Wadera milczała przez krótką chwilę, która wydawała się być wiecznością. Wreszcie podniosła głowę.
- Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta. - powiedziała, spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dobrze. - odparłam, szanując jej zdanie i idąc w stronę wilków, które najwidoczniej miały niezły ubaw. Zrezygnowałam jednak z tej opcji i poszłam stronę wyjścia, usiadłam w miejscu gdzie było w miarę sucho, ale deszcz docierał do mnie. Oglądałam z uśmiechem szalejącą burzę i pioruny, które rozcinały ciemne niebo i rozjaśniały je. Drzewa uginały się pod naporem wiatru i gwałtownie zrzucały liście w natychmiastowym tempie. Deszcz zacinał i moczył moje futro, które jeszcze nie przepuszczało zimna. Otrząsnęłam się z wody i wstałam, wchodząc do środka jaskini. Większość wilków już posnęła, niektórzy jeszcze wychodzili na nocne patrole a jeszcze inni po prostu leżeli. Położyłam się na swoim miejscu, z dala od reszty. Zamknęłam oczy, powoli oddając się w objęcia Morfeusza. Ciszę, która zapadła przerwał nagły grzmot. Poderwałam się do góry i rozejrzałam, zrobiło się jasno poprzez błyśnięcie, znowu zapadła cisza ale byłam pewna że jesteśmy bezpieczni. Zamknęłam oczy, moim ciałem wstrząsnął dreszcz z zimna. Wreszcie udało mi się zasnąć.
Wokół mnie było ciemno. Usłyszałam chrupnięcie gałązek, nadstawiłam uszu by usłyszeć skąd dobiega dźwięk. Nie zauważyłam nic, co mogłoby być zagrożeniem. Poczułam nagle chęć rzucenia się biegiem, spowodowanym nagłym strachem. Spięłam mięśnie i pobiegłam sprintem przed siebie, nie oglądając się. Tym razem czułam, że coś mnie goni i nie spocznie póki mnie nie znajdzie. Potykałam się o wystające korzenie i gałęzie, zaczynałam opadać z sił i zatracać tempo. Wykrzesałam z siebie jakieś resztki i ruszyłam ostatnim sprintem, by zaraz na zakręcie stracić równowagę przez głupi konar. Runęłam na ziemię z głuchym uderzeniem, straciłam oddech na chwilę. Spróbowałam się podnieść, nie czułam nawet bólu który powinien teraz mieć swoje źródło w mojej nodze. Usłyszałam szelest i wiedziałam że już po mnie, zaczęłam tracić zmysły, ale byłam w pełni świadoma otoczenia. Co się ze mną dzieje? Zadałam sobie to pytanie w momencie, gdy stworzenie zbliżyło się do mojej szyi i wbiło coś ostrego we wcześniej wspomniane miejsce. Obraz zaczął się rozmazywać, a do moich uszu dobiegało wołanie mojego imienia. Otworzyłam z ulgą oczy, budząc się z koszmaru, a liczyłam na coś przyjemnego.
- Shadow! - usłyszałam zdenerwowany głos jednej z wader. Nie mogłam skojarzyć kim jest, ale byłam pewna że to ktoś z patrolu. Nie myliłam się. - Dovakiin zaatakował Amiri, bez żadnego powodu, no chyba że o czymś nie wiem. - dodała chłodno, wiedziałam że za sobą nie przepadali.
Wstałam i otrząsnęłam z siebie resztki snu. Wstałam i podążyłam za waderą, która naprowadziła mnie do miejsca zdarzenia i sama poszła zapolować. Podziękowałam jej i spojrzałam na basiora, który pochylał się nad leżącą nową, która nie wiedziała co zrobić.
- Gdzie zabierasz nasze szczeniaki? - warknął do niej, szczerząc zęby tuż nad jej szyją.
- Nigdzie, przysięgam. One chciały się
pobawić na zewnątrz. - odpowiedziała przerażonym głosem, wiedziałam do czego może posunąć się basior więc postanowiłam interweniować. Szczenięta przystanęły i przyglądały się całej sytuacji z zażenowaniem, skarciłam ich spojrzeniem.
- Dovakiin! Zostaw Amiri. - warknęłam, basior spojrzał na mnie wściekle ale odpuścił waderze, wstała pospiesznie i otrzepała się z kurzu i błota, które powoli zasychało i krępowało jej ruchy. - Co to miało do cholery być, Dovakiin? - rzuciłam wściekle, basior pomimo bycia pewnym swojej "wielkości" skulił uszy, już i tak miał u mnie na pieńku. - Jeszcze raz mi coś takiego odwal, a twoje stanowisko zejdzie na łowcę albo po prostu zostaniesz wygnany. - Powiedziałam oschle, basior skinął potulnie głową i burknął "przepraszam", poprosiłam go by dołączył do porannego patrolu by ochłonął. Przystanął na moją propozycję i pobiegł za odchodzącą trójką. Amiri wciąż była zdezorientowana po tym zajściu, obejrzałam ją uważnie, szukając ran cielesnych.
- Przepraszam za niego... Czasami tak ma. - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco - Mam nadzieję że nie zmieniłam właśnie twojego zdania o watasze i dołączenia do nas. - dodałam i zamilkłam na chwilę. - Chciałabyś się gdzieś przejść.. i może porozmawiać? - uśmiechnęłam się do niej ciepło. - Powinno pomóc na stres. - Amiri milczała, deszcz był teraz tylko lekką mżawką, która tylko dodawała uroku miejscom które planowałam odwiedzić.
------
Amiri? :3 Nie miałam pomysłu :/
-----
Dodać +3 L/S
Strony
piątek, 29 września 2017
środa, 27 września 2017
od Amiri cd. Shadow
Podniosłam się z samego szacunku do Alfy watahy, która mnie ugościła. Propozycja, którą zaproponowała mi dołączenie do swojej rodziny, wydawała się, kusząca to nie byłam pewna, czy oni chcą tu mnie.
-Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta.
Shadow spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem.
-Dobrze.
Odparła wadera, a następnie wycofała się do reszty wilków. Ja natomiast wtuliłam się w ścianę jaskini i zamknęłam oczy, oddając się w objęcia Morfeusza. Gdy się obudziłam, większość wilków jeszcze spała kilka szczeniaków, już na nogach, jednak zachowały się bardzo cicho. Gdy zauważył, że się obudziłam podeszły do mnie i spytały, czy mogą wyjść przed jaskinie, zgodziłam się, ale wyszłam przed jaskinię, by ich pilnować. Dzieciaki bawiły się, a w jaskini zrobił się, mały hałas co oznaczało, że inni już postawili. Nagle poczułam, że ktoś na mnie skoczył i przygniótł mnie do ziemi, był to masywny basior. Słyszałam jego warczenie nad uchem.
-Co się stało?
Zapytałam lekko zaskoczona.
-Gdzie zabierasz nasze szczeniaki?
-Nigdzie, przysięgam. One chciały się pobawić na zewnątrz.
(Shadow pomocy xD)
Dodać +3 za op ( L/S )
-Taka decyzja nie może, być tak szybko podjęta.
Shadow spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem.
-Dobrze.
Odparła wadera, a następnie wycofała się do reszty wilków. Ja natomiast wtuliłam się w ścianę jaskini i zamknęłam oczy, oddając się w objęcia Morfeusza. Gdy się obudziłam, większość wilków jeszcze spała kilka szczeniaków, już na nogach, jednak zachowały się bardzo cicho. Gdy zauważył, że się obudziłam podeszły do mnie i spytały, czy mogą wyjść przed jaskinie, zgodziłam się, ale wyszłam przed jaskinię, by ich pilnować. Dzieciaki bawiły się, a w jaskini zrobił się, mały hałas co oznaczało, że inni już postawili. Nagle poczułam, że ktoś na mnie skoczył i przygniótł mnie do ziemi, był to masywny basior. Słyszałam jego warczenie nad uchem.
-Co się stało?
Zapytałam lekko zaskoczona.
-Gdzie zabierasz nasze szczeniaki?
-Nigdzie, przysięgam. One chciały się pobawić na zewnątrz.
(Shadow pomocy xD)
Dodać +3 za op ( L/S )
od Shadow c/d Pass - Aurora Iris
Od dłuższego czasu dochodziły mnie słuchy że coraz częściej podczas patroli spotykają jakieś inne wilki, z nieznanej watahy. Siedziałam na końcu jaskini, obmyślając kolejne treningi, polowania i resztę ważnych spraw, które miałam załatwić w najbliższym czasie. Sel i Nyx wrócili z patrolu zdyszani, nie było ich dłużej niż zwykle.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona, wypatrując na ich ciele ran lub innych obrażeń. Pokręcili głowami i uspokoili mnie że nic im nie jest.
- Po prostu znaleźliśmy coś, co może Cię zaciekawić. - mruknęła wadera i opisała mi całe zdarzenie. Podobno na "ziemi niczyjej" widzieli wilki, które zmierzały w naszą stronę. Wydałam z siebie ciche warknięcie, nie podobała mi się ta sytuacja.
- Ilu ich było? - zapytałam, odpowiedź mnie zaskoczyła, bo wyglądali na patrol dwóch wilków. Pozwoliłam im odejść i zająć się swoimi sprawami, wróciłam do załatwiania formalności. Nie minęło dużo czasu od patrolu tamtej dwójki, gdy przyszli wcześniej wspomniani goście. Nie podeszłam od razu, zauważyłam że Szary i Warrior rozmawiają z nimi. Basior odpowiadał zdawkowo, Warrior milczała lub odpowiadała równie krótko co szary wilk. Młody powiedział coś do wadery i wstał, kierując kroki w moją stronę, udałam że wciąż coś robię.
- Shad. Ktoś do Ciebie. - burknął. Wstałam, stawiając uszy na sztorc. - Przyjdzie tu, ty zaczekaj. - automatycznie chciałam pójść za nim. Zawróciłam i położyłam się koło Pioruna, który lekko poruszył uszami i przymknął oczy, napawając się ciszą. Wszyscy jak na zawołanie, podnieśli głowy gdy tylko weszła tu nasza podróżniczka, niektórzy spoglądali na nią ze zdenerwowaniem i z ich gardeł wydobywał się cichy warkot, a inni zaś spoglądali na nią z zaciekawieniem i ciepłem. Wstałam powoli, Piorun powtórzył mój ruch. Obrzuciłam watahę poważnym spojrzeniem, nie chciałam by przysłuchiwali się formalnością.
- Wszyscy wyjść. - warknęłam. Wilki wstały i wyszły, spoglądając na mnie ze zmartwieniem. Blanka wstała, jak reszta i wyszła powolnym krokiem, z dumnie podniesioną głową. Zapewne teraz sprawdzała czy wszyscy są, oraz znajdowała im jakieś zajęcia. Spojrzałam na Pioruna, który uśmiechał się, ale wciąż był poważny. - Popilnuj dyskretnie tego basiora. Przyjdź za chwilę. - poprosiłam go szeptem, skinął głową i wstał, nie spuszczając wzroku z towarzysza naszej podróżniczki.
- Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. - Przedstawiła się i nachyliła, jej amulet na szyi zabłysnął i przykuł mój wzrok. Pasował do bieli.
- Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. - zaczęłam, utrzymując chłodnawy ton, który jednak nie zniechęcał do rozmowy. - Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? - Powiedziałam do Pass, wadera przełknęła ślinę ze stresem.
- Przychodzę tu... - zaczęła i zamilkła, jakby układając sobie w głowie to, co ma powiedzieć. - ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że nie obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych. - powiedziała szybko, prawie jednym tchem. Uśmiechnęłam się w duchu, skinęłam jednak głową i zastanowiłam się nad jej słowami. Czyli układanka powoli odnajdywała resztę swoich części, Sel i Nyx mówili o nich, podczas wcześniejszych patroli. Nauczyciele donosili o zapachach innych wilków, czyli o wilkach z Aurory. Moje uszy jednak wciąż były postawione na sztorc, dalej skupiałam się na otoczeniu, lecz zastanawiałam się nad wypowiedzią wadery.
-Oczywiście - odrzekłam -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
- Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziała cicho i machnęła nieznacznie ogonem.
- Zgadzam się - odparłam. - Piorun? - zawołałam mojego partnera, który w przeciągu kilkunastu sekund znalazł się koło mnie. Pass przyglądała się nam, zapewne zastanawiając się kim on dla mnie jest.
- Słucham cię? - warknął chłodno, jego wzrok utkwiony był poza terenem jaskini, wciąż przyglądał się towarzyszowi Alfy.
- Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... - poprosiłam basiora i spojrzałam na moje ramię, nie było już nacięcia po ostatnim razie. - by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...- Piorun był czymś zirytowany, popatrzyłam na niego zaintrygowana, nie zawsze się tak zachowywał.
- Dlaczego jesteś zły? Na mnie? - spytałam zdziwiona jego chłodnym obejściem - Coś się stało?
- Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje... - Spojrzałam na Pioruna i Pass z zażenowaniem, nie powinien był tego mówić wprost, przy Alfie z którą właśnie zawierałam sojusz.
- Kto? - spytałam zdezorientowana jego wypowiedzią.
- Ten, co przyszedł z tą waderą - zawarczał, Pass skinęła głową, oboje spojrzeliśmy na białofutrą.
- Uspokoję go. - zadeklarowała i wyszła, kierując swoje kroki w stronę basiora, popchnęła go lekko i zaczęła coś mówić podniesionym głosem. Tamten skulił uszy i przybrał uległą postawę, Pass jeszcze coś do niego powiedziała i wolnym krokiem wróciła, w tym samym czasie Blanka przyniosła potrzebny sprzęt. Piorun wyszedł kilka minut wcześniej, by poprowadzić jakieś polowanie. Miękka, skórzana rączka ostrza oparta była o kielich. Pass mruknęła cicho i podeszła do mnie, siadając i wbijając spokojny wzrok w nóż.
- Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi. - powiedziałam poważnie, skierowałam ostrzę na swoje ramię i płynnym ruchem przejechałam ostrą stroną po skórze. Pociekła krew, która szybko skapała do kielicha. Podała nóż Pass, która zrobiła to samo, polizałam ranę. Pass była spokojna, najwidoczniej nie robiła tego pierwszy raz. Jej krew również spłynęła do kielicha i złączyła się z moją. Wstałyśmy i wyszłyśmy z jaskini, wskazałam Blance głową jaskinię, wbiegła do niej i wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Piorun, Warrior, Szary i towarzysz Pass już na nas czekali, uśmiechnęłam się ciepło.
- Piorun, Warri, Szary - odezwałam się oficjalnie - Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą. - powiedziałam, cała trójka uśmiechnęła się do mnie, chociaż Szary wciąż miał chłodny wyraz oczu.
- To ja już pójdę -powiedziała wadera, z którą przed chwilą zawarłam sojusz. - zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow. - pożegnała się ze mną
- Żegnaj. - odparłam i odprowadzałam ich wzrokiem, z uśmiechem goszczącym na moim pysku. Warri, Piorun i Szary poszli do jaskini ale ja zostałam jeszcze przez chwilę. Dopiero gdy straciłam ich z oczu, ze spokojem mogłam wejść do domu i obrzucić spojrzeniem moją rodzinę.
-------
Mam nadzieję że to miała być "seria" na 2 opo?
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona, wypatrując na ich ciele ran lub innych obrażeń. Pokręcili głowami i uspokoili mnie że nic im nie jest.
- Po prostu znaleźliśmy coś, co może Cię zaciekawić. - mruknęła wadera i opisała mi całe zdarzenie. Podobno na "ziemi niczyjej" widzieli wilki, które zmierzały w naszą stronę. Wydałam z siebie ciche warknięcie, nie podobała mi się ta sytuacja.
- Ilu ich było? - zapytałam, odpowiedź mnie zaskoczyła, bo wyglądali na patrol dwóch wilków. Pozwoliłam im odejść i zająć się swoimi sprawami, wróciłam do załatwiania formalności. Nie minęło dużo czasu od patrolu tamtej dwójki, gdy przyszli wcześniej wspomniani goście. Nie podeszłam od razu, zauważyłam że Szary i Warrior rozmawiają z nimi. Basior odpowiadał zdawkowo, Warrior milczała lub odpowiadała równie krótko co szary wilk. Młody powiedział coś do wadery i wstał, kierując kroki w moją stronę, udałam że wciąż coś robię.
- Shad. Ktoś do Ciebie. - burknął. Wstałam, stawiając uszy na sztorc. - Przyjdzie tu, ty zaczekaj. - automatycznie chciałam pójść za nim. Zawróciłam i położyłam się koło Pioruna, który lekko poruszył uszami i przymknął oczy, napawając się ciszą. Wszyscy jak na zawołanie, podnieśli głowy gdy tylko weszła tu nasza podróżniczka, niektórzy spoglądali na nią ze zdenerwowaniem i z ich gardeł wydobywał się cichy warkot, a inni zaś spoglądali na nią z zaciekawieniem i ciepłem. Wstałam powoli, Piorun powtórzył mój ruch. Obrzuciłam watahę poważnym spojrzeniem, nie chciałam by przysłuchiwali się formalnością.
- Wszyscy wyjść. - warknęłam. Wilki wstały i wyszły, spoglądając na mnie ze zmartwieniem. Blanka wstała, jak reszta i wyszła powolnym krokiem, z dumnie podniesioną głową. Zapewne teraz sprawdzała czy wszyscy są, oraz znajdowała im jakieś zajęcia. Spojrzałam na Pioruna, który uśmiechał się, ale wciąż był poważny. - Popilnuj dyskretnie tego basiora. Przyjdź za chwilę. - poprosiłam go szeptem, skinął głową i wstał, nie spuszczając wzroku z towarzysza naszej podróżniczki.
- Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. - Przedstawiła się i nachyliła, jej amulet na szyi zabłysnął i przykuł mój wzrok. Pasował do bieli.
- Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. - zaczęłam, utrzymując chłodnawy ton, który jednak nie zniechęcał do rozmowy. - Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? - Powiedziałam do Pass, wadera przełknęła ślinę ze stresem.
- Przychodzę tu... - zaczęła i zamilkła, jakby układając sobie w głowie to, co ma powiedzieć. - ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że nie obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych. - powiedziała szybko, prawie jednym tchem. Uśmiechnęłam się w duchu, skinęłam jednak głową i zastanowiłam się nad jej słowami. Czyli układanka powoli odnajdywała resztę swoich części, Sel i Nyx mówili o nich, podczas wcześniejszych patroli. Nauczyciele donosili o zapachach innych wilków, czyli o wilkach z Aurory. Moje uszy jednak wciąż były postawione na sztorc, dalej skupiałam się na otoczeniu, lecz zastanawiałam się nad wypowiedzią wadery.
-Oczywiście - odrzekłam -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
- Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziała cicho i machnęła nieznacznie ogonem.
- Zgadzam się - odparłam. - Piorun? - zawołałam mojego partnera, który w przeciągu kilkunastu sekund znalazł się koło mnie. Pass przyglądała się nam, zapewne zastanawiając się kim on dla mnie jest.
- Słucham cię? - warknął chłodno, jego wzrok utkwiony był poza terenem jaskini, wciąż przyglądał się towarzyszowi Alfy.
- Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... - poprosiłam basiora i spojrzałam na moje ramię, nie było już nacięcia po ostatnim razie. - by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...- Piorun był czymś zirytowany, popatrzyłam na niego zaintrygowana, nie zawsze się tak zachowywał.
- Dlaczego jesteś zły? Na mnie? - spytałam zdziwiona jego chłodnym obejściem - Coś się stało?
- Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje... - Spojrzałam na Pioruna i Pass z zażenowaniem, nie powinien był tego mówić wprost, przy Alfie z którą właśnie zawierałam sojusz.
- Kto? - spytałam zdezorientowana jego wypowiedzią.
- Ten, co przyszedł z tą waderą - zawarczał, Pass skinęła głową, oboje spojrzeliśmy na białofutrą.
- Uspokoję go. - zadeklarowała i wyszła, kierując swoje kroki w stronę basiora, popchnęła go lekko i zaczęła coś mówić podniesionym głosem. Tamten skulił uszy i przybrał uległą postawę, Pass jeszcze coś do niego powiedziała i wolnym krokiem wróciła, w tym samym czasie Blanka przyniosła potrzebny sprzęt. Piorun wyszedł kilka minut wcześniej, by poprowadzić jakieś polowanie. Miękka, skórzana rączka ostrza oparta była o kielich. Pass mruknęła cicho i podeszła do mnie, siadając i wbijając spokojny wzrok w nóż.
- Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi. - powiedziałam poważnie, skierowałam ostrzę na swoje ramię i płynnym ruchem przejechałam ostrą stroną po skórze. Pociekła krew, która szybko skapała do kielicha. Podała nóż Pass, która zrobiła to samo, polizałam ranę. Pass była spokojna, najwidoczniej nie robiła tego pierwszy raz. Jej krew również spłynęła do kielicha i złączyła się z moją. Wstałyśmy i wyszłyśmy z jaskini, wskazałam Blance głową jaskinię, wbiegła do niej i wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Piorun, Warrior, Szary i towarzysz Pass już na nas czekali, uśmiechnęłam się ciepło.
- Piorun, Warri, Szary - odezwałam się oficjalnie - Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą. - powiedziałam, cała trójka uśmiechnęła się do mnie, chociaż Szary wciąż miał chłodny wyraz oczu.
- To ja już pójdę -powiedziała wadera, z którą przed chwilą zawarłam sojusz. - zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow. - pożegnała się ze mną
- Żegnaj. - odparłam i odprowadzałam ich wzrokiem, z uśmiechem goszczącym na moim pysku. Warri, Piorun i Szary poszli do jaskini ale ja zostałam jeszcze przez chwilę. Dopiero gdy straciłam ich z oczu, ze spokojem mogłam wejść do domu i obrzucić spojrzeniem moją rodzinę.
-------
Mam nadzieję że to miała być "seria" na 2 opo?
wtorek, 26 września 2017
Od Pass cd. Shadow - "Canavar Liri"
Od jakiegoś czasu wilki z mojej watahy, przychodziły do mnie z informacją, że gdzieś niedaleko krzątają się wilki i szczeniaki nie należące do Aurory Iris. Po dłuższych namysłach i większej ilości informacji, postanowiłam że zajmę się tą sprawą; w końcu nie znałam tej watahy, więc nie \byłam co do niej niczego pewna. Weszłam szybkim krokiem do jaskini, po czym chwyciłam w zęby leżący obok mojego legowiska amulet. Założyłam go i zmierzałam ku wyjściu; oczy członków watahy obecnych w jaskini, skierowane były w moją stronę. Wyszłam z groty, a następnie podeszłam do grupki wilków, stojących pod jednym z zielonych drzew.
-Kovu? -wymówiłam imię pewnego basiora, który po moim słowie wyłonił się z grupy -Musisz pójść ze mną na "patrol" -powiedziałam cicho i machnęłam ogonem. Basior kiwnął mi twierdząco głową, po czym pożegnawszy się z towarzystwem ruszył za mną szybkim krokiem.
Przystanęłam na chwilę, rozmyślając; Na mojej szyi wisiał amulet, a u boku stał Kovu; jeden z najlepszych wojowników w tej watasze. Jednak... brakowało celu naszej "wyprawy". Zauważyłam przechodzącą obok mnie, najpotrzebniejszą w tym momencie waderę.
-Bryches! -krzyknęłam, a wilczyca spojrzała na mnie -Powiesz mi proszę, gdzie ostatnio widziałaś tego obcego wilka -spytałam z lekkim uśmiechem.
-Niedaleko rzeki, na drugiej połowie naszej łąki -powiedziała Bryches, a jej złote oczy zabłysnęły zmieszaniem -Ten wilk nie był sam... był ze szczeniakiem.
-No to mamy kolejną informację -powiedziałam i podziękowałam waderze -Powiedz proszę Vineco, aby przejęła na chwilę watahę, ponieważ idę na ważny patrol.
Bryches skinęła głową i ruszyła w stronę jaskini. Ja i Kovu przeszliśmy do biegu, a gdy byliśmy już na łące, moja ostrożność wzrosła. Dopiero w tym momencie przypomniało mi się że druga połowa łąki nie należy do nikogo. Zerknęłam na krzaki, by upewnić się że nikt tam nie stoi, po czym dałam sygnał towarzyszącemu mi basiorowi. Wyprostowałam się, aby coś zobaczyć, jednak nic to nie dało. Na szczęście Kovu zdążył już złapać trop.
-Pass? -powiedział cicho -Jesteśmy blisko, musimy tylko opuścić łąkę.
Skinęłam basiorowi głową, a następnie razem z nim, wyszliśmy z kwietnego pola. Wyjrzałam za krzaki i zobaczyłam jaskinię. Kilka wilków, a obok nich jaskinię; zrozumiałam że nie wiedzieliśmy wszystkiego o naszych terenach i im sąsiednich.
-Muszę iść do Alfy -powiedziałam do siebie, jak i to basiora- Mam nadzieję że nie zostaną naszymi wrogami...
Ruszyliśmy, aż w końcu opuściliśmy krzaki. Spotkaliśmy się z wieloma spojrzeniami; zdziwionymi, jak i nerwowymi. Po chwili zauważyłam dwa wilki stojące obok jaskini. Postanowiłam że do nich podejdę, co zrobiłam. Stał tam basior i wadera; byli oni młodzi, basior był szary, a wadera szaro-czarna. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym podeszłam do nich.
-Witajcie -powiedziałam łagodnie, a oni spojrzeli się na mnie zdezorientowani -Nazywam się Pass i jestem z watahy Aurora Iris.
- No super. -warknął basior, nieco zdziwił mnie swoim zachowaniem -Jeszcze jej tu brakowało. Nie wystarczy nam kłopotów Warri? -zapytał stojącej obok wadery, która przewiercała mnie wzrokiem. Utrzymywałam spokój, jednak po chwili z gardła basiora wydobył się cichy warkot.
-Nie przyszłam tu po to, by wywoływać wojny, czy sprowadzać kłopoty. Chciałam porozmawiać z Alfą -powiedziałam ze spokojem, a basior postawił uszy.
-Tak się składa że my jesteśmy Alfami -powiedziała stojąca obok... Warri, po czym obydwoje wymienili sobie nerwowe spojrzenia.
-Poczekaj tu -warknął basior, po czym wszedł do jaskini, a Warri przyglądała mi się z zaciekawieniem.
Chwilę później basior wrócił i nie spuszczając ze mnie wzroku, dał mi znać, że mam wejść do groty.
Zajrzałam do niej, jednak po chwili cofnęłam się i rozejrzałam wokół siebie; nigdzie nie zobaczyłam Kovu... -Gdzie on się znowu podział? -powiedziałam zmartwionym szeptem, jednak słysząc za sobą cichy warkot szarego basiora, ruszyłam powoli do jaskini. Wchodząc do niej pierwsze co zauważyłam to trzy wilki siedzące najdalej; czarną waderę, u której boku leżała biała oraz szaro-białego basiora leżącego naprzeciwko ich. Usłyszałam za sobą głośny warkot, po którym się obejrzałam i zobaczyłam Kovu. Odwzajemniłam warknięcie, a jego skulone na chwile uszy i cofnięcie się, dały mi znak że skończył swoje. W tym zauważyły mnie wszystkie wilki znajdujące się w jaskini. Powoli zaczęłam podchodzić do leżących najprawdopodobniej Alf. Czułam na sobie nerwowe spojrzenia członków owej watahy, jednak starałam się je ignorować. Gdy byłam blisko Alf, czarna wadera powoli wstała, za nią basior.
-Wszyscy wyjść. -warknęła Alfa, a ja odwróciłam się do Kovu i rozkazałam mu to samo; wyszedł z lekkim powarkiwaniem, zaraz po nim biała wadera. Alfa szepnęła coś do basiora, stojącego obok niej, a on po jej słowach wyszedł nie spuszczając wzroku ze stojącego przed jaskinią Kovu. Obejrzałam się tylko i powoli podchodziłam do Alfy. Mój uśmiech znikł, a na pysku pojawił się wyraz powagi i spokoju. Stałyśmy oko w oko, jednak nikt się nie odezwał. Westchnęłam cicho i odezwałam się.
-Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. -moje słowa jakby drżały... nie wiedziałam nic, to było takie dziwne uczucie. Przedstawiając się nachyliłam się tak, że mój amulet się zaświecił i zwrócił uwagę Alfy.
-Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? -słowa Shadow były tymi, których się obawiałam, jednak musiały nastać.
-Przychodzę tu...-przez chwilę układałam sobie w głowie zdania -ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych.
Czarna wadera kiwnęła tylko głową, widać było że się zamyśliła, jednak była czujna.
-Oczywiście -rzekła -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
-Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziałam cicho i machnęłam lekko ogonem.
-Zgadzam się -odparła i zawołała imię jakiegoś basiora -Piorun?
Do jaskini wkroczył warczący najprawdopodobniej partner Shadow.
-Słucham cię? -warczał nie spuszczając wzroku z terenem poza jaskinią.
-Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... -Shadow spojrzała na swoje ramię -by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...-Piorun był czymś zirytowany, więc nabierałam podejrzeń. Alfa najwyraźniej również zaintrygowała się zachowaniem partnera.
-Dlaczego jesteś zły? Na mnie? -spytała zdziwiona -Coś się stało?
-Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje...-Shadow z zażenowaniem spojrzała na mnie, po czym znów na Pioruna.
-Kto? -spytała.
-Ten, co przyszedł z tą waderą -zawarczał, a ja pokiwałam ze zdenerwowaniem głową, "Kovu" -pomyślałam. Tym razem dwa podejrzliwe spojrzenia Alf spotkały się na mnie.
-Uspokoję go -westchnęłam, ale w gardle czułam już kotłujący się warkot -Kovu! -warknęłam wychodząc z jaskini. To co zobaczyłam wytrąciło mnie z równowagi; Kovu warczał na wilki spokojnie spacerujące wokół, a na jego pysku widziałam grymas i złowrogie spojrzenie, skierowane do szarego basiora i wcześniej poznanej Warri. I ten szary basior i Kovu warczeli na siebie, za to Warri stała za basiorem. Podeszłam do mojego wojownika, po czym pchnęłam go, zwracając jego uwagę na mnie.
-Jeśli zaraz się nie uspokoisz, twoje stanowisko spadnie na tropiącego i nigdy więcej nie będziesz patrolować- warknęłam cicho, ale on się uciszył -Siadaj i nie rób zamieszania.
Po uspokojeniu basiora, wróciłam do jaskini, jednak Pioruna już nie było. Zamiast partnera Shadow, w jaskini znajdowała się biała wadera, która jak przypuszczałam, nazywała się Blanka. Po chwili jednak wyszła, a obok Alfy, znajdował się kielich i ostrze z delikatną skórzaną rączką. Mruknęłam cicho i podeszłam do wadery.
-Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi -powiedziała dostojnie Shadow i skierowała ostrze na swoje ramię, jednak po chwili, zmieniła cel z prawego na lewe. Alfa zamknęła o czy i gładko nacięła ramię, z którego krew spłynęła prosto do kielicha. Wadera podała mi ostrze i polizała swoją ranę.
Uśmiechnęłam się lekko na chwilę, po czym szybkim ruchem przejechałam ostrzem po lewym ramieniu i nachyliłam się nad kielichem; nie pierwszy raz zawierałam pakt krwi. Uśmiechnęłam się do Alfy i kiwnęłam jej łbem. Zrobiła to samo, po czym wyszłyśmy z jaskini. Shadow widząc Blankę, wskazała jej grotę. Biała wadera wbiegła do niej, a po chwili wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Przed jaskinią stał Kovu, Piorun, Warri i ten szary basior.
-Piorun, Warri, Szaraczku -odezwała się Shadow- Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą.
-To ja już pójdę -powiedziałam i uśmiechnęłam się- zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow.
-Żegnaj. -odpowiedziała Alfa i rozpoczęła rozmowę z Szaraczkiem i Piorunem.
-Kovu! -warknęłam, a basior ruszył za mną. Opuściliśmy teren Canavar Liri, a po chwili byliśmy na łące. Biegliśmy szybko, ponieważ wolałam nie zostawiać watahy na zbyt długo samej. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na szczęście nikt się nie stęsknił.
>Shadow? :3<
Chwilę później basior wrócił i nie spuszczając ze mnie wzroku, dał mi znać, że mam wejść do groty.
Zajrzałam do niej, jednak po chwili cofnęłam się i rozejrzałam wokół siebie; nigdzie nie zobaczyłam Kovu... -Gdzie on się znowu podział? -powiedziałam zmartwionym szeptem, jednak słysząc za sobą cichy warkot szarego basiora, ruszyłam powoli do jaskini. Wchodząc do niej pierwsze co zauważyłam to trzy wilki siedzące najdalej; czarną waderę, u której boku leżała biała oraz szaro-białego basiora leżącego naprzeciwko ich. Usłyszałam za sobą głośny warkot, po którym się obejrzałam i zobaczyłam Kovu. Odwzajemniłam warknięcie, a jego skulone na chwile uszy i cofnięcie się, dały mi znak że skończył swoje. W tym zauważyły mnie wszystkie wilki znajdujące się w jaskini. Powoli zaczęłam podchodzić do leżących najprawdopodobniej Alf. Czułam na sobie nerwowe spojrzenia członków owej watahy, jednak starałam się je ignorować. Gdy byłam blisko Alf, czarna wadera powoli wstała, za nią basior.
-Wszyscy wyjść. -warknęła Alfa, a ja odwróciłam się do Kovu i rozkazałam mu to samo; wyszedł z lekkim powarkiwaniem, zaraz po nim biała wadera. Alfa szepnęła coś do basiora, stojącego obok niej, a on po jej słowach wyszedł nie spuszczając wzroku ze stojącego przed jaskinią Kovu. Obejrzałam się tylko i powoli podchodziłam do Alfy. Mój uśmiech znikł, a na pysku pojawił się wyraz powagi i spokoju. Stałyśmy oko w oko, jednak nikt się nie odezwał. Westchnęłam cicho i odezwałam się.
-Nazywam się Pass i jestem Alfą watahy Aurora Iris. -moje słowa jakby drżały... nie wiedziałam nic, to było takie dziwne uczucie. Przedstawiając się nachyliłam się tak, że mój amulet się zaświecił i zwrócił uwagę Alfy.
-Ja jestem Shadow i również jestem przywódczynią tej watahy, nazywa się ona Canavar Liri. Więc z jakiego powodu tu przychodzisz? -słowa Shadow były tymi, których się obawiałam, jednak musiały nastać.
-Przychodzę tu...-przez chwilę układałam sobie w głowie zdania -ponieważ nie wiedziałam o tej watasze, dopiero od jakiegoś czasu, niektórzy członkowie Aurora Iris zaczęli informować mnie o obcych wilkach. Chciałam więc poznać tą watahę i sądzę że lepiej byś ty również, wiedziała kim jesteśmy. W końcu, myślę że obydwie nie chcemy niepotrzebnych wojen i tym podobnych.
Czarna wadera kiwnęła tylko głową, widać było że się zamyśliła, jednak była czujna.
-Oczywiście -rzekła -niepotrzebne są walki. Przyszłaś więc, by zawrzeć sojusz?
-Chciałam najpierw poznać ciebie, czyli Alfę, a skoro już zostało to wykonane, możemy zawrzeć sojusz. Oczywiście, jeśli również ty się zgadzasz. -odpowiedziałam cicho i machnęłam lekko ogonem.
-Zgadzam się -odparła i zawołała imię jakiegoś basiora -Piorun?
Do jaskini wkroczył warczący najprawdopodobniej partner Shadow.
-Słucham cię? -warczał nie spuszczając wzroku z terenem poza jaskinią.
-Idź proszę po Blankę i powiedz jej, by przyniosła... -Shadow spojrzała na swoje ramię -by przyniosła ostrze i kielich. Tylko szybko.
-Dobrze...-Piorun był czymś zirytowany, więc nabierałam podejrzeń. Alfa najwyraźniej również zaintrygowała się zachowaniem partnera.
-Dlaczego jesteś zły? Na mnie? -spytała zdziwiona -Coś się stało?
-Tak, stało się... ten basior mnie tak denerwuje...-Shadow z zażenowaniem spojrzała na mnie, po czym znów na Pioruna.
-Kto? -spytała.
-Ten, co przyszedł z tą waderą -zawarczał, a ja pokiwałam ze zdenerwowaniem głową, "Kovu" -pomyślałam. Tym razem dwa podejrzliwe spojrzenia Alf spotkały się na mnie.
-Uspokoję go -westchnęłam, ale w gardle czułam już kotłujący się warkot -Kovu! -warknęłam wychodząc z jaskini. To co zobaczyłam wytrąciło mnie z równowagi; Kovu warczał na wilki spokojnie spacerujące wokół, a na jego pysku widziałam grymas i złowrogie spojrzenie, skierowane do szarego basiora i wcześniej poznanej Warri. I ten szary basior i Kovu warczeli na siebie, za to Warri stała za basiorem. Podeszłam do mojego wojownika, po czym pchnęłam go, zwracając jego uwagę na mnie.
-Jeśli zaraz się nie uspokoisz, twoje stanowisko spadnie na tropiącego i nigdy więcej nie będziesz patrolować- warknęłam cicho, ale on się uciszył -Siadaj i nie rób zamieszania.
Po uspokojeniu basiora, wróciłam do jaskini, jednak Pioruna już nie było. Zamiast partnera Shadow, w jaskini znajdowała się biała wadera, która jak przypuszczałam, nazywała się Blanka. Po chwili jednak wyszła, a obok Alfy, znajdował się kielich i ostrze z delikatną skórzaną rączką. Mruknęłam cicho i podeszłam do wadery.
-Nasz sojusz, należy przypieczętować i dopełnić paktem krwi -powiedziała dostojnie Shadow i skierowała ostrze na swoje ramię, jednak po chwili, zmieniła cel z prawego na lewe. Alfa zamknęła o czy i gładko nacięła ramię, z którego krew spłynęła prosto do kielicha. Wadera podała mi ostrze i polizała swoją ranę.
Uśmiechnęłam się lekko na chwilę, po czym szybkim ruchem przejechałam ostrzem po lewym ramieniu i nachyliłam się nad kielichem; nie pierwszy raz zawierałam pakt krwi. Uśmiechnęłam się do Alfy i kiwnęłam jej łbem. Zrobiła to samo, po czym wyszłyśmy z jaskini. Shadow widząc Blankę, wskazała jej grotę. Biała wadera wbiegła do niej, a po chwili wyniosła kielich z wiadomą zawartością. Przed jaskinią stał Kovu, Piorun, Warri i ten szary basior.
-Piorun, Warri, Szaraczku -odezwała się Shadow- Poznajcie Pass. Mamy z sojusz z jej watahą.
-To ja już pójdę -powiedziałam i uśmiechnęłam się- zostawiłam watahę samą, a tak się nie robi. Żegnaj Shadow.
-Żegnaj. -odpowiedziała Alfa i rozpoczęła rozmowę z Szaraczkiem i Piorunem.
-Kovu! -warknęłam, a basior ruszył za mną. Opuściliśmy teren Canavar Liri, a po chwili byliśmy na łące. Biegliśmy szybko, ponieważ wolałam nie zostawiać watahy na zbyt długo samej. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na szczęście nikt się nie stęsknił.
>Shadow? :3<
od Shadow cd. Amiri
Jeden z naszych nauczycieli opuścił dzisiejszy trening by zapolować. Zdecydowałam się przejąć pałeczkę nauczania od niego i zabrałam grupę, nieco zdziwionych szczeniąt. Pierwsze pytanie jakie padło było "Gdzie jest nasz mentor?". Uśmiechnęłam się ciepło i wytłumaczyłam im, czemu nie ma Nyx'a. Niektórzy przyjęli to do świadomości ze spokojem, dwójka strzeliła przysłowiowego focha, ale po chwili stwierdzili że nowe doświadczenie z Alfą może być ciekawie. Miałam dostęp do miejsc, o których im się nawet nie śniło. Zabrałam ich jednak do lasku treningowego, gdzie jest w miarę bezpiecznie i nie ma nieznanych nam dziur i innych takich. Szaro-fioletowy Espero z radością wybiegł kilkanaście metrów przed nas i rzucił się na patyk, popełnił kilka podstawowych błędów, reszta przyglądała mu się z zainteresowaniem, usłyszałam stłumiony chichot. Skarciłam wilczka, który ze skruchą przeprosił, uśmiechnęłam się ciepło i wróciłam do obserwacji. Młody zniknął gdzieś za krzakami i straciłam go z oczu, po chwili jednak wrócił, z dumą niosąc swoją zdobycz w pysku. Pochwaliłam go a potem przeszłam do ćwiczeń z resztą, podzieliłam ich na pary i tłumaczyłam najprostsze ataki. Kilkoro z nich załapało od razu, dwójce trzeba było tłumaczyć kilka razy i pokazywać nim ogarnęła jak się to robi.
- Espero! - krzyknęłam - mniej agresywnie, więcej taktyki a mniej szału! - poradziłam i dalej przyglądałam się jak ćwiczą. Zarządziłam przerwę, niektórzy położyli się a inni po prostu dyszeli zmęczeni lub rozmawiali. Czas odpoczynku minął szybko, postanowiłam zmęczyć ich na koniec, mieli pobiec na wyścigi do drzewa i wrócić do mnie jak najszybciej. Dopytywali się, kto wygrał, ale to zostało tajemnicą.
- Słuchaj... - zaczęłam do szaro-fioletowego basiora, który nadstawił uszu. - kogo tam spotkałeś? - młody opowiedział mi wszystko, ze szczegółami. Skinęłam głową i odprowadziłam grupę, zostawiając przy sobie tylko jego. Zaprowadził mnie do miejsca gdzie widział waderę, wyczułam jej zapach - obcy i niepasujący do żadnego ze znanych mi. Podeszłam, już sama do wilczycy, która podniosła głowę zaciekawiona.
- Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow, Alfa watahy, a ty jak się nazywasz? - przedstawiłam się jej. Wadera zapewne poszukiwała schronienia, lub co lepsze - watahy i stałego domu.
- Nazywam się Amiri. - odparła, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam się tym samym, lekko unosząc kąciki.
- Domyślam się że potrzebujesz noclegu? - zagaiłam, wadera milczała przez chwilę i wpatrywała się w taflę wody. Zawiał wiatr, który przyprawił mnie o dreszcze, wzdrygnęłam się z zimna. Podniosłam wzrok, spoglądając na chmury. Zapowiadała się burza. Znów ruszył się mocniejszy wiatr, moje futro, choć grube - przepuszczało trochę zimna. Młodzik wrócił do watahy, informując mnie o tym. Żywioł targał drzewa, nie zwracając uwagi jak bardzo się już uginają. Amiri wciąż milczała, najwidoczniej zastanawiając się co odpowiedzieć. Uzyskałam w odpowiedzi kiwnięcie głową, poprosiłam ją by podążała za mną, szłyśmy pod wiatr, co utrudniało nam wędrówkę, nasze futra były przewiewane przez chłodne powietrze. Obejrzałam się za siebie, biała wadera szła za mną, pochylając głowę i przymykając oczy. Moje uszy, futro i ogon poddawały się sile żywiołu i poruszały z jego ruchem.
- Chodź. To już blisko. - krzyknęłam do niej, podniosła głowę i przyspieszyła kroku. Już wkrótce miało ukazać nam się schronienie - jaskinia. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc że Blanka i Piorun szybko ogarnęli sytuacje, wilki już czekały w środku. Zeszłam wraz z waderą na dół i wpuściłam ją do środka jako pierwszą, usłyszałam ciche warknięcie i jakieś pomruki. Niektórzy się uśmiechali i witali ją radośnie a inni traktowali jak jakiegoś przybłędę. Zignorowałam to i poprosiłam o jakąś strawę dla wadery. Amiri usiadła, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do basiora, który przyniósł przybyłej jedzenie. Zaczęła zajadać potrawkę ze smakiem, uśmiechnęłam się do siebie, wadera skończyła dosyć szybko swój posiłek. - Coś jeszcze potrzebujesz? - zapytałam z troską, patrząc się na Amiri, która rozglądała się wokoło. Rozległ się pierwszy grzmot, po paru sekundach błysnęło i znowu zagrzmiało. Kilka wilków warknęło. Skuliłam uszy po sobie, nie chciałabym przeżywać kolejnej przygody. Deszcz zacinał i wpadał do jaskini, wejście zaczynało zbierać już wodę. Usłyszałam jakieś kroki i wołanie mojego imienia, w pierwszym odruchu chciałam odkrzyknąć, ale zreflektowałam się i umilkłam. Po chwili słowa minęły a ja znów czułam się spokojnie.
- Cóż, Amiri. Skoro już tu jesteś, to może chcesz dołączyć? - zaproponowałam waderze, której wzrok skierowany był w stronę wyjścia. - Oczywiście nie zmuszam, ale zawsze to nowy członek... - zawahałam się, nie wiedząc co powiedzieć. - rodziny. - powiedziałam, gdy znalazłam odpowiednie słowo. Burza wciąż rozbrzmiewała ale nikogo już nie interesowała, słychać było śmiechy i rozmowy.
< Amiri? >
- Espero! - krzyknęłam - mniej agresywnie, więcej taktyki a mniej szału! - poradziłam i dalej przyglądałam się jak ćwiczą. Zarządziłam przerwę, niektórzy położyli się a inni po prostu dyszeli zmęczeni lub rozmawiali. Czas odpoczynku minął szybko, postanowiłam zmęczyć ich na koniec, mieli pobiec na wyścigi do drzewa i wrócić do mnie jak najszybciej. Dopytywali się, kto wygrał, ale to zostało tajemnicą.
- Słuchaj... - zaczęłam do szaro-fioletowego basiora, który nadstawił uszu. - kogo tam spotkałeś? - młody opowiedział mi wszystko, ze szczegółami. Skinęłam głową i odprowadziłam grupę, zostawiając przy sobie tylko jego. Zaprowadził mnie do miejsca gdzie widział waderę, wyczułam jej zapach - obcy i niepasujący do żadnego ze znanych mi. Podeszłam, już sama do wilczycy, która podniosła głowę zaciekawiona.
- Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow, Alfa watahy, a ty jak się nazywasz? - przedstawiłam się jej. Wadera zapewne poszukiwała schronienia, lub co lepsze - watahy i stałego domu.
- Nazywam się Amiri. - odparła, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam się tym samym, lekko unosząc kąciki.
- Domyślam się że potrzebujesz noclegu? - zagaiłam, wadera milczała przez chwilę i wpatrywała się w taflę wody. Zawiał wiatr, który przyprawił mnie o dreszcze, wzdrygnęłam się z zimna. Podniosłam wzrok, spoglądając na chmury. Zapowiadała się burza. Znów ruszył się mocniejszy wiatr, moje futro, choć grube - przepuszczało trochę zimna. Młodzik wrócił do watahy, informując mnie o tym. Żywioł targał drzewa, nie zwracając uwagi jak bardzo się już uginają. Amiri wciąż milczała, najwidoczniej zastanawiając się co odpowiedzieć. Uzyskałam w odpowiedzi kiwnięcie głową, poprosiłam ją by podążała za mną, szłyśmy pod wiatr, co utrudniało nam wędrówkę, nasze futra były przewiewane przez chłodne powietrze. Obejrzałam się za siebie, biała wadera szła za mną, pochylając głowę i przymykając oczy. Moje uszy, futro i ogon poddawały się sile żywiołu i poruszały z jego ruchem.
- Chodź. To już blisko. - krzyknęłam do niej, podniosła głowę i przyspieszyła kroku. Już wkrótce miało ukazać nam się schronienie - jaskinia. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc że Blanka i Piorun szybko ogarnęli sytuacje, wilki już czekały w środku. Zeszłam wraz z waderą na dół i wpuściłam ją do środka jako pierwszą, usłyszałam ciche warknięcie i jakieś pomruki. Niektórzy się uśmiechali i witali ją radośnie a inni traktowali jak jakiegoś przybłędę. Zignorowałam to i poprosiłam o jakąś strawę dla wadery. Amiri usiadła, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do basiora, który przyniósł przybyłej jedzenie. Zaczęła zajadać potrawkę ze smakiem, uśmiechnęłam się do siebie, wadera skończyła dosyć szybko swój posiłek. - Coś jeszcze potrzebujesz? - zapytałam z troską, patrząc się na Amiri, która rozglądała się wokoło. Rozległ się pierwszy grzmot, po paru sekundach błysnęło i znowu zagrzmiało. Kilka wilków warknęło. Skuliłam uszy po sobie, nie chciałabym przeżywać kolejnej przygody. Deszcz zacinał i wpadał do jaskini, wejście zaczynało zbierać już wodę. Usłyszałam jakieś kroki i wołanie mojego imienia, w pierwszym odruchu chciałam odkrzyknąć, ale zreflektowałam się i umilkłam. Po chwili słowa minęły a ja znów czułam się spokojnie.
- Cóż, Amiri. Skoro już tu jesteś, to może chcesz dołączyć? - zaproponowałam waderze, której wzrok skierowany był w stronę wyjścia. - Oczywiście nie zmuszam, ale zawsze to nowy członek... - zawahałam się, nie wiedząc co powiedzieć. - rodziny. - powiedziałam, gdy znalazłam odpowiednie słowo. Burza wciąż rozbrzmiewała ale nikogo już nie interesowała, słychać było śmiechy i rozmowy.
< Amiri? >
poniedziałek, 25 września 2017
Od Amiri cd. Shadow
Wadera z rasy Sinx była w drodze już przez wiele księżyców. Wadera była senna, zmęczona podróżą, więc postanowiła się zdrzemnąć, pod okolicznym dębem. Ściółka pod potężnym drzewem, była bardzo mięciutka przyjemna w dotyku, wilczyca okręciła się raz i zasnęła na miękkim mchu. Po niecałej godzinie w dużej odległości szła czarna wadera z grupką szczeniąt, jeden jednak postanowił oddalić się od grupy i sam przebiegł dłuższą trasę. Postanowił zapolować na wiszącego patyka nad wysoką trawą, szczeniak cofną się, parę kroków i wziął rozbieg, a następnie wybił się, jednak źle odmierzył swoja odległość i przeleciał obok patyka i niefortunnie łapiąc w zęby biały ogon śpiącej wadery. Wilczyca powoli otworzyła oczy i ujrzała szaro fioletowego szczeniaka, który trzymał jej ogon w zębach i po chwili go puszczając.
-Prz-prze-Przepraszam -Ja-nie chciałem.
Wykrztusił mały wilk.
-Nic się nie stało. A coś robił?
-Chciałem złapać tamten patyk, ale mi się nie udało.
Powiedział smutno szczeniak.
-Chcesz rady?
Szczeniak pokiwał znacząco głową, a wadera zaczęła mu wszystko tłumaczyć i za jej słowami wykonywał polecenia i po chwili wylądował z patykiem w pyszczku.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.
Szczeniak pobiegł w las, wcześniej mówiąc, że musi już wracać. Wadera przeciągnęła się i ruszyła w drogę. W tym czasie szaro fioletowe szczenię wróciło do grupy i pokazywało rówieśnikom, czego się nauczył. Czarna wadera podeszła do niego i spytała, gdzie był, a on jej opowiedział. W tym czasie Amiri znalazła krzaczek z jagodami i zjadła wszystkie owoce i napiła się z bliskiego strumyka. Gdy zaspokoiła swoje pragnienie, odwróciła się i gdy minęła kolejną parę drzew, naprzeciwko niej pojawia się czarna wilczyca i szczenięta, do białej wadery podbiegł poprzedni szczeniak, lecz szybko wrócił, gdy usłyszał wołanie Alfy. Czara wadera podeszła do wędrowca.
-Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow Alfa watahy, a ty jak się nazywasz?
-Nazywam się Amiri.
Wadery przyglądały się sobie nawzajem.
(Shadow. Równe 300 xD)
-Prz-prze-Przepraszam -Ja-nie chciałem.
Wykrztusił mały wilk.
-Nic się nie stało. A coś robił?
-Chciałem złapać tamten patyk, ale mi się nie udało.
Powiedział smutno szczeniak.
-Chcesz rady?
Szczeniak pokiwał znacząco głową, a wadera zaczęła mu wszystko tłumaczyć i za jej słowami wykonywał polecenia i po chwili wylądował z patykiem w pyszczku.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.
Szczeniak pobiegł w las, wcześniej mówiąc, że musi już wracać. Wadera przeciągnęła się i ruszyła w drogę. W tym czasie szaro fioletowe szczenię wróciło do grupy i pokazywało rówieśnikom, czego się nauczył. Czarna wadera podeszła do niego i spytała, gdzie był, a on jej opowiedział. W tym czasie Amiri znalazła krzaczek z jagodami i zjadła wszystkie owoce i napiła się z bliskiego strumyka. Gdy zaspokoiła swoje pragnienie, odwróciła się i gdy minęła kolejną parę drzew, naprzeciwko niej pojawia się czarna wilczyca i szczenięta, do białej wadery podbiegł poprzedni szczeniak, lecz szybko wrócił, gdy usłyszał wołanie Alfy. Czara wadera podeszła do wędrowca.
-Witaj na terenie Canavar Liri. Jestem Shadow Alfa watahy, a ty jak się nazywasz?
-Nazywam się Amiri.
Wadery przyglądały się sobie nawzajem.
(Shadow. Równe 300 xD)
niedziela, 24 września 2017
sobota, 23 września 2017
piątek, 22 września 2017
wtorek, 19 września 2017
od Szarego cd. Warrior
Zakląłem cicho, nie mogłem złamać danej przysięgi. Znajdę Warrior, nawet jakbym miał zapłacić za to najwyższą cenę. Milczałem, czując jak bardzo zawiodłem waderę. Zamknąłem oczy na chwilę, poczułem jak pod moimi opuszkami łap tworzy się szron, szybko cofnąłem go w swoją stronę i pozwoliłem mu zniknąć.
- Snajper. Idziesz ze mną. - warknąłem w stronę basiora, który zdezorientowanym wzrokiem spojrzał na mnie ale skinął głową. - To sprawa związana z Warrior. - żołądek ścisnął mi się boleśnie, gdy wymówiłem na głos jej imię. Snajper podążał za mną, potykając się w ciemności. Zakląłem ponownie, gdy zgubiłem trop. Przysiadłem lekko i słuchałem się w cisze, którą przerwało złamanie gałązki przez Snajpera.
- Zamknij się i chodź. - warknąłem i wstałem, kierując swoje kroki w stronę Jeziora Ciszy. Snajper dorównał mi kroku. Dotarliśmy tam o wschodzie słońca, mgła wciąż znajdowała się nad taflą wody.
- To tutaj. - szepnąłem i wszedłem pomiędzy drzewa, basior podążał za mną. Wreszcie odnalazłem wejście do jaskini tamtego dupka. Uciszyłem Snajpera gestem i po cichu wszedłem, skuliłem po sobie uszy, gdy usłyszałem krzyki bólu i łkanie, domyśliłem się że to Warrior. Co tamten dupek jej robi? Pomyślałem i obrzuciłem jaskinię wzrokiem, na posadzce była zaschnięta krew, wciąż jednak czuć było tu siarką, do nozdrzy wdał się też nowy, charakterystyczny zapach - metaliczny i ostry. Krew. Spojrzałem na Snajpera, który skrzywił się, czując to samo co ja i słysząc krzyki bliskiej nam wadery. Basior niecierpliwił się, kręcił się we wszystkie strony. Ciszy nie przerywał nawet wiatr, poczułem jak przechodzą mnie ciarki. Brak bodźców słuchowych powoli przyprawiał naszą dwójkę o szaleństwo, zdecydowałem się wejść teraz.
- Chodź. - szepnąłem i skulony wszedłem do jaskini, odszukując Warrior. Ujrzałem ją leżącą w jakiejś klatce, w kałuży własnej krwi. Usłyszałem kroki, świadczące że nie jesteśmy tu sami, szybko wycofałem się w cień.
- Spokojnie, nie bój się. - warknął Chaos i uśmiechnął się wrednie. Nie zdążyłem zareagować odpowiednio, gdy Snajper skoczył na rosłego basiora. Wykorzystałem moment zaskoczenia i uwolniłem waderę.
- Spokojnie, już dobrze. - szepnąłem uspokajająco, słysząc własny strach. - Uciekajmy stąd. Snajper, osłaniaj tyły. - warknąłem do basiora i zabrałem Warrior na swój grzbiet, wybiegłem z jaskini, słysząc słaby oddech młodej. Ten to się zna na sprawianiu bólu. Wadera chciała zejść gdy tylko dotarliśmy do jaskini, nie pozwoliłem jej i zaprowadziłem do medyka, dostała jakieś zioła do żucia, wysmarował jej rany maścią. Odszedłem w stronę basiora, który przyglądał się mi z zainteresowaniem i chyba się uśmiechał.
- Dzięki. - burknąłem. Spotkałem się z jego zdziwionym spojrzeniem. - Tak, ja też umiem to powiedzieć. - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem.
- To ja dziękuję. - odparł z uśmiechem. Warrior podeszła do nas i wtuliła się, w jej oczach lśniły łzy. Snajper powiedział coś do wadery. Chciał coś jeszcze powiedzieć do mnie, ale odszedłem szybko w stronę legowisk. Snajper przyglądał mi się ze zdziwieniem, nie wiedząc czy iść czy zostać. W końcu usłyszałem jak wstaje i zmierza w stronę swojego posłania. Położyłem głowę i zasnąłem, licząc na brak jakiegokolwiek kontaktu ze Starożytnymi czy koszmarami.
Sceneria znowu była inna, tym razem nigdzie nie było walających się ciał czy innych takich. Znajdowałem się w... świecie Innych. Ujrzałem czyjeś nogi, i poczułem jak ten ktoś mnie podnosi. Wydałem z siebie warkot, ale skwitowany został śmiechem. Wreszcie tamten ktoś postawił mnie na nogi, o dziwo znowu perspektywa była taka jakbym był szczenięciem. Przekręciłem głowę w stronę osoby która mnie podniosła. Była niewielką dziewczynką, która miała kręcone włosy o kolorze zboża. Były tu jeszcze dwie pary nóg, tylko większe. Domyśliłem się że to rodzice dziewczynki.
- Sasha, zostaw już pieska. Jest zmęczony i zestresowany. - głos kobiety sprawił że poczułem się jak w domu.
- Dobrze mamo... jak go możemy nazwać? - zamilkła a na jej słodkiej i niewinnej buzi pojawił się wyraz zamyślenia.
- Może Santa? - zaproponowała jej mama, Sasha pokiwała głową radośnie i pogłaskała mnie po głowie. Ten sen był taki cudowny... Zgasły światła, dziewczynka położyła mnie na jej poduszkę i usnęła. Wpatrywałem się z lubością w jej twarzyczkę. Gdy upewniłem się że śpi, zeskoczyłem niezdarnie z łóżka i dotarłem do pokoju jej rodziców. Zacząłem piszczeć, by mnie wpuścili. Zaspana kobieta otworzyła drzwi i zabrała mnie delikatnie na ręce.
- Witaj w domu, Santa. - wyszeptała i położyła mnie koło siebie, pomiędzy nią a tamtym mężczyzną.
Obudziłem się przed większością, usiadłem ze zmieszaniem na pysku. Jaki sens miał ten sen? Nie mógł mieć żadnego, przecież to nie miało żadnego powiązania. Rozejrzałem się, by sprawdzić kto już się obudził, legowiska Verum i Drakona były puste, ale nie miałem żadnej ochoty z nimi gadać. Chociaż, miałem szansę rozliczyć się za to co wilczyca zrobiła Meilleur'owi. Słysząc jak tamta dwójka sobie słodzi, nie mogłem powstrzymać się przed przerwaniem im tego.
- Verum. - wypowiedziałem jej imię z niemałym obrzydzeniem. - Ty naprawdę sądzisz że puszczę płazem, to co zrobiłaś Mei'owi? - zapytałem, uśmiechając się sarkastycznie. Wadera wstała z chytrym uśmieszkiem.
- Chcesz walczyć? Dwa na jednego? - roześmiała się a ja tylko pokręciłem głową. Kątem oka zauważyłem że Warrior wstała.
- Za walkę podziękuję, bo gdybyś miała jakikolwiek honor, wiedziałabyś że tak walczą tchórze. Ranienie Meilleur'a w pysk? Tylko na tyle było cię stać? - roześmiałem się, na pysku Verum widać było że jest wściekła. Drakon powstrzymał ją z niechęcią od zaatakowania mnie.
- Tchórze! - krzyknąłem za nimi i zacząłem się śmiać. Wróciłem radośnie do Warrior, która przyglądała się tej całej akcji. Przybrałem poważniejszy wyraz, bo musiałem jej powiedzieć o tym śnie.
- Warri... Jest sprawa. - usiadła i zaczęła mi się przysłuchiwać. - Bo... ostatnio śniły mi się tylko koszmary, a ten sen.. Był inny. - przerwałem i zaczekałem na jej odpowiedź.
< Warrior ? :3 Nie miałam pomysłu :/ >
- Snajper. Idziesz ze mną. - warknąłem w stronę basiora, który zdezorientowanym wzrokiem spojrzał na mnie ale skinął głową. - To sprawa związana z Warrior. - żołądek ścisnął mi się boleśnie, gdy wymówiłem na głos jej imię. Snajper podążał za mną, potykając się w ciemności. Zakląłem ponownie, gdy zgubiłem trop. Przysiadłem lekko i słuchałem się w cisze, którą przerwało złamanie gałązki przez Snajpera.
- Zamknij się i chodź. - warknąłem i wstałem, kierując swoje kroki w stronę Jeziora Ciszy. Snajper dorównał mi kroku. Dotarliśmy tam o wschodzie słońca, mgła wciąż znajdowała się nad taflą wody.
- To tutaj. - szepnąłem i wszedłem pomiędzy drzewa, basior podążał za mną. Wreszcie odnalazłem wejście do jaskini tamtego dupka. Uciszyłem Snajpera gestem i po cichu wszedłem, skuliłem po sobie uszy, gdy usłyszałem krzyki bólu i łkanie, domyśliłem się że to Warrior. Co tamten dupek jej robi? Pomyślałem i obrzuciłem jaskinię wzrokiem, na posadzce była zaschnięta krew, wciąż jednak czuć było tu siarką, do nozdrzy wdał się też nowy, charakterystyczny zapach - metaliczny i ostry. Krew. Spojrzałem na Snajpera, który skrzywił się, czując to samo co ja i słysząc krzyki bliskiej nam wadery. Basior niecierpliwił się, kręcił się we wszystkie strony. Ciszy nie przerywał nawet wiatr, poczułem jak przechodzą mnie ciarki. Brak bodźców słuchowych powoli przyprawiał naszą dwójkę o szaleństwo, zdecydowałem się wejść teraz.
- Chodź. - szepnąłem i skulony wszedłem do jaskini, odszukując Warrior. Ujrzałem ją leżącą w jakiejś klatce, w kałuży własnej krwi. Usłyszałem kroki, świadczące że nie jesteśmy tu sami, szybko wycofałem się w cień.
- Spokojnie, nie bój się. - warknął Chaos i uśmiechnął się wrednie. Nie zdążyłem zareagować odpowiednio, gdy Snajper skoczył na rosłego basiora. Wykorzystałem moment zaskoczenia i uwolniłem waderę.
- Spokojnie, już dobrze. - szepnąłem uspokajająco, słysząc własny strach. - Uciekajmy stąd. Snajper, osłaniaj tyły. - warknąłem do basiora i zabrałem Warrior na swój grzbiet, wybiegłem z jaskini, słysząc słaby oddech młodej. Ten to się zna na sprawianiu bólu. Wadera chciała zejść gdy tylko dotarliśmy do jaskini, nie pozwoliłem jej i zaprowadziłem do medyka, dostała jakieś zioła do żucia, wysmarował jej rany maścią. Odszedłem w stronę basiora, który przyglądał się mi z zainteresowaniem i chyba się uśmiechał.
- Dzięki. - burknąłem. Spotkałem się z jego zdziwionym spojrzeniem. - Tak, ja też umiem to powiedzieć. - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem.
- To ja dziękuję. - odparł z uśmiechem. Warrior podeszła do nas i wtuliła się, w jej oczach lśniły łzy. Snajper powiedział coś do wadery. Chciał coś jeszcze powiedzieć do mnie, ale odszedłem szybko w stronę legowisk. Snajper przyglądał mi się ze zdziwieniem, nie wiedząc czy iść czy zostać. W końcu usłyszałem jak wstaje i zmierza w stronę swojego posłania. Położyłem głowę i zasnąłem, licząc na brak jakiegokolwiek kontaktu ze Starożytnymi czy koszmarami.
Sceneria znowu była inna, tym razem nigdzie nie było walających się ciał czy innych takich. Znajdowałem się w... świecie Innych. Ujrzałem czyjeś nogi, i poczułem jak ten ktoś mnie podnosi. Wydałem z siebie warkot, ale skwitowany został śmiechem. Wreszcie tamten ktoś postawił mnie na nogi, o dziwo znowu perspektywa była taka jakbym był szczenięciem. Przekręciłem głowę w stronę osoby która mnie podniosła. Była niewielką dziewczynką, która miała kręcone włosy o kolorze zboża. Były tu jeszcze dwie pary nóg, tylko większe. Domyśliłem się że to rodzice dziewczynki.
- Sasha, zostaw już pieska. Jest zmęczony i zestresowany. - głos kobiety sprawił że poczułem się jak w domu.
- Dobrze mamo... jak go możemy nazwać? - zamilkła a na jej słodkiej i niewinnej buzi pojawił się wyraz zamyślenia.
- Może Santa? - zaproponowała jej mama, Sasha pokiwała głową radośnie i pogłaskała mnie po głowie. Ten sen był taki cudowny... Zgasły światła, dziewczynka położyła mnie na jej poduszkę i usnęła. Wpatrywałem się z lubością w jej twarzyczkę. Gdy upewniłem się że śpi, zeskoczyłem niezdarnie z łóżka i dotarłem do pokoju jej rodziców. Zacząłem piszczeć, by mnie wpuścili. Zaspana kobieta otworzyła drzwi i zabrała mnie delikatnie na ręce.
- Witaj w domu, Santa. - wyszeptała i położyła mnie koło siebie, pomiędzy nią a tamtym mężczyzną.
Obudziłem się przed większością, usiadłem ze zmieszaniem na pysku. Jaki sens miał ten sen? Nie mógł mieć żadnego, przecież to nie miało żadnego powiązania. Rozejrzałem się, by sprawdzić kto już się obudził, legowiska Verum i Drakona były puste, ale nie miałem żadnej ochoty z nimi gadać. Chociaż, miałem szansę rozliczyć się za to co wilczyca zrobiła Meilleur'owi. Słysząc jak tamta dwójka sobie słodzi, nie mogłem powstrzymać się przed przerwaniem im tego.
- Verum. - wypowiedziałem jej imię z niemałym obrzydzeniem. - Ty naprawdę sądzisz że puszczę płazem, to co zrobiłaś Mei'owi? - zapytałem, uśmiechając się sarkastycznie. Wadera wstała z chytrym uśmieszkiem.
- Chcesz walczyć? Dwa na jednego? - roześmiała się a ja tylko pokręciłem głową. Kątem oka zauważyłem że Warrior wstała.
- Za walkę podziękuję, bo gdybyś miała jakikolwiek honor, wiedziałabyś że tak walczą tchórze. Ranienie Meilleur'a w pysk? Tylko na tyle było cię stać? - roześmiałem się, na pysku Verum widać było że jest wściekła. Drakon powstrzymał ją z niechęcią od zaatakowania mnie.
- Tchórze! - krzyknąłem za nimi i zacząłem się śmiać. Wróciłem radośnie do Warrior, która przyglądała się tej całej akcji. Przybrałem poważniejszy wyraz, bo musiałem jej powiedzieć o tym śnie.
- Warri... Jest sprawa. - usiadła i zaczęła mi się przysłuchiwać. - Bo... ostatnio śniły mi się tylko koszmary, a ten sen.. Był inny. - przerwałem i zaczekałem na jej odpowiedź.
< Warrior ? :3 Nie miałam pomysłu :/ >
sobota, 16 września 2017
od Warrior cd. Szarego
Nie wiedziałam czemu, ale obudziłm się w jaskini Chaosa.
- W końcu się obudziłaś... Teleportowałem Cię do mojej jaskini. Na początek będe się nad tobą znęcać, a na koniec.... Ekhem.. Zrobię Ci szczeniaka. - Powiedział
- Co?! Nie! Nie warzysz się! Odpier*ol się ode mnie! - Krzyknęłam z lękiem w głosie.
- A właśnie, że zrobię. O i patrz, mam tu takie magiczne lustro, przez które widze co robicie. Temu wiem kiedy mam zaatakować. Spójrz czy to nie twój brat i przyjaciel?-
W lustrze widziałam, jak obaj biegają po całej jaskini bez celu ze strachem w oczach.
Po chwili Snajper klnął, i próbował znaleść Chaosa z Szarym . Wtedy Chaos zgasił lustro, i powiedział - Masz mi nie zbić tego lustra...bo jak je zbijesz, to nie będe mógł zobaczyć co robisz w danym momencie. A teraz się zabawimy.- Po tych słowach, teleportował mnie do sali tortur. Przywiązał mi nogi do ziemi tak, że nie mogłam się ruszyć. Po przywiązaniu mi łap do ziemi zaczął mnie gryźć.... Potem mnie odwiązał i wsadził do tamtej klatki z powrotem.
- Dlaczego ty mi to robisz? Czego ty odemnie chcesz? - Zapytałam
- Jesteś zbyt silna, na tyle silna, że dasz rade mnie pokonać. Nie chcę abyś była po dobrej stronie, bo mnie pokonasz. A szczeniaka chcę, bo gdy to szczenię będzie twoje, jak i moje, nie dość, że będzie niepokonanym wojownikiem to na dodatek w połowie Bogiem... Więc nie dziw mi się. Jutro przygotuj się na szczenię. - Powiedział, debil jeden
Następnie poszedł gdzieś. Nie wiedziałam co mam robić, jedynie co to leżałam bez sił, i płakałam. Godziny mijały a ja z sekundy na sekundę czułam się coraz gorzej. Bałam się.
- Nie chce mieć z nim nic wspólnego, a tym bardziej szczeniaka. - Wyszeptałam.
Nagle nadszedł ten okropny czas kiedy ten h*j po mnie przyszedł.
- Spokojnie, nie bój się.- Powiedział śmiejąc się. Już miał wejść do mojej klatki, ale nagle jak bohater, Snajper na niego skoczył. A szary uwolnił mnie z klatki, i uspokajając mnie powiedział - Spokojnie, już dobrze. Uciekajmy stąd. - Szary kazał mi wejść na jego grzbiet, a Snajper miał osłaniać tyły. Gdy Snajp tak ugryzł Chaosa, że on zemdlał, zbiliśmy to lustro i zaczęliśmy uciekać do watahy. Gdy dotarliśmy do watahy, poszliśmy do medyka, który kazał mi zjeść jakieś zioła. Z oddali widziałam jak Szary rozmawia z Snajperem. Cieszył mnie ten widok. Podeszłam do nich i zaczęłam im dziękować z łazmi w oczach. Powiedziałam, że bez nich nie poradziłabym sobie. Wtuliłam się w miękką sierść Szarego, a następnie w Snajpera. Byłam zmęczona więc poszłam się położyć. Nagle obudził mnie krzyk Szarego. Nie wiedziałam, do kogo i po co on krzyczy. Jedyne co to miałam nadzieję, że nie na Snapera bo ostatnio zauważyłam, że chyba się nie lubią.
< Szary, na kogo krzyczałeś? X3 >
- W końcu się obudziłaś... Teleportowałem Cię do mojej jaskini. Na początek będe się nad tobą znęcać, a na koniec.... Ekhem.. Zrobię Ci szczeniaka. - Powiedział
- Co?! Nie! Nie warzysz się! Odpier*ol się ode mnie! - Krzyknęłam z lękiem w głosie.
- A właśnie, że zrobię. O i patrz, mam tu takie magiczne lustro, przez które widze co robicie. Temu wiem kiedy mam zaatakować. Spójrz czy to nie twój brat i przyjaciel?-
W lustrze widziałam, jak obaj biegają po całej jaskini bez celu ze strachem w oczach.
Po chwili Snajper klnął, i próbował znaleść Chaosa z Szarym . Wtedy Chaos zgasił lustro, i powiedział - Masz mi nie zbić tego lustra...bo jak je zbijesz, to nie będe mógł zobaczyć co robisz w danym momencie. A teraz się zabawimy.- Po tych słowach, teleportował mnie do sali tortur. Przywiązał mi nogi do ziemi tak, że nie mogłam się ruszyć. Po przywiązaniu mi łap do ziemi zaczął mnie gryźć.... Potem mnie odwiązał i wsadził do tamtej klatki z powrotem.
- Dlaczego ty mi to robisz? Czego ty odemnie chcesz? - Zapytałam
- Jesteś zbyt silna, na tyle silna, że dasz rade mnie pokonać. Nie chcę abyś była po dobrej stronie, bo mnie pokonasz. A szczeniaka chcę, bo gdy to szczenię będzie twoje, jak i moje, nie dość, że będzie niepokonanym wojownikiem to na dodatek w połowie Bogiem... Więc nie dziw mi się. Jutro przygotuj się na szczenię. - Powiedział, debil jeden
Następnie poszedł gdzieś. Nie wiedziałam co mam robić, jedynie co to leżałam bez sił, i płakałam. Godziny mijały a ja z sekundy na sekundę czułam się coraz gorzej. Bałam się.
- Nie chce mieć z nim nic wspólnego, a tym bardziej szczeniaka. - Wyszeptałam.
Nagle nadszedł ten okropny czas kiedy ten h*j po mnie przyszedł.
- Spokojnie, nie bój się.- Powiedział śmiejąc się. Już miał wejść do mojej klatki, ale nagle jak bohater, Snajper na niego skoczył. A szary uwolnił mnie z klatki, i uspokajając mnie powiedział - Spokojnie, już dobrze. Uciekajmy stąd. - Szary kazał mi wejść na jego grzbiet, a Snajper miał osłaniać tyły. Gdy Snajp tak ugryzł Chaosa, że on zemdlał, zbiliśmy to lustro i zaczęliśmy uciekać do watahy. Gdy dotarliśmy do watahy, poszliśmy do medyka, który kazał mi zjeść jakieś zioła. Z oddali widziałam jak Szary rozmawia z Snajperem. Cieszył mnie ten widok. Podeszłam do nich i zaczęłam im dziękować z łazmi w oczach. Powiedziałam, że bez nich nie poradziłabym sobie. Wtuliłam się w miękką sierść Szarego, a następnie w Snajpera. Byłam zmęczona więc poszłam się położyć. Nagle obudził mnie krzyk Szarego. Nie wiedziałam, do kogo i po co on krzyczy. Jedyne co to miałam nadzieję, że nie na Snapera bo ostatnio zauważyłam, że chyba się nie lubią.
< Szary, na kogo krzyczałeś? X3 >
piątek, 15 września 2017
od Szarego cd. Warrior
Wadera, którą wyczułem, to Warrior. Zakląłem cicho i otarłem szybko łzy, które jednak wciąż spływały po moim pysku. War przytuliła mnie i stwierdziła, że prawdziwą rodziną jest ta, która wychowała, a nie ta która wydała na świat. Wtuliłem się w nią, czując przeogromną ulgę i... wdzięczność? Chyba tak to mogłem nazwać.
- Szary, proszę Cię nie płacz, jesteś moim bratem, byłeś moim bratem i będziesz moim bratem nie ważne co się stanie. A teraz chodźmy. - powiedziała, uśmiechając się lekko. Zamrugałem kilka razy, bo nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie powiedziała Warrior. Opanowałem płacz miarę szybko i podążyłem za młodą, która skierowała nas do watahy. Pociągnąłem nosem, poczułem aż za dobrze znajomy mi zapach - siarka. Rzuciłem przerażone spojrzenie Warrior, która tylko pokręciła głową. Wystrzeliliśmy do przodu, mając świadomość że teraz o naszej sytuacji decydują sekundy. Przyspieszyłem, zaczęło czuć spalenizną.
- Cholera. - warknąłem i zatrzymałem się gwałtownie gdy pojawił się Chaos.
- Mówiłem, że wrócę. Teraz idziesz ze mną Warrior, twoim pierwszym zadaniem będzie zabicie Szarego. - warknął, rzuciłem waderze zdziwione spojrzenie. Spięła mięśnie, jej sierść na grzbiecie zaczęła się jeżyć. Basior wciąż uśmiechał się, żądając krwi i mojej śmierci. Warrior spojrzała na Chaos wyzywająco, czyżby chciała mu się sprzeciwić?
- Nigdy! Spier*alaj! - krzyknęła i rzuciła się na jednego z bogów. Zakląłem cicho, to nie mogło skończyć się dobrze. Wadera gryzła go gdzie popadnie, Chaos kilka razy odwzajemnił jej się tym samym, na jego ciele widać było kilka głębokich ran. Przypatrywałem się temu z przerażeniem, widząc w moim umyśle scenę z wizji, spowodowaną przez tamtego wilka. Zadrżałem lekko, gdy basior rozkazał jej przerwać. Zrobiła to, przypatrując mu się ze zdziwieniem.
- Uciekajmy, on zbiera siły. - wyszeptałem, widząc jak wokół niego zbiera się krwistoczerwona mgła. Znów niemiły ścisk w żołądku, ruszyliśmy sprintem w stronę watahy. Obrazy migały mi przed oczami, słyszałem świst wiatru i to jak za mną tworzy się niewielka warstwa szronu. Basior spokojnie pobiegł za nami, miałem świadomość że nie ważne jak bardzo będziemy się starać, on i tak tu trafi. Morderczy wzrok przygwoździł młodą do ziemi, nie mogłem się poruszyć. Basior wbił kły w jej gardło, mogłem przysiąc że czuję to co ona w tamtym momencie. Krew wyciekała z pomiędzy warg basiora, skrzywiłem się lekko. Kątem oka ujrzałem Snajpera, rzuciłem mu wściekłe spojrzenie i rzuciłem się na Chaos. Wilk zdezorientowany odpuścił Warrior, skupił się na mnie. Wreszcie tamten dupek ogarnął o co chodzi, i również zaatakował basiora. Zyskiwaliśmy powoli przewagę nad Starożytnym.
Wokół basiora rozpalił się ogień, i odgrodził nas od niego. Skuliłem uszy po sobie, to nie było coś co lubię.
- Nie sądziłem, że będziecie tacy silni. W szczególności ty Warrior. Wrócę tu za niedługo z moją armią. Jeszcze się policzymy. - warknął ochryple i zniknął, wraz z ogniem który pozostawił po sobie wypalone koło. Warrior zdążyła uderzyć go piorunem, jego łapa miała teraz wzorek który rozciągał się do ogona.
Shadow i Piorun podbiegli do nas, oglądając naszą dwójkę z przerażeniem. Wycofałem się i przyjrzałem temu wszystkiemu ze smutkiem.
Nie pasuję tu. Pomyślałem i przymknąłem oczy, otworzyłem je dopiero gdy poczułem że ktoś się we mnie wtula.
- Dziękuję. - wyszeptała Warrior. Uśmiechnąłem się smutno, młoda nie powinna walczyć. Poczułem jak jej krew ścieka po mojej piersi, odsunąłem ją od siebie i obejrzałem ze zmartwieniem, te rany trzeba wyleczyć. Wtuliła się jeszcze do Snajpera, spojrzałem na tą scenę z lekkimi wyrzutami sumienia, wyglądało na to że ufa bardziej jakiemuś dupkowi który jest tu drugi dzień niż mi. Słońce zaczęło zachodzić, nastąpiła zmiana patroli.
- Sel! Nyx! - krzyknąłem w stronę bardzo dobrze znanej mi dwójki. Odwrócili się i przerwali aktualne zajęcie, jakim był wybór trasy. - Mógłbym się zabrać? - zapytałem z wymuszonym uśmiechem.
- Jasne. Jeszcze...
- Z nami idzie Drakon. - dokończył za nią chłodny głos brązowego basiora. Zjeżyłem się lekko a z mojego gardła wydobył się warkot. Czemu właśnie tego dupka musieli zabrać na patrol?
- Jaki jest cel? - zapytałem, ignorując basiora który właśnie uśmiechał się w stronę Verum, która chyba też miała iść. Zakląłem cicho, chciałem jednak odpocząć od tego.
- Silva Mortem. Doszły słuchy, że rozpanoszyły się tam Shaiks'y. - wzdrygnąłem się, nie cierpię tamtych stworów. Cholera. Skinąłem jednak potulnie głową, Verum i Drakon uśmiechnęli się wrednie i unieśli głowy. Zauważyłem jak Warrior i Snajper wchodzą do jaskini.
- Nyx? Idźcie beze mnie. Mam.. coś ważnego do zrobienia. - powiedziałem szybko i pobiegłem do miejsca gdzie wszyscy odpoczywają i śpią.
- Tchórz! - usłyszałem za sobą. Stłumiony śmiech Verum nawet mnie nie zainteresował. Wparowałem do jaskini, przeczuwając że zaraz wydarzy się coś złego. Odszukałem wzrokiem Warrior, która zdążyła pogrążyć się we śnie. Usiadłem naprzeciwko niej i wpatrywałem się, jak jej oddech staje się równy a mięśnie się rozluźniają. Uśmiechnąłem się smutno.
Może jednak tu jest moje miejsce? Może jednak to nie był czysty przypadek... Pomyślałem i znowu zacząłem wpatrywać się w waderę. Moje oczy zaczęły się zamykać, zmęczenie zaczynało górować nade mną. Rozbudziło mnie nagłe błyśnięcie, rozejrzałem się, by spojrzeć co się zmieniło czy to tylko była iluzja, którą stworzył mój zmęczony umysł. Warrior! Nie chciałem patrzeć na jej legowisko, ale jednak z niechęcią przeniosłem na nie swój wzrok. Była tam tylko... mgła? Światło które aż za dobrze przypominało o Chaosie.
- Znajdę Cię dupku, i pomszczę za Warrior. Cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek będziesz, znajdę Cię. - rzuciłem. Świadkami mojej obietnicy była noc i porywy wiatru, które jakby podpisywały ją wraz ze mną.
>Warri? :3 A czo to takiego? <
- Szary, proszę Cię nie płacz, jesteś moim bratem, byłeś moim bratem i będziesz moim bratem nie ważne co się stanie. A teraz chodźmy. - powiedziała, uśmiechając się lekko. Zamrugałem kilka razy, bo nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie powiedziała Warrior. Opanowałem płacz miarę szybko i podążyłem za młodą, która skierowała nas do watahy. Pociągnąłem nosem, poczułem aż za dobrze znajomy mi zapach - siarka. Rzuciłem przerażone spojrzenie Warrior, która tylko pokręciła głową. Wystrzeliliśmy do przodu, mając świadomość że teraz o naszej sytuacji decydują sekundy. Przyspieszyłem, zaczęło czuć spalenizną.
- Cholera. - warknąłem i zatrzymałem się gwałtownie gdy pojawił się Chaos.
- Mówiłem, że wrócę. Teraz idziesz ze mną Warrior, twoim pierwszym zadaniem będzie zabicie Szarego. - warknął, rzuciłem waderze zdziwione spojrzenie. Spięła mięśnie, jej sierść na grzbiecie zaczęła się jeżyć. Basior wciąż uśmiechał się, żądając krwi i mojej śmierci. Warrior spojrzała na Chaos wyzywająco, czyżby chciała mu się sprzeciwić?
- Nigdy! Spier*alaj! - krzyknęła i rzuciła się na jednego z bogów. Zakląłem cicho, to nie mogło skończyć się dobrze. Wadera gryzła go gdzie popadnie, Chaos kilka razy odwzajemnił jej się tym samym, na jego ciele widać było kilka głębokich ran. Przypatrywałem się temu z przerażeniem, widząc w moim umyśle scenę z wizji, spowodowaną przez tamtego wilka. Zadrżałem lekko, gdy basior rozkazał jej przerwać. Zrobiła to, przypatrując mu się ze zdziwieniem.
- Uciekajmy, on zbiera siły. - wyszeptałem, widząc jak wokół niego zbiera się krwistoczerwona mgła. Znów niemiły ścisk w żołądku, ruszyliśmy sprintem w stronę watahy. Obrazy migały mi przed oczami, słyszałem świst wiatru i to jak za mną tworzy się niewielka warstwa szronu. Basior spokojnie pobiegł za nami, miałem świadomość że nie ważne jak bardzo będziemy się starać, on i tak tu trafi. Morderczy wzrok przygwoździł młodą do ziemi, nie mogłem się poruszyć. Basior wbił kły w jej gardło, mogłem przysiąc że czuję to co ona w tamtym momencie. Krew wyciekała z pomiędzy warg basiora, skrzywiłem się lekko. Kątem oka ujrzałem Snajpera, rzuciłem mu wściekłe spojrzenie i rzuciłem się na Chaos. Wilk zdezorientowany odpuścił Warrior, skupił się na mnie. Wreszcie tamten dupek ogarnął o co chodzi, i również zaatakował basiora. Zyskiwaliśmy powoli przewagę nad Starożytnym.
Wokół basiora rozpalił się ogień, i odgrodził nas od niego. Skuliłem uszy po sobie, to nie było coś co lubię.
- Nie sądziłem, że będziecie tacy silni. W szczególności ty Warrior. Wrócę tu za niedługo z moją armią. Jeszcze się policzymy. - warknął ochryple i zniknął, wraz z ogniem który pozostawił po sobie wypalone koło. Warrior zdążyła uderzyć go piorunem, jego łapa miała teraz wzorek który rozciągał się do ogona.
Shadow i Piorun podbiegli do nas, oglądając naszą dwójkę z przerażeniem. Wycofałem się i przyjrzałem temu wszystkiemu ze smutkiem.
Nie pasuję tu. Pomyślałem i przymknąłem oczy, otworzyłem je dopiero gdy poczułem że ktoś się we mnie wtula.
- Dziękuję. - wyszeptała Warrior. Uśmiechnąłem się smutno, młoda nie powinna walczyć. Poczułem jak jej krew ścieka po mojej piersi, odsunąłem ją od siebie i obejrzałem ze zmartwieniem, te rany trzeba wyleczyć. Wtuliła się jeszcze do Snajpera, spojrzałem na tą scenę z lekkimi wyrzutami sumienia, wyglądało na to że ufa bardziej jakiemuś dupkowi który jest tu drugi dzień niż mi. Słońce zaczęło zachodzić, nastąpiła zmiana patroli.
- Sel! Nyx! - krzyknąłem w stronę bardzo dobrze znanej mi dwójki. Odwrócili się i przerwali aktualne zajęcie, jakim był wybór trasy. - Mógłbym się zabrać? - zapytałem z wymuszonym uśmiechem.
- Jasne. Jeszcze...
- Z nami idzie Drakon. - dokończył za nią chłodny głos brązowego basiora. Zjeżyłem się lekko a z mojego gardła wydobył się warkot. Czemu właśnie tego dupka musieli zabrać na patrol?
- Jaki jest cel? - zapytałem, ignorując basiora który właśnie uśmiechał się w stronę Verum, która chyba też miała iść. Zakląłem cicho, chciałem jednak odpocząć od tego.
- Silva Mortem. Doszły słuchy, że rozpanoszyły się tam Shaiks'y. - wzdrygnąłem się, nie cierpię tamtych stworów. Cholera. Skinąłem jednak potulnie głową, Verum i Drakon uśmiechnęli się wrednie i unieśli głowy. Zauważyłem jak Warrior i Snajper wchodzą do jaskini.
- Nyx? Idźcie beze mnie. Mam.. coś ważnego do zrobienia. - powiedziałem szybko i pobiegłem do miejsca gdzie wszyscy odpoczywają i śpią.
- Tchórz! - usłyszałem za sobą. Stłumiony śmiech Verum nawet mnie nie zainteresował. Wparowałem do jaskini, przeczuwając że zaraz wydarzy się coś złego. Odszukałem wzrokiem Warrior, która zdążyła pogrążyć się we śnie. Usiadłem naprzeciwko niej i wpatrywałem się, jak jej oddech staje się równy a mięśnie się rozluźniają. Uśmiechnąłem się smutno.
Może jednak tu jest moje miejsce? Może jednak to nie był czysty przypadek... Pomyślałem i znowu zacząłem wpatrywać się w waderę. Moje oczy zaczęły się zamykać, zmęczenie zaczynało górować nade mną. Rozbudziło mnie nagłe błyśnięcie, rozejrzałem się, by spojrzeć co się zmieniło czy to tylko była iluzja, którą stworzył mój zmęczony umysł. Warrior! Nie chciałem patrzeć na jej legowisko, ale jednak z niechęcią przeniosłem na nie swój wzrok. Była tam tylko... mgła? Światło które aż za dobrze przypominało o Chaosie.
- Znajdę Cię dupku, i pomszczę za Warrior. Cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek będziesz, znajdę Cię. - rzuciłem. Świadkami mojej obietnicy była noc i porywy wiatru, które jakby podpisywały ją wraz ze mną.
>Warri? :3 A czo to takiego? <
od Warrior cd. Szarego
Gdy to usłyszałam, to stanęłam i patrzyłam na Szarego. Bez dłuższego zastanowienia się podeszłam do niego, przytuliłam go i powiedziałam, że prawdziwą rodziną jest ta, która wychowała, a nie ta która wydała na świat. Gdy Szary to usłyszał wtulił się we mnie, ale nie przestał płakać.
- Szary, proszę Cię nie płacz, jesteś moim bratem, byłeś moim bratem i będziesz moim bratem nie ważne co się stanie. A teraz chodźmy. - mówiąc to uśmiechnęłam się do niego.
Szary przestał płakać. Uśmiechnął się do mnie wdzięcznie, a następnie poszliśmy do watahy. Po drodze wyczuliśmy znajomy zapach siarki. Przyśpieszyliśmy, ale to nic nie dało, ponieważ zza rogu wyskoczył Chaos.
-
Mówiłem, że wrócę. Teraz idziesz ze mną Warrior, twoim pierwszym zadaniem będzie zabicie Szarego.- Powiedział z żądnym krwi uśmiechem.
- Nigdy! Spier*alaj! - Krzyknęłam a następnie rzuciłam się na o wiele mocniej ode mnie zbudowanego basiora.
Zaczęłam go gryźć gdzie popadnie. Zrobiłam mu kilka naprawdę głębokich ran. Nagle krzyknął -Przestań! Czekaj!-. Po tym przestałam go atakować. Basior stał i na nas patrzył. Szary szepnął do mnie -Uciekajmy, on zbiera siły-. Nagle ja i Szary ruszyliśmy dzikim biegiem do watahy. Chaos zaczął nas gonić. Cała wataha usłyszała nasze krzyki -Chaos wrócił!-. Gdy staneliśmy i patrzyliśmy na Chaosa. Chaos wbił we mnie swój okropny wzrok. Skoczył na mnie i wbijał swoje ostre kły w moje gardło. Ugryzłam go w uszy tak mocno, że prawie je odgryzłam. On stanął i znów zaczął zbierać siły. Wtedy Szary popatrzy na mnie, i Snajpera. Skoczył na Chaos, ja nie zastanawiając się dłużej również rzuciłam się na niego, a razem ze mną Snajper. Mieliśmy przewagę. Chaos poddał się, rozpalił w okół siebie ogień, i powiedział :
- Nie sądziłem, że będziecie tacy silni. W szczególności ty Warrior. Wrócę tu za niedługo z moją armią. Jeszcze się policzymy- .
Gdy skończył mówić grzmotnęłam go Piorunem. A on zniknął jak duch. Po chwili wszyscy się rozeszli. Mama i tata, z przerażeniem podbiegli do nas, sprawdzić czy wszystko okej. Spojrzałam na obydwóch basiorów i powiedziałam -Dziękuję- z uśmiechem na pysku.
- Szary, proszę Cię nie płacz, jesteś moim bratem, byłeś moim bratem i będziesz moim bratem nie ważne co się stanie. A teraz chodźmy. - mówiąc to uśmiechnęłam się do niego.
Szary przestał płakać. Uśmiechnął się do mnie wdzięcznie, a następnie poszliśmy do watahy. Po drodze wyczuliśmy znajomy zapach siarki. Przyśpieszyliśmy, ale to nic nie dało, ponieważ zza rogu wyskoczył Chaos.
-
Mówiłem, że wrócę. Teraz idziesz ze mną Warrior, twoim pierwszym zadaniem będzie zabicie Szarego.- Powiedział z żądnym krwi uśmiechem.
- Nigdy! Spier*alaj! - Krzyknęłam a następnie rzuciłam się na o wiele mocniej ode mnie zbudowanego basiora.
Zaczęłam go gryźć gdzie popadnie. Zrobiłam mu kilka naprawdę głębokich ran. Nagle krzyknął -Przestań! Czekaj!-. Po tym przestałam go atakować. Basior stał i na nas patrzył. Szary szepnął do mnie -Uciekajmy, on zbiera siły-. Nagle ja i Szary ruszyliśmy dzikim biegiem do watahy. Chaos zaczął nas gonić. Cała wataha usłyszała nasze krzyki -Chaos wrócił!-. Gdy staneliśmy i patrzyliśmy na Chaosa. Chaos wbił we mnie swój okropny wzrok. Skoczył na mnie i wbijał swoje ostre kły w moje gardło. Ugryzłam go w uszy tak mocno, że prawie je odgryzłam. On stanął i znów zaczął zbierać siły. Wtedy Szary popatrzy na mnie, i Snajpera. Skoczył na Chaos, ja nie zastanawiając się dłużej również rzuciłam się na niego, a razem ze mną Snajper. Mieliśmy przewagę. Chaos poddał się, rozpalił w okół siebie ogień, i powiedział :
- Nie sądziłem, że będziecie tacy silni. W szczególności ty Warrior. Wrócę tu za niedługo z moją armią. Jeszcze się policzymy- .
Gdy skończył mówić grzmotnęłam go Piorunem. A on zniknął jak duch. Po chwili wszyscy się rozeszli. Mama i tata, z przerażeniem podbiegli do nas, sprawdzić czy wszystko okej. Spojrzałam na obydwóch basiorów i powiedziałam -Dziękuję- z uśmiechem na pysku.
czwartek, 14 września 2017
od Szarego cd. Warrior
Warrior obudziła się i spojrzała na mnie.
-Szary, wiem, że chcesz wiedzieć kim on jest. To jest Snajper, należy do naszej watahy. Jest moim przyjacielem, od wczoraj. - wytłumaczyła szybko. Poczułem że szron zaczyna się cofać. Lekko się zirytowałem, Warrior i reszta watahy wie, ale mnie wszystko omija?
- No brawo. Super, że się obudziłaś. - warknąłem i poruszyłem ogonem zdenerwowany.
- Nie musisz gratulować. Ja na twoim miejscu też znalazłabym sobie przyjaciela. - z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Opanowałem się jednak i wyszedłem, zamiatając wściekle ogonem. Niejaki Snajper przyglądał mi się z zainteresowaniem, odszukałem wzrokiem Meilleur'a, który krzątał się po Jaskini. Zawołałem go z uśmiechem, pomerdał ogonem i podniósł wzrok z lekkim uśmiechem.
- Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony, przyglądając się ranie która powoli zaczynała się zabliźniać. Basior pokiwał głową, zrozumiałem o co mu chodziło i uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Chodzisz jakiś taki nabuzowany. - mruknął, starając się jak najmniej poruszać pyskiem by nie otworzyć rany. Zaśmiałem się pod nosem, to prawda. Meilleur poszedł w swoją stronę, po szybkim pożegnaniu usiadłem i zastanowiłem się co robić. Warrior miała nowego kumpla, więc ja poszedłem w odstawkę. Poczułem niemiły ścisk w żołądku, chyba za bardzo się przyzwyczaiłem, do tamtych szczenięcych czasów. Wszędzie gdzie spojrzałem, były radosne wilki które bawiły się w swoim towarzystwie lub po prostu trenowały. Muszę wrócić przed nocą, by zdążyć na ostatnią grupę treningową. Cholera... Zacząłem iść w kierunku Ignis Est, przynajmniej taką miałem nadzieję, że tam trafię. Zamiast jednak dotrzeć do Miejsca Ognia, skręciłem i podążałem za Warrior i Snajperem, wciąż nie ufałem tamtemu basiorowi. Szedłem powoli za nimi i oglądałem jak się dobrze bawią, usiadłem na skraju lasu i zacząłem zastanawiać się nad tym co ja tu w ogóle robię.
Serio? Jestem aż takim przegrywem. Nie mam rodziców, Shadow i Piorun to Alfy, tak samo jak Warrior. Poszedłem w odstawkę, przez własną... nie, przecież Warri to nawet nie moja rodzina. Nie mam rodziny, kilka razy już mi to uświadomiono w bolesny sposób. Ciekawe czy War myśli że jesteśmy rodzeństwem? Może powinienem powiedzieć jej prawdę, że ja się tu po prostu przyplątałem. Nie miałem nawet własnej mocy, może to czysty przypadek że teraz ją mam? Może ja naprawdę jestem od Innych? Ale jak przeszedłem przez barierę i to wszystko?
Zaczęło się ściemniać, więc wróciłem szybko do watahy i dokończyłem spóźniony trening, tym razem wyszedłem bez szwanku.
Nie mogłem spać, jak przez większość ostatnich nocy. Udało mi się zasnąć dopiero w momencie gdy księżyc był w zenicie.
- Szary. Wstawaj. - warknięcie Warrior wyciągnęło mnie z objęć snu, otworzyłem oczy i natychmiast je przymknąłem, gdy poranne słońce trafiło prosto we mnie, gdy wadera się odsunęła. Warknąłem i wstałem, potrząsając głową, by otrząsnąć z siebie resztki snu. - Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziała poważnie.
- A czy my kiedykolwiek rozmawiamy o czymś innym? - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem. Szykowała się długa rozmowa. Zapadło milczenie, przerywane tylko głośniejszymi oddechami i porywami wiatru, który szarpał nasze futra. Moje uszy całkowicie poddały się sile wiatru i poruszały się wraz z nim. - Zaczniesz wreszcie? - warknąłem, wbijając wzrok w waderę. Nie odwróciła wzroku, przyjęła to ze spokojem.
- Zacznę. - odparła. - Co Ci strzeliło do tego pustego łba? - skuliłem po sobie wściekle uszy i warknąłem cicho. - Śledziłeś nas, to prawda? - zniżyła głos a ja tylko uśmiechnąłem się wrednie.
- A nawet jeśli? - powiedziałem chłodno. - nie ufam Snajperowi, a tym bardziej tobie jak znikasz na całe dnie i nie dajesz znaku życia. - warknąłem, próbując się opanować. Byłem świadomy że jestem bliski wygadania się o braku rodziców. - Chcę dać Ci bezpieczeństwo. To czego nie dostałem ja... - szepnąłem już do siebie. Liczyłem że Warrior nie dosłyszała tego, gdy odchodziła do swojego przyjaciela, już uśmiechem na pysku. Wstałem i skierowałem swoje kroki do jedynego miejsca jakie wydawało mi się odpowiednie - Ignis Est. Nie byłem tam pierwszy raz, ale miałem świadomość że mało kto będzie tam przebywał o tej porze. Nie zabierałem ze sobą nic, po prostu poszedłem. Wędrówka wcale mi się nie dłużyła, wręcz przeciwnie - miałem wrażenie że minęło tylko parę minut. Uśmiechnąłem się smutno, gdy moim oczom ukazał się płomień. Usiadłem i wsłuchałem się w strzelający ogień. Może jednak nie było tu tak źle? Ale... przecież co ja mam tu do roboty bez rodziny? Poczułem jak pieką mnie łzy, ale czego? Wściekłości? Zawodu? Przecież gniew już dawno mi przeszedł, nie ma ich i nigdy ich nie będzie, po co ja robię sobie nadzieję? Żeby znowu się zawieść? Poczułem jak w gardło ściska mi się boleśnie. Pozwoliłem słonym łzom spłynąć po moich policzkach w milczeniu.
- Przepraszam... przepraszam że was zawiodłem. - szepnąłem w stronę nicości, licząc że nikt mnie nie usłyszy. Wciąż słyszałem to "Jesteś przybłędą. Po co tu w ogóle przyszedłeś? To nie ma sensu. Nie masz nic, rodziny, przyjaciół a tym bardziej mocy." no i ten śmiech. Może nie mylił się do tego że jestem przybłędą? Może powinienem był sobie odpuścić to wszystko i zostać samotnikiem albo po prostu odejść? Tak po prostu, zniknąć? Usłyszałem czyjeś kroki za sobą. Zignorowałem je, obstawiając jakąś zwierzynę, łzy wciąż spływały po moich policzkach, pozostawiając mokre ślady. Do moich nozdrzy doszedł zapach, znany mi aż za dobrze, jakiejś wadery której nie mogłem w tym momencie skojarzyć...
>Warri? :3 Czyżbyś to była ty?<
-Szary, wiem, że chcesz wiedzieć kim on jest. To jest Snajper, należy do naszej watahy. Jest moim przyjacielem, od wczoraj. - wytłumaczyła szybko. Poczułem że szron zaczyna się cofać. Lekko się zirytowałem, Warrior i reszta watahy wie, ale mnie wszystko omija?
- No brawo. Super, że się obudziłaś. - warknąłem i poruszyłem ogonem zdenerwowany.
- Nie musisz gratulować. Ja na twoim miejscu też znalazłabym sobie przyjaciela. - z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Opanowałem się jednak i wyszedłem, zamiatając wściekle ogonem. Niejaki Snajper przyglądał mi się z zainteresowaniem, odszukałem wzrokiem Meilleur'a, który krzątał się po Jaskini. Zawołałem go z uśmiechem, pomerdał ogonem i podniósł wzrok z lekkim uśmiechem.
- Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony, przyglądając się ranie która powoli zaczynała się zabliźniać. Basior pokiwał głową, zrozumiałem o co mu chodziło i uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Chodzisz jakiś taki nabuzowany. - mruknął, starając się jak najmniej poruszać pyskiem by nie otworzyć rany. Zaśmiałem się pod nosem, to prawda. Meilleur poszedł w swoją stronę, po szybkim pożegnaniu usiadłem i zastanowiłem się co robić. Warrior miała nowego kumpla, więc ja poszedłem w odstawkę. Poczułem niemiły ścisk w żołądku, chyba za bardzo się przyzwyczaiłem, do tamtych szczenięcych czasów. Wszędzie gdzie spojrzałem, były radosne wilki które bawiły się w swoim towarzystwie lub po prostu trenowały. Muszę wrócić przed nocą, by zdążyć na ostatnią grupę treningową. Cholera... Zacząłem iść w kierunku Ignis Est, przynajmniej taką miałem nadzieję, że tam trafię. Zamiast jednak dotrzeć do Miejsca Ognia, skręciłem i podążałem za Warrior i Snajperem, wciąż nie ufałem tamtemu basiorowi. Szedłem powoli za nimi i oglądałem jak się dobrze bawią, usiadłem na skraju lasu i zacząłem zastanawiać się nad tym co ja tu w ogóle robię.
Serio? Jestem aż takim przegrywem. Nie mam rodziców, Shadow i Piorun to Alfy, tak samo jak Warrior. Poszedłem w odstawkę, przez własną... nie, przecież Warri to nawet nie moja rodzina. Nie mam rodziny, kilka razy już mi to uświadomiono w bolesny sposób. Ciekawe czy War myśli że jesteśmy rodzeństwem? Może powinienem powiedzieć jej prawdę, że ja się tu po prostu przyplątałem. Nie miałem nawet własnej mocy, może to czysty przypadek że teraz ją mam? Może ja naprawdę jestem od Innych? Ale jak przeszedłem przez barierę i to wszystko?
Zaczęło się ściemniać, więc wróciłem szybko do watahy i dokończyłem spóźniony trening, tym razem wyszedłem bez szwanku.
Nie mogłem spać, jak przez większość ostatnich nocy. Udało mi się zasnąć dopiero w momencie gdy księżyc był w zenicie.
- Szary. Wstawaj. - warknięcie Warrior wyciągnęło mnie z objęć snu, otworzyłem oczy i natychmiast je przymknąłem, gdy poranne słońce trafiło prosto we mnie, gdy wadera się odsunęła. Warknąłem i wstałem, potrząsając głową, by otrząsnąć z siebie resztki snu. - Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziała poważnie.
- A czy my kiedykolwiek rozmawiamy o czymś innym? - rzuciłem sarkastycznie i usiadłem. Szykowała się długa rozmowa. Zapadło milczenie, przerywane tylko głośniejszymi oddechami i porywami wiatru, który szarpał nasze futra. Moje uszy całkowicie poddały się sile wiatru i poruszały się wraz z nim. - Zaczniesz wreszcie? - warknąłem, wbijając wzrok w waderę. Nie odwróciła wzroku, przyjęła to ze spokojem.
- Zacznę. - odparła. - Co Ci strzeliło do tego pustego łba? - skuliłem po sobie wściekle uszy i warknąłem cicho. - Śledziłeś nas, to prawda? - zniżyła głos a ja tylko uśmiechnąłem się wrednie.
- A nawet jeśli? - powiedziałem chłodno. - nie ufam Snajperowi, a tym bardziej tobie jak znikasz na całe dnie i nie dajesz znaku życia. - warknąłem, próbując się opanować. Byłem świadomy że jestem bliski wygadania się o braku rodziców. - Chcę dać Ci bezpieczeństwo. To czego nie dostałem ja... - szepnąłem już do siebie. Liczyłem że Warrior nie dosłyszała tego, gdy odchodziła do swojego przyjaciela, już uśmiechem na pysku. Wstałem i skierowałem swoje kroki do jedynego miejsca jakie wydawało mi się odpowiednie - Ignis Est. Nie byłem tam pierwszy raz, ale miałem świadomość że mało kto będzie tam przebywał o tej porze. Nie zabierałem ze sobą nic, po prostu poszedłem. Wędrówka wcale mi się nie dłużyła, wręcz przeciwnie - miałem wrażenie że minęło tylko parę minut. Uśmiechnąłem się smutno, gdy moim oczom ukazał się płomień. Usiadłem i wsłuchałem się w strzelający ogień. Może jednak nie było tu tak źle? Ale... przecież co ja mam tu do roboty bez rodziny? Poczułem jak pieką mnie łzy, ale czego? Wściekłości? Zawodu? Przecież gniew już dawno mi przeszedł, nie ma ich i nigdy ich nie będzie, po co ja robię sobie nadzieję? Żeby znowu się zawieść? Poczułem jak w gardło ściska mi się boleśnie. Pozwoliłem słonym łzom spłynąć po moich policzkach w milczeniu.
- Przepraszam... przepraszam że was zawiodłem. - szepnąłem w stronę nicości, licząc że nikt mnie nie usłyszy. Wciąż słyszałem to "Jesteś przybłędą. Po co tu w ogóle przyszedłeś? To nie ma sensu. Nie masz nic, rodziny, przyjaciół a tym bardziej mocy." no i ten śmiech. Może nie mylił się do tego że jestem przybłędą? Może powinienem był sobie odpuścić to wszystko i zostać samotnikiem albo po prostu odejść? Tak po prostu, zniknąć? Usłyszałem czyjeś kroki za sobą. Zignorowałem je, obstawiając jakąś zwierzynę, łzy wciąż spływały po moich policzkach, pozostawiając mokre ślady. Do moich nozdrzy doszedł zapach, znany mi aż za dobrze, jakiejś wadery której nie mogłem w tym momencie skojarzyć...
>Warri? :3 Czyżbyś to była ty?<
od Warrior cd. Szarego
Poczułam lekkie zimno, obudziłam się i zobaczyłam Szarego. Wyglądał tak jakby chciał się dowiedzieć kim jest Snajper. Powiedziałam-
Szary, wiem, że chcesz wiedzieć kim on jest. To jest Snajper, należy do naszej watahy. Jest moim przyjacielem, od wczoraj.-
- No brawo. Super, że się obudziłaś -powiedział, i spojrzał na snajpera z wyższością w oczach. Gdy tak na niego spojrzał myślałam, że walnę go w ten pusty łeb. Za kogo on sie ma, żeby tak patrzeć na innych? -pomyślałam.
-Gratuluję nowego przyjaciela. -Warknął.
- Nie musisz gratulować. Ja na twoim miejscu też znalazłabym sobie przyjaciela. - Odpowiedziałam z warknięciem, i chamstwem tak samo, jak on mi. Snajper przyglądał się mi, a potem Szaremu. Widziałam, że jest w niezręcznej sytuacji. Szary, podniósł głowę do góry, i wyszedł.
-Przepraszam Cię za niego Snajpik.-
- To nie twoja wina, nic się nie stało. -
Uśmiechnęłam się do niego, a On do mnie.
-Mam pomysł, zjedzmy coś a następnie chodźmy na tą polanę. - powiedziałam
- Okej, to chodźmy! - Powiedział.
Zjedliśmy śniadanie, i poszliśmy na polanę. Po drodze napiliśmy się wody z jeziora. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęliśmy się wygłupiać. Było dużo śmiechu. Potem gdy skończyliśmy się wygłupiać, poszliśmy usiąść na klifie. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Nagle z nieba zaczął padać deszcz. Było wspaniale. Po chwili kontem oka zauważyłam, że Snajp, zaczął patrzeć na mnie z uśmiechem na pysku. Odwzajemniłam te gest. Po krótkiej chwili deszcz przestał padać, a ja i Snaj, czekaliśmy na noc. Gdy noc się zaczęła, ja i Snajp zaczęliśmy patrzeć w gwiazdy. W oczach Snajpera odbijały się gwiazdy. Potem postanowiliśmy, że wrócimy. Gdy byliśmy już w jaskini, dopiero wtedy zorientowałam się ze Snajpem, że Szary szedł za nami. Niestety nie wiem jak długo nas śledził. Ale rano zapytam się go co on sobie ubzdurał w tym pustym łbie.
> Szary? <
środa, 13 września 2017
od Szaraczka cd. Warrior
Dotarłem do medyka, pod ostrzałem spojrzeń, które wyrzucały mi mój błąd. Wiedziałem, co zrobiłem źle ale podniosłem dumnie głowę i nie zwracałem na nie uwagi. Verum spoglądała na mnie z wyższością, tak samo jak mój wcześniejszy przeciwnik. Teraz pewnie oboje podlizywali się Nyx'owi. Siedziałem spokojnie i zagryzałem zęby, gdy lawendowy basior opatrywał moje rany, gdy zabrał się do ich zszywania, warknąłem kilka razy, srebrna igła płynnie przechodziła przez skórę.
- Gotowe. - mruknął medyk i pozwolił mi wstać. - Uważaj na siebie, szwy wkrótce zejdą same. - stwierdził i przyjął kolejnego pacjenta. Zastanawiało mnie, co Warrior powiedziała Shadow i Piorunowi.
- Jutro możesz już trenować! - krzyknął za mną, podziękowałem mu i poszedłem w swoją stronę. Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem w stronę legowisk, drogę jednak zagrodziła mi czarna wilczyca, Alfa. Skuliłem wściekle uszy, szykuje się kazanie z winy Warrior. Warknąłem cicho. Shadow kazała mi usiąść, zrobiłem tak jak kazała.
- Desoto. Myślałam że zachowasz się doroślej. Jesteś starszym.. - zamilkła i przełknęła ślinę. W moim gardle zaczął zbierać się warkot. Miałem tego dosyć, byłem świadomy że rodziców już nie ma. Nie musieli traktować mnie jak dziecko. - bratem Warrior. Musisz być wyrozumiały, jest młodsza od Ciebie. Powinieneś był przyjąć godnie przegraną. - powiedziała stanowczo, spuściła z tonu.
- Ale to przez...
- Skończyłam. - warknęła i wstała, machając wściekle ogonem, chyba jednak jej nie przeszło. Siedziałem wryty w ziemię i oglądałem jak Verum przymila się do Drakona, miałem ochotę zwrócić moje śniadanie, widząc tamtą dwulicową dwójkę. Warknąłem cicho i wróciłem do legowisk. Tym razem nie śledziły mnie prześmiewcze spojrzenia, kilkoro uczniów przywitało mnie z uśmiechem a kilku skuliło się głębiej na swoich miejscach. Poruszyłem uszami, słysząc za sobą kroki, domyśliłem się że to tamta wadera i mój "kumpel". Meilleur uśmiechnął się z bólem, na jego pysku wciąż widniała dzisiejsza rana. Podszedłem do niego zmartwiony, nie wiedząc co powiedzieć. Mei zamknął oczy, gdy chciał coś powiedzieć, czyżby sprawiało mu to mniej bólu? Zastanowiłem się nad tym.
- Dobranoc. Policzę się z nią, za to co Ci zrobiła. - dodałem, ostatnie zdanie brzmiało bardziej jak warkot. Uczniowie spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, no tak, przecież wciąż traktowali mnie i Meilleura jako wrogów. Chyba liczyli na walkę, pokręciłem głową i ułożyłem się na swoim legowisku, odpoczywając. Minęła jakaś godzina, gdy zdecydowałem się wstać. Poszedłem do jaskini i ujrzałem jak Piorun rozmawia z moją siostrą, która jako dorosła wadera wyglądała.. całkiem inaczej. Była poważniejsza i na jej pysku wciąż błąkał się chytry uśmiech, tak jak widziałem ją w wizji. Wyobraziłem sobie na niej tamtą zbroję i scenerię z koszmaru, wzdrygnąłem się, wiedząc że teraz w walce będzie mnie przewyższać. Warrior rzuciła mi wściekłe spojrzenie i wyszła, rozglądając się na boki, jakby kogoś szukając. Przewróciłem oczami i ruszyłem w pewnej odległości za waderą. Jej kroki skierowane były do lasu. Zakląłem cicho, przecież tam niedaleko jest granica. Zacząłem żywić do niej pewne uprzedzenia, nie byłoby za miło gdyby córka Alf spotykała się z kimś z sąsiedniej watahy. Przed sylwetką wadery, rysował się jeszcze zarys kogoś mocniej zbudowanego, wyglądał na basiora. Poczułem jak żołądek zaciska mi się boleśnie, jeżeli dojdzie do czegokolwiek więcej niż ostra wymiana słów, leżę martwy. Miałem ochotę wydrzeć się na waderę, ale zrezygnowałem, wystarczy mi na razie ran. Wycofałem się, z gardłowym warkotem i skierowałem w stronę Deversari, ale tam też odpuściłem. Zdecydowałem się wrócić do watahy dłuższą drogą. Ktoś pociągnął mnie gwałtownie w bok, usłyszałem syknięcie bólu, gdy tamten osobnik uderzył głową w coś twardego, przez mój gwałtowny ruch.
- Meilleur!? - wyszeptałem przerażony, rozpoznałem go po ranie na pysku. Ciche stęknięcie bólu utwierdziło mnie w przekonaniu że to on. - przepraszam... - dodałem, zbierając szybko jakieś liście które mogą uśmierzyć ból. Pogryzł je niechętnie i wstał.
- Przeżyję, ale na pewno będzie dłużej boleć. - odparł zgryźliwie. - wróciła twoja siostra. - powiedział i naprowadził mnie do jej legowiska. Przyjrzałem się jej, wyglądała tak jak przed jej wyjściem. Zakląłem cicho, gdy koło niej ujrzałem jakiegoś basiora, ale uspokoiłem się szybko, myślą że to równie dobrze mógł być jakiś podróżny, który potrzebował strawy i noclegu. Odpoczywałem wcześniej, więc nie chciało mi się teraz spać, w dodatku dopiero za dwa dni mam trening. Usiadłem wygodnie i przyglądałem się tamtej dwójce. Czułem się trochę jak przy Jeziorze Ciszy, nie było słychać nic, tylko wyrównane oddechy wilków i ciche szuranie liści. Zawiał wiatr, Meilleur zadrżał z zimna, zastanowiłem się jak to jest odczuwać naturalny chłód... Pod moimi łapami utworzył się szron, uniosłem lekko wargi w uśmiechem. Może jednak polubię tą moc? Wpatrywałem się w mój twór do wschodu, poranne promienie lekko musnęły moje futro i zacząłem odczuwać przyjemne ciepło. Warrior rozchyliła powieki i spojrzała na szron, który zawędrował aż do jej legowiska. Spojrzałem na nią, starając się utrzymać łagodny wyraz oczu. Liczyłem że wie kim jest ten basior...
> Warri? :3 <
- Gotowe. - mruknął medyk i pozwolił mi wstać. - Uważaj na siebie, szwy wkrótce zejdą same. - stwierdził i przyjął kolejnego pacjenta. Zastanawiało mnie, co Warrior powiedziała Shadow i Piorunowi.
- Jutro możesz już trenować! - krzyknął za mną, podziękowałem mu i poszedłem w swoją stronę. Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem w stronę legowisk, drogę jednak zagrodziła mi czarna wilczyca, Alfa. Skuliłem wściekle uszy, szykuje się kazanie z winy Warrior. Warknąłem cicho. Shadow kazała mi usiąść, zrobiłem tak jak kazała.
- Desoto. Myślałam że zachowasz się doroślej. Jesteś starszym.. - zamilkła i przełknęła ślinę. W moim gardle zaczął zbierać się warkot. Miałem tego dosyć, byłem świadomy że rodziców już nie ma. Nie musieli traktować mnie jak dziecko. - bratem Warrior. Musisz być wyrozumiały, jest młodsza od Ciebie. Powinieneś był przyjąć godnie przegraną. - powiedziała stanowczo, spuściła z tonu.
- Ale to przez...
- Skończyłam. - warknęła i wstała, machając wściekle ogonem, chyba jednak jej nie przeszło. Siedziałem wryty w ziemię i oglądałem jak Verum przymila się do Drakona, miałem ochotę zwrócić moje śniadanie, widząc tamtą dwulicową dwójkę. Warknąłem cicho i wróciłem do legowisk. Tym razem nie śledziły mnie prześmiewcze spojrzenia, kilkoro uczniów przywitało mnie z uśmiechem a kilku skuliło się głębiej na swoich miejscach. Poruszyłem uszami, słysząc za sobą kroki, domyśliłem się że to tamta wadera i mój "kumpel". Meilleur uśmiechnął się z bólem, na jego pysku wciąż widniała dzisiejsza rana. Podszedłem do niego zmartwiony, nie wiedząc co powiedzieć. Mei zamknął oczy, gdy chciał coś powiedzieć, czyżby sprawiało mu to mniej bólu? Zastanowiłem się nad tym.
- Dobranoc. Policzę się z nią, za to co Ci zrobiła. - dodałem, ostatnie zdanie brzmiało bardziej jak warkot. Uczniowie spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, no tak, przecież wciąż traktowali mnie i Meilleura jako wrogów. Chyba liczyli na walkę, pokręciłem głową i ułożyłem się na swoim legowisku, odpoczywając. Minęła jakaś godzina, gdy zdecydowałem się wstać. Poszedłem do jaskini i ujrzałem jak Piorun rozmawia z moją siostrą, która jako dorosła wadera wyglądała.. całkiem inaczej. Była poważniejsza i na jej pysku wciąż błąkał się chytry uśmiech, tak jak widziałem ją w wizji. Wyobraziłem sobie na niej tamtą zbroję i scenerię z koszmaru, wzdrygnąłem się, wiedząc że teraz w walce będzie mnie przewyższać. Warrior rzuciła mi wściekłe spojrzenie i wyszła, rozglądając się na boki, jakby kogoś szukając. Przewróciłem oczami i ruszyłem w pewnej odległości za waderą. Jej kroki skierowane były do lasu. Zakląłem cicho, przecież tam niedaleko jest granica. Zacząłem żywić do niej pewne uprzedzenia, nie byłoby za miło gdyby córka Alf spotykała się z kimś z sąsiedniej watahy. Przed sylwetką wadery, rysował się jeszcze zarys kogoś mocniej zbudowanego, wyglądał na basiora. Poczułem jak żołądek zaciska mi się boleśnie, jeżeli dojdzie do czegokolwiek więcej niż ostra wymiana słów, leżę martwy. Miałem ochotę wydrzeć się na waderę, ale zrezygnowałem, wystarczy mi na razie ran. Wycofałem się, z gardłowym warkotem i skierowałem w stronę Deversari, ale tam też odpuściłem. Zdecydowałem się wrócić do watahy dłuższą drogą. Ktoś pociągnął mnie gwałtownie w bok, usłyszałem syknięcie bólu, gdy tamten osobnik uderzył głową w coś twardego, przez mój gwałtowny ruch.
- Meilleur!? - wyszeptałem przerażony, rozpoznałem go po ranie na pysku. Ciche stęknięcie bólu utwierdziło mnie w przekonaniu że to on. - przepraszam... - dodałem, zbierając szybko jakieś liście które mogą uśmierzyć ból. Pogryzł je niechętnie i wstał.
- Przeżyję, ale na pewno będzie dłużej boleć. - odparł zgryźliwie. - wróciła twoja siostra. - powiedział i naprowadził mnie do jej legowiska. Przyjrzałem się jej, wyglądała tak jak przed jej wyjściem. Zakląłem cicho, gdy koło niej ujrzałem jakiegoś basiora, ale uspokoiłem się szybko, myślą że to równie dobrze mógł być jakiś podróżny, który potrzebował strawy i noclegu. Odpoczywałem wcześniej, więc nie chciało mi się teraz spać, w dodatku dopiero za dwa dni mam trening. Usiadłem wygodnie i przyglądałem się tamtej dwójce. Czułem się trochę jak przy Jeziorze Ciszy, nie było słychać nic, tylko wyrównane oddechy wilków i ciche szuranie liści. Zawiał wiatr, Meilleur zadrżał z zimna, zastanowiłem się jak to jest odczuwać naturalny chłód... Pod moimi łapami utworzył się szron, uniosłem lekko wargi w uśmiechem. Może jednak polubię tą moc? Wpatrywałem się w mój twór do wschodu, poranne promienie lekko musnęły moje futro i zacząłem odczuwać przyjemne ciepło. Warrior rozchyliła powieki i spojrzała na szron, który zawędrował aż do jej legowiska. Spojrzałem na nią, starając się utrzymać łagodny wyraz oczu. Liczyłem że wie kim jest ten basior...
> Warri? :3 <
Od Warrior cd. Szaraczka
Miałam łzy w oczach.
Nie rozumiałam jak on mógł na mnie nakrzyczeć. Czułam się wtedy źle. Po tym jak a mnie wrzasnął dupek jeden, pobiegłam do rodziców im o tym powiedzieć. Mama dała Szaremu, kazanie a tata mnie pocieszał. Szary chyba się na mnie obraził, ale po tygodniu mu przeszło. Mam nadzieję, że nigdy na mnie tak nie będzie krzyczał.
Gdy spałam czułam spokojny oddech całej mojej rodziny. Śniło mi się coś dziwnego. Jakaś wilczyca, która ma te moce co ja. Jednak ja miałam większą kontrolę nad mocami. Nagle obudziłam się. Wstałam i wyszłam na pole. Był delikatny deszcz. Położyłam się na mokrej trawie, i usnęłam. Gdy mama zobaczyła, że wyszłam na pole to po mnie przyszła i z powrotem zaniosła do jaskini.
> Przepraszam, że takie krótkie XD Powód? Brak pomysłu<
Nie rozumiałam jak on mógł na mnie nakrzyczeć. Czułam się wtedy źle. Po tym jak a mnie wrzasnął dupek jeden, pobiegłam do rodziców im o tym powiedzieć. Mama dała Szaremu, kazanie a tata mnie pocieszał. Szary chyba się na mnie obraził, ale po tygodniu mu przeszło. Mam nadzieję, że nigdy na mnie tak nie będzie krzyczał.
Gdy spałam czułam spokojny oddech całej mojej rodziny. Śniło mi się coś dziwnego. Jakaś wilczyca, która ma te moce co ja. Jednak ja miałam większą kontrolę nad mocami. Nagle obudziłam się. Wstałam i wyszłam na pole. Był delikatny deszcz. Położyłam się na mokrej trawie, i usnęłam. Gdy mama zobaczyła, że wyszłam na pole to po mnie przyszła i z powrotem zaniosła do jaskini.
> Przepraszam, że takie krótkie XD Powód? Brak pomysłu<
od Snajpera cd. Warrior
Szedłem przed siebie, aż nagle ujrzałem bardzo ładną, wręcz piękną waderę. Nie wiedziałem czemu, ale podszedłem do niej.
-Hej, przepraszam, że zapytam, ale do jakiej watahy należysz? - zapytałem z uśmiechem na pysku.
-Hej.... - Po krótkim nieśmiałym " Hej " odpowiedziała, że jest z watahy Canavar Liri.
-Mam Cię do niej zaprowadzić? Może chcesz do nas dołączyć? Fajnie by było.
Tak, jeśli możesz i oczywiście, że tak. Na pewno będzie fajnie. - Powiedziałem wpatrując się w waderę, która również wpatrywała się we mnie.
Szliśmy przed siebie, rozmawialiśmy i śmialiśmy się razem. Było naprawdę bardzo fajnie. Na moje szczęście szliśmy długo. Po mimo tego, że nie znaliśmy się długo, naprałem do niej zaufania, i ona chyba do mnie też. Nagle wadera powiedziała - Fajny jesteś, wiem, że to dziwne ale na moje zaufanie trzeba sobie zapracować. Ale tobie już ufam, bo jesteś godny mojego zaufania-. Po tym myślałem, że zemdleję. Powiedziała mi to, co dokładnie ja jej miałem powiedzieć. Odpowiedziałem - Wow, miałem powiedzieć to samo.- Gdy to jej powiedziałem, wyglądała na trochę zdziwioną. Wpatrzyła mi się szybko w oczy, a potem nagle opuściła wzrok na ziemię. Też chciałem wpatrzyć się w jej oczy, ale bałem się, że to będzie dziwne. Nagle zza drzew wyłoniła się wataha. Jeszcze przed dojściem do szlachetnych alf, dodała, żebym się nie denerwował bo jak wspominała, to są jej rodzice.
Podszedłem do alf, pytając się czy mogę dołączyć do watahy. Odpowiedzieli, że mogę, oraz, że witają mnie w ich watasze. Podziękowałem z radością, ale nie długo bo Warrior pociągnęła mnie za ogon i kazała biec za nią. Nie wiedziałem co się dzieje. Jedynie co to biegłem o patrzyłem na nią, a po chwili na otoczenie w którym się znajdujemy, myśląc co Ona wymyśliła. Zaprowadziła mnie na przepiękną łąkę, powiedziała, że gdy kiedy była szczenięciem to przychodziła tu z bratem. Ale on już zapomniał o tym miejscu. Następnie wróciliśmy do watahy na kolację. Po zjedzeniu Warrior zaprowadziła mnie do swojego legowiska, i powiedziała, że jak chcę to mogę mieć swoje legowisko obok niej. Oczywiście się zgodziłem. Następnie poszliśmy spać. Nie mogłem sobie uświadomić, że po pierwszym dniu w watasze, zdobyłem prawdziwą przyjaźń.
wtorek, 12 września 2017
od Shadow cd. Pioruna
Gdy zjedliśmy w miarę pożywne śniadanie, poszliśmy nad staw się napić. Zauważyłam że Piorun ma blizny i rany, po ostatniej walce z Chaosem. Wzdrygnęłam się na wspomnienie basiora. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić tamten obraz z pamięci.
- Martwię się o Szarego i Warri. Poszukasz ich? - poprosiłam Pioruna, który przystał na moją prośbę i poszedł w stronę gdzie się oddalili. Usiadłam i wbiłam wzrok w nieruchomą taflę wody, napawałam się ciszą która nie była przerywana przez żadne wrzaski czy inne krzyki. Wysłałam już wcześniej wszelkie patrole, teraz miałam spokój od tego wszystkiego. A co jakbym zniknęła na kilka dni? Wybrała się gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam, mogłabym uzupełnić mapę. Odpuściłam sobie, gdy usłyszałam jak Piorun wraca z Szarym i Warri. Westchnęłam cicho, potrzebuję pobyć sama. Chyba powinnam się poradzić Starożytnych albo chociaż wybrać do Deversari... Udałam że jestem szczęśliwa, ze Piorun ich znalazł. Gdy tylko zaczęło zmierzchać, postanowiłam dołączyć do patrolu, Nyx i Sel przyjęli to z radością.
- Idziemy do Aurum Vestris. Weźcie strażników. - warknęłam i spakowałam najważniejsze rzeczy, nie byłam dzisiaj w humorze a potrzebowałam porozmawiać z ich Alfą. - Jeżeli Piorun zapyta gdzie idziecie, przemilczcie. - powiedziałam to i przeżułam kilka liści, które powinny trochę pomóc na tą wędrówkę. Gdy tylko zaszło słońce, mogliśmy wyruszyć. Towarzyszyło nam jeszcze dwóch strażników, którzy chronili tyły. Milczałam, nie mając żadnej ochoty na rozmowy z pozostałą czwórką, każde ich słowa puszczałam mimo uszu lub zbywałam krótkim "tak" i "nie". Wreszcie moim oczom ukazała się nocna warta od Aurum. Stała tam dwójka wilków, o ciemnym futrze, które dobrze ich kamuflowało. Przedstawiłam im się i pokazałam znamię, które świadczyło o mojej pozycji. Wpuścili nas na ich tereny i zaprowadzili do Siedziby Vikernes'a. Uśmiechnęłam się do niego chłodno i lekko pochyliłam głowę.
- Co was tu sprowadza? - usłyszałam zachrypnięty głos, tuż koło mnie. Schyliłam uszy po sobie, warknęłam cicho.
- Przychodzę porozmawiać z Vikernes'em. - powiedziałam stanowczo, nie mogłam teraz zgrywać łatwej do pokonania. Na kamiennej posadzce rozległy się kolejne kroki, tym razem cięższe. Słychać było też szczęk metalu. Ujrzałam Vikernes'a, uniósł wyniośle głowę, znowu pokłoniłam lekko łeb. Ukazałam mu znamię które świadczyło o mej pozycji.
- Wyjdźcie. - donośny głos basiora roznosił się wokoło. Reszta wilków wyszła, rzuciłam Sel karcące spojrzenie, gdy zaprotestowała. Wyszła ze spuszczoną głową, o równej północy będziemy mogli rozpocząć rozmowy. Została nam niecała godzina, którą mogliśmy poświęcić na milczenie i przygotowanie do paktu. Czas mijał w milczeniu, spoglądałam wokoło, kilka razy spotkałam się ze wzrokiem basiora, który nie wyrażał żadnych uczuć. Pod jego srebrnymi oczami widać było zmarszczki, wkrótce jego syn dostąpi zaszczytu stania się Alfą, i pakt będzie trzeba zawrzeć na nowo. Orion był młodym i niedoświadczonym basiorem, który niedawno wkroczył w dorosłość.
- Wybiła północ. - mruknął w moją stronę, podniosłam wzrok. - mów.
- Więc... potrzebuję zawrzeć pakt z Aurum Vestris. Moja wataha ostatnimi czasy ma pewien problem. W dodatku bariera zaczęła słabnąć, więc potrzebujemy waszej pomocy i sojuszu, w razie wojny. Która jest blisko. - Zaczerpnęłam powietrza. - Potrzebuję tego sojuszu. - dodałam już szeptem, Vikernes milczał. Pokiwał w skupieniu głową i wstał, utykał na jedną łapę, na której widać było bliznę. Domyślałam się że to przez to kuleje. Skuliłam uszy gdy zastukał trzy razy. Przez drzwi wszedł jakiś strażnik, niosący dwa ząbkowane ostrza ze skórzanym uchwytem. Położył je przed nami i dał nam jakiś kielich. Vikernes zręcznym ruchem naciął miejsce poniżej kości ramieniowej. Zamknęłam oczy, gdy usłyszałam jak jego krew skapuje do kielicha. Otworzyłam je, gdy poczułam lekkie trącenie białego basiora, teraz była moja kolej. Przełknęłam głośno ślinę i przejechałam ostrzem przy łokciu. Krew ściekła prędko do kielicha i zmieszała się z szkarłatną posoką basiora. Zagryzłam zęby i wstałam, by dopełnić paktu. Vikernes wyszeptał coś, nad naszą krwią pojawiła się jakby poświata, chociaż to mogła być sprawka światła.
- Nasze watahy zostały związane sojuszem, który może zerwać tylko śmierć lub zdrada któregoś z nas. - pokiwałam głową i wyszeptałam ciche "dziękuję" i wyszłam, zaciskając zęby. Stali tu już Nyx i Sel, zamartwiając się zapewne czemu tyle mnie nie ma. Opowiedziałam im wszystko po drodze, gdy dotarliśmy do jaskini, ujrzałam Pioruna który patrzy na mnie z uśmiechem na pysku, ale zmartwieniem w oczach.
- Gdzie byłaś? - zapytał, gdy tylko podeszłam bliżej i odprawiłam patrol.
- W Aurum Vestris. - spojrzałam niepewnie na swoją ranę, zastanawiając co powie na to Piorun.
> Piorun? :3<
- Martwię się o Szarego i Warri. Poszukasz ich? - poprosiłam Pioruna, który przystał na moją prośbę i poszedł w stronę gdzie się oddalili. Usiadłam i wbiłam wzrok w nieruchomą taflę wody, napawałam się ciszą która nie była przerywana przez żadne wrzaski czy inne krzyki. Wysłałam już wcześniej wszelkie patrole, teraz miałam spokój od tego wszystkiego. A co jakbym zniknęła na kilka dni? Wybrała się gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam, mogłabym uzupełnić mapę. Odpuściłam sobie, gdy usłyszałam jak Piorun wraca z Szarym i Warri. Westchnęłam cicho, potrzebuję pobyć sama. Chyba powinnam się poradzić Starożytnych albo chociaż wybrać do Deversari... Udałam że jestem szczęśliwa, ze Piorun ich znalazł. Gdy tylko zaczęło zmierzchać, postanowiłam dołączyć do patrolu, Nyx i Sel przyjęli to z radością.
- Idziemy do Aurum Vestris. Weźcie strażników. - warknęłam i spakowałam najważniejsze rzeczy, nie byłam dzisiaj w humorze a potrzebowałam porozmawiać z ich Alfą. - Jeżeli Piorun zapyta gdzie idziecie, przemilczcie. - powiedziałam to i przeżułam kilka liści, które powinny trochę pomóc na tą wędrówkę. Gdy tylko zaszło słońce, mogliśmy wyruszyć. Towarzyszyło nam jeszcze dwóch strażników, którzy chronili tyły. Milczałam, nie mając żadnej ochoty na rozmowy z pozostałą czwórką, każde ich słowa puszczałam mimo uszu lub zbywałam krótkim "tak" i "nie". Wreszcie moim oczom ukazała się nocna warta od Aurum. Stała tam dwójka wilków, o ciemnym futrze, które dobrze ich kamuflowało. Przedstawiłam im się i pokazałam znamię, które świadczyło o mojej pozycji. Wpuścili nas na ich tereny i zaprowadzili do Siedziby Vikernes'a. Uśmiechnęłam się do niego chłodno i lekko pochyliłam głowę.
- Co was tu sprowadza? - usłyszałam zachrypnięty głos, tuż koło mnie. Schyliłam uszy po sobie, warknęłam cicho.
- Przychodzę porozmawiać z Vikernes'em. - powiedziałam stanowczo, nie mogłam teraz zgrywać łatwej do pokonania. Na kamiennej posadzce rozległy się kolejne kroki, tym razem cięższe. Słychać było też szczęk metalu. Ujrzałam Vikernes'a, uniósł wyniośle głowę, znowu pokłoniłam lekko łeb. Ukazałam mu znamię które świadczyło o mej pozycji.
- Wyjdźcie. - donośny głos basiora roznosił się wokoło. Reszta wilków wyszła, rzuciłam Sel karcące spojrzenie, gdy zaprotestowała. Wyszła ze spuszczoną głową, o równej północy będziemy mogli rozpocząć rozmowy. Została nam niecała godzina, którą mogliśmy poświęcić na milczenie i przygotowanie do paktu. Czas mijał w milczeniu, spoglądałam wokoło, kilka razy spotkałam się ze wzrokiem basiora, który nie wyrażał żadnych uczuć. Pod jego srebrnymi oczami widać było zmarszczki, wkrótce jego syn dostąpi zaszczytu stania się Alfą, i pakt będzie trzeba zawrzeć na nowo. Orion był młodym i niedoświadczonym basiorem, który niedawno wkroczył w dorosłość.
- Wybiła północ. - mruknął w moją stronę, podniosłam wzrok. - mów.
- Więc... potrzebuję zawrzeć pakt z Aurum Vestris. Moja wataha ostatnimi czasy ma pewien problem. W dodatku bariera zaczęła słabnąć, więc potrzebujemy waszej pomocy i sojuszu, w razie wojny. Która jest blisko. - Zaczerpnęłam powietrza. - Potrzebuję tego sojuszu. - dodałam już szeptem, Vikernes milczał. Pokiwał w skupieniu głową i wstał, utykał na jedną łapę, na której widać było bliznę. Domyślałam się że to przez to kuleje. Skuliłam uszy gdy zastukał trzy razy. Przez drzwi wszedł jakiś strażnik, niosący dwa ząbkowane ostrza ze skórzanym uchwytem. Położył je przed nami i dał nam jakiś kielich. Vikernes zręcznym ruchem naciął miejsce poniżej kości ramieniowej. Zamknęłam oczy, gdy usłyszałam jak jego krew skapuje do kielicha. Otworzyłam je, gdy poczułam lekkie trącenie białego basiora, teraz była moja kolej. Przełknęłam głośno ślinę i przejechałam ostrzem przy łokciu. Krew ściekła prędko do kielicha i zmieszała się z szkarłatną posoką basiora. Zagryzłam zęby i wstałam, by dopełnić paktu. Vikernes wyszeptał coś, nad naszą krwią pojawiła się jakby poświata, chociaż to mogła być sprawka światła.
- Nasze watahy zostały związane sojuszem, który może zerwać tylko śmierć lub zdrada któregoś z nas. - pokiwałam głową i wyszeptałam ciche "dziękuję" i wyszłam, zaciskając zęby. Stali tu już Nyx i Sel, zamartwiając się zapewne czemu tyle mnie nie ma. Opowiedziałam im wszystko po drodze, gdy dotarliśmy do jaskini, ujrzałam Pioruna który patrzy na mnie z uśmiechem na pysku, ale zmartwieniem w oczach.
- Gdzie byłaś? - zapytał, gdy tylko podeszłam bliżej i odprawiłam patrol.
- W Aurum Vestris. - spojrzałam niepewnie na swoją ranę, zastanawiając co powie na to Piorun.
> Piorun? :3<
środa, 6 września 2017
poniedziałek, 4 września 2017
Od Rango cd. Black Mystery
-Chodźmy spać przed jaskinię - powiedziała Mystery, a ja kiwnąłem głową.
Tery położyła się na prawo od wejścia, a ja zrobiłem do samo, kładąc się pół metra od wadery.
Usłyszałem szmer; Tery przysunęła się do mnie i dzieliło nas kilka centymetrów. Leżałem spokojnie, ignorując to; nie chciałem jej stresować.
-Rango...-szepnęła Tery, a ja postawiłem uszy i spojrzałem na nią z uwagą- Posłuchaj... wszystko, co dla mnie zrobiłeś... to takie niesamowite, wiesz? Niesamowite - westchnęła, a ja zauważyłem w jej oczach łzy. Mystery zestresowała się, co było łatwe do zauważenia przez jej wstrzymanie oddechu i szybsze mówienie - Po tym wszystkim... nie chcę pozwolić ci odejść, rozumiesz? -przez chwilę słysząc te słowa, chciałem powiedzieć "nie odejdę", jednak dałem waderze dokończyć- Ja cię potrzebuję, wiesz? Potrzebuję jak nikogo innego. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze? Nie poradziłabym sobie bez ciebie... -z oczu Mystery wypłynęły łzy, a ja skuliłem uszy- Nigdy nie pozwolę ci odejść, Rango. I... nie wiem z czym się zmagasz, ale po prostu zamknij oczy. Wszystko będzie dobrze, wiesz? -wadera ostrożnie się do mnie przysunęła i wtuliła w moje futro; wstrzymałem na chwilę oddech, by zaraz go wypuścić -Tylko nie odchodź... -w moich myślach powtarzały się słowa czarnej wadery. Wyrwałem się z myśli i spojrzałem na Mystery.
-Nie odejdę, nigdy -szepnąłem i przytuliłem waderę delikatnie, po czym zamknąłem oczy i zasnąłem.
* * *
Obudziłem się wcześniej od Mystery, jednak nie wcześniej niż Shadow, która wyszła z jaskini i ociężale podeszła do mnie -Dlaczego śpicie tu, a nie w jaskini? -zapytała.
-Tam nie było miejsca -powiedziałem szeptem, by nie zbudzić Tery -Reszta watahy śpi?
-Tak -rzekła alfa odwracając głowę w stronę śpiącej watahy -Muszę iść powiadomić Blankę, by poszła na zwiady, cześć. -powiedziała szybko Shad i wróciła do jaskini.
-Na razie -odparłem cicho i położyłem się ostrożnie obok śpiącej jeszcze wadery... wyglądała tak... tak spokojnie i uroczo. Rozejrzałem się dookoła, po czym znów mój wzrok wylądował na waderze. Świat wyrządził jej tak dużo złego. Ważne, że dobrze się trzyma.
-Dobra czas wstawać -pomyślałem, wstając -muszę obudzić Tery.
-Tery -szepnąłem i lekko trąciłem ją łapą -Wstawaj, pójdziemy coś zjeść na śniadanie, bo kolacji nie jedliśmy.
-Coo? -mruknęła Mystery ziewając; w zasadzie jeszcze spała.
-Nic -szepnąłem i uśmiechnąłem się, a wadera zamknęła oczy; nie wyspała się -przepraszam -szepnąłem mając żal do siebie, że ją obudziłem.
Powoli ostrożnie wycofałem się i ruszyłem truchtem w stronę łąki, pozostawiając Tery samą, śpiącą, co trochę mnie zmartwiło i zniechęciło do opuszczania jaskini, jednak pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie odrzucając zmartwienia. Biegłem szybkim truchtem, rozglądając się, po czym będąc już na łące zbliżyłem nos do ziemi i zacząłem podążać za najświeższym zapachem saren. Podążałem za tropem, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów, podczas tej porannej ciszy. W końcu trafiłem na samotną sarnę, dość dużą jak na... sarny.
Powoli zacząłem skradać się w kierunku ofiary. Szedłem tak cicho, jak tylko potrafiłem, jednak i delikatny szelest trawy, wzbudził strach w sarnie, gdyż postawiła ona uszy, odrywając się od jedzenia trawy, po czym ruszyła biegiem tak szybko, jak przed chwilą jej uch drgnęło. Ruszyłem za nią w pogoń. Na szczęście umiałem dobrze skakać i szybko biegać, co tylko dodało mi sił. Biegłem coraz szybciej, będąc coraz bliżej zwierzyny, aż w końcu miałem na nią skoczyć, jednak zmieniła ona kierunek, a ostry zakręt ledwo co wyrobiłem, jednak wciąż goniłem sarnę. Znów byłem już bardzo blisko, aż w końcu skoczyłem szarpiąc ofiarą, dostałem się do szyi, w która błyskawicznie się wgryzłem i spowodowałem szybką śmierć ofiary. Usiadłem na chwilę by odsapnąć, po tej niecodziennej "rozgrzewce", po czym wziąłem ją w pysk i zacząłem szybkim krokiem wracać pod jaskinię. Szedłem wyprostowany, by jak najmniejsza część sarny ciągnęła się po ziemi. Gdy byłem na miejscu zastałem wyciągającą się Mystery.
Uśmiechnąłem się -Upolowałem śniadanie sam, ale obiad upolujemy razem- powiedziałem, puszczając zdobycz na ziemię. Czarna wadera uśmiechnęła się, po czym zaczęła jeść, dołączyłem się.
Gdy skończyliśmy jeść, postanowiłem, że pokażę Mystery, coś, co mijałem gdy biegłem na łąkę. Może nie równa się to z morzem gwiazd, jednak warto na to popatrzeć.
-Tery -powiedziałem z namysłem.
Wadera spojrzała na mnie stawiając uszy i żując mięso.
-Chciałbym ci pokazać pewne miejsce, które mijałem, gdy biegłem na łąkę. Myślę że warto jest na to popatrzeć.
-Co to za miejsce? -spytała zaciekawiona wadera.
-Zobaczysz -burknąłem patrząc na nią kątem oka -Nie zawiedziesz się.
* * *
Gdy minął już cały ranek i południe, był to odpowiedni czas, by upolować obiad.
-Tak jak mówiłem wcześniej, obiad polujemy razem -powiedziałem i zaśmiałem się cicho.
-Zgoda, ja lubię polować -odparła Mystery, po czym ruszyła biegiem w stronę łąki -Tylko nie wiem czy coś dla ciebie zostanie!
-Tak? -zapytałem cicho sam siebie, po czym ruszyłem w pogoń za uciekającą waderą.
Zdążyłem ją dogonić i nasz bieg był równy. Spojrzeliśmy na siebie dumnie, po czym zwolniliśmy i zaczęliśmy wypatrywać zwierzynę. Zbliżyłem nos do ziemi, po czym zaciągnąłem się i już wiedziałem co jest w pobliżu.
-Tery -szepnąłem -Niedaleko jest duży jeleń -mój nos znów był kilka centymetrów nad ziemią- trochę dalej jest jego stado, ale pasie się sam -dodałem.
-W takim razie...-mówiła cicho wadera -stado dostanie w spadku rogi -powiedziała sarkastycznie, a zaśmiałem się cicho. Skradaliśmy się cicho, widząc już jelenia, po czym będą już naprawdę blisko, rzuciłem się na zwierze, które powalone, szarpało się i wierzgało. Jego rogi mnie dosięgnęły, czego skutkiem był ból. Mystery, która próbowała dostać się do szyi zwierzyny, również została uderzona rogiem. Widząc ostatnią czynność jelenia, zawarczałem głośno, rzucając się na niego. Na szczęście Mystery nie oberwała mocno i spokojnie sama wstała, a następnie pomogła mi uporać się z jeleniem. Jej zęby dosięgnęły szyi zwierza, który powoli przestawał się ruszać, jednak długo wierzgał rycząc przy tym.
-To polowanie na obiad mamy już z głowy -powiedziałem i machnąłem radośnie ogonem, po czym wziąłem jelenia w pysk z zamiarem zaniesienia go do jaskini.
-Czekaj!- krzyknęła Tery, a ja spojrzałem na nią z uwagą -zjedzmy tutaj.
Czemu? -spytałem puszczając zdobycz i podchodząc do wadery.
-Przecież mieliśmy zostawić im rogi w spadku -zaśmiała się, co zrobiłem i ja.
Zjadłem szybko, po czym poganiałem Tery; chciałem jej pokazać to "tajemnicze" miejsce.
Gdy wadera skończyła posiłek ruszyliśmy truchtem w miejsce, które chciałem jej pokazać' ja prowadziłem. Gdy byliśmy niedaleko zatrzymałem się -To tutaj -powiedziałem cicho i odsunąłem się, by wadera mogła zobaczyć zjawisko.
Miejsce te było "nieczynnym" już wodospadem. Skały, będące kiedyś fundamentami i ścianami, teraz były starymi głazami, który kolor był ciemniejszy i lekko porośnięty różowymi kwiatami, co dawało wspaniały efekt. Za to miejsce, w którym kiedyś płynęła woda, była pokryta mchem, od samego dna. Tak, mech był grubości około dwóch metrów i wypełnił całą przestrzeń, w której kiedyś płynęła i spadała woda. Teraz ten wodospad, wyglądał tak, jakby płynął w nim mech; gęsty, zielony mech. W niektórych miejscach widać było różowe, czerwone i fioletowe kwiaty. Towarzysząca mi wadera wciąż z podziwem patrzyła na to zjawisko.
-Kiedyś chodziłem po tym mchu. Myślałem że chodzę po chmurach -powiedziałem cicho patrząc waderze w oczy, gdy ta również na mnie spojrzała -Nazwałem go: Mchospad... wiem, dziwna nazwa -mruknąłem.
-Jest piękny -westchnęła Mystery -pokazałeś mi już tyle niesamowitych miejsc, których nigdy wcześniej nie widziałam. Skąd je znasz?
-Dużo podróżowałem i zdążyłem już zobaczyć wiele pięknych i niezwykłych miejsc. Jak chcesz kiedyś ci o nich poopowiadam, a te, które są niedaleko pokażę -odparłem i uśmiechnąłem się. Mój wzrok znów powędrował na mchospad.
-Chodź -rzekłem pospiesznie -wejdźmy na niego.
-Ale że na górę? Jak? -spytała zaskoczona tą propozycją wadera.
-Wejdźmy do tej "mchowej rzeki" i wspinajmy się po mchospadzie -wyjaśniłem i wskoczyłem do mchowej rzeki -Chodź, Tery! Jest naprawdę miękko -uśmiechnąłem się i odbiłem od zielonej powierzchni. Może nie podskoczyłem zbyt wysoko, ale lądowanie było bardzo przyjemne. Black Mystery wskoczyła niczym zając na mech i wylądowała obok mnie.
-Woow -zachwiała się -Serio tu miękko.
-A teraz musimy się wspiąć tam -wskazałem łbem miejsce, w którym rozpoczynał się spad mchu. Wadera spojrzała na mnie pogardliwie, jednak po chwili się uśmiechnęła i ruszyła szybko w stronę miejsca wspinaczki. Zrobiłem to samo, a po chwili obydwoje byliśmy już w trakcie wspinania, niestety nadepnąłem na kamień i zsunąłem się nieco. Mystery, która była trochę wyżej, również się poślizgnęła, po czym zaczęła się zsuwać prosto na mnie, aż w końcu wpadła na mnie i obydwoje spadliśmy na miękką powierzchnię. Uśmiechnęliśmy się do siebie i podjęliśmy się kolejnej próby wspinaczki. Tym razem udało nam się wspiąć na samą górę. Wspiąłem się pierwszy, więc szybko pobiegłem po zwinięty liść, który wcześniej tam położyłem, po czym szybko zrzuciłem go w dół, na mech. Tery, która była prawie na górze skuliła uszy -Myślałam że chcesz czymś we mnie rzucić -zaśmiała się i wskoczyła na górę.
-Piękny widok prawda? -powiedziałem, gdy wadera usiadła na krawędzi i obserwowała wszystko z góry.
-Cudowny -szepnęła Mystery, a ja powoli się wycofywałem, aż schowałem się za wyrastającą, bardzo dużą kępką, zielonego mchu -Rango? -w głosie wadery usłyszałem nutkę niepokoju.
-Gdzie ty jesteś? -mówiła wystraszona, a ja wykorzystałem moment jej skupienia na kępce.
-Tutaj -krzyknąłem i w tym samym momencie wyskoczyłem z kryjówki prosto na Mystery, którą przewróciłem, jednocześnie popychając i wpadając na nią, co spowodowało że obydwoje sturlaliśmy się z mchospadu na sam miękki dół.
-Bardzo śmieszne -powiedziała Tery wykładając się na mchu i śmiejąc się pod nosem. Wadera zerknęła jeszcze w górę; w miejsce, na którym przed chwilą byliśmy.
Cofnąłem się trochę i chwyciłem w zęby leżący obok zwinięty, wcześniej zrzucony przeze mnie, nie mały liść. Podszedłem do leżącej wadery i położyłem przed jej wyciągniętymi łapami.
Usiadłem obok niej, po czym delikatnie ją przytuliłem -To dla ciebie. Pamiętaj że nigdy od ciebie nie odejdę. Nigdy -szepnąłem.
-....
>Tery? :3<
Tery położyła się na prawo od wejścia, a ja zrobiłem do samo, kładąc się pół metra od wadery.
Usłyszałem szmer; Tery przysunęła się do mnie i dzieliło nas kilka centymetrów. Leżałem spokojnie, ignorując to; nie chciałem jej stresować.
-Rango...-szepnęła Tery, a ja postawiłem uszy i spojrzałem na nią z uwagą- Posłuchaj... wszystko, co dla mnie zrobiłeś... to takie niesamowite, wiesz? Niesamowite - westchnęła, a ja zauważyłem w jej oczach łzy. Mystery zestresowała się, co było łatwe do zauważenia przez jej wstrzymanie oddechu i szybsze mówienie - Po tym wszystkim... nie chcę pozwolić ci odejść, rozumiesz? -przez chwilę słysząc te słowa, chciałem powiedzieć "nie odejdę", jednak dałem waderze dokończyć- Ja cię potrzebuję, wiesz? Potrzebuję jak nikogo innego. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze? Nie poradziłabym sobie bez ciebie... -z oczu Mystery wypłynęły łzy, a ja skuliłem uszy- Nigdy nie pozwolę ci odejść, Rango. I... nie wiem z czym się zmagasz, ale po prostu zamknij oczy. Wszystko będzie dobrze, wiesz? -wadera ostrożnie się do mnie przysunęła i wtuliła w moje futro; wstrzymałem na chwilę oddech, by zaraz go wypuścić -Tylko nie odchodź... -w moich myślach powtarzały się słowa czarnej wadery. Wyrwałem się z myśli i spojrzałem na Mystery.
-Nie odejdę, nigdy -szepnąłem i przytuliłem waderę delikatnie, po czym zamknąłem oczy i zasnąłem.
* * *
Obudziłem się wcześniej od Mystery, jednak nie wcześniej niż Shadow, która wyszła z jaskini i ociężale podeszła do mnie -Dlaczego śpicie tu, a nie w jaskini? -zapytała.
-Tam nie było miejsca -powiedziałem szeptem, by nie zbudzić Tery -Reszta watahy śpi?
-Tak -rzekła alfa odwracając głowę w stronę śpiącej watahy -Muszę iść powiadomić Blankę, by poszła na zwiady, cześć. -powiedziała szybko Shad i wróciła do jaskini.
-Na razie -odparłem cicho i położyłem się ostrożnie obok śpiącej jeszcze wadery... wyglądała tak... tak spokojnie i uroczo. Rozejrzałem się dookoła, po czym znów mój wzrok wylądował na waderze. Świat wyrządził jej tak dużo złego. Ważne, że dobrze się trzyma.
-Dobra czas wstawać -pomyślałem, wstając -muszę obudzić Tery.
-Tery -szepnąłem i lekko trąciłem ją łapą -Wstawaj, pójdziemy coś zjeść na śniadanie, bo kolacji nie jedliśmy.
-Coo? -mruknęła Mystery ziewając; w zasadzie jeszcze spała.
-Nic -szepnąłem i uśmiechnąłem się, a wadera zamknęła oczy; nie wyspała się -przepraszam -szepnąłem mając żal do siebie, że ją obudziłem.
Powoli ostrożnie wycofałem się i ruszyłem truchtem w stronę łąki, pozostawiając Tery samą, śpiącą, co trochę mnie zmartwiło i zniechęciło do opuszczania jaskini, jednak pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie odrzucając zmartwienia. Biegłem szybkim truchtem, rozglądając się, po czym będąc już na łące zbliżyłem nos do ziemi i zacząłem podążać za najświeższym zapachem saren. Podążałem za tropem, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów, podczas tej porannej ciszy. W końcu trafiłem na samotną sarnę, dość dużą jak na... sarny.
Powoli zacząłem skradać się w kierunku ofiary. Szedłem tak cicho, jak tylko potrafiłem, jednak i delikatny szelest trawy, wzbudził strach w sarnie, gdyż postawiła ona uszy, odrywając się od jedzenia trawy, po czym ruszyła biegiem tak szybko, jak przed chwilą jej uch drgnęło. Ruszyłem za nią w pogoń. Na szczęście umiałem dobrze skakać i szybko biegać, co tylko dodało mi sił. Biegłem coraz szybciej, będąc coraz bliżej zwierzyny, aż w końcu miałem na nią skoczyć, jednak zmieniła ona kierunek, a ostry zakręt ledwo co wyrobiłem, jednak wciąż goniłem sarnę. Znów byłem już bardzo blisko, aż w końcu skoczyłem szarpiąc ofiarą, dostałem się do szyi, w która błyskawicznie się wgryzłem i spowodowałem szybką śmierć ofiary. Usiadłem na chwilę by odsapnąć, po tej niecodziennej "rozgrzewce", po czym wziąłem ją w pysk i zacząłem szybkim krokiem wracać pod jaskinię. Szedłem wyprostowany, by jak najmniejsza część sarny ciągnęła się po ziemi. Gdy byłem na miejscu zastałem wyciągającą się Mystery.
Uśmiechnąłem się -Upolowałem śniadanie sam, ale obiad upolujemy razem- powiedziałem, puszczając zdobycz na ziemię. Czarna wadera uśmiechnęła się, po czym zaczęła jeść, dołączyłem się.
Gdy skończyliśmy jeść, postanowiłem, że pokażę Mystery, coś, co mijałem gdy biegłem na łąkę. Może nie równa się to z morzem gwiazd, jednak warto na to popatrzeć.
-Tery -powiedziałem z namysłem.
Wadera spojrzała na mnie stawiając uszy i żując mięso.
-Chciałbym ci pokazać pewne miejsce, które mijałem, gdy biegłem na łąkę. Myślę że warto jest na to popatrzeć.
-Co to za miejsce? -spytała zaciekawiona wadera.
-Zobaczysz -burknąłem patrząc na nią kątem oka -Nie zawiedziesz się.
* * *
Gdy minął już cały ranek i południe, był to odpowiedni czas, by upolować obiad.
-Tak jak mówiłem wcześniej, obiad polujemy razem -powiedziałem i zaśmiałem się cicho.
-Zgoda, ja lubię polować -odparła Mystery, po czym ruszyła biegiem w stronę łąki -Tylko nie wiem czy coś dla ciebie zostanie!
-Tak? -zapytałem cicho sam siebie, po czym ruszyłem w pogoń za uciekającą waderą.
Zdążyłem ją dogonić i nasz bieg był równy. Spojrzeliśmy na siebie dumnie, po czym zwolniliśmy i zaczęliśmy wypatrywać zwierzynę. Zbliżyłem nos do ziemi, po czym zaciągnąłem się i już wiedziałem co jest w pobliżu.
-Tery -szepnąłem -Niedaleko jest duży jeleń -mój nos znów był kilka centymetrów nad ziemią- trochę dalej jest jego stado, ale pasie się sam -dodałem.
-W takim razie...-mówiła cicho wadera -stado dostanie w spadku rogi -powiedziała sarkastycznie, a zaśmiałem się cicho. Skradaliśmy się cicho, widząc już jelenia, po czym będą już naprawdę blisko, rzuciłem się na zwierze, które powalone, szarpało się i wierzgało. Jego rogi mnie dosięgnęły, czego skutkiem był ból. Mystery, która próbowała dostać się do szyi zwierzyny, również została uderzona rogiem. Widząc ostatnią czynność jelenia, zawarczałem głośno, rzucając się na niego. Na szczęście Mystery nie oberwała mocno i spokojnie sama wstała, a następnie pomogła mi uporać się z jeleniem. Jej zęby dosięgnęły szyi zwierza, który powoli przestawał się ruszać, jednak długo wierzgał rycząc przy tym.
-To polowanie na obiad mamy już z głowy -powiedziałem i machnąłem radośnie ogonem, po czym wziąłem jelenia w pysk z zamiarem zaniesienia go do jaskini.
-Czekaj!- krzyknęła Tery, a ja spojrzałem na nią z uwagą -zjedzmy tutaj.
Czemu? -spytałem puszczając zdobycz i podchodząc do wadery.
-Przecież mieliśmy zostawić im rogi w spadku -zaśmiała się, co zrobiłem i ja.
Zjadłem szybko, po czym poganiałem Tery; chciałem jej pokazać to "tajemnicze" miejsce.
Gdy wadera skończyła posiłek ruszyliśmy truchtem w miejsce, które chciałem jej pokazać' ja prowadziłem. Gdy byliśmy niedaleko zatrzymałem się -To tutaj -powiedziałem cicho i odsunąłem się, by wadera mogła zobaczyć zjawisko.
Miejsce te było "nieczynnym" już wodospadem. Skały, będące kiedyś fundamentami i ścianami, teraz były starymi głazami, który kolor był ciemniejszy i lekko porośnięty różowymi kwiatami, co dawało wspaniały efekt. Za to miejsce, w którym kiedyś płynęła woda, była pokryta mchem, od samego dna. Tak, mech był grubości około dwóch metrów i wypełnił całą przestrzeń, w której kiedyś płynęła i spadała woda. Teraz ten wodospad, wyglądał tak, jakby płynął w nim mech; gęsty, zielony mech. W niektórych miejscach widać było różowe, czerwone i fioletowe kwiaty. Towarzysząca mi wadera wciąż z podziwem patrzyła na to zjawisko.
-Kiedyś chodziłem po tym mchu. Myślałem że chodzę po chmurach -powiedziałem cicho patrząc waderze w oczy, gdy ta również na mnie spojrzała -Nazwałem go: Mchospad... wiem, dziwna nazwa -mruknąłem.
-Jest piękny -westchnęła Mystery -pokazałeś mi już tyle niesamowitych miejsc, których nigdy wcześniej nie widziałam. Skąd je znasz?
-Dużo podróżowałem i zdążyłem już zobaczyć wiele pięknych i niezwykłych miejsc. Jak chcesz kiedyś ci o nich poopowiadam, a te, które są niedaleko pokażę -odparłem i uśmiechnąłem się. Mój wzrok znów powędrował na mchospad.
-Chodź -rzekłem pospiesznie -wejdźmy na niego.
-Ale że na górę? Jak? -spytała zaskoczona tą propozycją wadera.
-Wejdźmy do tej "mchowej rzeki" i wspinajmy się po mchospadzie -wyjaśniłem i wskoczyłem do mchowej rzeki -Chodź, Tery! Jest naprawdę miękko -uśmiechnąłem się i odbiłem od zielonej powierzchni. Może nie podskoczyłem zbyt wysoko, ale lądowanie było bardzo przyjemne. Black Mystery wskoczyła niczym zając na mech i wylądowała obok mnie.
-Woow -zachwiała się -Serio tu miękko.
-A teraz musimy się wspiąć tam -wskazałem łbem miejsce, w którym rozpoczynał się spad mchu. Wadera spojrzała na mnie pogardliwie, jednak po chwili się uśmiechnęła i ruszyła szybko w stronę miejsca wspinaczki. Zrobiłem to samo, a po chwili obydwoje byliśmy już w trakcie wspinania, niestety nadepnąłem na kamień i zsunąłem się nieco. Mystery, która była trochę wyżej, również się poślizgnęła, po czym zaczęła się zsuwać prosto na mnie, aż w końcu wpadła na mnie i obydwoje spadliśmy na miękką powierzchnię. Uśmiechnęliśmy się do siebie i podjęliśmy się kolejnej próby wspinaczki. Tym razem udało nam się wspiąć na samą górę. Wspiąłem się pierwszy, więc szybko pobiegłem po zwinięty liść, który wcześniej tam położyłem, po czym szybko zrzuciłem go w dół, na mech. Tery, która była prawie na górze skuliła uszy -Myślałam że chcesz czymś we mnie rzucić -zaśmiała się i wskoczyła na górę.
-Piękny widok prawda? -powiedziałem, gdy wadera usiadła na krawędzi i obserwowała wszystko z góry.
-Cudowny -szepnęła Mystery, a ja powoli się wycofywałem, aż schowałem się za wyrastającą, bardzo dużą kępką, zielonego mchu -Rango? -w głosie wadery usłyszałem nutkę niepokoju.
-Gdzie ty jesteś? -mówiła wystraszona, a ja wykorzystałem moment jej skupienia na kępce.
-Tutaj -krzyknąłem i w tym samym momencie wyskoczyłem z kryjówki prosto na Mystery, którą przewróciłem, jednocześnie popychając i wpadając na nią, co spowodowało że obydwoje sturlaliśmy się z mchospadu na sam miękki dół.
-Bardzo śmieszne -powiedziała Tery wykładając się na mchu i śmiejąc się pod nosem. Wadera zerknęła jeszcze w górę; w miejsce, na którym przed chwilą byliśmy.
Cofnąłem się trochę i chwyciłem w zęby leżący obok zwinięty, wcześniej zrzucony przeze mnie, nie mały liść. Podszedłem do leżącej wadery i położyłem przed jej wyciągniętymi łapami.
Usiadłem obok niej, po czym delikatnie ją przytuliłem -To dla ciebie. Pamiętaj że nigdy od ciebie nie odejdę. Nigdy -szepnąłem.
-....
>Tery? :3<
piątek, 1 września 2017
od Black Mystery cd. Rango
-Morze? Chciałeś mi pokazać morze? -mówiłam wolno i wyraźnie, byłam zmęczona... - Myślisz że nie widziałam morza nocą?
-To nie jest zwykłe morze- odparł spokojnie. -To morze gwiazd. Nie martw się, jeszcze minuta.
W jednym momencie przez spokojne wody w oddali, szybko płynęła błękitna fala. Płynęła prosto na nas. Przemierzała morze bardzo szybko; od najdalszych wód, po nasz ląd. W chwili, gdy uderzyła o ląd, na którym staliśmy, kropelki wody z morza prysnęły prosto na nas. Zerwał się lekki wietrzyk, dzięki któremu zaczęły tworzyć się niewielkie fale, które w momencie wpłynięcia na piasek, stawały się błękitne. W środku wyglądały jak pojedyncze, błękitne kropelki zapalające się z przypływem i gasnące z odpływem fali.
-Drażni je dotyk -szepnął uroczo -Przypominają trochę twój żywioł -dodał i uśmiechnął się.
-To nie jest zwykłe morze- odparł spokojnie. -To morze gwiazd. Nie martw się, jeszcze minuta.
Z lekkim niepokojem i podejrzliwością lustrowałam morze.
-Cofnijmy się - poradził Rango, zrobiłam to razem z nim.
Czarny basior spojrzał w niebo.
-Północ! -wykrzyknął.W jednym momencie przez spokojne wody w oddali, szybko płynęła błękitna fala. Płynęła prosto na nas. Przemierzała morze bardzo szybko; od najdalszych wód, po nasz ląd. W chwili, gdy uderzyła o ląd, na którym staliśmy, kropelki wody z morza prysnęły prosto na nas. Zerwał się lekki wietrzyk, dzięki któremu zaczęły tworzyć się niewielkie fale, które w momencie wpłynięcia na piasek, stawały się błękitne. W środku wyglądały jak pojedyncze, błękitne kropelki zapalające się z przypływem i gasnące z odpływem fali.
Wstrzymałam oddech, to było takie... piękne... Rango wstał i powędrował kilka kroków do przodu. W momencie, gdy jego łapy były w wodzie i dotknęły dna, błękitne kropki otoczyły jego łapy, po czym zgasły.
-Drażni je dotyk -szepnął uroczo -Przypominają trochę twój żywioł -dodał i uśmiechnął się.
Westchnęłam cicho i przysunęłam się trochę bliżej basiora.
- Są... takie piękne... przyjdziemy tu kiedyś jeszcze, prawda? - wyszeptałam, a Rango pokiwał głową.
- Popatrzymy jeszcze trochę i będziemy wracać, żeby Shadow się nie martwiła.
Położyłam się na plaży, głowę umieściłam na łapach. Chciałam, aby te kropeczki nie znikały już nigdy.
- Wiesz... tak myślałem, że ci się spodoba. - powiedział cicho Rango.
Uśmiechnęłam się pod nosem, nie odpowiedziałam. Nie musiałam.
Leżeliśmy obok siebie jakieś pół godziny, prawie zasypiałam. W końcu jednak Rango wstał i lekko trącił mnie łapą.
- Tery... musimy wracać, obiecałem Shadow, że wrócimy o pierwszej.
Powoli wstałam i ruszyłam za basiorem.
- To, co mi pokazałeś było naprawdę niesamowite. - przyznałam cicho.
- To, co mi pokazałeś było naprawdę niesamowite. - przyznałam cicho.
Rango tylko uśmiechnął się. Było jednak coś, co znaczyło dla mnie więcej, niż słowa - jego obecność.
Po jakimś czasie dotarliśmy do jaskini watahy. Chwilę szukałam wzrokiem miejsca, gdzie będzie trochę przestrzeni, nie znalazłam jednak takiego. Zwróciłam wzrok na Rango.
- Chodźmy spać przed jaskinię. - szepnęłam, a on kiwnął głową.
Ułożyłam się na prawo od wejścia jaskini, basior zrobił to samo jakieś pół metra ode mnie. Poczułam coś dziwnego... przysunęłam się do niego, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.
- Rango... - zaczęłam cicho. Czarny spojrzał na mnie z uwagą. - Posłuchaj... wszystko, co dla mnie zrobiłeś... to takie niesamowite, wiesz? Niesamowite... - westchnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nagle obleciała mnie panika, zaczęłam się bać, że... że go stracę... - Po tym wszystkim... nie chcę pozwolić ci odejść, rozumiesz? Ja cię potrzebuję, wiesz? Potrzebuję jak nikogo innego. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze? Nie poradziłabym sobie bez ciebie... - łzy wypłynęły z moich oczu. - Nigdy nie pozwolę ci odejść, Rango. I... nie wiem, z czym się zmagasz, ale po prostu zamknij oczy. Wszystko będzie dobrze, wiesz? - ostrożnie przysunęłam się do niego i wtuliłam się w jego futro. - Tylko nie odchodź...
> Rango? <3 <
> Rango? <3 <
Subskrybuj:
Posty (Atom)