-Przypominasz mi Wavantos'a-mruknąłem do siebie- jesteś przywódcą polowań?-zapytałem Ray'a, kiwnął głową i spojrzał na moje usztywnienie.
-Co się stało?-zadał pytanie które powoli mnie denerwowało... Zjeżyła mi się sierść na karku.
-Nie twoja sprawa-warknąłem, nie lubiłem do tego wracać. Zwłaszcza gdy ktoś się o to pytał, ale było minęło. Teraz wracałem do zdrowia i to było ważne, przynajmniej dla mnie, martwiło mnie za to zdrowie Shadow. Po ostatniej walce z Shakamure nie wyglądała najlepiej... wierzyłem że się wykaraska z tego, uśmiechnąłem się pod nosem, była naszą Alfą i moją opiekunką. Isabelle trąciła moją łapę i spojrzała porozumiewawczo, kiwnąłem szarym łebkiem i popatrzyłem na dwóch basiorów, przepraszająco. Podążałem teraz za waderką która prowadziła mnie do jaskini innych uczniów, najwidoczniej czekał mnie "trening", jęknąłem cicho, bolał.
-Cześć Szary!-Solace, brązowy basior który powoli kończył bycie adeptem i planował opuścić watahę zawołał mnie z uśmiechem i machnął ogonem, szybko zdjął moje usztywnienie na łapie i kazał chodzić we wszystkie możliwe strony.
-Sol! daj spokój-jęknąłem kiedy kazał mi chodzić jakimś przeplatanym krokiem, jejku, on to ma pomysły...
-Truchtem, Szaraku.-uśmiechnął się do mnie a ja miałem ochotę go rozszarpać-być może Mharu nada Ci imię, czyli zostaniesz jego uczniem-przebiegł mnie dreszcz, ja?! uczniem Starożytnego?!? Ruszyłem truchtem, utykając lekko ale przynajmniej nie czułem bólu w łapie, raz na jakiś czas przeszywał ją ból ale było go coraz mniej. Pewnie Sol żartował ale i tak wprawił mnie w osłupienie. Kiedy skończyłem ćwiczenia, wyszedłem na polanę już bez usztywnienia. Zauważyła mnie Isabelle i podbiegła uszczęśliwiona, spoglądając na moją łapę.
-Szaraczku! To znaczy że zostaniesz uczniem?-zapytała mnie z uśmiechem a ja potwierdziłem, poszedłem jeszcze pochwalić się Leo.
-Popatrz!-powiedziałem i podskoczyłem radośnie.- jutro mogę iść z wami na polowanie? -zapytałem z nadzieją. Basior zastanawiał się chwilę ale potwierdził, podszedł do nas Solace.
-No Szary... nadeszła pora kiedy musimy się rozstać-powiedział smutno, utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, jego złote oczy były takie inne. Nie dało się oderwać od nich wzroku, były owiane tajemnicą jak on sam.
-To znaczy że... odchodzisz?-zapytałem z nadzieją że jednak zostanie, podeszła do nas Shadow i ze smutkiem trąciła mnie nosem, polubiła go tak samo jak ja. Solace kiwnął twierdząco głową a ja poczułem że zbiera mi się na płacz, to Sol mi pomagał...
-Tak, ale na pewno jeszcze Cię odwiedzę. -odparł i ruszył powoli w stronę polany, po chwili ruszył się wiatr a Sol'a już nie było, tak jakby stał się nim... Może to jednak prawda? Shadow polizała mnie czulę po pyszczku ale ja chciałem być sam. Wiedziałem że Solace był uczniem ale niedawno został członkiem watahy, nie wiem co go skłoniło do odejścia ale musiał mieć swój powód...
-Szaraczku, wszystko dobrze?-nie zorientowałem się że podeszła do mnie Isabelle, milczałem. Chciałem ciszy. Siedziałem otępiały, wpatrując się w punkt w którym zniknął Solace. Belle zrozumiała i milczała razem ze mną, nie rozmawialiśmy, wreszcie gdy zapadł zmrok, biała waderka usnęła a ja mogłem dać upust smutkowi.
-Solace, dziękuję że dzięki tobie mogę być uczniem.-szepnąłem do wiatru, i znów zacząłem wpatrywać się w las. Dołączyła do mnie reszta watahy, żegnali go? Z uczniów byłem tylko ja i Belle, reszta była dorosła. Niebo było upstrzone gwiazdami, księżyc był w pełni a ja zamiast leżeć z uczniami rozmyślałem czemu straciłem przyjaciela. Którym stał się dla mnie Solace?
-Szary. Już czas.-z rozmyślań wybudził mnie głos Leo, najwidoczniej reszta polujących też wstała, puściłem ich przodem a sam pobiegłem za nimi. Nie polowałem od czasu feralnego wypadku... Poczułem ukłucie adrenaliny, polowania były czymś co uwielbiałem...
>Lelo? :3 <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz