poniedziałek, 4 września 2017

Od Rango cd. Black Mystery

-Chodźmy spać przed jaskinię - powiedziała Mystery, a ja kiwnąłem głową.
Tery położyła się na prawo od wejścia, a ja zrobiłem do samo, kładąc się pół metra od wadery.
Usłyszałem szmer; Tery przysunęła się do mnie i dzieliło nas kilka centymetrów. Leżałem spokojnie, ignorując to; nie chciałem jej stresować.
-Rango...-szepnęła Tery, a ja postawiłem uszy i spojrzałem na nią z uwagą- Posłuchaj... wszystko, co dla mnie zrobiłeś... to takie niesamowite, wiesz? Niesamowite - westchnęła, a ja zauważyłem w jej oczach łzy. Mystery zestresowała się, co było łatwe do zauważenia przez jej wstrzymanie oddechu i szybsze mówienie - Po tym wszystkim... nie chcę pozwolić ci odejść, rozumiesz? -przez chwilę słysząc te słowa, chciałem powiedzieć "nie odejdę", jednak dałem waderze dokończyć- Ja cię potrzebuję, wiesz? Potrzebuję jak nikogo innego. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze? Nie poradziłabym sobie bez ciebie... -z oczu Mystery wypłynęły łzy, a ja skuliłem uszy- Nigdy nie pozwolę ci odejść, Rango. I... nie wiem z czym się zmagasz, ale po prostu zamknij oczy. Wszystko będzie dobrze, wiesz? -wadera ostrożnie się do mnie przysunęła i wtuliła w moje futro; wstrzymałem na chwilę oddech, by zaraz go wypuścić -Tylko nie odchodź... -w moich myślach powtarzały się słowa czarnej wadery. Wyrwałem się z myśli i spojrzałem na Mystery.
-Nie odejdę, nigdy -szepnąłem i przytuliłem waderę delikatnie, po czym zamknąłem oczy i zasnąłem.

                                                           *       *        *

Obudziłem się wcześniej od Mystery, jednak nie wcześniej niż Shadow, która wyszła z jaskini i ociężale podeszła do mnie -Dlaczego śpicie tu, a nie w jaskini? -zapytała.
-Tam nie było miejsca -powiedziałem szeptem, by nie zbudzić Tery -Reszta watahy śpi?
-Tak -rzekła alfa odwracając głowę w stronę śpiącej watahy -Muszę iść powiadomić Blankę, by poszła na zwiady, cześć. -powiedziała szybko Shad i wróciła do jaskini.
-Na razie -odparłem cicho i położyłem się ostrożnie obok śpiącej jeszcze wadery... wyglądała tak... tak spokojnie i uroczo. Rozejrzałem się dookoła, po czym znów mój wzrok wylądował na waderze. Świat wyrządził jej tak dużo złego. Ważne, że dobrze się trzyma.
-Dobra czas wstawać -pomyślałem, wstając -muszę obudzić Tery.
-Tery -szepnąłem i lekko trąciłem ją łapą -Wstawaj, pójdziemy coś zjeść na śniadanie, bo kolacji nie jedliśmy.
-Coo? -mruknęła Mystery ziewając; w zasadzie jeszcze spała.
-Nic -szepnąłem i uśmiechnąłem się, a wadera zamknęła oczy; nie wyspała się -przepraszam -szepnąłem mając żal do siebie, że ją obudziłem.
Powoli ostrożnie wycofałem się i ruszyłem truchtem w stronę łąki, pozostawiając Tery samą, śpiącą, co trochę mnie zmartwiło i zniechęciło do opuszczania jaskini, jednak pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie odrzucając zmartwienia. Biegłem szybkim truchtem, rozglądając się, po czym będąc już na łące zbliżyłem nos do ziemi i zacząłem podążać za najświeższym zapachem saren. Podążałem za tropem, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów, podczas tej porannej ciszy. W końcu trafiłem na samotną sarnę, dość dużą jak na... sarny.
Powoli zacząłem skradać się w kierunku ofiary. Szedłem tak cicho, jak tylko potrafiłem, jednak i delikatny szelest trawy, wzbudził strach w sarnie, gdyż postawiła ona uszy, odrywając się od jedzenia trawy, po czym ruszyła biegiem tak szybko, jak przed chwilą jej uch drgnęło. Ruszyłem za nią w pogoń. Na szczęście umiałem dobrze skakać i szybko biegać, co tylko dodało mi sił. Biegłem coraz szybciej, będąc coraz bliżej zwierzyny, aż w końcu miałem na nią skoczyć, jednak zmieniła ona kierunek, a ostry zakręt ledwo co wyrobiłem, jednak wciąż goniłem sarnę. Znów byłem już bardzo blisko, aż w końcu skoczyłem szarpiąc ofiarą, dostałem się do szyi, w która błyskawicznie się wgryzłem i spowodowałem szybką śmierć ofiary. Usiadłem na chwilę by odsapnąć, po tej niecodziennej "rozgrzewce", po czym wziąłem ją w pysk i zacząłem szybkim krokiem wracać pod jaskinię. Szedłem wyprostowany, by jak najmniejsza część sarny ciągnęła się po ziemi. Gdy byłem na miejscu zastałem wyciągającą się Mystery.
Uśmiechnąłem się -Upolowałem śniadanie sam, ale obiad upolujemy razem- powiedziałem, puszczając zdobycz na ziemię. Czarna wadera uśmiechnęła się, po czym zaczęła jeść, dołączyłem się.
Gdy skończyliśmy jeść, postanowiłem, że pokażę Mystery, coś, co mijałem gdy biegłem na łąkę. Może nie równa się to z morzem gwiazd, jednak warto na to popatrzeć.
-Tery -powiedziałem z namysłem.
Wadera spojrzała na mnie stawiając uszy i żując mięso.
-Chciałbym ci pokazać pewne miejsce, które mijałem, gdy biegłem na łąkę. Myślę że warto jest na to popatrzeć.
-Co to za miejsce? -spytała zaciekawiona wadera.
-Zobaczysz -burknąłem patrząc na nią kątem oka -Nie zawiedziesz się.

                                                   *       *       *

Gdy minął już cały ranek i południe, był to odpowiedni czas, by upolować obiad.
-Tak jak mówiłem wcześniej, obiad polujemy razem -powiedziałem i zaśmiałem się cicho.
-Zgoda, ja lubię polować -odparła Mystery, po czym ruszyła biegiem w stronę łąki -Tylko nie wiem czy coś dla ciebie zostanie!
-Tak? -zapytałem cicho sam siebie, po czym ruszyłem w pogoń za uciekającą waderą.
Zdążyłem ją dogonić i nasz bieg był równy. Spojrzeliśmy na siebie dumnie, po czym zwolniliśmy i zaczęliśmy wypatrywać zwierzynę. Zbliżyłem nos do ziemi, po czym zaciągnąłem się i już wiedziałem co jest w pobliżu.
-Tery -szepnąłem -Niedaleko jest duży jeleń -mój nos znów był kilka centymetrów nad ziemią- trochę dalej jest jego stado, ale pasie się sam -dodałem.
-W takim razie...-mówiła cicho wadera -stado dostanie w spadku rogi -powiedziała sarkastycznie, a zaśmiałem się cicho. Skradaliśmy się cicho, widząc już jelenia, po czym będą już naprawdę blisko, rzuciłem się na zwierze, które powalone, szarpało się i wierzgało. Jego rogi mnie dosięgnęły, czego skutkiem był ból. Mystery, która próbowała dostać się do szyi zwierzyny, również została uderzona rogiem. Widząc ostatnią czynność jelenia, zawarczałem głośno, rzucając się na niego. Na szczęście Mystery nie oberwała mocno i spokojnie sama wstała, a następnie pomogła mi uporać się z jeleniem. Jej zęby dosięgnęły szyi zwierza, który powoli przestawał się ruszać, jednak długo wierzgał rycząc przy tym.
-To polowanie na obiad mamy już z głowy -powiedziałem i machnąłem radośnie ogonem, po czym wziąłem jelenia w pysk z zamiarem zaniesienia go do jaskini.
-Czekaj!- krzyknęła Tery, a ja spojrzałem na nią z uwagą -zjedzmy tutaj.
Czemu? -spytałem puszczając zdobycz i podchodząc do wadery.
-Przecież mieliśmy zostawić im rogi w spadku -zaśmiała się, co zrobiłem i ja.
Zjadłem szybko, po czym poganiałem Tery; chciałem jej pokazać to "tajemnicze" miejsce.
Gdy wadera skończyła posiłek ruszyliśmy truchtem w miejsce, które chciałem jej pokazać' ja prowadziłem. Gdy byliśmy niedaleko zatrzymałem się -To tutaj -powiedziałem cicho i odsunąłem się, by wadera mogła zobaczyć zjawisko.
Miejsce te było "nieczynnym" już wodospadem. Skały, będące kiedyś fundamentami i ścianami, teraz były starymi głazami, który kolor był ciemniejszy i lekko porośnięty różowymi kwiatami, co dawało wspaniały efekt. Za to miejsce, w którym kiedyś płynęła woda, była pokryta mchem, od samego dna. Tak, mech był grubości około dwóch metrów i wypełnił całą przestrzeń, w której kiedyś płynęła i spadała woda. Teraz ten wodospad, wyglądał tak, jakby płynął w nim mech; gęsty, zielony mech. W niektórych miejscach widać było różowe, czerwone i fioletowe kwiaty. Towarzysząca mi wadera wciąż z podziwem patrzyła na to zjawisko.
-Kiedyś chodziłem po tym mchu. Myślałem że chodzę po chmurach -powiedziałem cicho patrząc waderze w oczy, gdy ta również na mnie spojrzała -Nazwałem go: Mchospad... wiem, dziwna nazwa -mruknąłem.
-Jest piękny -westchnęła Mystery -pokazałeś mi już tyle niesamowitych miejsc, których nigdy wcześniej nie widziałam. Skąd je znasz?
-Dużo podróżowałem i zdążyłem już zobaczyć wiele pięknych i niezwykłych miejsc. Jak chcesz kiedyś ci o nich poopowiadam, a te, które są niedaleko pokażę -odparłem i uśmiechnąłem się. Mój wzrok znów powędrował na mchospad.
-Chodź -rzekłem pospiesznie -wejdźmy na niego.
-Ale że na górę? Jak? -spytała zaskoczona tą propozycją wadera.
-Wejdźmy do tej "mchowej rzeki" i wspinajmy się po mchospadzie -wyjaśniłem i wskoczyłem do mchowej rzeki -Chodź, Tery! Jest naprawdę miękko -uśmiechnąłem się i odbiłem od zielonej powierzchni. Może nie podskoczyłem zbyt wysoko, ale lądowanie było bardzo przyjemne. Black Mystery wskoczyła niczym zając na mech i wylądowała obok mnie.
-Woow -zachwiała się -Serio tu miękko.
-A teraz musimy się wspiąć tam -wskazałem łbem miejsce, w którym rozpoczynał się spad mchu. Wadera spojrzała na mnie pogardliwie, jednak po chwili się uśmiechnęła i ruszyła szybko w stronę miejsca wspinaczki. Zrobiłem to samo, a po chwili obydwoje byliśmy już w trakcie wspinania, niestety nadepnąłem na kamień i zsunąłem się nieco. Mystery, która była trochę wyżej, również się poślizgnęła, po czym zaczęła się zsuwać prosto na mnie, aż w końcu wpadła na mnie i obydwoje spadliśmy na miękką powierzchnię. Uśmiechnęliśmy się do siebie i podjęliśmy się kolejnej próby wspinaczki. Tym razem udało nam się wspiąć na samą górę. Wspiąłem się pierwszy, więc szybko pobiegłem po zwinięty liść, który wcześniej tam położyłem, po czym szybko zrzuciłem go w dół, na mech. Tery, która była prawie na górze skuliła uszy -Myślałam że chcesz czymś we mnie rzucić -zaśmiała się i wskoczyła na górę.
-Piękny widok prawda? -powiedziałem, gdy wadera usiadła na krawędzi i obserwowała wszystko z góry.
-Cudowny -szepnęła Mystery, a ja powoli się wycofywałem, aż schowałem się za wyrastającą, bardzo dużą kępką, zielonego mchu -Rango? -w głosie wadery usłyszałem nutkę niepokoju.
-Gdzie ty jesteś? -mówiła wystraszona, a ja wykorzystałem moment jej skupienia na kępce.
-Tutaj -krzyknąłem i w tym samym momencie wyskoczyłem z kryjówki prosto na Mystery, którą przewróciłem, jednocześnie popychając i wpadając na nią, co spowodowało że obydwoje sturlaliśmy się z mchospadu na sam miękki dół.
-Bardzo śmieszne -powiedziała Tery wykładając się na mchu i śmiejąc się pod nosem. Wadera zerknęła jeszcze w górę; w miejsce, na którym przed chwilą byliśmy.
Cofnąłem się trochę i chwyciłem w zęby leżący obok zwinięty, wcześniej zrzucony przeze mnie, nie mały liść. Podszedłem do leżącej wadery i położyłem przed jej wyciągniętymi łapami.
Usiadłem obok niej, po czym delikatnie ją przytuliłem -To dla ciebie. Pamiętaj że nigdy od ciebie nie odejdę. Nigdy -szepnąłem.
-....

>Tery? :3<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz