią, w której widać było ogromne zwłoki jakiejś bestii. Jakaś biała wadera próbowała ogarnąć przerażone najwyraźniej wilki, inna, czarna, utykając wyszła właśnie skądś niosąc dziwny tobołek. Cztery wilki stały niedaleko mnie i chyba się kłóciły, ogólnie panował tu chaos. Będzie ciekawie-pomyślałem rozbawiony, po czym odszedłem kawałek i ukryłem się w krzakach. Po upewnieniu się, że nikt mnie nie zobaczy, położyłem się i zasnąłem. Mój sen był dziwny-byłem w jaskini, wyglądała ona, jakby jeszcze kilka dni temu ktoś tu mieszkał. Wiatr wiał tu niemiłosiernie, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, pomimo najszczerszych chęci. Wyszedłem więc na dwór, okazało się, że tuż przy wyjściu był skalny uskok. Chwiałem się chwilę na krawędzi przepaści, w końcu runąłem w dół. Leciałem długo, gdy już miałem zderzyć się z czarną skałą wiatr uniósł mnie ku górze. Zdziwiony leciałem w górę, niesiony przez podmuchy powietrza. Chwilę potem upuścił mnie na skalnej półce, było tu wejście do jaskini. Ostrożnie wszedłem do niej, podążałem teraz korytarzem o wysokich ścianach i niewidocznym, topiącym się w ciemności suficie. Z każdym krokiem wydawało mi się, że jestem coraz bliżej… nie wiedziałem nawet czego, mimo tego zdawałem sobie sprawę, że muszę za wszelką cenę się tam dostać. Szedłem więc coraz szybciej, aż zacząłem biec. Gdy tylko przyspieszyłem poczułem, że korytarz za mną zaczyna się walić. Tony kamieni spadały tuż za mną, jeden z nich upadł obok mnie. Podskoczyłem i zacząłem biec jeszcze szybciej, wtedy jednak głazy spadały w ogromnym tempie. Wiatr zaczął wiać we mnie utrudniając mi bieg, przez co z każdą sekundą byłem coraz bliżej deszczu kamieni. Kiedy podmuchy powietrza były tak mocne, że nie byłem w stanie biec dalej, spojrzałem w górę, na głaz. Ogromny głaz lecący prosto na mnie…
Obudziłem się i poderwałem z ziemi, wiatr wiał bardzo mocno, była noc. Rozejrzałem się pośpiesznie i podskoczyłem, gdy zobaczyłem fioletowe oczy wpatrujące się we mnie.
-Co tu robisz?-zapytał delikatny, miły głos wadery, która stała przede mną.-Wszystko okej?
-Em..tak, jasne, miałem tylko sen.-powiedziałem wciąż zaspany.
Moje emocje były teraz zmienne, więc wiatr nie wiedział co robić. Na zmianę wiał mocno i przestawał. Wadera zdziwiona dziwnym zachowaniem powietrza spojrzała na mnie pytająco.
-A, tak.. on czasem tak ma.-rzekłem wesoło.-Należysz do tej watahy? Jaka jest jej nazwa, no i… twoje imię?-spytałem, chyba jednak zadałem jej za dużo pytań, bo trochę się speszyła i odwróciła wzrok.
-Jestem Briana, należę do watahy, nazywa się Canavar Liri.-odparła.
Myślałem chwilę nad odpowiedzią, w końcu zdecydowałem.
-Zaprowadzisz mnie do watahy?-w odpowiedzi Briana skinęła głową i ruszyła przed siebie.
Szedłem za nią, wiatr wciąż szalał, postanowiłem coś z tym zrobić.
-Cisza.-powiedziałem cicho, na co ucichł całkowicie. Wadera spojrzała na mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
-Jesteśmy.-mruknęła Briana, staliśmy przed wejściem do jaskini, przed którą wcześniej biegały wilki.
Po prawej stronie zauważyłem szarą kulkę, podszedłem zaciekawiony. Był to szary szczeniak, obserwował mnie czujnie.
-A ty? Też należysz do watahy?-zadałem pytanie, wesoło oczekując na odpowiedź.
Briana podeszła bliżej i patrzyła na mnie, chciała chyba coś powiedzieć. Basiorek zastanawiał się chwilę, w końcu odpowiedział.
< hmmm, Briana i szary kulek? :3 <
sobota, 8 kwietnia 2017
od Shadow cd. Ray
-Oczywiście że pozwolę-uśmiechnęłam się pomimo bólu który znowu przeszył
moje ciało, skrzywiłam się i wstałam z pomocą Ray'a. Dotarliśmy do watahy przed zmrokiem, Ray odprowadził mnie do naszego medyka a sam zaczekał przed wejściem.
Vico kazał mi przeżuwać jakieś ohydnie gorzkie liście oraz posmarował moje rany jakąś szarawą cieczą która zapiekła mnie, syknęłam z bólu. Vico wziął do pyska jakiś tobołek i położył go pod moimi łapami.
-To twoje lekarstwa-uśmiechnął się i przyjął kolejnego pacjenta.
-Dzięki-uśmiechnęłam się i wyszłam z jaskini do zestresowanego basiora, wciąż utykałam ale czułam się lepiej, popatrzyłam na Ray'a który odwzajemnił mój uśmiech ale wciąż w jego oczach czaiło się zmartwienie.-wszystko jest ok Ray.-postarałam się go uspokoić, a on tylko pokiwał głową.
-To... co mam robić?-zapytał mnie.
-Odpocznij, jeżeli zostajesz, jeszcze dzisiaj odbędzie się Ceremonia.-zdziwiony spojrzał na mnie a ja ułożyłam się wygodnie i poszłam spać.
>Ray? c: cholernie krótkie to ;n; <
moje ciało, skrzywiłam się i wstałam z pomocą Ray'a. Dotarliśmy do watahy przed zmrokiem, Ray odprowadził mnie do naszego medyka a sam zaczekał przed wejściem.
Vico kazał mi przeżuwać jakieś ohydnie gorzkie liście oraz posmarował moje rany jakąś szarawą cieczą która zapiekła mnie, syknęłam z bólu. Vico wziął do pyska jakiś tobołek i położył go pod moimi łapami.
-To twoje lekarstwa-uśmiechnął się i przyjął kolejnego pacjenta.
-Dzięki-uśmiechnęłam się i wyszłam z jaskini do zestresowanego basiora, wciąż utykałam ale czułam się lepiej, popatrzyłam na Ray'a który odwzajemnił mój uśmiech ale wciąż w jego oczach czaiło się zmartwienie.-wszystko jest ok Ray.-postarałam się go uspokoić, a on tylko pokiwał głową.
-To... co mam robić?-zapytał mnie.
-Odpocznij, jeżeli zostajesz, jeszcze dzisiaj odbędzie się Ceremonia.-zdziwiony spojrzał na mnie a ja ułożyłam się wygodnie i poszłam spać.
>Ray? c: cholernie krótkie to ;n; <
poniedziałek, 3 kwietnia 2017
od Ray cd. Shadow
Słońce unosiło się już w miarę wysoko na nieboskłonie.
Promienie słoneczne z małą pomocą wiatru rozgrzewały moje wilgotne od kropli deszczu futro. Zwolniłem tępa i przeskoczyłem zwinnie przez błyszczący potok. Gdy znalazłem się po drugiej stronie z ulgą zdałem sobie
sprawę, że końcu przekroczyłem granice kolejnej watahy. Miałem już dość terenów poprzedniej. Tych wiecznie niekończących się zielonych
lasów iglastych i tych zakłamanych wilków…
Zgłodniałem od całonocnego biegu. Nie byłem jednak całkiem
wyczerpany, więc postanowiłem upolować jakąś zwierzynę. Zwolniłem do rytmicznego marszu by uspokoić własny oddech i uniosłem nieco w górę wilgotny nos w poszukiwaniu jakiegokolwiek tropu.
Po dłuższym czasie, na zachód od siebie wyczułem charakterystyczny zapach sierści sarny, ale nie tylko to. Drugi, bardziej intensywny zapach utrzymujący się w powietrzu był niestety wilczej krwi.
Na dodatek niezbyt świeżej krwi, takiej może sprzed kilku godzin. Automatycznie zmarszczyłem brwi. Albo ktoś potrzebuje pomocy, albo czekają tam kłopoty. Niestety nie miałem za bardzo wyboru gdyż innego tropu zwierzyny w pobliżu nie złapałem, a mój żołądek mocno domagał się choć kawałeczka jedzenia.
Czujny na każdy dźwięk i ruch, skierowałem się na zachód.
Znalazłem się na ogromnej, porośniętej wysoką trawą polanie gdzie z każdym krokiem zapach był coraz intensywniejszy. Rozejrzałem się dokładnie. Nie było nikogo oprócz półmartwego ciała jakiegoś wilka. Westchnąłem. Czyli zapach krwi musiał spłoszyć zwierzynę. Świetnie. Mogłem się domyślić eh, nieważne.
Upewniłem się raz jeszcze, że jest bezpiecznie, ostrożnie ruszyłem do ciała wilka, które bezwładnie leżało na ziemi.
- Hej... żyjesz? – trąciłem grzbiet, wadery jak się okazało, łapą.
- Żyję. Coś się stało? Shakamure znów zaatakowała?! Mharu spełnił groźbę?! –zaczęła zadawać dziwne pytania i otworzyła błyskawicznie oczy.
Zrobiłem krok w tył.
- Sha.. co?! - zapytałem zdziwiony i zażenowany jej reakcją.
- Przepraszam, jestem Shadow. Coś potrzebujesz? - zapytała, wciąż leżąc nieruchomo. Nieco spięty uważnie się jej przyjrzałem. Była cała poharatana i posiniaczona. Musiała walczyć z czymś większym i na pewno silniejszym od niej. – Z nas dwóch to raczej ty czegoś potrzebujesz, a mianowicie pomocy medyka…
Shadow westchnęła ciężko. – Racja. Możesz mi pomóc wstać? – odparła
Momentalnie się zawahałem ,ale przecież to nie mogła być pułapka. Była w zbyt kiepskim stanie by mi zagrozić. Kiwnąłem głową i przysunąłem się do wadery pomagając jej stanąć na nogi. Ledwo szła i trzęsła się. Po jej minie widać było ,że nie jest zadowolona, że widzę ją w takim stanie.
- Jesteś z tutejszej watahy? Daleko do medyka?- spytałem
- Niedaleko… Jestem alfą tych terenów, niestety mamy teraz pewien problem…
Pozwoliłem jej się mocniej oprzeć o mnie. – Jak widać spory ten „problem”.
Ach gdzie moje maniery. Mam na imię Ray.- uśmiechnąłem się delikatnie
- Ray… Nie widziałam cię tu wcześniej. Szukasz domu?- wydukała
- Tak jakby.- stwierdziłem – Jeśli pozwolisz to zatrzymam się tu na jakiś czas ,a później zobaczymy. Najpierw jednak musisz dotrzeć pod opiekę specjalisty. Którędy do medyka?
< Shad? Sorki ,że króciutkie…>
Promienie słoneczne z małą pomocą wiatru rozgrzewały moje wilgotne od kropli deszczu futro. Zwolniłem tępa i przeskoczyłem zwinnie przez błyszczący potok. Gdy znalazłem się po drugiej stronie z ulgą zdałem sobie
sprawę, że końcu przekroczyłem granice kolejnej watahy. Miałem już dość terenów poprzedniej. Tych wiecznie niekończących się zielonych
lasów iglastych i tych zakłamanych wilków…
Zgłodniałem od całonocnego biegu. Nie byłem jednak całkiem
wyczerpany, więc postanowiłem upolować jakąś zwierzynę. Zwolniłem do rytmicznego marszu by uspokoić własny oddech i uniosłem nieco w górę wilgotny nos w poszukiwaniu jakiegokolwiek tropu.
Po dłuższym czasie, na zachód od siebie wyczułem charakterystyczny zapach sierści sarny, ale nie tylko to. Drugi, bardziej intensywny zapach utrzymujący się w powietrzu był niestety wilczej krwi.
Na dodatek niezbyt świeżej krwi, takiej może sprzed kilku godzin. Automatycznie zmarszczyłem brwi. Albo ktoś potrzebuje pomocy, albo czekają tam kłopoty. Niestety nie miałem za bardzo wyboru gdyż innego tropu zwierzyny w pobliżu nie złapałem, a mój żołądek mocno domagał się choć kawałeczka jedzenia.
Czujny na każdy dźwięk i ruch, skierowałem się na zachód.
Znalazłem się na ogromnej, porośniętej wysoką trawą polanie gdzie z każdym krokiem zapach był coraz intensywniejszy. Rozejrzałem się dokładnie. Nie było nikogo oprócz półmartwego ciała jakiegoś wilka. Westchnąłem. Czyli zapach krwi musiał spłoszyć zwierzynę. Świetnie. Mogłem się domyślić eh, nieważne.
Upewniłem się raz jeszcze, że jest bezpiecznie, ostrożnie ruszyłem do ciała wilka, które bezwładnie leżało na ziemi.
- Hej... żyjesz? – trąciłem grzbiet, wadery jak się okazało, łapą.
- Żyję. Coś się stało? Shakamure znów zaatakowała?! Mharu spełnił groźbę?! –zaczęła zadawać dziwne pytania i otworzyła błyskawicznie oczy.
Zrobiłem krok w tył.
- Sha.. co?! - zapytałem zdziwiony i zażenowany jej reakcją.
- Przepraszam, jestem Shadow. Coś potrzebujesz? - zapytała, wciąż leżąc nieruchomo. Nieco spięty uważnie się jej przyjrzałem. Była cała poharatana i posiniaczona. Musiała walczyć z czymś większym i na pewno silniejszym od niej. – Z nas dwóch to raczej ty czegoś potrzebujesz, a mianowicie pomocy medyka…
Shadow westchnęła ciężko. – Racja. Możesz mi pomóc wstać? – odparła
Momentalnie się zawahałem ,ale przecież to nie mogła być pułapka. Była w zbyt kiepskim stanie by mi zagrozić. Kiwnąłem głową i przysunąłem się do wadery pomagając jej stanąć na nogi. Ledwo szła i trzęsła się. Po jej minie widać było ,że nie jest zadowolona, że widzę ją w takim stanie.
- Jesteś z tutejszej watahy? Daleko do medyka?- spytałem
- Niedaleko… Jestem alfą tych terenów, niestety mamy teraz pewien problem…
Pozwoliłem jej się mocniej oprzeć o mnie. – Jak widać spory ten „problem”.
Ach gdzie moje maniery. Mam na imię Ray.- uśmiechnąłem się delikatnie
- Ray… Nie widziałam cię tu wcześniej. Szukasz domu?- wydukała
- Tak jakby.- stwierdziłem – Jeśli pozwolisz to zatrzymam się tu na jakiś czas ,a później zobaczymy. Najpierw jednak musisz dotrzeć pod opiekę specjalisty. Którędy do medyka?
< Shad? Sorki ,że króciutkie…>
niedziela, 2 kwietnia 2017
od Shadow cd. Ray
Jade zemdlała a Opal wydała zduszony okrzyk. Shakamure spojrzała na nas swoimi ślepiami. Wmurowało mnie ale postarałam się opanować emocje, bestia rzuciła się do przodu a ja bezskutecznie chciałam opanować szczenięta.
-Wyjdźcie z jaskini! Już!-nikt nie zawahał się wykonać mojego polecenia, tabun przerażonych wilków wybiegł jak oparzony. Zostałam ja i jakaś wadera, nie zwróciłam uwagi która. Shakamure wpierw pobiegła za nimi ale ujrzała mnie. Pewnie w jej głowie zaświtało coś w stylu "jest słabym ogniwem". I tyle.
-No atakuj.-wyszeptałam do siebie a ona jak na zawołanie rzuciła się na mnie, jej kolce w ogonach co chwila zagłębiały się w moim ciele lecz odpłacałam się jej. Już po chwili czarna posoka potwora spływała po jej umięśnionym cielsku. Warknęłam gdy zauważyłam że Shakamure przejmuje kontrolę.
Hahaha! Jak dawno nie byłem w takim młodym ciałku. Wreszcie! Co powiesz na zamordowanie tego stwora? Co z tego że to mój wytwór?! Ważne że umrze!Kim ty do cholery jesteś?!-w moim umyśle też toczyła się walka lecz ze Starożytnym.
Jak to kim? Mharu. A teraz jeżeli pozwolisz przejmę kontrolę.
Widziałam swoimi oczami lecz nie wykonywałam tego co chciałam, ot tylko widziałam co się dzieje. Wyłączył się mój umysł, uczucia czy reakcja na ból. Po prostu sobie istniałam, przebłyski świadomości się pojawiały. Zauważyłam że tą waderą jest Black Mystery.
-Idź-warknęłam, po części do niej a po części do Mharu.
Oh.. Ale ja się dopiero rozkręcam! Wymordujemy szczenięta?! Chociaż to małe ciałko jest już niewygodne i czuje że się męczysz. Nie zabiję Cię więc niedługo je opuszczę, lecz może jednak je przejmę?
Ugryzłam Shakamurę, z mojego gardła wydobyło się nienaturalne warknięcie. Mharu.
Bestia wściekła wbiła swoje kolce z ogona w ciało wadery, chyba syknęła ale nie wiem. Spojrzałam na nią i "oślepiło" mnie niebieskie "światło" a raczej ogień którym się zajęła Mystery. Znów zagłębiłam zęby w cielsko bestii która również zapłonęła. Wyjęłam z niej słabo pysk i odsunęłam się na bezpieczną odległość, nie chciałam być niebieską pochodnią. Shakamure spłonęła.
-Dziękuję-wyszeptałam, Mystery chyba to usłyszała ale nie wiem. ZABIJE JĄ! TO JA MIAŁEM ZABIĆ SHAKAMURE! ZNISZCZYŁA MI MOJĄ ZABAWĘ. BĘDZIE CIERPIEĆ GDY UMRZE! ZAGWARANTUJE JEJ TO! A teraz przeniosę twe ciałko i tam je opuszczę.
Jak powiedział tak zrobił, zostawił mnie półprzytomną na środku polanki. Z mojego grzbietu przestała wyciekać krew, pozostały blizny, pewnie sprawka Mharu, jak chciał miał narząd podobny do serca. Byłam wyczerpana, nie miałam siły by wrócić do watahy. Położyłam głowę i odpłynęłam, nie wiem na jak długo.
-Hej... żyjesz?-wybudziło mnie trącanie mojego grzbietu łapą. Nie otworzyłam nawet oczu.
-Żyję. Coś się stało? Shakamure znów zaatakowała?! Mharu spełnił groźbę?!-zaczęłam panikować, otworzyłam z przerażeniem oczy i zamiast bestii zauważyłam... Wilka.
-Sha.. co?!-zapytał zdziwiony i zażenowany moją reakcją.
-Przepraszam, jestem Shadow. Coś potrzebujesz?-zapytałam, wciąż leżąc bezsilnie. Brawo Shadow! Jesteś idiotką, a jeśli on jest wrogiem? Droga do śmierci otwarta.
>Ray? c: <
-Wyjdźcie z jaskini! Już!-nikt nie zawahał się wykonać mojego polecenia, tabun przerażonych wilków wybiegł jak oparzony. Zostałam ja i jakaś wadera, nie zwróciłam uwagi która. Shakamure wpierw pobiegła za nimi ale ujrzała mnie. Pewnie w jej głowie zaświtało coś w stylu "jest słabym ogniwem". I tyle.
-No atakuj.-wyszeptałam do siebie a ona jak na zawołanie rzuciła się na mnie, jej kolce w ogonach co chwila zagłębiały się w moim ciele lecz odpłacałam się jej. Już po chwili czarna posoka potwora spływała po jej umięśnionym cielsku. Warknęłam gdy zauważyłam że Shakamure przejmuje kontrolę.
Hahaha! Jak dawno nie byłem w takim młodym ciałku. Wreszcie! Co powiesz na zamordowanie tego stwora? Co z tego że to mój wytwór?! Ważne że umrze!Kim ty do cholery jesteś?!-w moim umyśle też toczyła się walka lecz ze Starożytnym.
Jak to kim? Mharu. A teraz jeżeli pozwolisz przejmę kontrolę.
Widziałam swoimi oczami lecz nie wykonywałam tego co chciałam, ot tylko widziałam co się dzieje. Wyłączył się mój umysł, uczucia czy reakcja na ból. Po prostu sobie istniałam, przebłyski świadomości się pojawiały. Zauważyłam że tą waderą jest Black Mystery.
-Idź-warknęłam, po części do niej a po części do Mharu.
Oh.. Ale ja się dopiero rozkręcam! Wymordujemy szczenięta?! Chociaż to małe ciałko jest już niewygodne i czuje że się męczysz. Nie zabiję Cię więc niedługo je opuszczę, lecz może jednak je przejmę?
Ugryzłam Shakamurę, z mojego gardła wydobyło się nienaturalne warknięcie. Mharu.
Bestia wściekła wbiła swoje kolce z ogona w ciało wadery, chyba syknęła ale nie wiem. Spojrzałam na nią i "oślepiło" mnie niebieskie "światło" a raczej ogień którym się zajęła Mystery. Znów zagłębiłam zęby w cielsko bestii która również zapłonęła. Wyjęłam z niej słabo pysk i odsunęłam się na bezpieczną odległość, nie chciałam być niebieską pochodnią. Shakamure spłonęła.
-Dziękuję-wyszeptałam, Mystery chyba to usłyszała ale nie wiem. ZABIJE JĄ! TO JA MIAŁEM ZABIĆ SHAKAMURE! ZNISZCZYŁA MI MOJĄ ZABAWĘ. BĘDZIE CIERPIEĆ GDY UMRZE! ZAGWARANTUJE JEJ TO! A teraz przeniosę twe ciałko i tam je opuszczę.
Jak powiedział tak zrobił, zostawił mnie półprzytomną na środku polanki. Z mojego grzbietu przestała wyciekać krew, pozostały blizny, pewnie sprawka Mharu, jak chciał miał narząd podobny do serca. Byłam wyczerpana, nie miałam siły by wrócić do watahy. Położyłam głowę i odpłynęłam, nie wiem na jak długo.
-Hej... żyjesz?-wybudziło mnie trącanie mojego grzbietu łapą. Nie otworzyłam nawet oczu.
-Żyję. Coś się stało? Shakamure znów zaatakowała?! Mharu spełnił groźbę?!-zaczęłam panikować, otworzyłam z przerażeniem oczy i zamiast bestii zauważyłam... Wilka.
-Sha.. co?!-zapytał zdziwiony i zażenowany moją reakcją.
-Przepraszam, jestem Shadow. Coś potrzebujesz?-zapytałam, wciąż leżąc bezsilnie. Brawo Shadow! Jesteś idiotką, a jeśli on jest wrogiem? Droga do śmierci otwarta.
>Ray? c: <
od Black Mystery cd. Rango
-Eee...to coś to niby nasz przyjaciel? –warknęłam patrząc na stwora, a alfa nie mogła przestać wgapiać się w zwierza.
-Shakamure...-szepnęła.
Zwierzę obróciło głowę w przeciwną stronę, po czym ryknęło krótko i potrząsnęło łbem, z szarości którego wyróżniały się zielone oczy. W jaskini było cicho jak nigdy; każdy wstrzymywał oddech, ostrożnie i z napięciem obserwując Shakamure. Stworzenie podeszło bliżej wejścia i warknęło głośno, na co zadrżałam lekko, ogarnął mnie nieprzyjemny chłód. Większość obecnych ty wilków trzęsło się.
-Niech nikt nie waży się drgnąć.-syknęła cicho Shadow.
W tym momencie jedna z młodych waderek straciła przytomność i runęła na ziemię, co jej przyjaciółka skwitowała zduszonym krzykiem. Shakamure rzuciła się w naszą stronę, a jaskinię wypełniły piski wilków.
-Wyjdźcie z jaskini! Już!!-wrzasnęła Shadow.
Nikt nie wahał się z wypełnieniem polecenia alfy. Każdy przepychał się do wyjścia, ja wlekłam się na końcu. Tak bardzo przypominało mi to tamtą noc… zacisnęłam na chwilę oczy, a potem wyszłam z jaskini. Biała wadera próbowała ogarnąć przerażone wilki, gdzieś w tłumie mignął Rango. Przewróciłam oczami-taki chaos… wpatrzyłam się w tłum, ale nie zobaczyłam tam Shadow. Z jaskini dobiegały ryki Shakamure. Podeszłam do wejścia i zobaczyłam alfę walczącą z bestią. Z jej gardła wydobywały się warknięcia, widać było, że jest zmęczona. Zwierzę było poranione, ale gęsta sierść alfy także poplamiona była krwią. W pewnym momencie zauważyła mnie.
-Idź.-powiedziała głośno i z warknięciem ugryzła „panterę”.
Przewróciłam oczami i w chwili, gdy kolce bestii przejechały po moim grzbiecie sykmnęłam cicho i zapłonęłam błękitnym ogniem. Zwierzę, najwyraźniej zdziwione nagłym ciepłem, warknęło cicho i potrząsnęło łbem. Shadow wgryzła się w szyję Shakamure, która zajęła się niebieskim płomieniem i ryknęła z bólu. Po chwili bestia leżała martwa. Alfa spojrzała na mnie lekko zaskoczona.
-Dziękuję.-powiedziała, na co potrząsnęłam tylko głową i wyszłam z jaskini.
Usiadłam przy wejściu, chociaż było zimno i padał śnieg. Ogień wciąż płonął na mnie, więc kilka wilków patrzyło się w moją stronę. Zawarczałam cicho, nie chciałam ich wzroku skupionego na mnie.
-O, nasza sarkastyczna waderka udaje odważną.-warknęła z ironicznym uśmiechem młoda wadera, chyba Jade.
-I tak nikt nie zmieni zdania o tobie.-rzuciła jej przyjaciółeczka Opal, a ja warknęłam głośno i starałam się opanować. Zauważyłam, że podchodzi do nas Rango, byłam coraz bardziej zirytowana. Sierść zjeżyła mi się na karku.
> Rango? c: <
>opisze to z mojej perspektywy xD <
-Shakamure...-szepnęła.
Zwierzę obróciło głowę w przeciwną stronę, po czym ryknęło krótko i potrząsnęło łbem, z szarości którego wyróżniały się zielone oczy. W jaskini było cicho jak nigdy; każdy wstrzymywał oddech, ostrożnie i z napięciem obserwując Shakamure. Stworzenie podeszło bliżej wejścia i warknęło głośno, na co zadrżałam lekko, ogarnął mnie nieprzyjemny chłód. Większość obecnych ty wilków trzęsło się.
-Niech nikt nie waży się drgnąć.-syknęła cicho Shadow.
W tym momencie jedna z młodych waderek straciła przytomność i runęła na ziemię, co jej przyjaciółka skwitowała zduszonym krzykiem. Shakamure rzuciła się w naszą stronę, a jaskinię wypełniły piski wilków.
-Wyjdźcie z jaskini! Już!!-wrzasnęła Shadow.
Nikt nie wahał się z wypełnieniem polecenia alfy. Każdy przepychał się do wyjścia, ja wlekłam się na końcu. Tak bardzo przypominało mi to tamtą noc… zacisnęłam na chwilę oczy, a potem wyszłam z jaskini. Biała wadera próbowała ogarnąć przerażone wilki, gdzieś w tłumie mignął Rango. Przewróciłam oczami-taki chaos… wpatrzyłam się w tłum, ale nie zobaczyłam tam Shadow. Z jaskini dobiegały ryki Shakamure. Podeszłam do wejścia i zobaczyłam alfę walczącą z bestią. Z jej gardła wydobywały się warknięcia, widać było, że jest zmęczona. Zwierzę było poranione, ale gęsta sierść alfy także poplamiona była krwią. W pewnym momencie zauważyła mnie.
-Idź.-powiedziała głośno i z warknięciem ugryzła „panterę”.
Przewróciłam oczami i w chwili, gdy kolce bestii przejechały po moim grzbiecie sykmnęłam cicho i zapłonęłam błękitnym ogniem. Zwierzę, najwyraźniej zdziwione nagłym ciepłem, warknęło cicho i potrząsnęło łbem. Shadow wgryzła się w szyję Shakamure, która zajęła się niebieskim płomieniem i ryknęła z bólu. Po chwili bestia leżała martwa. Alfa spojrzała na mnie lekko zaskoczona.
-Dziękuję.-powiedziała, na co potrząsnęłam tylko głową i wyszłam z jaskini.
Usiadłam przy wejściu, chociaż było zimno i padał śnieg. Ogień wciąż płonął na mnie, więc kilka wilków patrzyło się w moją stronę. Zawarczałam cicho, nie chciałam ich wzroku skupionego na mnie.
-O, nasza sarkastyczna waderka udaje odważną.-warknęła z ironicznym uśmiechem młoda wadera, chyba Jade.
-I tak nikt nie zmieni zdania o tobie.-rzuciła jej przyjaciółeczka Opal, a ja warknęłam głośno i starałam się opanować. Zauważyłam, że podchodzi do nas Rango, byłam coraz bardziej zirytowana. Sierść zjeżyła mi się na karku.
> Rango? c: <
>opisze to z mojej perspektywy xD <
sobota, 1 kwietnia 2017
KONKURS!
Tak! Wreszcie Shadow zabrała się za konkurs xD Więc zapraszam do udziału :) nagroda jest taka sama bo: TOWARZYSZ :D
Pewnie zapytacie o co w tym chodzi!? Już tłumaczę: Czas macie do 10 kwietnia, więc do przyszłego poniedziałku. Opowiadanie powinno być jak najbardziej pokręcone i zwariowane (tak, możecie dodać latające lamorożce jeżeli jest taka wola xD ) Shakamure może stać się potulnym różowym potulnym kotkiem czy co to tam wymyślicie. Byleby było zabawne i zwariowane. Powinno mieć około 350 słów. Zacząć możecie w ten sposób ( nie jest to obowiązkowe c: )
Był piękny, kwietniowy poranek obudziłem/łam się i otworzyłem/łam oczy, widok był piękny ale coś mi tu nie pasowało. Wszystkie wilki były aż zbyt radosne i rozchichotane. Patrzyły na mnie i zaśmiewały się a ja nie wiedziałem/łam o co chodzi...
Pozdrawiam,
Shadow
Pewnie zapytacie o co w tym chodzi!? Już tłumaczę: Czas macie do 10 kwietnia, więc do przyszłego poniedziałku. Opowiadanie powinno być jak najbardziej pokręcone i zwariowane (tak, możecie dodać latające lamorożce jeżeli jest taka wola xD ) Shakamure może stać się potulnym różowym potulnym kotkiem czy co to tam wymyślicie. Byleby było zabawne i zwariowane. Powinno mieć około 350 słów. Zacząć możecie w ten sposób ( nie jest to obowiązkowe c: )
Był piękny, kwietniowy poranek obudziłem/łam się i otworzyłem/łam oczy, widok był piękny ale coś mi tu nie pasowało. Wszystkie wilki były aż zbyt radosne i rozchichotane. Patrzyły na mnie i zaśmiewały się a ja nie wiedziałem/łam o co chodzi...
Pozdrawiam,
Shadow
Nowy członek!
Powitajmy Ray'a! Jestem niezmiernie dumna z tego że do nas dołączyłeś!
Rysunek wykonany przez autorkę :)
Rysunek wykonany przez autorkę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)