czwartek, 14 września 2017

od Szarego cd. Warrior

Warrior obudziła się i spojrzała na mnie.
-Szary, wiem, że chcesz wiedzieć kim on jest. To jest Snajper, należy do naszej watahy. Jest moim przyjacielem, od wczoraj. - wytłumaczyła szybko. Poczułem że szron zaczyna się cofać. Lekko się zirytowałem, Warrior i reszta watahy wie, ale mnie wszystko omija?
 - No brawo. Super, że się obudziłaś. - warknąłem i poruszyłem ogonem zdenerwowany.
-  Nie musisz gratulować. Ja na twoim miejscu też znalazłabym sobie przyjaciela. - z mojego gardła wydobył się cichy warkot.  Opanowałem się jednak i wyszedłem, zamiatając wściekle ogonem. Niejaki Snajper przyglądał mi się z zainteresowaniem, odszukałem wzrokiem Meilleur'a, który krzątał się po Jaskini. Zawołałem go z uśmiechem, pomerdał ogonem i podniósł wzrok z lekkim uśmiechem.
 - Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony, przyglądając się ranie która powoli zaczynała się zabliźniać. Basior pokiwał głową, zrozumiałem o co mu chodziło i uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Chodzisz jakiś taki nabuzowany. - mruknął, starając się jak najmniej poruszać pyskiem by nie otworzyć rany. Zaśmiałem się pod nosem, to prawda. Meilleur poszedł w swoją stronę, po szybkim pożegnaniu usiadłem i zastanowiłem się co robić. Warrior miała nowego kumpla, więc ja poszedłem w odstawkę. Poczułem niemiły ścisk w żołądku, chyba za bardzo się przyzwyczaiłem, do tamtych szczenięcych czasów. Wszędzie gdzie spojrzałem, były radosne wilki które bawiły się w swoim towarzystwie lub po prostu trenowały. Muszę wrócić przed nocą, by zdążyć na ostatnią grupę treningową. Cholera... Zacząłem iść w kierunku Ignis Est, przynajmniej taką miałem nadzieję, że tam trafię. Zamiast jednak dotrzeć do Miejsca Ognia, skręciłem i podążałem za Warrior i Snajperem, wciąż nie ufałem tamtemu basiorowi. Szedłem powoli za nimi i oglądałem jak się dobrze bawią, usiadłem na skraju lasu i zacząłem zastanawiać się nad tym co ja tu w ogóle robię.
Serio? Jestem aż takim przegrywem. Nie mam rodziców, Shadow i Piorun to Alfy, tak samo jak Warrior. Poszedłem w odstawkę, przez własną... nie, przecież Warri to nawet nie moja rodzina. Nie mam rodziny, kilka razy już mi to uświadomiono w bolesny sposób. Ciekawe czy War myśli że jesteśmy rodzeństwem? Może powinienem powiedzieć jej prawdę, że ja się tu po prostu przyplątałem. Nie miałem nawet własnej mocy, może to czysty przypadek że teraz ją mam? Może ja naprawdę jestem od Innych? Ale jak przeszedłem przez barierę i to wszystko?
Zaczęło się ściemniać, więc wróciłem szybko do watahy i dokończyłem spóźniony trening, tym razem wyszedłem bez szwanku.
Nie mogłem spać, jak przez większość ostatnich nocy. Udało mi się zasnąć dopiero w momencie gdy księżyc był w zenicie.
- Szary. Wstawaj. - warknięcie Warrior wyciągnęło mnie z objęć snu, otworzyłem oczy i natychmiast je przymknąłem, gdy poranne słońce trafiło prosto we mnie, gdy wadera się odsunęła. Warknąłem i wstałem, potrząsając głową, by otrząsnąć z siebie resztki snu. - Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziała poważnie.
- A czy my kiedykolwiek rozmawiamy o czymś innym? - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem. Szykowała się długa rozmowa. Zapadło milczenie, przerywane tylko głośniejszymi oddechami  i porywami wiatru, który szarpał nasze futra. Moje uszy całkowicie poddały się sile wiatru i poruszały się wraz z nim. - Zaczniesz wreszcie? - warknąłem, wbijając wzrok w waderę. Nie odwróciła wzroku, przyjęła to ze spokojem.
- Zacznę. - odparła. - Co Ci strzeliło do tego pustego łba? - skuliłem po sobie wściekle uszy i warknąłem cicho. -  Śledziłeś nas, to prawda? - zniżyła głos a ja tylko uśmiechnąłem się wrednie.
- A nawet jeśli? - powiedziałem chłodno. - nie ufam Snajperowi, a tym bardziej tobie jak znikasz na całe dnie i nie dajesz znaku życia.  - warknąłem, próbując się opanować. Byłem świadomy że jestem bliski wygadania się o braku rodziców. - Chcę dać Ci bezpieczeństwo. To czego nie dostałem ja... - szepnąłem już do siebie. Liczyłem że Warrior nie dosłyszała tego, gdy odchodziła do swojego przyjaciela, już uśmiechem na pysku.  Wstałem i skierowałem swoje kroki do jedynego miejsca jakie wydawało mi się odpowiednie - Ignis Est. Nie byłem tam pierwszy raz, ale miałem świadomość że mało kto będzie tam przebywał o tej porze. Nie zabierałem ze sobą nic, po prostu poszedłem. Wędrówka wcale mi się nie dłużyła, wręcz przeciwnie - miałem wrażenie że minęło tylko parę minut. Uśmiechnąłem się smutno, gdy moim oczom ukazał się płomień. Usiadłem i wsłuchałem się w strzelający ogień. Może jednak nie było tu tak źle? Ale... przecież co ja mam tu do roboty bez rodziny? Poczułem jak pieką mnie łzy, ale czego? Wściekłości? Zawodu? Przecież gniew już dawno mi przeszedł, nie ma ich i nigdy ich nie będzie, po co ja robię sobie nadzieję?  Żeby znowu się zawieść? Poczułem jak w gardło ściska mi się boleśnie. Pozwoliłem słonym łzom spłynąć po moich policzkach w milczeniu.
- Przepraszam... przepraszam że was zawiodłem. - szepnąłem w stronę nicości, licząc że nikt mnie nie usłyszy. Wciąż słyszałem to "Jesteś przybłędą. Po co tu w ogóle przyszedłeś? To nie ma sensu. Nie masz nic, rodziny, przyjaciół a tym bardziej mocy." no i ten śmiech. Może nie mylił się do tego że jestem przybłędą? Może powinienem był sobie odpuścić to wszystko i zostać samotnikiem albo po prostu odejść? Tak po prostu, zniknąć? Usłyszałem czyjeś kroki za sobą. Zignorowałem je, obstawiając jakąś zwierzynę, łzy wciąż spływały po moich policzkach, pozostawiając mokre ślady. Do moich nozdrzy doszedł zapach, znany mi aż za dobrze, jakiejś wadery której nie mogłem w tym momencie skojarzyć...

>Warri? :3 Czyżbyś to była ty?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz