piątek, 29 września 2017

od Shadow cd. Amiri

Wadera milczała przez krótką chwilę, która wydawała się być wiecznością. Wreszcie podniosła głowę.
- Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta. - powiedziała, spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dobrze. - odparłam, szanując jej zdanie i idąc w stronę wilków, które najwidoczniej miały niezły ubaw. Zrezygnowałam jednak z tej opcji i poszłam stronę wyjścia, usiadłam w miejscu gdzie było w miarę sucho, ale deszcz docierał do mnie. Oglądałam z uśmiechem szalejącą burzę i pioruny, które rozcinały ciemne niebo i rozjaśniały je. Drzewa uginały się pod naporem wiatru i gwałtownie zrzucały liście w natychmiastowym tempie. Deszcz zacinał i moczył moje futro, które jeszcze nie przepuszczało zimna. Otrząsnęłam się z wody i wstałam, wchodząc do środka jaskini. Większość wilków już posnęła, niektórzy jeszcze wychodzili na nocne patrole a jeszcze inni po prostu leżeli. Położyłam się na swoim miejscu, z dala od reszty. Zamknęłam oczy, powoli oddając się w objęcia Morfeusza. Ciszę, która zapadła przerwał nagły grzmot. Poderwałam się do góry i rozejrzałam, zrobiło się jasno poprzez błyśnięcie, znowu zapadła cisza ale byłam pewna że jesteśmy bezpieczni. Zamknęłam oczy, moim ciałem wstrząsnął dreszcz z zimna. Wreszcie udało mi się zasnąć.
Wokół mnie było ciemno. Usłyszałam chrupnięcie gałązek, nadstawiłam uszu by usłyszeć skąd dobiega dźwięk. Nie zauważyłam nic, co mogłoby być zagrożeniem. Poczułam nagle chęć rzucenia się biegiem, spowodowanym nagłym strachem. Spięłam mięśnie i pobiegłam sprintem przed siebie, nie oglądając się. Tym razem czułam, że coś mnie goni i nie spocznie póki mnie nie znajdzie. Potykałam się o wystające korzenie i gałęzie, zaczynałam opadać z sił i zatracać tempo. Wykrzesałam z siebie jakieś resztki i ruszyłam ostatnim sprintem, by zaraz na zakręcie stracić równowagę przez głupi konar. Runęłam na ziemię z głuchym uderzeniem, straciłam oddech na chwilę. Spróbowałam się podnieść, nie czułam nawet bólu który powinien teraz mieć swoje źródło w mojej nodze. Usłyszałam szelest i wiedziałam że już po mnie, zaczęłam tracić zmysły, ale byłam w pełni świadoma otoczenia. Co się ze mną dzieje? Zadałam sobie to pytanie w momencie, gdy stworzenie zbliżyło się do mojej szyi i wbiło coś ostrego we wcześniej wspomniane miejsce. Obraz zaczął się rozmazywać, a do moich uszu dobiegało wołanie mojego imienia. Otworzyłam z ulgą oczy, budząc się z koszmaru, a liczyłam na coś przyjemnego.
- Shadow! - usłyszałam zdenerwowany głos jednej z wader. Nie mogłam skojarzyć kim jest, ale byłam pewna że to ktoś z patrolu. Nie myliłam się. - Dovakiin zaatakował Amiri, bez żadnego powodu,  no chyba że o czymś nie wiem. - dodała chłodno, wiedziałam że za sobą nie przepadali.
Wstałam i otrząsnęłam z siebie resztki snu. Wstałam i podążyłam za waderą, która naprowadziła mnie do miejsca zdarzenia i sama poszła zapolować. Podziękowałam jej i spojrzałam na basiora, który pochylał się nad leżącą nową, która nie wiedziała co zrobić.
- Gdzie zabierasz nasze szczeniaki? - warknął do niej, szczerząc zęby tuż nad jej szyją.
- Nigdzie, przysięgam. One chciały się pobawić na zewnątrz. - odpowiedziała przerażonym głosem, wiedziałam do czego może posunąć się basior więc postanowiłam interweniować. Szczenięta przystanęły i przyglądały się całej sytuacji  z zażenowaniem, skarciłam ich spojrzeniem.
- Dovakiin! Zostaw Amiri. - warknęłam, basior spojrzał na mnie wściekle ale odpuścił waderze, wstała pospiesznie i otrzepała się z kurzu i błota, które powoli zasychało i krępowało jej ruchy. - Co to miało do cholery być, Dovakiin? - rzuciłam wściekle, basior pomimo bycia pewnym swojej "wielkości" skulił uszy, już i tak miał  u mnie na pieńku. - Jeszcze raz mi coś takiego odwal, a twoje stanowisko zejdzie na łowcę albo po prostu zostaniesz wygnany. - Powiedziałam oschle, basior skinął potulnie głową i burknął "przepraszam", poprosiłam go by dołączył do porannego patrolu by ochłonął. Przystanął na moją propozycję i pobiegł za odchodzącą trójką. Amiri wciąż była zdezorientowana po tym zajściu, obejrzałam ją uważnie, szukając ran cielesnych.
- Przepraszam za niego... Czasami tak ma. - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco - Mam nadzieję że nie zmieniłam właśnie twojego zdania o watasze i dołączenia do nas. - dodałam i zamilkłam na chwilę. - Chciałabyś się gdzieś przejść.. i może porozmawiać? - uśmiechnęłam się do niej ciepło. - Powinno pomóc na stres. - Amiri milczała, deszcz był teraz tylko lekką mżawką, która tylko dodawała uroku miejscom które planowałam odwiedzić.

------
Amiri? :3 Nie miałam pomysłu :/

-----
Dodać +3  L/S

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz