Zakląłem cicho, nie mogłem złamać danej przysięgi. Znajdę Warrior, nawet jakbym miał zapłacić za to najwyższą cenę. Milczałem, czując jak bardzo zawiodłem waderę. Zamknąłem oczy na chwilę, poczułem jak pod moimi opuszkami łap tworzy się szron, szybko cofnąłem go w swoją stronę i pozwoliłem mu zniknąć.
- Snajper. Idziesz ze mną. - warknąłem w stronę basiora, który zdezorientowanym wzrokiem spojrzał na mnie ale skinął głową. - To sprawa związana z Warrior. - żołądek ścisnął mi się boleśnie, gdy wymówiłem na głos jej imię. Snajper podążał za mną, potykając się w ciemności. Zakląłem ponownie, gdy zgubiłem trop. Przysiadłem lekko i słuchałem się w cisze, którą przerwało złamanie gałązki przez Snajpera.
- Zamknij się i chodź. - warknąłem i wstałem, kierując swoje kroki w stronę Jeziora Ciszy. Snajper dorównał mi kroku. Dotarliśmy tam o wschodzie słońca, mgła wciąż znajdowała się nad taflą wody.
- To tutaj. - szepnąłem i wszedłem pomiędzy drzewa, basior podążał za mną. Wreszcie odnalazłem wejście do jaskini tamtego dupka. Uciszyłem Snajpera gestem i po cichu wszedłem, skuliłem po sobie uszy, gdy usłyszałem krzyki bólu i łkanie, domyśliłem się że to Warrior. Co tamten dupek jej robi? Pomyślałem i obrzuciłem jaskinię wzrokiem, na posadzce była zaschnięta krew, wciąż jednak czuć było tu siarką, do nozdrzy wdał się też nowy, charakterystyczny zapach - metaliczny i ostry. Krew. Spojrzałem na Snajpera, który skrzywił się, czując to samo co ja i słysząc krzyki bliskiej nam wadery. Basior niecierpliwił się, kręcił się we wszystkie strony. Ciszy nie przerywał nawet wiatr, poczułem jak przechodzą mnie ciarki. Brak bodźców słuchowych powoli przyprawiał naszą dwójkę o szaleństwo, zdecydowałem się wejść teraz.
- Chodź. - szepnąłem i skulony wszedłem do jaskini, odszukując Warrior. Ujrzałem ją leżącą w jakiejś klatce, w kałuży własnej krwi. Usłyszałem kroki, świadczące że nie jesteśmy tu sami, szybko wycofałem się w cień.
- Spokojnie, nie bój się. - warknął Chaos i uśmiechnął się wrednie. Nie zdążyłem zareagować odpowiednio, gdy Snajper skoczył na rosłego basiora. Wykorzystałem moment zaskoczenia i uwolniłem waderę.
- Spokojnie, już dobrze. - szepnąłem uspokajająco, słysząc własny strach. - Uciekajmy stąd. Snajper, osłaniaj tyły. - warknąłem do basiora i zabrałem Warrior na swój grzbiet, wybiegłem z jaskini, słysząc słaby oddech młodej. Ten to się zna na sprawianiu bólu. Wadera chciała zejść gdy tylko dotarliśmy do jaskini, nie pozwoliłem jej i zaprowadziłem do medyka, dostała jakieś zioła do żucia, wysmarował jej rany maścią. Odszedłem w stronę basiora, który przyglądał się mi z zainteresowaniem i chyba się uśmiechał.
- Dzięki. - burknąłem. Spotkałem się z jego zdziwionym spojrzeniem. - Tak, ja też umiem to powiedzieć. - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem.
- To ja dziękuję. - odparł z uśmiechem. Warrior podeszła do nas i wtuliła się, w jej oczach lśniły łzy. Snajper powiedział coś do wadery. Chciał coś jeszcze powiedzieć do mnie, ale odszedłem szybko w stronę legowisk. Snajper przyglądał mi się ze zdziwieniem, nie wiedząc czy iść czy zostać. W końcu usłyszałem jak wstaje i zmierza w stronę swojego posłania. Położyłem głowę i zasnąłem, licząc na brak jakiegokolwiek kontaktu ze Starożytnymi czy koszmarami.
Sceneria znowu była inna, tym razem nigdzie nie było walających się ciał czy innych takich. Znajdowałem się w... świecie Innych. Ujrzałem czyjeś nogi, i poczułem jak ten ktoś mnie podnosi. Wydałem z siebie warkot, ale skwitowany został śmiechem. Wreszcie tamten ktoś postawił mnie na nogi, o dziwo znowu perspektywa była taka jakbym był szczenięciem. Przekręciłem głowę w stronę osoby która mnie podniosła. Była niewielką dziewczynką, która miała kręcone włosy o kolorze zboża. Były tu jeszcze dwie pary nóg, tylko większe. Domyśliłem się że to rodzice dziewczynki.
- Sasha, zostaw już pieska. Jest zmęczony i zestresowany. - głos kobiety sprawił że poczułem się jak w domu.
- Dobrze mamo... jak go możemy nazwać? - zamilkła a na jej słodkiej i niewinnej buzi pojawił się wyraz zamyślenia.
- Może Santa? - zaproponowała jej mama, Sasha pokiwała głową radośnie i pogłaskała mnie po głowie. Ten sen był taki cudowny... Zgasły światła, dziewczynka położyła mnie na jej poduszkę i usnęła. Wpatrywałem się z lubością w jej twarzyczkę. Gdy upewniłem się że śpi, zeskoczyłem niezdarnie z łóżka i dotarłem do pokoju jej rodziców. Zacząłem piszczeć, by mnie wpuścili. Zaspana kobieta otworzyła drzwi i zabrała mnie delikatnie na ręce.
- Witaj w domu, Santa. - wyszeptała i położyła mnie koło siebie, pomiędzy nią a tamtym mężczyzną.
Obudziłem się przed większością, usiadłem ze zmieszaniem na pysku. Jaki sens miał ten sen? Nie mógł mieć żadnego, przecież to nie miało żadnego powiązania. Rozejrzałem się, by sprawdzić kto już się obudził, legowiska Verum i Drakona były puste, ale nie miałem żadnej ochoty z nimi gadać. Chociaż, miałem szansę rozliczyć się za to co wilczyca zrobiła Meilleur'owi. Słysząc jak tamta dwójka sobie słodzi, nie mogłem powstrzymać się przed przerwaniem im tego.
- Verum. - wypowiedziałem jej imię z niemałym obrzydzeniem. - Ty naprawdę sądzisz że puszczę płazem, to co zrobiłaś Mei'owi? - zapytałem, uśmiechając się sarkastycznie. Wadera wstała z chytrym uśmieszkiem.
- Chcesz walczyć? Dwa na jednego? - roześmiała się a ja tylko pokręciłem głową. Kątem oka zauważyłem że Warrior wstała.
- Za walkę podziękuję, bo gdybyś miała jakikolwiek honor, wiedziałabyś że tak walczą tchórze. Ranienie Meilleur'a w pysk? Tylko na tyle było cię stać? - roześmiałem się, na pysku Verum widać było że jest wściekła. Drakon powstrzymał ją z niechęcią od zaatakowania mnie.
- Tchórze! - krzyknąłem za nimi i zacząłem się śmiać. Wróciłem radośnie do Warrior, która przyglądała się tej całej akcji. Przybrałem poważniejszy wyraz, bo musiałem jej powiedzieć o tym śnie.
- Warri... Jest sprawa. - usiadła i zaczęła mi się przysłuchiwać. - Bo... ostatnio śniły mi się tylko koszmary, a ten sen.. Był inny. - przerwałem i zaczekałem na jej odpowiedź.
< Warrior ? :3 Nie miałam pomysłu :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz