Debilu, kapie z ciebie woda. -warknęła Mystery i otrzepała się, a krople wody z jej futra poleciały na mnie. Nic nie mówiąc zawróciłem by pójść spać.
-Dziękuje -mruknęła cicho Tery. Ucieszyło mnie to nawet -czyli że potrafisz być miła- pomyślałem. Nie chciałem jej już przeszkadzać, więc nie podszedłem. Postanowiłem że się położę i to zrobiłem, ale po chwili znów wstałem.
-Yh...znów zapomniałem że nie powinienem przebywać w tej jaskini...-warknąłem sam do siebie, po czym skierowałem się w kierunku wyjścia, ale gdy tylko do niego podszedłem poczułem okropne zimno, wiatr i lodowaty śnieg. W końcu burza śnieżna. Wzrokiem błądziłem za jakimś bezpiecznym miejscem, jednak mało co było widać w tej zamieci. Wytężałem wzrok i nagle zauważyłem czarny punkt, który stawał się coraz większy.
-Co do...?! -krzyknąłem, a w tym momencie ten czarny punkt zamienił się w czarną waderę, która jak burza wpadła do jaskini. Cała w śniegu, zdyszana, nerwowo lustrowała wzrokiem wszystkie wilki. Może czegoś szukała? A raczej kogoś.
-Szybciej! -krzyknęła za siebie, a w tej chwili do jaskini wbiegły cztery wilki; Biała wadera, brązowy i szary basior oraz... Blanka. Wszyscy od kilku minut obecni byli cali w śniegu.
-Czy nikomu nic nie jest? -zapytała czarna wadera i otrzepała się ze śniegu.
Nie miałem dokładnego wstępu do tej jaskini, także... wycofałem się za jakiegoś wilka i spokojnie tam siedziałem. Okazało się że w jaskini znajduje się cała wataha, co mnie trochę zdziwiło. To znaczy, było dużo, bardzo dużo wilków, ale jak wcześniej było ich tylko kilka, jaskinia wydawała się mniej pojemna. Przez chwilę każdy sztywnie obserwował każdego, ale po chwili czarna wadera westchnęła i spokojniejszym już tonem odezwała się
-Możecie się położyć. Wszystko jest w porządku. -powiedziała i sama się położyła, co w sumie zrobili wszyscy, a żebym się niczym nie wyróżniał, również się powoli położyłem i zasnąłem.
Kilka godzin później obudził mnie (jak i pewnie pozostałych) głośny krzyk czarne wadery.
-Wstawajcie wszyscy! Mam ważną informację! -krzyczała, ale zaledwie kilka wilków ją posłuchało i oderwało się od tego jakże ciekawego snu, nad którym spędziła już kilka godzin.
-Wstawać!!! -tym razem krzyknęła i jednocześnie warknęła wilczyca i tym razem więcej wilków podniosło głowę -nie słyszycie co do was mówię?! A w sumie róbcie jak chcecie. Chciałam wam tylko powiedzieć że śnieżyca się znacznie poprawiła, ale nie wiem jeszcze dokładnie jak wygląda sytuacja. -wadera najwyraźniej zakończyła swoją przemowę. W jaskini rozległy się głosy, ale ja obserwowałem tą... chyba alfę. Widziałem jak podeszła do jakiegoś wilka i coś mu powiedziała, ale nie słyszałem co, bo wataha była zajęta bardzo głośną rozmową. Zauważyłem że Black Mystery też najwyraźniej nie była tak zafascynowana tą wieścią i że irytuje ją zachowanie watahy, bo wciąż kiwała głową. Wróciłem do obserwowania alfy. Wilk, z którym rozmawiała wybiegł z jaskini.
Siedziałem tak i myślałem co zrobić dla zabicia nudy, więc w końcu zacząłem przysłuchiwać się rozmowie watahy.
-Eeej? Dziewczyny słyszałyście o tych nowych? Ostatnio tyle nowych przybywa!
-No! Przecież nam do szczęścia ich nie potrzeba!
-Właśnie! I jeszcze do tego tracimy na zapasach.
-Ja bym na miejscu Shadow już więcej osób nie przyjmowała!
Te plotki mnie przerastały. Wzrokiem szukałem Blanki, aż w końcu zauważyłem ją w towarzystwie trzech wader. Rozmawiały, więc nie chciałem im przeszkadzać. Spojrzałem na Mystery, która jako jedyna siedziała sama, nie licząc mnie. Nie chciałem jej irytować, więc nie podszedłem. Siedziałem, więc i patrzyłem na otwartą przestrzeń poza jaskinią, ale nagle zauważyłem wracającego basiora, z którym alfa wcześniej rozmawiała. Biegł tak szybko, jak by co się paliło.
-Shadow! Nie uwierzysz! Tam przy strumyku na łące... trąba powietrzna!!! -wrzeszczał basior.
Trochę mnie to przeraziło. Dalej już nie słuchałem, bo rozmawiali o czymś innym, więc podszedłem do Mystery, tak po prostu. Usiadłem obok niej, a ona tylko przemierzyła mnie wzrokiem.
-Po co przyszedłeś? -zapytała w miarę miło, jak na nią.
-Po nic. Słyszałaś tą czarną waderę? Teraz będzie się działo...tornado. -powiedziałem ironicznie.
-Miło. Trochę wiatru i nic więcej. -odpowiedziała znów w miarę miło. Wydawało mi się że ona po prostu lubi jak się do niej mówi z lekkim sarkazmem i ironią w głosie.
Siedzieliśmy tak i nic nie robiliśmy, aż nagle do naszych uszu wpadł dziwny dźwięk. Dźwięk wiatru i łamanych gałązek...to tornado było blisko.
-Chyba się zbliża...-powiedziałem cicho, a Tery kiwnęła głową i cofnęła się pod samą ścianę.
-Wszyscy pod ścianę jaskini! -krzyknęła nagle alfa.
Gdy każdy stał już pod własnym kawałkiem skalne ściany usłyszeliśmy ciche warknięcie.
-Co to?! -wykrzyknęła Mystery.
Nagle poza jaskinią, a właściwie tuż przed nią chodził dziwny zwierz. Cała wataha umilkła patrząc na tą mieszankę...pantery...i czegoś dziwnego, ponieważ miał kilka ogonów z kolcami na grzbiecie. Do tego nie miał sierści. Ja, Mystery, Blanka, alfa i cała reszta lustrowaliśmy go wzrokiem. W jednej chwili ta bestia zwróciła głowę w naszym kierunku i każdy mógł zobaczyć jej zielone ślepia. Na szczęścia ona nas chyba nie zobaczyła.
-Eee...to coś to niby nasz przyjaciel? -warknęła Tery, a alfa nie mogła przestać wgapiać się w zwierza.
-Shakamure...-szepnęła.
> Mystery, Shadow? Tak to do was dwóch c: <
Strony
wtorek, 28 marca 2017
poniedziałek, 27 marca 2017
od Blanki cd. Shadow
-Nie interesuje mnie twoje zdanie Dovakiin. Macie się uspokoić -warknęła Shadow, jednak nie było mi łatwo się opanować. On tak mnie denerwował! Z mojego gardła zaczął wydobywać się coraz głośniejszy warkot, jak i u "niego". Przez chwilę myślałam że nie wytrzymam i zaatakuje, jednak w ostatniej chwili ucichłam co go zdziwiło. Spojrzałam nerwowo na Shadow, a ona westchęła z ulgą i kiwnęła mi głową. Obydwie weszłyśmy do jaskini.
-Może następnym razem -usłyszałam słowa odchodzącego Dovakiina, ale zignorowałam je. Stałam z głową prawie przy ziemi obserwując czarną waderę. Dopiero po chwili przypomniał mi się wcześniejszy incydent z wężem wodnym... wiedziałam że Shadow się wtedy wściekła, a na dobitkę musiałyśmy trafić na Dovakiina. Wilczyca usiadła i gestem pokazała mi bym zrobiła to samo. Nie spuszczając wzroku z ziemi, powoli posłusznie usiadłam.
-Mam do ciebie dwie sprawy -powiedziała chłodnym tonem, a ja skuliłam uszy.
-Po pierwsze -ciągnęła -dlaczego narażasz watahę? Zadajesz się z jakimś wężem... stworem... nie wiem, tym czymś?! Wytłumacz mi po co?! Przecież jakby w pobliżu był jakiś szczeniak czy coś?! -krzyczała Shadow, a ja nie wiedziałam jak jej to wytłumaczyć.
-To jest woda, która przybrała postać węża. Można to nazwać wężem, ale on nie jest groźny-powiedziałam. Ale wadera tylko spojrzała na mnie niepewnie.
-To coś cię zna, ale nie jest nam wiadome jak zareaguje na inne wilki. -odrzekła -w sumie mam pomysł. Dziś po południu zaprowadzisz mnie do tego czegoś, a wtedy zobaczę czy można mu ufać. Zatem przejdźmy do drugiej sprawy. -oświadczyła Shad -Skąd znasz Dovakiina? I dlaczego jesteście dla siebie tacy niemili? -zapytała.
-Nie za bardzo chcę o tym rozmawiać -mruknęłam cicho.
-Chcę wiedzieć. -powiedziała wadera.
-Ja i Dovakiin -westchnęłam -kiedyś byliśmy razem. Ale on zrobił za wiele złego.
-Mogę wiedzieć co dokładnie? -spytała.
-Dokuczał mojemu ojcu..., namawiał do okropnych rzeczy mojego brata i wmawiał mu jakieś bzdury, pozbył się z watahy trzech szczeniąt... -mówiłam szybko, jednak zauważyłam że przy tym ostatnim Shadow wzdrygnęła się.
-Aha...-powiedziała w zamyśleniu -dlatego z nim zerwałaś?
Ta wypowiedź Shad brzmiała tak, jakby ona w ogóle mnie nie słuchała.
-Tak. Była jeszcze jedna rzecz, ale o niej nie chce już mówić. A Dovakiin tak mi ubliża, bo jak z nim zrywałam to wygarnęłam mu wszystkie błędy.
-No dobra. Możesz już isć...-mówiła wciąż w innym świecie wadera, a ja tylko zastanawiałam się czy ona mnie w ogóle wysłuchała i dotarło do niej co powiedziałam, czy później znowu mnie do siebie zaprosi i będzie chciała powtórnego tłumaczenia. Shadow usiadła, a ja wyszłam z jaskini zostawiając ją w spokoju. Wychodząc spostrzegłam Rango siedzącego pod drzewem. Siedział tam i wpatrywał się pusto w jeden punkt.
-Jeju, czy wszyscy dziś muszą być w innym świecie? Jakaś wycieczka na marsa się szykuje czy jak? -pomyślałam podchodząc do brata.
-Nad czym tak myślisz? -zapytałam, a on rozkojarzony spojrzał na mnie i otrzepał się.
-O, Blanka. Widziałem jak rozmawiałaś z tą czarną waderą, więc nie chciałem przeszkadzać i czekałem tu. Co ty tak długo tam siedziałaś? O czym rozmawiałyście? -zapytał.
-A wiesz, o Dovakiinie -powiedziałam, a Rango spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Że o tym Dovakiinie?! O... bracie... Diabla...? -wyjąkał, a ja kiwnęłam mu twierdząco łbem.
-Dokładnie. Wiesz strasznie mi ubliża, dziś prawie doszło do walki...-mówiła, jednak Rango mi przerwał.
-Czekaj, czekaj. Spotkałaś go? -spytał Ran.
-No przecież jest w tej watasze! -odpowiedziała ironicznie.
-Nie wierzę -odrzekł, po czym wstał i poszedł w kierunku lasu -później wrócę.
Nie czekając na nie wiadomo co, wstałam i poszłam do jaskini, w której Shadow wciąż siedziała.
-Shadow? Coś się stało? Siedzisz tak już od piętnastu minut.
> Shadow? :3<
-Może następnym razem -usłyszałam słowa odchodzącego Dovakiina, ale zignorowałam je. Stałam z głową prawie przy ziemi obserwując czarną waderę. Dopiero po chwili przypomniał mi się wcześniejszy incydent z wężem wodnym... wiedziałam że Shadow się wtedy wściekła, a na dobitkę musiałyśmy trafić na Dovakiina. Wilczyca usiadła i gestem pokazała mi bym zrobiła to samo. Nie spuszczając wzroku z ziemi, powoli posłusznie usiadłam.
-Mam do ciebie dwie sprawy -powiedziała chłodnym tonem, a ja skuliłam uszy.
-Po pierwsze -ciągnęła -dlaczego narażasz watahę? Zadajesz się z jakimś wężem... stworem... nie wiem, tym czymś?! Wytłumacz mi po co?! Przecież jakby w pobliżu był jakiś szczeniak czy coś?! -krzyczała Shadow, a ja nie wiedziałam jak jej to wytłumaczyć.
-To jest woda, która przybrała postać węża. Można to nazwać wężem, ale on nie jest groźny-powiedziałam. Ale wadera tylko spojrzała na mnie niepewnie.
-To coś cię zna, ale nie jest nam wiadome jak zareaguje na inne wilki. -odrzekła -w sumie mam pomysł. Dziś po południu zaprowadzisz mnie do tego czegoś, a wtedy zobaczę czy można mu ufać. Zatem przejdźmy do drugiej sprawy. -oświadczyła Shad -Skąd znasz Dovakiina? I dlaczego jesteście dla siebie tacy niemili? -zapytała.
-Nie za bardzo chcę o tym rozmawiać -mruknęłam cicho.
-Chcę wiedzieć. -powiedziała wadera.
-Ja i Dovakiin -westchnęłam -kiedyś byliśmy razem. Ale on zrobił za wiele złego.
-Mogę wiedzieć co dokładnie? -spytała.
-Dokuczał mojemu ojcu..., namawiał do okropnych rzeczy mojego brata i wmawiał mu jakieś bzdury, pozbył się z watahy trzech szczeniąt... -mówiłam szybko, jednak zauważyłam że przy tym ostatnim Shadow wzdrygnęła się.
-Aha...-powiedziała w zamyśleniu -dlatego z nim zerwałaś?
Ta wypowiedź Shad brzmiała tak, jakby ona w ogóle mnie nie słuchała.
-Tak. Była jeszcze jedna rzecz, ale o niej nie chce już mówić. A Dovakiin tak mi ubliża, bo jak z nim zrywałam to wygarnęłam mu wszystkie błędy.
-No dobra. Możesz już isć...-mówiła wciąż w innym świecie wadera, a ja tylko zastanawiałam się czy ona mnie w ogóle wysłuchała i dotarło do niej co powiedziałam, czy później znowu mnie do siebie zaprosi i będzie chciała powtórnego tłumaczenia. Shadow usiadła, a ja wyszłam z jaskini zostawiając ją w spokoju. Wychodząc spostrzegłam Rango siedzącego pod drzewem. Siedział tam i wpatrywał się pusto w jeden punkt.
-Jeju, czy wszyscy dziś muszą być w innym świecie? Jakaś wycieczka na marsa się szykuje czy jak? -pomyślałam podchodząc do brata.
-Nad czym tak myślisz? -zapytałam, a on rozkojarzony spojrzał na mnie i otrzepał się.
-O, Blanka. Widziałem jak rozmawiałaś z tą czarną waderą, więc nie chciałem przeszkadzać i czekałem tu. Co ty tak długo tam siedziałaś? O czym rozmawiałyście? -zapytał.
-A wiesz, o Dovakiinie -powiedziałam, a Rango spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Że o tym Dovakiinie?! O... bracie... Diabla...? -wyjąkał, a ja kiwnęłam mu twierdząco łbem.
-Dokładnie. Wiesz strasznie mi ubliża, dziś prawie doszło do walki...-mówiła, jednak Rango mi przerwał.
-Czekaj, czekaj. Spotkałaś go? -spytał Ran.
-No przecież jest w tej watasze! -odpowiedziała ironicznie.
-Nie wierzę -odrzekł, po czym wstał i poszedł w kierunku lasu -później wrócę.
Nie czekając na nie wiadomo co, wstałam i poszłam do jaskini, w której Shadow wciąż siedziała.
-Shadow? Coś się stało? Siedzisz tak już od piętnastu minut.
> Shadow? :3<
piątek, 24 marca 2017
od Shadow cd. Briany
Zdziwiła mnie zawziętość z jaką wadera to zrobiła. Spoglądałam to na jelenia to na jej skrzydła, najwidoczniej mieliśmy pierwszą Latającą.
-Czy... -zaczęła i jednocześnie otrzepała się i zwinęła skrzydła -coś źle... zro...biłam...?-popatrzyłam na nią z uśmiechem.
-Nie, zrobiłaś wszystko dobrze. Na imię mi Shadow i jak pewnie się domyśliłaś jestem Alphą tej oto watahy.-zobaczyłam jakąś cząstkę mnie gdy się cieszyła, mnie z czasów szczenięcych.
-Czyli.. jestem przyjęta?!-zapytała z trudem nie podnosząc głosu -Briana- dodała, popatrzyłam na nią z powagą a jej zrzedła mina, chciałam ją trochę zestresować. Wybrałam jej już stanowisko więc teraz musiała zachować zimną krew.
-Chodź za mną i weź jelenia-powiedziałam nie spuszczając z jej oczu wzroku.
-Oh.. no dobrze-chwyciła truchło w pysk i pobiegła za mną.
***
Jeleń spoczywał już w "spiżarni" a Briana już czekała na mnie a ja zaśmiałam się widząc jak chodzi po jaskini.
-Tylko nie wydepcz dziury-wadera też zaśmiała się zestresowana
-I co?-zapytała a w jej oczach widać było strach i podniecenie na myśl o przyjęciu do watahy. Popatrzyłam na nią bez wyrazu a ona znów się spięła, biedna stresowała się ale musiałam trzymać ją w napięciu prawda?
-Goniąca-powiedziałam z uśmiechem a ona zaczęła skakać z zadowolenia i podziękowała mi.
>Briana? Kończymy serię twoim opo? XD <
-Czy... -zaczęła i jednocześnie otrzepała się i zwinęła skrzydła -coś źle... zro...biłam...?-popatrzyłam na nią z uśmiechem.
-Nie, zrobiłaś wszystko dobrze. Na imię mi Shadow i jak pewnie się domyśliłaś jestem Alphą tej oto watahy.-zobaczyłam jakąś cząstkę mnie gdy się cieszyła, mnie z czasów szczenięcych.
-Czyli.. jestem przyjęta?!-zapytała z trudem nie podnosząc głosu -Briana- dodała, popatrzyłam na nią z powagą a jej zrzedła mina, chciałam ją trochę zestresować. Wybrałam jej już stanowisko więc teraz musiała zachować zimną krew.
-Chodź za mną i weź jelenia-powiedziałam nie spuszczając z jej oczu wzroku.
-Oh.. no dobrze-chwyciła truchło w pysk i pobiegła za mną.
***
Jeleń spoczywał już w "spiżarni" a Briana już czekała na mnie a ja zaśmiałam się widząc jak chodzi po jaskini.
-Tylko nie wydepcz dziury-wadera też zaśmiała się zestresowana
-I co?-zapytała a w jej oczach widać było strach i podniecenie na myśl o przyjęciu do watahy. Popatrzyłam na nią bez wyrazu a ona znów się spięła, biedna stresowała się ale musiałam trzymać ją w napięciu prawda?
-Goniąca-powiedziałam z uśmiechem a ona zaczęła skakać z zadowolenia i podziękowała mi.
>Briana? Kończymy serię twoim opo? XD <
od Black Mystery cd. Rango
-CO?!!!! GDZIE?!!! –krzyczałam, gdy powiedział o wilku. Płomień zgasł, a ja rozglądałam się zdezorientowana, co chwilę zerkając na basiora. Jego złote oczy patrzyły na mnie pewnie.
-Brawo...-wysapał, płomień chyba trochę go poparzył -opanowałaś moc... udało ci się.
Ochłonęłam i spojrzałam na uśmiechniętego Rango. Trzęsłam się, wciąż próbując ogarnąć, co właśnie się wydarzyło. Czy ja…czy ja właśnie… czy właśnie mi się udało..? Moim ciałem wstrząsały na zmianę fale gorąca i chłodu. Nie czułam się najlepiej, ale nie mogłam kolejny raz pokazać, że jestem słaba.
-Zostańmy tutaj, dobrze?-wyjąkałam, po czym zorientowałam się, że powiedziałam „my”.
-Nie ma mowy.-Rango potrząsnął głową i spojrzał w niebo.-Zbiera się na burzę, nie widzisz?
-Nie możemy zaczekać?-warknęłam, byłam zmęczona.
Basior znów zaprzeczył, a ciemnych chmur na niebie było coraz więcej. Mimo to miałam ochotę po prostu iść spać, nieważne gdzie.
-Idziemy!-powiedział głośno Rango.-Chyba że chcesz, żebym poszedł sam. Na pewno trafisz sama.-zironiozował.
-Argh…-mruknęłam i niechętnie podeszłam do wilka.-Idziesz czy nie?
Basior ruszył i zaczęliśmy wspinać się po skałach. Było ślisko, co utrudniało wspinaczkę. W pewnej chwili zachwiałam się i przez moment starałam się złapać równowagę nad krawędzią, co mi się na szczęście udało. W końcu wyszliśmy stamtąd i ruszyliśmy lasem do watahy. Zaczął padać śnieg, a jego płatki stykały się z moimi poparzeniami. Syknęłam cicho z bólu i zacisnęłam zęby napotkawszy pytający wzrok Rango.
-Jak nie to nie.-mruknął zniechęcony, po czym spojrzał w niebo i zaklął pod nosem.-Pospiesz się!-warknął.
Zerknęłam do góry, ukazały mi się prawie czarne chmury. Cholera…~pomyślałam niechętnie~burza śnieżna… Wiatr zaczął wiać bardzo mocno, ściemniło się.
-Szybciej!-zawołał Rango próbując przekrzyczeć szum wiatru.
Nie miałam wyjścia; jakkolwiek zmęczona nie byłam, w tamtym momencie musiałam biec. Wiedziałam, jakie skutki dla wilka o żywiole zimnego ognia mogło mieć zasypanie przez śnieg, i nie chciałam ich przeżyć. Moje czarne łapy odbijały się od śniegu, a błękitne pazury zostawiały na nim charakterystyczny ślad. Spojrzałam na Rango-pędził tuż przede mną, jego ogon powiewał od pędu powietrza. Mogłam tylko domyślać się, że również boi się skutków zasypania śniegiem. Przypomniałam sobie słowa ojca- „Ostatnia śnieżyca w roku zawsze jest najpotężniejsza, nigdy nie wychodź wtedy z domu!”, jego czułe spojrzenie, gdy przewróciłam się podczas gonienia Percy’ego…
-Tery! Nie czas na przypominajki!-krzyknął Rango, gdy zauważył, że zwolniłam.
„Tery..”
BIEGNIJ~pomyślałam panicznie, i ta myśl wypełniła moją głowę tak…nagle. I w tym momencie zaczęła się burza śnieżna. Śnieg padał tak gęsto i mocno, że ledwo było cokolwiek widać. Zaczęłam być zła; zła na cały świat za to, co się stało.To nie jest ten moment, w którym możesz narzekać~skarciłam się w myślach i potrząsnęłam głową. Bieg stawał się nie do wytrzymania-z każdą sekundą przybywało śniegu, a ubywało sił. Ale musiałam biec.
Jaskinia watahy znajdowała się około dwie godziny marszu od kanionu. Biegiem w taką pogodę powinno wyjść mniej więcej połowa mniej czasu, niż wolnym tempem.
Opady śniegu nasilały się, a wraz z nimi wiatr. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jest mi zimno, jak chłód przedziera się przez moje ciało. Rango najwidoczniej ogrzewał się swoją mocą, bo biło od niego leciutkie ciepło, nie był też tak zmęczony, jak ja. W końcu dzisiaj pierwszy raz opanowałam płomień… a to trudne.
-Zaraz będzie noc!-ryknął Rango, wiedziałam, że w nocy podczas ostatniej burzy aktywność bestii jest nasilona.
Moje łapy wciąż odrywały się od śniegu, aby zaraz znowu na nim wylądować, po czym powtórzyć cały schemat. Jeszcze nigdy nie było mi tak zimno…Zadrżałam lekko, a z mojej sierści, teraz całej w śniegu i mokrej, posypało się kilka kropelek wody. Z wielkim wysiłkiem brnęłam dalej podążając za basiorem, śnieg był coraz głębszy.
Nie dam rady biec dalej.
-Rango…-wykrztusiłam, po braku odpowiedzi powtórzyłam, tym razem głośniej.-Rango!
Wilk zwolnił, a następnie zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Zimno-wyjąkałam trzęsąc się-zimno mi.
Nie użyłam mocy, bo nie chciałam kolejny raz stracić kontroli.
-Nie mamy czasu, ogrzejesz się później.-powiedział szorstko wilk, ale po chwili jego wzrok złagodniał.
-Chodź.-rozkazał, tym samym ruszając pod najbliższe drzewo. Posłusznie poszłam za nim, chociaż wiedziałam, że później będę żałowała.
Rango zamknął oczy i po chwili rozjaśnił się, zaczęło bić od niego ciepło. Usiadłam dość blisko czarnego wilka, aby się ogrzać.
-Tylko nie spłoń.-mruknęłam sarkastycznie, na co Rango przewrócił tylko oczami.
Moje ciało ogarnęło ciepło bijące od wilka, roztapiając przy okazji trochę śniegu wokół nas.
-Wiesz, że musimy iść, prawda?-zwrócił się do mnie basior.
Przytaknęłam niechętnie i wstałam. Śnieżyca wciąż szalała, wiedziałam, że będzie ciężko trafić do watahy. Zaczęłam biec za wilkiem, który mimo wszystko lepiej znał drogę, niż ja.
W końcu. W końcu ukazały mi się zarysy jaskini, przyspieszyłam. Biegłam wprost do watahy, przede mną pędził Rango. Wpadliśmy do jaskini, cali mokrzy i w topniejącym na sierści śniegu. O dziwo większość wilków leżała i spała, lub nie zwracali na nas uwagi. Poszłam w najgłębszy kąt i położyłam się. Podszedł do mnie Rango. No błagam, ile można?
-Debilu, kapie z ciebie woda.-warknęłam i otrzepałam się, a kropelki wody poleciały na basiora. Kiedy już zawrócił, aby iść spać, mruknęłam cicho-Dziękuję.
Potem zapadłam w sen.
> Rango? Może być? xD<
-Brawo...-wysapał, płomień chyba trochę go poparzył -opanowałaś moc... udało ci się.
Ochłonęłam i spojrzałam na uśmiechniętego Rango. Trzęsłam się, wciąż próbując ogarnąć, co właśnie się wydarzyło. Czy ja…czy ja właśnie… czy właśnie mi się udało..? Moim ciałem wstrząsały na zmianę fale gorąca i chłodu. Nie czułam się najlepiej, ale nie mogłam kolejny raz pokazać, że jestem słaba.
-Zostańmy tutaj, dobrze?-wyjąkałam, po czym zorientowałam się, że powiedziałam „my”.
-Nie ma mowy.-Rango potrząsnął głową i spojrzał w niebo.-Zbiera się na burzę, nie widzisz?
-Nie możemy zaczekać?-warknęłam, byłam zmęczona.
Basior znów zaprzeczył, a ciemnych chmur na niebie było coraz więcej. Mimo to miałam ochotę po prostu iść spać, nieważne gdzie.
-Idziemy!-powiedział głośno Rango.-Chyba że chcesz, żebym poszedł sam. Na pewno trafisz sama.-zironiozował.
-Argh…-mruknęłam i niechętnie podeszłam do wilka.-Idziesz czy nie?
Basior ruszył i zaczęliśmy wspinać się po skałach. Było ślisko, co utrudniało wspinaczkę. W pewnej chwili zachwiałam się i przez moment starałam się złapać równowagę nad krawędzią, co mi się na szczęście udało. W końcu wyszliśmy stamtąd i ruszyliśmy lasem do watahy. Zaczął padać śnieg, a jego płatki stykały się z moimi poparzeniami. Syknęłam cicho z bólu i zacisnęłam zęby napotkawszy pytający wzrok Rango.
-Jak nie to nie.-mruknął zniechęcony, po czym spojrzał w niebo i zaklął pod nosem.-Pospiesz się!-warknął.
Zerknęłam do góry, ukazały mi się prawie czarne chmury. Cholera…~pomyślałam niechętnie~burza śnieżna… Wiatr zaczął wiać bardzo mocno, ściemniło się.
-Szybciej!-zawołał Rango próbując przekrzyczeć szum wiatru.
Nie miałam wyjścia; jakkolwiek zmęczona nie byłam, w tamtym momencie musiałam biec. Wiedziałam, jakie skutki dla wilka o żywiole zimnego ognia mogło mieć zasypanie przez śnieg, i nie chciałam ich przeżyć. Moje czarne łapy odbijały się od śniegu, a błękitne pazury zostawiały na nim charakterystyczny ślad. Spojrzałam na Rango-pędził tuż przede mną, jego ogon powiewał od pędu powietrza. Mogłam tylko domyślać się, że również boi się skutków zasypania śniegiem. Przypomniałam sobie słowa ojca- „Ostatnia śnieżyca w roku zawsze jest najpotężniejsza, nigdy nie wychodź wtedy z domu!”, jego czułe spojrzenie, gdy przewróciłam się podczas gonienia Percy’ego…
-Tery! Nie czas na przypominajki!-krzyknął Rango, gdy zauważył, że zwolniłam.
„Tery..”
BIEGNIJ~pomyślałam panicznie, i ta myśl wypełniła moją głowę tak…nagle. I w tym momencie zaczęła się burza śnieżna. Śnieg padał tak gęsto i mocno, że ledwo było cokolwiek widać. Zaczęłam być zła; zła na cały świat za to, co się stało.To nie jest ten moment, w którym możesz narzekać~skarciłam się w myślach i potrząsnęłam głową. Bieg stawał się nie do wytrzymania-z każdą sekundą przybywało śniegu, a ubywało sił. Ale musiałam biec.
Jaskinia watahy znajdowała się około dwie godziny marszu od kanionu. Biegiem w taką pogodę powinno wyjść mniej więcej połowa mniej czasu, niż wolnym tempem.
Opady śniegu nasilały się, a wraz z nimi wiatr. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jest mi zimno, jak chłód przedziera się przez moje ciało. Rango najwidoczniej ogrzewał się swoją mocą, bo biło od niego leciutkie ciepło, nie był też tak zmęczony, jak ja. W końcu dzisiaj pierwszy raz opanowałam płomień… a to trudne.
-Zaraz będzie noc!-ryknął Rango, wiedziałam, że w nocy podczas ostatniej burzy aktywność bestii jest nasilona.
Moje łapy wciąż odrywały się od śniegu, aby zaraz znowu na nim wylądować, po czym powtórzyć cały schemat. Jeszcze nigdy nie było mi tak zimno…Zadrżałam lekko, a z mojej sierści, teraz całej w śniegu i mokrej, posypało się kilka kropelek wody. Z wielkim wysiłkiem brnęłam dalej podążając za basiorem, śnieg był coraz głębszy.
Nie dam rady biec dalej.
-Rango…-wykrztusiłam, po braku odpowiedzi powtórzyłam, tym razem głośniej.-Rango!
Wilk zwolnił, a następnie zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Zimno-wyjąkałam trzęsąc się-zimno mi.
Nie użyłam mocy, bo nie chciałam kolejny raz stracić kontroli.
-Nie mamy czasu, ogrzejesz się później.-powiedział szorstko wilk, ale po chwili jego wzrok złagodniał.
-Chodź.-rozkazał, tym samym ruszając pod najbliższe drzewo. Posłusznie poszłam za nim, chociaż wiedziałam, że później będę żałowała.
Rango zamknął oczy i po chwili rozjaśnił się, zaczęło bić od niego ciepło. Usiadłam dość blisko czarnego wilka, aby się ogrzać.
-Tylko nie spłoń.-mruknęłam sarkastycznie, na co Rango przewrócił tylko oczami.
Moje ciało ogarnęło ciepło bijące od wilka, roztapiając przy okazji trochę śniegu wokół nas.
-Wiesz, że musimy iść, prawda?-zwrócił się do mnie basior.
Przytaknęłam niechętnie i wstałam. Śnieżyca wciąż szalała, wiedziałam, że będzie ciężko trafić do watahy. Zaczęłam biec za wilkiem, który mimo wszystko lepiej znał drogę, niż ja.
W końcu. W końcu ukazały mi się zarysy jaskini, przyspieszyłam. Biegłam wprost do watahy, przede mną pędził Rango. Wpadliśmy do jaskini, cali mokrzy i w topniejącym na sierści śniegu. O dziwo większość wilków leżała i spała, lub nie zwracali na nas uwagi. Poszłam w najgłębszy kąt i położyłam się. Podszedł do mnie Rango. No błagam, ile można?
-Debilu, kapie z ciebie woda.-warknęłam i otrzepałam się, a kropelki wody poleciały na basiora. Kiedy już zawrócił, aby iść spać, mruknęłam cicho-Dziękuję.
Potem zapadłam w sen.
> Rango? Może być? xD<
od Szaraczka cd. Wavantos
-Co tu robisz? Gdzie twoja matka?-wychrypiał w moją stronę i zniżył swój czarny łeb na mój poziom. Chciałem się cofnąć ale ta czynność z usztywnioną łapą sprawiła mi trudność, przewróciłem się a on popatrzył na mnie wzgardliwie. Był czarnym, mocno zbudowanym basiorem a jego skrzydła były wielkie w tym samym odcieniu co futro, oczy lśniły czerwienią... Nie wzbudził mojego zaufania, ale no cóż nie mogłem zwiać jak ostatni Domowiec.
-To teren watahy, więc powinienem zapytać Ciebie co tu robisz. Nie żyje-odparłem buntowniczo, nie interesowało mnie że mówię do basiora na "ty".
-Teren watahy powiadasz? Przykro mi że twoja matka nie żyje. A od kiedy to szczenię jest dyktatorem warunków "co tu robię"? To moja sprawa- ostatnie zdania nie zostały wypowiedziane nie zwykłym milszym tonem tylko gardłowym warkiem. Znów zaliczyłem upadek podczas cofania a ten uśmiechnął się szyderczo. Usłyszałem jakieś szuranie po ziemi i moim oczom ukazała się Shadow.
Była poważna a w jej oczach malowała się wściekłość. Koło niej szli moi "oprawcy".
Drako i Meilleur, obydwoje mnie nienawidzili, byli zestresowani. Wadera popatrzyła się na basiora wrogo.
-Co tu robisz? I jak Ci na imię?-wyglądał na starszego od niej ale odpowiedział z uśmiechem.
-Wavantos. Co tu robię to moja sprawa. -odparł a ja przyglądałem się ich wymianie zdań z niepokojem, Shadow skinęła głową na Drako i Meilleur'a.
Nawet rodziny nie ma. Aż dziw bierze że ma moc, wygląda na Domowca...
W pamięci rozegrała mi się scena gdy poznałem tę dwójkę. Słowa raniły mnie bardziej niż to że nie zostanę uczniem...
-Oo popatrz Drako, przyszedł nasz Domowiec. Powiedz kiedy wreszcie się przyznasz?-prześmiewczy głos Meilleur'a już mnie nie obchodził.
-Co powiesz na to szczurze że ja przynajmniej mam moc, nie to co ty. Może to ty jesteś a Shadow przyjęła Cię z łaski, bo twoja matka ją o to poprosiła?-wywarczałem a wokoło mnie zaczęły wirować płatki śniegu.
-Ja przynajmniej mam matkę, nie to co ty, ty mała gnido.- w jego obronie stanął Drako, a mnie to wprost rozbawiło.
-Naprawdę Mei?-użyłem zdrobnienia którego nie lubił więc warknął na mnie zdenerwowany- nie potrafisz się sam obronić?-zaśmiałem się z niego.
-Jak śmiesz używać tego zdrobnienia?!-krzyknął ale Drako powstrzymał go przed rzuceniem się na mnie (to mnie mocno zdziwiło...). Odeszli w stronę polany "walczyć" ze sobą a ja usłyszałem śmiech Shadow i Wavantosa.
-Mały ty to masz gadane- wycharczał basior ze śmiechem, Shadow uśmiechała się do mnie.
-Co się stało?!-zapytałem zdezorientowany a oni zaczęli się jeszcze głośniej ze mnie śmiać, nadal nie wiedziałem o co chodzi...
Oo popatrz Drako, przyszedł nasz Domowiec. Powiedz kiedy wreszcie się przyznasz?
Słowa Meilleur'a kołatały mi się znów w głowie i przebijały się ponad wszystkie inne myśli i przyćmiły szczęście z wygranej w słownej utarczce.
-Jestem Szaraczek-powiedziałem, sam nie wiem czemu..
-Coś taki nagle przygaszony Szaraku?-zapytał nagle zmartwiony Wavantos.
>Wav? xD<
-To teren watahy, więc powinienem zapytać Ciebie co tu robisz. Nie żyje-odparłem buntowniczo, nie interesowało mnie że mówię do basiora na "ty".
-Teren watahy powiadasz? Przykro mi że twoja matka nie żyje. A od kiedy to szczenię jest dyktatorem warunków "co tu robię"? To moja sprawa- ostatnie zdania nie zostały wypowiedziane nie zwykłym milszym tonem tylko gardłowym warkiem. Znów zaliczyłem upadek podczas cofania a ten uśmiechnął się szyderczo. Usłyszałem jakieś szuranie po ziemi i moim oczom ukazała się Shadow.
Była poważna a w jej oczach malowała się wściekłość. Koło niej szli moi "oprawcy".
Drako i Meilleur, obydwoje mnie nienawidzili, byli zestresowani. Wadera popatrzyła się na basiora wrogo.
-Co tu robisz? I jak Ci na imię?-wyglądał na starszego od niej ale odpowiedział z uśmiechem.
-Wavantos. Co tu robię to moja sprawa. -odparł a ja przyglądałem się ich wymianie zdań z niepokojem, Shadow skinęła głową na Drako i Meilleur'a.
Nawet rodziny nie ma. Aż dziw bierze że ma moc, wygląda na Domowca...
W pamięci rozegrała mi się scena gdy poznałem tę dwójkę. Słowa raniły mnie bardziej niż to że nie zostanę uczniem...
-Oo popatrz Drako, przyszedł nasz Domowiec. Powiedz kiedy wreszcie się przyznasz?-prześmiewczy głos Meilleur'a już mnie nie obchodził.
-Co powiesz na to szczurze że ja przynajmniej mam moc, nie to co ty. Może to ty jesteś a Shadow przyjęła Cię z łaski, bo twoja matka ją o to poprosiła?-wywarczałem a wokoło mnie zaczęły wirować płatki śniegu.
-Ja przynajmniej mam matkę, nie to co ty, ty mała gnido.- w jego obronie stanął Drako, a mnie to wprost rozbawiło.
-Naprawdę Mei?-użyłem zdrobnienia którego nie lubił więc warknął na mnie zdenerwowany- nie potrafisz się sam obronić?-zaśmiałem się z niego.
-Jak śmiesz używać tego zdrobnienia?!-krzyknął ale Drako powstrzymał go przed rzuceniem się na mnie (to mnie mocno zdziwiło...). Odeszli w stronę polany "walczyć" ze sobą a ja usłyszałem śmiech Shadow i Wavantosa.
-Mały ty to masz gadane- wycharczał basior ze śmiechem, Shadow uśmiechała się do mnie.
-Co się stało?!-zapytałem zdezorientowany a oni zaczęli się jeszcze głośniej ze mnie śmiać, nadal nie wiedziałem o co chodzi...
Oo popatrz Drako, przyszedł nasz Domowiec. Powiedz kiedy wreszcie się przyznasz?
Słowa Meilleur'a kołatały mi się znów w głowie i przebijały się ponad wszystkie inne myśli i przyćmiły szczęście z wygranej w słownej utarczce.
-Jestem Szaraczek-powiedziałem, sam nie wiem czemu..
-Coś taki nagle przygaszony Szaraku?-zapytał nagle zmartwiony Wavantos.
>Wav? xD<
czwartek, 23 marca 2017
od Rango cd. Black Mystery
-Że nie potrafię zapanować nawet nad częścią siebie?! -krzyczała Mystery.
Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć, bo z jednej strony to że nie za bardzo umie kontrolować swoją moc, jest przerażające, ale z drugiej strony trochę mojej winy też w tym było.
-Nie, nie to chciałem powiedzieć...-zacząłem, a wadera odwróciła głowę -za bardzo się tym przejmujesz. Po prostu musisz poćwiczyć, a nie ciągle mówić że nie umiesz nad sobą zapanować...-powiedziałem, ale Mystery nie dała mi dokończyć.
-Niby gdzie?! Gdzie mam poćwiczyć?! Wszędzie gdzie pójdę i wykorzystam moją moc, muszę coś zniszczyć! To nie jest takie łatwe jak myślisz... -powiedziała już trochę uspokojona.
-Wiem że to nie łatwe, ale... może poproś kogoś, aby ci coś doradził, pomógł? zapytałem.
-Kogo? Nikogo tu nie znam, ani nikomu nie ufam -powiedziała i położyła się.
-To może czas kogoś poznać. -powiedziałam i powoli zacząłem odchodzić w stronę łąki. Chciałem dać jej to wszystko do przemyślenia. Miałem plan, jednak nie za bardzo wiedziałem jak go wykorzystać. Szłem w kierunku lasu, jednak po co? Nie wiedziałem. Po prostu, z nudów. Ale to co usłyszałem wprawiło mnie w dreszcz... i do tego wychodziło z tego lasu.
-Samira, Kloudie, Fiara... odeszłeś... mogło być ich więcej...- mówił skądś znajomy mi głos.
Zbliżyłem się do ujścia lasu... nie da się zapomnieć tego głosu... to Diablo.
Cofnąłem się i zacząłem biec w stronę jaskini, ale zatrzymałem się tuż przed nią... to nie był Diablo, a jego moc. Nie chcący biegnąc wpadłem na Blankę, ponieważ wciąż patrzałem w stronę lasu.
-Rango?! Co się stało? Gdzie tak biegniesz? -pytała, a ja tylko urywkami odpowiedziałem.
-Diablo...jego moc...nikomu nie mów! -wrzasnąłem, bo nie chciałem by to wszystko się znów zaczęło, a że widziałem go ostatni raz dawno i daleko stąd, nie wiedziałem jakim cudem on wiedział gdzie jestem. Niespokojnie rozglądałem się dookoła, ale gdy byłem już w jaskini, mogłem odsapnąć. Zamkąłem oczy i by nie martwić się Diablem (miałem zamiar wszystkich powiadomić o nim trochę później) zacząłem zastanawiać się nad sprawą Mystery...
"Że moja rodzina by żyła, gdybym nie była słaba i pomogła?!" -przypomniałem sobie słowa Mystery. Czyli że jej rodzina umarła...z jakiegoś powodu. To było to! Jej słaby punkt!
Wstałem na równe nogi, żeby się ponabijać...nie no takim chamem to ja nie jestem, ale wstałem. Wszystko sobie poukładałem w głowie i ruszyłem w stronę tych wielkich głazów, gdzie została Black Mystery. Na szczęście gdy dotarłem na miejsce wadera wciąż tam była.
-Mystery. -powiedziałem dość chłodno, jak na mój ton.
-Czego? -zapytała Mystery, w ogóle na mnie nie patrząc -Dużo mi już powiedziałeś.
-Wstań...-odrzekłem spokojnie, ale ona to zignorowała, więc powtórzyłem trochę ostrzej i głośniej -Wstawaj! -Tym razem wadera wstała, a ja nie spuszczałem z niej wzroku -Idziemy tam- wskazałem łbem skalny kanion, który był w sumie przepaścią, na szczęście w dole było sucho i w miarę bezpiecznie. Wadera wyraźnie nie była zadowolona.
-Niby po co? Chcesz żebyśmy się zabili czy co? -zapytała oschłym tonem, jednak musiałem wytrzymać i zignorowałem to.
-Jest powód, ale na pewno nie jest nim śmierć...-ciągnąłem, ale ona znów mi przerwała.
-To do cholery po co?! -wrzasnęła wulgarnie, a ja tylko się odgryzłem.
-Po główno. Idziemy, zobaczysz, dowiesz się, ale streszczaj się, bo zaraz zapadnie noc.
Widziałem jej zdziwioną minę, jednak u mnie nie było lepiej. W końcu nigdy tak jeszcze nie wrzasnąłem do wadery. Szliśmy razem, jednak Mystery co chwilę zwalniała i przyśpieszała złośliwie. Gdy dotarliśmy do kanionu wadera stanęła na krawędzi i spojrzała w dół -O fajnie, jak wysoko. Wrzucić cię tam? -zaśmiała się sarkastycznie -Co teraz, alfo?
-Idziemy na dół, omego -odpowiedziałem z nutką sarkazmu.
-Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele -zawarczała, po czym w błyskawicznym tempie skakała po skałach, będąc coraz niżej. Nie czekając aż będzie już na dole, również zacząłem schodzić.
W głowie plątały mi się różne myśli, niepewności i inne podobne rzeczy. Zeskoczyłem z ostatniej skały, a Mystery już na mnie czekała i przewracając oczami powiedziała -Dłużej już nie mogłeś? A poza tym, jeśli myślisz że ściągnąłeś mnie tu tak po prostu, żeby stać...
-Cicho! -krzyknąłem, a ona odwróciła się napięcie. Właśnie w tym momencie się zaczęło.
-Jaka ty jesteś głupia i tempa! To wszystko co wcześniej powiedziałaś to prawda! Nic nie umiesz -ciągnąłem obelgi, a wadera patrzyła na mnie i coraz bardziej zaczęła się spinać.
-Ty debilu! Ściągnąłeś mnie tu po to żeby mnie obrażać? Co żeby nikt nie usłyszał? -warczała Mystery, a ja śmiałem się, mimo że wiedziałem że ryzykowałem.
-Cóż... nie żebym się czepiał, ale jeśli twoi krewni byli tacy jak ty to chyba bym sie zabił, heh -kiedy wypowiedziałem ostatnie słowa, wilczyca nie wytrzymała i wokół niej zaczął rosnąć ogromny niebieski płomień.
-Zaraz ja to zrobię za ciebie! -wrzasnęła i powoli ruszyła w moim kierunku.
Zacząłem powoli się cofać, wiedziałem że to co robiłem jest niebezpieczne, ale chciałem jej uświadomić że potrafi coś więcej. Pozostało mi jedno do zrobienia...
-Ee... My...Mystery... za tobą stoi ten...ten wilk z czerwonymi oczema...i... on... ma twoją RODZINĘ!!! -wykrzyknąłem.
-CO?!!!! GDZIE?!!! -krzyczała wadera, a płomień natychmiast zgasł. Mystery zaczęła się nerwowo rozglądać, warczeć i lustrować chwilowo mnie wzrokiem.
-Brawo...-wysapałem, gdyż ten płomień trochę mnie poparzył -opanowałaś moc... udało ci się.
> Mystery??? Chyba można to uznać za udane opanowanie, nie? xd<
Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć, bo z jednej strony to że nie za bardzo umie kontrolować swoją moc, jest przerażające, ale z drugiej strony trochę mojej winy też w tym było.
-Nie, nie to chciałem powiedzieć...-zacząłem, a wadera odwróciła głowę -za bardzo się tym przejmujesz. Po prostu musisz poćwiczyć, a nie ciągle mówić że nie umiesz nad sobą zapanować...-powiedziałem, ale Mystery nie dała mi dokończyć.
-Niby gdzie?! Gdzie mam poćwiczyć?! Wszędzie gdzie pójdę i wykorzystam moją moc, muszę coś zniszczyć! To nie jest takie łatwe jak myślisz... -powiedziała już trochę uspokojona.
-Wiem że to nie łatwe, ale... może poproś kogoś, aby ci coś doradził, pomógł? zapytałem.
-Kogo? Nikogo tu nie znam, ani nikomu nie ufam -powiedziała i położyła się.
-To może czas kogoś poznać. -powiedziałam i powoli zacząłem odchodzić w stronę łąki. Chciałem dać jej to wszystko do przemyślenia. Miałem plan, jednak nie za bardzo wiedziałem jak go wykorzystać. Szłem w kierunku lasu, jednak po co? Nie wiedziałem. Po prostu, z nudów. Ale to co usłyszałem wprawiło mnie w dreszcz... i do tego wychodziło z tego lasu.
-Samira, Kloudie, Fiara... odeszłeś... mogło być ich więcej...- mówił skądś znajomy mi głos.
Zbliżyłem się do ujścia lasu... nie da się zapomnieć tego głosu... to Diablo.
Cofnąłem się i zacząłem biec w stronę jaskini, ale zatrzymałem się tuż przed nią... to nie był Diablo, a jego moc. Nie chcący biegnąc wpadłem na Blankę, ponieważ wciąż patrzałem w stronę lasu.
-Rango?! Co się stało? Gdzie tak biegniesz? -pytała, a ja tylko urywkami odpowiedziałem.
-Diablo...jego moc...nikomu nie mów! -wrzasnąłem, bo nie chciałem by to wszystko się znów zaczęło, a że widziałem go ostatni raz dawno i daleko stąd, nie wiedziałem jakim cudem on wiedział gdzie jestem. Niespokojnie rozglądałem się dookoła, ale gdy byłem już w jaskini, mogłem odsapnąć. Zamkąłem oczy i by nie martwić się Diablem (miałem zamiar wszystkich powiadomić o nim trochę później) zacząłem zastanawiać się nad sprawą Mystery...
"Że moja rodzina by żyła, gdybym nie była słaba i pomogła?!" -przypomniałem sobie słowa Mystery. Czyli że jej rodzina umarła...z jakiegoś powodu. To było to! Jej słaby punkt!
Wstałem na równe nogi, żeby się ponabijać...nie no takim chamem to ja nie jestem, ale wstałem. Wszystko sobie poukładałem w głowie i ruszyłem w stronę tych wielkich głazów, gdzie została Black Mystery. Na szczęście gdy dotarłem na miejsce wadera wciąż tam była.
-Mystery. -powiedziałem dość chłodno, jak na mój ton.
-Czego? -zapytała Mystery, w ogóle na mnie nie patrząc -Dużo mi już powiedziałeś.
-Wstań...-odrzekłem spokojnie, ale ona to zignorowała, więc powtórzyłem trochę ostrzej i głośniej -Wstawaj! -Tym razem wadera wstała, a ja nie spuszczałem z niej wzroku -Idziemy tam- wskazałem łbem skalny kanion, który był w sumie przepaścią, na szczęście w dole było sucho i w miarę bezpiecznie. Wadera wyraźnie nie była zadowolona.
-Niby po co? Chcesz żebyśmy się zabili czy co? -zapytała oschłym tonem, jednak musiałem wytrzymać i zignorowałem to.
-Jest powód, ale na pewno nie jest nim śmierć...-ciągnąłem, ale ona znów mi przerwała.
-To do cholery po co?! -wrzasnęła wulgarnie, a ja tylko się odgryzłem.
-Po główno. Idziemy, zobaczysz, dowiesz się, ale streszczaj się, bo zaraz zapadnie noc.
Widziałem jej zdziwioną minę, jednak u mnie nie było lepiej. W końcu nigdy tak jeszcze nie wrzasnąłem do wadery. Szliśmy razem, jednak Mystery co chwilę zwalniała i przyśpieszała złośliwie. Gdy dotarliśmy do kanionu wadera stanęła na krawędzi i spojrzała w dół -O fajnie, jak wysoko. Wrzucić cię tam? -zaśmiała się sarkastycznie -Co teraz, alfo?
-Idziemy na dół, omego -odpowiedziałem z nutką sarkazmu.
-Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele -zawarczała, po czym w błyskawicznym tempie skakała po skałach, będąc coraz niżej. Nie czekając aż będzie już na dole, również zacząłem schodzić.
W głowie plątały mi się różne myśli, niepewności i inne podobne rzeczy. Zeskoczyłem z ostatniej skały, a Mystery już na mnie czekała i przewracając oczami powiedziała -Dłużej już nie mogłeś? A poza tym, jeśli myślisz że ściągnąłeś mnie tu tak po prostu, żeby stać...
-Cicho! -krzyknąłem, a ona odwróciła się napięcie. Właśnie w tym momencie się zaczęło.
-Jaka ty jesteś głupia i tempa! To wszystko co wcześniej powiedziałaś to prawda! Nic nie umiesz -ciągnąłem obelgi, a wadera patrzyła na mnie i coraz bardziej zaczęła się spinać.
-Ty debilu! Ściągnąłeś mnie tu po to żeby mnie obrażać? Co żeby nikt nie usłyszał? -warczała Mystery, a ja śmiałem się, mimo że wiedziałem że ryzykowałem.
-Cóż... nie żebym się czepiał, ale jeśli twoi krewni byli tacy jak ty to chyba bym sie zabił, heh -kiedy wypowiedziałem ostatnie słowa, wilczyca nie wytrzymała i wokół niej zaczął rosnąć ogromny niebieski płomień.
-Zaraz ja to zrobię za ciebie! -wrzasnęła i powoli ruszyła w moim kierunku.
Zacząłem powoli się cofać, wiedziałem że to co robiłem jest niebezpieczne, ale chciałem jej uświadomić że potrafi coś więcej. Pozostało mi jedno do zrobienia...
-Ee... My...Mystery... za tobą stoi ten...ten wilk z czerwonymi oczema...i... on... ma twoją RODZINĘ!!! -wykrzyknąłem.
-CO?!!!! GDZIE?!!! -krzyczała wadera, a płomień natychmiast zgasł. Mystery zaczęła się nerwowo rozglądać, warczeć i lustrować chwilowo mnie wzrokiem.
-Brawo...-wysapałem, gdyż ten płomień trochę mnie poparzył -opanowałaś moc... udało ci się.
> Mystery??? Chyba można to uznać za udane opanowanie, nie? xd<
od Wavantosa cd. Szaraczek/Shadow
To nie był dobry dzień. Próbowałem lecieć, by mieć lepszy widok na obce terytorium, jednak porywisty wiatr uderzył mi w grzbiet i zepchnął niżej, w las. Usiłowałem poderwać się wyżej, lecz jedno ze skrzydeł uderzyło w konar, potem drugie. Wkrótce cały wpadłem w korony drzew, ostatecznie awaryjnie lądując na ziemi. Cały obolały pozbierałem się na łapy i przestąpiłem parę kroków, by upewnić się, że są w porządku. Cóż, wygląda na to, że poza paroma siniakami i zwichniętym skrzydłem nic mi nie dolegało. Wzdychając z irytacją pod czarnym, wilgotnym nosem, ruszyłem pieszo w nieznane, szczerze zmartwiony, że jedno z moich skrzydeł nie jest sprawne. Próbowałem złożyć je i przytulić do boku, niestety na nic się to nie zdało, toteż bezwiednie ciągnęło się za mną po ziemi, robiąc niepotrzebny hałas pod postacią szurania o piach.
Niedługo potem złapałem trop, wilczy trop. Powinienem go ominąć, ale coś mówiło mi, by spróbować odszukać właścicieli zapachu. Zawiodłem się, gdy na swojej drodze napotkałem szczeniaka, jak się okazuje, również niespełna sił. Byłem od niego dużo większy, więc postarałem się o drobny uśmiech. Nie chciałem wyrządzić mu krzywdy, dlaczego miałbym? Nawet gdybym jakimś cudem polował na swoich, tym drobnym ciałkiem na pewno bym się nie najadł.
– Co robisz tu sam? Gdzie Twoja matka? – wychrypiałem więc łagodnie wibrującym basem, zniżając wielki, czarny łeb do jego poziomu.
< Szaraczek? Shadow?>
Niedługo potem złapałem trop, wilczy trop. Powinienem go ominąć, ale coś mówiło mi, by spróbować odszukać właścicieli zapachu. Zawiodłem się, gdy na swojej drodze napotkałem szczeniaka, jak się okazuje, również niespełna sił. Byłem od niego dużo większy, więc postarałem się o drobny uśmiech. Nie chciałem wyrządzić mu krzywdy, dlaczego miałbym? Nawet gdybym jakimś cudem polował na swoich, tym drobnym ciałkiem na pewno bym się nie najadł.
– Co robisz tu sam? Gdzie Twoja matka? – wychrypiałem więc łagodnie wibrującym basem, zniżając wielki, czarny łeb do jego poziomu.
< Szaraczek? Shadow?>
środa, 22 marca 2017
od Shadow cd. Pioruna
Byłam otępiała, smutna i wściekła na wszystko, wszystkich a najbardziej na siebie. Szłam potulnie przy Piorunie który próbował dodać mi otuchy, odtrącałam go ale on nie dawał za wygraną, wreszcie popatrzyłam na niego pustym wzrokiem.
-Piorun.. mnie to wszystko już przerasta-jęknęłam cicho i położyłam się, miałam dosyć, chciałam po prostu cofnąć ten pieprzony czas.
-Shad.. Wytłumacz mi wszystko, od początku. I kim jest Szaraczek-powiedział ze współczuciem lecz zdecydowanie.
Zerwał ścięgno. Nie będzie mógł kontynuować treningu. Słowa Vico cały czas rozbrzmiewały mi w głowie, kołatały się pomiędzy moimi myślami jakby chciały zniszczyć mnie psychicznie. Chodź tu Shaiks'ie! Zobacz tu jestem i czekam na Ciebie i moją śmierć!
-Szaraczek zerwał sobie ścięgno w łapce gdy był zabrałam go na polowanie. Jelonek przygniótł mu łapkę która zaplątała się o coś.
Przecież wiesz że możesz powiedzieć mi wszystko. Tyle przeszedłem.
-Oh Shadow.. Nie wiedziałem, traktowałaś go jak syna, prawda?
Byłeś dla mnie jak syn, to że zerwałeś ścięgno nie zmienia tego faktu. Nadal jesteś dla mnie moim synkiem i najlepszym wojownikiem.
Błoto na moim futrze zasychało z każdą chwilą a ja czułam już zimno przesiąkające przez brązową maź i moje czarne futrzane okrycie.
-Piorun, chciałam żebyś poznał Szaraczka.-zaprowadziłam mojego towarzysza do jego legowiska i przyprowadziłam uśmiechniętego wilczka..
>Piorun? kiedy kończymy serię? c: <
-Piorun.. mnie to wszystko już przerasta-jęknęłam cicho i położyłam się, miałam dosyć, chciałam po prostu cofnąć ten pieprzony czas.
-Shad.. Wytłumacz mi wszystko, od początku. I kim jest Szaraczek-powiedział ze współczuciem lecz zdecydowanie.
Zerwał ścięgno. Nie będzie mógł kontynuować treningu. Słowa Vico cały czas rozbrzmiewały mi w głowie, kołatały się pomiędzy moimi myślami jakby chciały zniszczyć mnie psychicznie. Chodź tu Shaiks'ie! Zobacz tu jestem i czekam na Ciebie i moją śmierć!
-Szaraczek zerwał sobie ścięgno w łapce gdy był zabrałam go na polowanie. Jelonek przygniótł mu łapkę która zaplątała się o coś.
Przecież wiesz że możesz powiedzieć mi wszystko. Tyle przeszedłem.
-Oh Shadow.. Nie wiedziałem, traktowałaś go jak syna, prawda?
Byłeś dla mnie jak syn, to że zerwałeś ścięgno nie zmienia tego faktu. Nadal jesteś dla mnie moim synkiem i najlepszym wojownikiem.
Błoto na moim futrze zasychało z każdą chwilą a ja czułam już zimno przesiąkające przez brązową maź i moje czarne futrzane okrycie.
-Piorun, chciałam żebyś poznał Szaraczka.-zaprowadziłam mojego towarzysza do jego legowiska i przyprowadziłam uśmiechniętego wilczka..
>Piorun? kiedy kończymy serię? c: <
od Shadow cd. Blanki
Z początku byłam przerażona widokiem węża i Blanki w jednym miejscu, momentalnie się spięłam, Wadera która po chwili zdała sobie sprawę że tu jestem zareagowała podobnie. Popatrzyłam na nią wściekła, sama nie wiem czemu może na mnie też odbiła się ta chwila?
-Wracamy do watahy- powiedziałam i nie czekając na jej odpowiedź ruszyłam do jaskini. Blanka szepnęła coś i wąż z wody zniknął, poczułam jak moje zjeżone futro opada powoli-skoro masz na tyle siły by przyjść tu to teraz biegniemy.-warknęłam i ruszyłam biegiem w kierunku naszego miejsca zamieszkania, wadera starała się nadążać ale wybrałam trasę którą mało kto znał. Widziałam że co parę kroków musiała zwalniać, wreszcie musiałam zwolnić do marszu. Nasza wędrówka trochę czasu zajęła a zapadał już zmrok. Dotarłyśmy jeszcze przed nocą, obydwie byłyśmy zmęczone ale nadal buzowało we mnie zdenerwowanie i emocje. W ciemności zajaśniały jakieś czerwone ślepia.
-Więc jednak nasza kochana "Alfa" łaskawie przytaszczyła tu to bydle?-warknął z szyderczym uśmiechem na poranionym pysku.
-Dovakiin-usłyszałam cichy warkot Blanki, spojrzałam na nich zdezorientowana.
-Nie interesuje mnie twoje zdanie Dovakiin. Macie się uspokoić-warknęłam i czekałam na ich reakcje. Usłyszałam jak z ich gardeł wydobywa się warkot.
>Blanka? XD <
-Wracamy do watahy- powiedziałam i nie czekając na jej odpowiedź ruszyłam do jaskini. Blanka szepnęła coś i wąż z wody zniknął, poczułam jak moje zjeżone futro opada powoli-skoro masz na tyle siły by przyjść tu to teraz biegniemy.-warknęłam i ruszyłam biegiem w kierunku naszego miejsca zamieszkania, wadera starała się nadążać ale wybrałam trasę którą mało kto znał. Widziałam że co parę kroków musiała zwalniać, wreszcie musiałam zwolnić do marszu. Nasza wędrówka trochę czasu zajęła a zapadał już zmrok. Dotarłyśmy jeszcze przed nocą, obydwie byłyśmy zmęczone ale nadal buzowało we mnie zdenerwowanie i emocje. W ciemności zajaśniały jakieś czerwone ślepia.
-Więc jednak nasza kochana "Alfa" łaskawie przytaszczyła tu to bydle?-warknął z szyderczym uśmiechem na poranionym pysku.
-Dovakiin-usłyszałam cichy warkot Blanki, spojrzałam na nich zdezorientowana.
-Nie interesuje mnie twoje zdanie Dovakiin. Macie się uspokoić-warknęłam i czekałam na ich reakcje. Usłyszałam jak z ich gardeł wydobywa się warkot.
>Blanka? XD <
poniedziałek, 20 marca 2017
Od Black Mystery cd. Rango
-Mystery? Żyjesz?-wyszeptał Rango, postanowiłam to zignorować i nie otworzyłam oczu.
Z tego co usłyszałam basior położył się niedaleko. Odczekałam chwilę i powoli uchyliłam powieki, Rango spał. Delikatnie wstałam i postanowiłam przejść się do jaskini watahy. Zrobiłam kilka kroków, ale przypomniałam sobie o wczorajszym wydarzeniu i wzdrygnęłam się. Zerknęłam na wilka, który wciąż spał, a było już późno. Przypomniałam sobie jego słowa „Nie musimy rozmawiać”. Pokręciłam głową, tak dużo wydarzyło się wczoraj. Pójdę do jaskini, nawet, jeśli Shadow się wkurzy.~pomyślałam. Zostawiłam śpiącego Rango i ruszyłam w stronę jaskini. Przy wejściu zauważyłam szarego wilczka, najwyraźniej pochłoniętego trącaniem łapką źdźbeł trawy. Miał zawiniętą łapkę, pewnie coś sobie zrobił. Gdy przekroczyłam próg jaskini każdy z obecnych tu wilków wbił we mnie swój wzrok. Warknęłam cicho, a Shadow podeszła do mnie.
-Wyjdźcie.-powiedziała do wilków, które posłusznie opuściły jaskinię nie spuszczając ze mnie wzroku.
Patrzyłam na alfę, która zaczęła mówić.
-Co to było wczoraj? Czemu tego nie powstrzymałaś? Cały las mógł spłonąć przez ciebie!- powiedziała chłodno nie spuszczając ze mnie wzroku.-Naraziłaś watahę!
-Próbowałam, to nie takie proste jak ci się wydaje.-zawarczałam.
-W takim razie mogłaś poprosić o pomoc w opanowaniu tego. Starożytni, ktokolwiek mógł ci pomóc!- wadera była na mnie wyraźnie zła.
Przestąpiłam z nogi na nogę, bo było mi niewygodnie.
-Jakoś nie jestem przekonana, czy mogę komukolwiek tu zaufać.
Shadow słysząc to była blisko wybuchu, zjeżyła jej się sierść na karku.
-A czy pomyślałaś o tym-warknęła-że naraziłaś...cholera jasna, naraziłaś wszystkich! Gdyby las spłonął wataha pozostałaby bez domu i jedzenia!
-Wyobraź sobie, że żywioł, który został mi przydzielony jest dziki. Nieopanowany. Wykorzystuje każdą okazję, a gdy już się uwolni...ku*wa, ciężko go zatrzymać!-miałam ochotę krzyczeć, po prostu krzyczeć, aby wyrzucić to z siebie.
-W takim razie jesteś tylko słabą pomyłką. Słabą pomyłką.-wycedziła alfa i weszła w głąb jaskini.
Zarzuciłam głową ze złością i wybiegłam. Kątem oka zauważyłam, że Rango stał przy wejściu jaskini, pewnie wszystko słyszał. Teraz to nie miało znaczenia. Pędziłam przed siebie czując, jak płomienie rosną wokół mnie.
"Tery, musisz być dzielna… musisz być dzielna, rozumiesz?"
"Słaba jak wtedy..."
"Zatrzymaj to!!!"
"Nie musimy rozmawiać."
"W takim razie jesteś tylko słabą pomyłką. Słabą pomyłką."
Usiadłam na ziemi, otaczały mnie wielkie głazy. Oddychałam głęboko, uspokajały mnie kamienie, ich stabilność i stałość. Ziemia wokół mnie była osmolona, lśniła trochę na niebiesko.
Nagle usłyszałam kroki, więc zawarczałam ostrzegawczo. Był to Rango, więc dałam sobie spokój.
-Za dużo się dzieje, oceniacie za szybko...-pomyślałam głośno i zdałam sobie sprawę, że stoi obok mnie czarny basior. Jego złote oczy patrzyły na mnie, wyczytałam w nich... niepokój? WYDAJE CI SIĘ, MYSTERY..
-Posłuchaj..-zaczął spokojnie.
-Że co?-przerwałam mu ostro.-Że niby jestem pieprzoną pomyłką?! Że to wszystko nie powinno się wydarzyć, a zimny ogień to wymysł?! Że skoro nie potrafię go opanować, powinnam zabić moc?! Że nie mam pieprzonych uczuć?! Że mogłam pomóc już tyle razy, a tyle razy byłam za słaba, żeby ruszyć się z miejsca?! Że... że moja rodzina by żyła, gdybym nie była słaba i pomogła?! Że przegrałam, tak bardzo i miliony razy?! Że przegrywam codziennie z samą sobą?! Że nie chcę pomocy, nikomu nie ufam?! Że nie mam powodów?!-oddychałam głęboko lustrując wzrokiem Rango.-Że nie potrafię nawet zapanować nad częścią siebie...?!
> Rango? :> <
Z tego co usłyszałam basior położył się niedaleko. Odczekałam chwilę i powoli uchyliłam powieki, Rango spał. Delikatnie wstałam i postanowiłam przejść się do jaskini watahy. Zrobiłam kilka kroków, ale przypomniałam sobie o wczorajszym wydarzeniu i wzdrygnęłam się. Zerknęłam na wilka, który wciąż spał, a było już późno. Przypomniałam sobie jego słowa „Nie musimy rozmawiać”. Pokręciłam głową, tak dużo wydarzyło się wczoraj. Pójdę do jaskini, nawet, jeśli Shadow się wkurzy.~pomyślałam. Zostawiłam śpiącego Rango i ruszyłam w stronę jaskini. Przy wejściu zauważyłam szarego wilczka, najwyraźniej pochłoniętego trącaniem łapką źdźbeł trawy. Miał zawiniętą łapkę, pewnie coś sobie zrobił. Gdy przekroczyłam próg jaskini każdy z obecnych tu wilków wbił we mnie swój wzrok. Warknęłam cicho, a Shadow podeszła do mnie.
-Wyjdźcie.-powiedziała do wilków, które posłusznie opuściły jaskinię nie spuszczając ze mnie wzroku.
Patrzyłam na alfę, która zaczęła mówić.
-Co to było wczoraj? Czemu tego nie powstrzymałaś? Cały las mógł spłonąć przez ciebie!- powiedziała chłodno nie spuszczając ze mnie wzroku.-Naraziłaś watahę!
-Próbowałam, to nie takie proste jak ci się wydaje.-zawarczałam.
-W takim razie mogłaś poprosić o pomoc w opanowaniu tego. Starożytni, ktokolwiek mógł ci pomóc!- wadera była na mnie wyraźnie zła.
Przestąpiłam z nogi na nogę, bo było mi niewygodnie.
-Jakoś nie jestem przekonana, czy mogę komukolwiek tu zaufać.
Shadow słysząc to była blisko wybuchu, zjeżyła jej się sierść na karku.
-A czy pomyślałaś o tym-warknęła-że naraziłaś...cholera jasna, naraziłaś wszystkich! Gdyby las spłonął wataha pozostałaby bez domu i jedzenia!
-Wyobraź sobie, że żywioł, który został mi przydzielony jest dziki. Nieopanowany. Wykorzystuje każdą okazję, a gdy już się uwolni...ku*wa, ciężko go zatrzymać!-miałam ochotę krzyczeć, po prostu krzyczeć, aby wyrzucić to z siebie.
-W takim razie jesteś tylko słabą pomyłką. Słabą pomyłką.-wycedziła alfa i weszła w głąb jaskini.
Zarzuciłam głową ze złością i wybiegłam. Kątem oka zauważyłam, że Rango stał przy wejściu jaskini, pewnie wszystko słyszał. Teraz to nie miało znaczenia. Pędziłam przed siebie czując, jak płomienie rosną wokół mnie.
"Tery, musisz być dzielna… musisz być dzielna, rozumiesz?"
"Słaba jak wtedy..."
"Zatrzymaj to!!!"
"Nie musimy rozmawiać."
"W takim razie jesteś tylko słabą pomyłką. Słabą pomyłką."
Usiadłam na ziemi, otaczały mnie wielkie głazy. Oddychałam głęboko, uspokajały mnie kamienie, ich stabilność i stałość. Ziemia wokół mnie była osmolona, lśniła trochę na niebiesko.
Nagle usłyszałam kroki, więc zawarczałam ostrzegawczo. Był to Rango, więc dałam sobie spokój.
-Za dużo się dzieje, oceniacie za szybko...-pomyślałam głośno i zdałam sobie sprawę, że stoi obok mnie czarny basior. Jego złote oczy patrzyły na mnie, wyczytałam w nich... niepokój? WYDAJE CI SIĘ, MYSTERY..
-Posłuchaj..-zaczął spokojnie.
-Że co?-przerwałam mu ostro.-Że niby jestem pieprzoną pomyłką?! Że to wszystko nie powinno się wydarzyć, a zimny ogień to wymysł?! Że skoro nie potrafię go opanować, powinnam zabić moc?! Że nie mam pieprzonych uczuć?! Że mogłam pomóc już tyle razy, a tyle razy byłam za słaba, żeby ruszyć się z miejsca?! Że... że moja rodzina by żyła, gdybym nie była słaba i pomogła?! Że przegrałam, tak bardzo i miliony razy?! Że przegrywam codziennie z samą sobą?! Że nie chcę pomocy, nikomu nie ufam?! Że nie mam powodów?!-oddychałam głęboko lustrując wzrokiem Rango.-Że nie potrafię nawet zapanować nad częścią siebie...?!
> Rango? :> <
niedziela, 19 marca 2017
od Szaraczka cd...*
Bawiłem się właśnie z Isabelle która bardzo mnie lubiła (z wzajemnością), uśmiechnęła się do mnie a w jej fioletowych oczach błysnęły iskierki radości.
-Patrzcie! Szarak niedojda o patykowatej łapie!-usłyszałem prześmiewcze krzyki starszych adeptów, zrobiło mi się smutno na wspomnienie feralnego polowania. Poczułem nagły chłód ale wiatru nie było... Belle popatrzyła na moją łapę, wciąż usztywnioną kijkiem, współczucie w jej oczach dodało mi otuchy ale wciąż w głowie dźwięczały mi ich słowa...
-Drako! Nie możesz tak mówić o Szarym! Wiesz że on ma uczucia?!- towarzysząca mi waderka stanęła w mojej obronie! Byłem pełen podziwu do niej bo Drako był gotowy ją zaatakować, warknął ostrzegawczo.
-A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę?-warknął-nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!- i machnął mi swoim czarnym ogonem przed pyszczkiem, zakręciło mi się w nosie i omal nie kichnąłem. Isabelle podeszła do mnie zasmucona a jej fioletowe oczęta były zasnute łezkami...
-Przepraszam Szaraczku... starałam się-powiedziała smutno, mi też towarzyszyło to uczucie ale nie okazałem tego tylko się uśmiechnąłem.
-Spokojnie, nic się nie stało...-odparłem i odszedłem w stronę jaskini.
***
Położyłem głowę na łapach i trzymałem tylną łapkę w górę, było mi przykro...
A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę? Nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!
W głębi serca czułem że przegrałem... Że nie zostanę wojownikiem czy uczniem, po prostu będę kolejnym balastem. Poczułem gorące łzy płynące mi po pyszczku, wiedziałem że tak będzie. Płakałem dobrą chwilę... Wreszcie wstałem z trudem i zacząłem chodzić a raczej kuśtykać.
-Zdejmiemy na chwilę opatrunek-usłyszałem głos jednego z uczniów medyka. Jak rzekł, tak zrobił. Postawiłem normalnie łapę ale przeszył ją niewiarygodny ból, upadłem na plecy, powstrzymywałem łzy. Wreszcie wstałem i podszedłem do wilka, uśmiechał się pogodnie.
-Idzie Ci coraz lepiej!-poczułem się lepiej. Po długim i bolesnym "treningu" wreszcie poszedłem spać... Obudziło mnie szuranie łapami po podłożu.. Rozchyliłem powieki i moim oczom ukazał się basior, albo wadera? Nie rozpoznawałem... Momentalnie spiąłem się i spróbowałem wstać, przysporzyło mi to dużo trudu... Wreszcie udało mi się stanąć na czterech łapach.
>Ktosiu?<
-Patrzcie! Szarak niedojda o patykowatej łapie!-usłyszałem prześmiewcze krzyki starszych adeptów, zrobiło mi się smutno na wspomnienie feralnego polowania. Poczułem nagły chłód ale wiatru nie było... Belle popatrzyła na moją łapę, wciąż usztywnioną kijkiem, współczucie w jej oczach dodało mi otuchy ale wciąż w głowie dźwięczały mi ich słowa...
-Drako! Nie możesz tak mówić o Szarym! Wiesz że on ma uczucia?!- towarzysząca mi waderka stanęła w mojej obronie! Byłem pełen podziwu do niej bo Drako był gotowy ją zaatakować, warknął ostrzegawczo.
-A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę?-warknął-nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!- i machnął mi swoim czarnym ogonem przed pyszczkiem, zakręciło mi się w nosie i omal nie kichnąłem. Isabelle podeszła do mnie zasmucona a jej fioletowe oczęta były zasnute łezkami...
-Przepraszam Szaraczku... starałam się-powiedziała smutno, mi też towarzyszyło to uczucie ale nie okazałem tego tylko się uśmiechnąłem.
-Spokojnie, nic się nie stało...-odparłem i odszedłem w stronę jaskini.
***
Położyłem głowę na łapach i trzymałem tylną łapkę w górę, było mi przykro...
A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę? Nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!
W głębi serca czułem że przegrałem... Że nie zostanę wojownikiem czy uczniem, po prostu będę kolejnym balastem. Poczułem gorące łzy płynące mi po pyszczku, wiedziałem że tak będzie. Płakałem dobrą chwilę... Wreszcie wstałem z trudem i zacząłem chodzić a raczej kuśtykać.
-Zdejmiemy na chwilę opatrunek-usłyszałem głos jednego z uczniów medyka. Jak rzekł, tak zrobił. Postawiłem normalnie łapę ale przeszył ją niewiarygodny ból, upadłem na plecy, powstrzymywałem łzy. Wreszcie wstałem i podszedłem do wilka, uśmiechał się pogodnie.
-Idzie Ci coraz lepiej!-poczułem się lepiej. Po długim i bolesnym "treningu" wreszcie poszedłem spać... Obudziło mnie szuranie łapami po podłożu.. Rozchyliłem powieki i moim oczom ukazał się basior, albo wadera? Nie rozpoznawałem... Momentalnie spiąłem się i spróbowałem wstać, przysporzyło mi to dużo trudu... Wreszcie udało mi się stanąć na czterech łapach.
>Ktosiu?<
od Rango cd. Black Mystery
-Nie wrócę na noc do watahy -powiedziała Mystery i zasnęła. Ja ułożyłem się nieco dalej, jednak obok. Nie myślałem nad tym wszystkim, co było. W tym momencie ważne było co będzie.
-W takim razie ja też nie -rzekłem i również próbowałem zasnąć, a w mojej głowie odtworzyło się całe dzisiejsze wydarzenie; Pożar, kłótnia, jakiś wilk, Black Mystery... nie wiedziałem co o tym myśleć, bo w końcu nie mogłem być wredny. To co było kiedyś wystarczało i nie chciałem do tego wracać. Była noc, cisza, spokój, Mystery spała i chyba wszyscy spali. Tak w sumie nie przepadałem za nocą, więc sam byłem zdziwiony moją nagłą chęcią treningu. Powoli opuściłem tę małą polankę i poszedłem w stronę łąki watahy. Nie było tam nikogo, prócz dwóch małych czarnych zwierząt. Z daleka wyglądały jak wilki, ale gdy podszedłem bliżej zobaczyłem że to lisy. Dwa młode, samotnie bawiące się w nocy lisy. Zacząłem się skradać do jednego, który był bliżej, jednak ten drugi był nieco większy i bardziej kuszący. Byłem coraz bliżej, a z każdym krokiem z mojego gardła wydobywał się cichy, jednak coraz głośniejszy warkot. -Jeszcze nie, jeszcze nie...już! -słyszałem irytujące odliczanie w myślach, ale się go posłuchałem i na słowo "już", natychmiast skoczyłem na jednego z lisów. Warczałem i szykowałem się do ugryzienia, jednak ten drugi wyglądał jak szczenię wilka. Patrzył na mnie z przerażeniem, a ja czułem się zakłopotany. Z jednej strony byłem głodny, a z drugiej nie chciałem być "potworem".
-Chyba zrezygnuję... powiedziałem i puściłem liska, który uciekł w popłochu, a drugi powoli odszedł ze spuszczonym łbem. Pierwszy raz od dawna zlitowałem się na kimś...czyżby uczucia wracały? Może...-Chyba będę już wracać- pomyślałem, jednak byłem dość głodny.
-Ah...trudno. Pójdę spać, a jutro coś upoluję na śniadanie. -powiedziałem i zmierzyłem w kierunku miejsca, w którym spała Mystery. Niestety jak na złość zaczął wiać strasznie zimny i dość mocny wiatr. Gdy dotarłem wadera wciąż spała. Było tak zimno że nie wiem jakim cudem ona dała radę wytrzymać w jednym miejscu. -A no tak, zimny ogień. -pomyślałem i wpadłem na pomysł ocieplenia. -Coś miłego... coś miłego...- szeptałem, ale wydarzenia, które się zdarzyły tego dnia nie pomagały mi w wynalezieniu czegoś "miłego".
-Liski! ...Nie jeden odszedł smutny, drugi uciekł...yh...już wiem. Moje uczucia! One powracają -myślałem i gdy przypomniały mi się moje powracające uczucia, natychmiast zaczęło bić ode mnie ciepło. Usiadłem obok Mystery i przez chwilę patrzyłem w niebo, gdzie przywidziały mi się trzy wilki biegające po widnokręgu. Było cicho, ciepło i spokojnie. Oczy zaczęły mi się zamykać, więc z siadu przeszedłem do leżenia. Chwilę leżałem tak, z pyskiem na ziemi, patrząc w siną dal, jednak zaraz potem...zasnąłem.
Obudziłem się rano było już dość ciepło i nie chciało mi się wstawać, więc leżałem, a obok leżała Black Mystery. Była dokładnie w tej samej pozycji co wczoraj i chyba spała. Było już po dziesiątej, więc wyszeptałem -Mystery? Żyjesz?
Nic nie odpowiedziała, ale oddychała,więc...no cóż. Niczym nie musiałem się martwić, dlatego mimo późnej pory dnia znowu zasnąłem.
> Tery, sorki że tego typu (że cały czas spałaś xd) ale nie chciałam wymyślać, bo mam plan na inny odpis od Rango. Taki jakby plan xdd<
-W takim razie ja też nie -rzekłem i również próbowałem zasnąć, a w mojej głowie odtworzyło się całe dzisiejsze wydarzenie; Pożar, kłótnia, jakiś wilk, Black Mystery... nie wiedziałem co o tym myśleć, bo w końcu nie mogłem być wredny. To co było kiedyś wystarczało i nie chciałem do tego wracać. Była noc, cisza, spokój, Mystery spała i chyba wszyscy spali. Tak w sumie nie przepadałem za nocą, więc sam byłem zdziwiony moją nagłą chęcią treningu. Powoli opuściłem tę małą polankę i poszedłem w stronę łąki watahy. Nie było tam nikogo, prócz dwóch małych czarnych zwierząt. Z daleka wyglądały jak wilki, ale gdy podszedłem bliżej zobaczyłem że to lisy. Dwa młode, samotnie bawiące się w nocy lisy. Zacząłem się skradać do jednego, który był bliżej, jednak ten drugi był nieco większy i bardziej kuszący. Byłem coraz bliżej, a z każdym krokiem z mojego gardła wydobywał się cichy, jednak coraz głośniejszy warkot. -Jeszcze nie, jeszcze nie...już! -słyszałem irytujące odliczanie w myślach, ale się go posłuchałem i na słowo "już", natychmiast skoczyłem na jednego z lisów. Warczałem i szykowałem się do ugryzienia, jednak ten drugi wyglądał jak szczenię wilka. Patrzył na mnie z przerażeniem, a ja czułem się zakłopotany. Z jednej strony byłem głodny, a z drugiej nie chciałem być "potworem".
-Chyba zrezygnuję... powiedziałem i puściłem liska, który uciekł w popłochu, a drugi powoli odszedł ze spuszczonym łbem. Pierwszy raz od dawna zlitowałem się na kimś...czyżby uczucia wracały? Może...-Chyba będę już wracać- pomyślałem, jednak byłem dość głodny.
-Ah...trudno. Pójdę spać, a jutro coś upoluję na śniadanie. -powiedziałem i zmierzyłem w kierunku miejsca, w którym spała Mystery. Niestety jak na złość zaczął wiać strasznie zimny i dość mocny wiatr. Gdy dotarłem wadera wciąż spała. Było tak zimno że nie wiem jakim cudem ona dała radę wytrzymać w jednym miejscu. -A no tak, zimny ogień. -pomyślałem i wpadłem na pomysł ocieplenia. -Coś miłego... coś miłego...- szeptałem, ale wydarzenia, które się zdarzyły tego dnia nie pomagały mi w wynalezieniu czegoś "miłego".
-Liski! ...Nie jeden odszedł smutny, drugi uciekł...yh...już wiem. Moje uczucia! One powracają -myślałem i gdy przypomniały mi się moje powracające uczucia, natychmiast zaczęło bić ode mnie ciepło. Usiadłem obok Mystery i przez chwilę patrzyłem w niebo, gdzie przywidziały mi się trzy wilki biegające po widnokręgu. Było cicho, ciepło i spokojnie. Oczy zaczęły mi się zamykać, więc z siadu przeszedłem do leżenia. Chwilę leżałem tak, z pyskiem na ziemi, patrząc w siną dal, jednak zaraz potem...zasnąłem.
Obudziłem się rano było już dość ciepło i nie chciało mi się wstawać, więc leżałem, a obok leżała Black Mystery. Była dokładnie w tej samej pozycji co wczoraj i chyba spała. Było już po dziesiątej, więc wyszeptałem -Mystery? Żyjesz?
Nic nie odpowiedziała, ale oddychała,więc...no cóż. Niczym nie musiałem się martwić, dlatego mimo późnej pory dnia znowu zasnąłem.
> Tery, sorki że tego typu (że cały czas spałaś xd) ale nie chciałam wymyślać, bo mam plan na inny odpis od Rango. Taki jakby plan xdd<
sobota, 18 marca 2017
od Briany cd. Shadow
-Powiem tyle że to część twojego treningu -dodała szeptem wadera. Czułam na sobie jej wzrok, ale nie przejmowałam się tym i skupiłam uwagę na jeleniu. Naprawdę nie chciałam go zabijać... nie lubiłam tego. Zapewne to od tego zależało to, czy dołączę do watahy, więc musiałam się przełamać. Nie mogłam tego zawalić, jednak starałam się nie myśleć o jakiejkolwiek porażce. Bałam się że wadera nie zaakceptuje mojego sposobu polowania. Niby umiałam upolować jakiegoś zwierza jak inne wilki, ale tylko małego, jeśli chodzi o większe to mój sposób na to był inny. Wkrótce przemogłam się, a w mojej głowie widziałam dziwne obrazy.
Jeleń, ja, czarna wadera, gryfy, stado, wszystkie wilki, Bleyx... Forax. Głowa strasznie mnie rozbolała, a w łapach czułam dziwny dreszcz. Jakby coś ciężkiego ciągnęło mnie do ziemi.
-Nie mam wyjścia. Uda mi się! -pomyślałam dla motywacji, po czym zaczęłam się skradać, ale w inną stronę, omijając jelenia. Nie wiedziałam, czy to aby na pewno się uda, ale no cóż.
-Co jest? -usłyszałam pytanie zaskoczonej czarnej wadery, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Skradałam się, aż w końcu przystanęłam przy najbliższym drzewem. Byłam na przeciwko jelenia, który stał do mnie tyłem, a do mojej towarzyszki bokiem. Gestem pokazałam waderze by się trochę cofnęła, co zrobiłam i ja sama. Widziałam jej zdziwioną minę. W myślach zaczęłam odliczać sobie czas, od pięciu do zera. W chwili, gdy w mej głowie pojawiło się słowo zero, ciągnące za sobą ogromne echo, stanęłam dęba jak koń, po czym rozpostarłam czarne skrzydła. Poleciałam w górę z ogromnym napędem, a potem zleciałam z ogromną siłą w dół, prosto na jelenia, którego o razu powaliłam na ziemię. Wbiłam w niego zęby, po czym trzymałam chwilę, do póki nie przestał się ruszać. Trochę cię szarpał, patrząc mu w oczy, widziałam w nich jego rozkojarzenie, oszołomienie i strach -Przepraszam... -wyszeptałam, po czym wstałam na nogi. O dziwo na moim pysku nie było ani kropli krwi. Nie wiem dlaczego.
-Udało się... - wysapałam miłym i radosnym tonem, aczkolwiek szkoda mi było tego jelenia.
-Chyba... zrobiłam co kazałaś -odrzekłam do wadery, która nic nie mówiąc patrzyła się na mnie, co chwila zerkając na skrzydła i jelenia, i w ogóle na mnie, co mnie troszkę zestresowało.
-Czy... -zaczęłam, otrzepując się i zwijając jednocześnie skrzydła -coś źle... zro...biłam...?
> Czarna wadero? Czemusz się tak na mnie paczysz?<
od Pioruna cd. Shadow
Strasznie się martwiłem o Shadow, zniknęła tak nagle, nie powiedziała nawet gdzie idzie albo raczej gdzie ucieka. Zastanawiało mnie co się mogło stać... Nagle usłyszałem jej płacz , na początku nie wiedziałem skąd dobiega. Ponieważ myślałem o tym aby ją znaleźć, zobaczyć, przytulić, pocieszyć... Wziąłem sie w garść i szedłem za odgłosem jej płaczu. Nagle zobaczyłem ją, była w opłakanym (dosłownie) stanie, serce ścisnęło mi się z żalu na myśl o jej uczuciach...
-Shadow! Co sie stało? Nie płacz, proszę! -mówiąc to podbiegłem do niej i przytuliłem ją, odepchnęła mnie, rozpłakała się jeszcze głośniej i odwróciła głowę w moją stronę
Nic nie mówiła.. Tylko na mnie patrzyła, jej wzrok nie był taki sam, był smutny i otępiały, bez uczuć.
-Chodź.. Wracajmy już. -powiedziałem, wadera podniosła głowę ale zignorowała mnie. Starałem się z nią porozmawiać, nie uzyskiwałem odpowiedzi tylko jakieś urywki "Szaraczek, jeleń..." nic z tego nie rozumiałem. Wreszcie Shad dała się namówić by wrócić do watahy, była oblepiona błotem i jej piękne czarne futro zmieniło odcień na błotny brąz...
Gdy wracaliśmy Shadow nic nie mówiła. Była bardzo przygnębiona, nie odzywała się do nikogo... Nie chciała powiedzieć dlaczego. Bardzo się o nią martwiłem. Szła wtulona we mnie, łkała cicho a ja nie wiedziałem czemu.... Próbowałem dowiedzieć się co się stało, że tak płacze. Niestety nie udało mi się.. Czułem coś czego nie dało się opisać, zawiedzenie? Może... Bolało to bardzo że taka silna wadera, Alfa i moja towarzyszka tak płakała...
>>Coś dodałam i wydłużyłam mam nadzieję że nie masz z tym problemu? ~Shadow<<
-Shadow! Co sie stało? Nie płacz, proszę! -mówiąc to podbiegłem do niej i przytuliłem ją, odepchnęła mnie, rozpłakała się jeszcze głośniej i odwróciła głowę w moją stronę
Nic nie mówiła.. Tylko na mnie patrzyła, jej wzrok nie był taki sam, był smutny i otępiały, bez uczuć.
-Chodź.. Wracajmy już. -powiedziałem, wadera podniosła głowę ale zignorowała mnie. Starałem się z nią porozmawiać, nie uzyskiwałem odpowiedzi tylko jakieś urywki "Szaraczek, jeleń..." nic z tego nie rozumiałem. Wreszcie Shad dała się namówić by wrócić do watahy, była oblepiona błotem i jej piękne czarne futro zmieniło odcień na błotny brąz...
Gdy wracaliśmy Shadow nic nie mówiła. Była bardzo przygnębiona, nie odzywała się do nikogo... Nie chciała powiedzieć dlaczego. Bardzo się o nią martwiłem. Szła wtulona we mnie, łkała cicho a ja nie wiedziałem czemu.... Próbowałem dowiedzieć się co się stało, że tak płacze. Niestety nie udało mi się.. Czułem coś czego nie dało się opisać, zawiedzenie? Może... Bolało to bardzo że taka silna wadera, Alfa i moja towarzyszka tak płakała...
>>Coś dodałam i wydłużyłam mam nadzieję że nie masz z tym problemu? ~Shadow<<
poniedziałek, 13 marca 2017
od Blanki cd. Shadow
Shadow wstała i zaprowadziła mnie i... Szaraczka do jaskini, w której było kilka wilków. Wadera wskazała miejsce, w którym miałam usiąść, a potem zaczęła zadawać mi pytania.
-Blanko! Czy jesteś gotowa dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad? -zapytała. Ja dość szybko odpowiedziałam -Tak, jestem gotowa.
-Czy jesteś gotowa chronić watahę, a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? -pytała dalej.
-Jestem gotowa -odpowiadałam z uśmiechem, jednak i tak się stresowałam, bo nie wiedziałam jakie będą inne pytania.
-Czy przysięgasz że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy?
-Przysięgam...-powiedziałam przeciągle, ponieważ w tym momencie przypomniała mi się moja stara wataha, która wciąż może istnieć... wciąż może być cała, a wilki, które zostały rozgonione przez ludzi, mogły wrócić... przez chwilę zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam przysięgając że nigdy nie opuszczę Canavar Liri. Ale cóż... przysięgłam i nie chciałam cofać tej odpowiedzi.
-Czy przysięgasz że będziesz słuchać rozkazów alfy?
-Tak, przysięgam.
Shadow zadała mi jeszcze kilka pytań, po czym przyszedł czas na zakończenie ceremonii.
-Blanko! Od tej pory należysz do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zakończoną! -krzyknęła Shadow, po czym wszystkie obecne tam wilki (łącznie z Shad) zawyły krótko. Wszyscy zaczęli po kolei wychodzić witając mnie w watasze.
-Muszę iść. Mam parę spraw do załatwienia, ale później wrócę. -powiedziała Shad, a ja kiwnęłam tylko głową, wciąż witając się z wilkami. Wyszli już prawie wszyscy, a w jasknini zostały dwa wilki, nie licząc mnie. Leżały i rozmawiały cicho, jednak po chwili jeden z nich wstał i skierował się ku wyjściu. Był to basior, a wadera leżała... w zasadzie to chyba zasypiała. Basior zanim wyszedł zatrzymał się przede mną, a ja nie wierzyłam że to on.
-Dovakiin...-zawarczałam głośno, a on zjeżył się i również zawarczał.
-Wow, pamiętasz mnie? Niebywałe, niebywałe -powiedział złośliwie.
-Pamiętam cię bardzo dobrze. Aż za dobrze...-mówiłam, a w moich oczach było widać kotłującą się wodę. Dovakiin warczał i ledwo co się powstrzymywał od zaatakowania mnie. W sumie to tak samo jak ja.
-I co? Znalazłeś sobie nową niewolniczkę? -powiedziałam wskazując łbem na leżącą waderę.
-A co? Zazdrościsz? -zaśmiał się, a ja nie wytrzymałam.
-Zamknij sie... -warczałam -Niczego ci nie zazdroszcze!
W tym momencie do jaskini wszedł Szaraczek pytając nas -Jest tu gdzieś Shadow?
-Nie ma, bo wyszła kilka minut temu. -powiedziałam i dzięki temu maluchowi, opanowałam się trochę. Gdy szczeniak wyszedł, próbowałam się uspokoić do końca...nie szło tak dobrze.
-Nie będę marnować czasu na rozmawianie z takim durniem jak ty -powiedziałam spokojnie, ponieważ wiedziałam że go to denerwuje, ale tak naprawdę byłam wściekła.
Jak wychodziłam z jaskini słyszałam jego cichy warkot. Miałam go dosyć i nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Jedyne co mnie ciekawiło to to, kim była ta wadera.
Pomyślałam że trochę sie odprężę, więc poszłam nad jezioro. Była już noc, około dwudziestej pierwszej, co mnie ucieszyło, bo o tej porze pływają tam minxy, czyli takie małe smoki, które latają pod wodą i są wielkości królika. Czasem można spotkać Nanoxa, a to z kolei też smok, ale wielkości wilka. Położyłam się na brzegu jeziora i wzrokiem błądziłam po wodzie, jednak nie zauważyłam żadnego stworzenia.
-Aqua, pokaż się- powiedziałam cicho, kierując słowa do wody.
Po chwili z jeziora wyłonił się wodny wąż..., a raczej utworzył się z wody. Nie pierwszy i nie ostatni raz go spotkałam. Był to tak jakby symbol mojego żywiołu, a w sumie to był mój żywioł.
Nie był to jakiś gatunek węża ani nic, tylko to była po prostu woda, jednak mimo tego żyła.
-Nareszcie mam co robić...-powiedziałam, a moje oczy stały się blade, nie na długo -Ten Dovakiin mnie tak zdenerwował! -powiedziałam i w tamtym momencie w moich oczach zaczęła kotłować się woda. Z wyrzutem spojrzałam na węża, a on tylko przechylił głowę.
Siedziałam tak, aż nagle usłyszałam szelest w krzakach, z których wyszła Shadow.
-Gdzie byłaś? Szukałam cię. -powiedziała.
-Przyszłam tu, bo... zapomniałam że masz przyjść...o matko. -odpowiedziałam zawstydzona.
-No okey. A co tutaj robisz? -zapytała i dopiero po zadaniu pytania zauważyła węża wodnego
-Co to jest?! -wykrzyknęła, a ja z opóźnieniem odpowiedziałam-Wąż wodny, wąż z wody...woda...no po prostu symbol mojego żywiołu. Żyje własnym życiem.
Widziałam że Shadow chciała to skomentować, ale chyba zauważyła kotłującą się w moich oczach wodę...oby tego nie widziała...
> Shad? Dasz radę? (jest 01:52, a ja piszę od Briany xd)<
-Blanko! Czy jesteś gotowa dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad? -zapytała. Ja dość szybko odpowiedziałam -Tak, jestem gotowa.
-Czy jesteś gotowa chronić watahę, a w obliczu zagrożenia oddać za nią życie? -pytała dalej.
-Jestem gotowa -odpowiadałam z uśmiechem, jednak i tak się stresowałam, bo nie wiedziałam jakie będą inne pytania.
-Czy przysięgasz że nigdy nie zdradzisz, ani nie opuścisz watahy?
-Przysięgam...-powiedziałam przeciągle, ponieważ w tym momencie przypomniała mi się moja stara wataha, która wciąż może istnieć... wciąż może być cała, a wilki, które zostały rozgonione przez ludzi, mogły wrócić... przez chwilę zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam przysięgając że nigdy nie opuszczę Canavar Liri. Ale cóż... przysięgłam i nie chciałam cofać tej odpowiedzi.
-Czy przysięgasz że będziesz słuchać rozkazów alfy?
-Tak, przysięgam.
Shadow zadała mi jeszcze kilka pytań, po czym przyszedł czas na zakończenie ceremonii.
-Blanko! Od tej pory należysz do Canavar Liri! Ceremonię uważam za zakończoną! -krzyknęła Shadow, po czym wszystkie obecne tam wilki (łącznie z Shad) zawyły krótko. Wszyscy zaczęli po kolei wychodzić witając mnie w watasze.
-Muszę iść. Mam parę spraw do załatwienia, ale później wrócę. -powiedziała Shad, a ja kiwnęłam tylko głową, wciąż witając się z wilkami. Wyszli już prawie wszyscy, a w jasknini zostały dwa wilki, nie licząc mnie. Leżały i rozmawiały cicho, jednak po chwili jeden z nich wstał i skierował się ku wyjściu. Był to basior, a wadera leżała... w zasadzie to chyba zasypiała. Basior zanim wyszedł zatrzymał się przede mną, a ja nie wierzyłam że to on.
-Dovakiin...-zawarczałam głośno, a on zjeżył się i również zawarczał.
-Wow, pamiętasz mnie? Niebywałe, niebywałe -powiedział złośliwie.
-Pamiętam cię bardzo dobrze. Aż za dobrze...-mówiłam, a w moich oczach było widać kotłującą się wodę. Dovakiin warczał i ledwo co się powstrzymywał od zaatakowania mnie. W sumie to tak samo jak ja.
-I co? Znalazłeś sobie nową niewolniczkę? -powiedziałam wskazując łbem na leżącą waderę.
-A co? Zazdrościsz? -zaśmiał się, a ja nie wytrzymałam.
-Zamknij sie... -warczałam -Niczego ci nie zazdroszcze!
W tym momencie do jaskini wszedł Szaraczek pytając nas -Jest tu gdzieś Shadow?
-Nie ma, bo wyszła kilka minut temu. -powiedziałam i dzięki temu maluchowi, opanowałam się trochę. Gdy szczeniak wyszedł, próbowałam się uspokoić do końca...nie szło tak dobrze.
-Nie będę marnować czasu na rozmawianie z takim durniem jak ty -powiedziałam spokojnie, ponieważ wiedziałam że go to denerwuje, ale tak naprawdę byłam wściekła.
Jak wychodziłam z jaskini słyszałam jego cichy warkot. Miałam go dosyć i nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Jedyne co mnie ciekawiło to to, kim była ta wadera.
Pomyślałam że trochę sie odprężę, więc poszłam nad jezioro. Była już noc, około dwudziestej pierwszej, co mnie ucieszyło, bo o tej porze pływają tam minxy, czyli takie małe smoki, które latają pod wodą i są wielkości królika. Czasem można spotkać Nanoxa, a to z kolei też smok, ale wielkości wilka. Położyłam się na brzegu jeziora i wzrokiem błądziłam po wodzie, jednak nie zauważyłam żadnego stworzenia.
-Aqua, pokaż się- powiedziałam cicho, kierując słowa do wody.
Po chwili z jeziora wyłonił się wodny wąż..., a raczej utworzył się z wody. Nie pierwszy i nie ostatni raz go spotkałam. Był to tak jakby symbol mojego żywiołu, a w sumie to był mój żywioł.
Nie był to jakiś gatunek węża ani nic, tylko to była po prostu woda, jednak mimo tego żyła.
-Nareszcie mam co robić...-powiedziałam, a moje oczy stały się blade, nie na długo -Ten Dovakiin mnie tak zdenerwował! -powiedziałam i w tamtym momencie w moich oczach zaczęła kotłować się woda. Z wyrzutem spojrzałam na węża, a on tylko przechylił głowę.
Siedziałam tak, aż nagle usłyszałam szelest w krzakach, z których wyszła Shadow.
-Gdzie byłaś? Szukałam cię. -powiedziała.
-Przyszłam tu, bo... zapomniałam że masz przyjść...o matko. -odpowiedziałam zawstydzona.
-No okey. A co tutaj robisz? -zapytała i dopiero po zadaniu pytania zauważyła węża wodnego
-Co to jest?! -wykrzyknęła, a ja z opóźnieniem odpowiedziałam-Wąż wodny, wąż z wody...woda...no po prostu symbol mojego żywiołu. Żyje własnym życiem.
Widziałam że Shadow chciała to skomentować, ale chyba zauważyła kotłującą się w moich oczach wodę...oby tego nie widziała...
> Shad? Dasz radę? (jest 01:52, a ja piszę od Briany xd)<
niedziela, 12 marca 2017
od Black Mystery cd. Rango
-Już to zrobiłeś!-krzyknęłam, byłam zła, że wypowiadał się o żywiole, o którym nie miał pojęcia. Zimny ogień był dużo trudniejszy do opanowania, a także gorętszy niż zwykły.
Rango chyba nie za bardzo wiedział, co zrobić. Westchnęłam z poirytowaniem widząc, jak zaniepokojony rzuca mi nerwowe spojrzenia. (Ale trzęsie w tym auutobusie XD ~ja) Niby nie wiedział nic o moim żywiole, ale nienawidziłam, gdy ktoś oceniał cokolwiek od razu, bez zapoznania, którego w tym przypadku każdy raczej wolałby uniknąć... drwili z mojego żywiołu, drwili z jego nazwy a potem ze mnie, kiedy nie potrafiłam nad nim zapanować...
-Słuchaj.-zaczęłam ostro, wkładając w mój ton odpowiednią ilość chłodu.-Okej, mogłeś nie wiedzieć, co to zimny ogień, ale ocenę mogłeś sobie darować.-powiedziałam chłodno, po czym wyszłam z jaskini.
Zauważyłam Shadow idącą w moją stronę, mruknęłam coś pod nosem, ale stanęłam. Alfa była widocznie zamyślona, ale i skupiona; tak, jakby miała na głowie milion rzeczy do zrobienia. I w sumie pewnie miała, ale przecież nikt jej nie kazał być alfą.
-Mystery.-zaczęła poważnie.-Nie mam dużo czasu, więc szybko; idziemy do lasu na polowanie.
Nic już nie powiedziałam, tylko przewróciłam oczami, kiedy szłam za waderą do lasu. Moje uszy obróciły się, gdy usłyszałam pękanie gałązek gdzieś w pobliżu.
-Stój.-warknęłam cicho do alfy, a sama zaczęłam skradać się do źródła dźwięku.
Po chwili moim oczom ukazał się ogromny jeleń wraz ze stadem jedzący w spokoju trawę. Zerknęłam na Shadow, która skinęła lekko głową. Przygotowałam się do skoku, po czym wbiłam pazury w zwierzę. Stado popędziło na oślep przed siebie, a ja zmagałam się z silnym samcem. Warczałam wgryzając się w jego umięśnioną szyję, ryki jelenia przerywały ciszę panującą lesie. Po minucie wyczerpującej walki wybuchłam i otoczył mnie lekki płomień, wraz z którym przybyły siły i determinacja. Z uporem wbiłam wszystko, co się dało w zwierzę, które po wydaniu z siebie ostatniego dźwięku opadło na ziemię. Z satysfakcją spojrzałam na Shadow.
-Morderca.-orzekła krótko.-Obejmiesz stanowisko mordercy.
-Dobrze, alfo.-dodałam trochę ironii do tego zdania, a jakże by inaczej.
Wadera zignorowała to, zabrała jelenia i ruszyła w swoim kierunku, a ja do jaskini. Stał przed nią Rango.
-Skoro ten twój zimny ogień jest tak potężny, udowodnij.-wbił we mnie spojrzenie. Ze mną powiedzenie "Nie igraj z ogniem" nabierało znaczenia.
-Dobrze więc.-wycedziłam, nie spuszczając wzroku z wilka.-Idziemy na polanę.
Biegliśmy w stronę pobliskiej polany.
-Pokaż, co potrafisz.-powiedziałam sarkastycznie, gdy już przyszliśmy na otwartą przestrzeń. Basior pokręcił tylko głową jakby z politowaniem, a później zamknął oczy i zapłonął czerwonym ogniem. Zdziwiłam się; dobrze nad nim panował. Po chwili uspokoił go i jego sierść była już czarna, ale wciąż biło od niego ciepło.
-Twoja kolej.-uśmiechnął się triumfalnie.
Wzięłam po cichu głęboki oddech i wyszłam na środek polany. W mojej głowie odbijała się jedna, najważniejsza myśl-Nie daj się sprowokować... STOP. NIE.
-Nie.-warknęłam. Nie chcę wywołać kolejnego pożaru... nie znowu.
Wycofywałam się już w stronę Rango, który prychnął tylko. W tym momencie zobaczyłam czarnego wilka schowanego w krzakach. Gdy odwrócił głowę w moją stronę zobaczyłam... jego oczy.
Jego krwistoczerwone oczy.
W głowie pojawiły się wspomnienia sprzed kilku lat. Były to krótkie urywki, bardzo wyraźne. Kiedy moją głowę wypełnił pisk mojej mamy zacisnęłam powieki, a sierść zapłonęła niebieskim płomieniem. Czułam, jak parzy mnie, ale nie byłam w stanie tego zatrzymać. Wilk spojrzał na mnie pogardliwie, a ja warknęłam głośno.
-Słaba jak wtedy...-wyszeptał ironicznie, a ja zobaczyłam na jego pysku ślad trzech, głębokich zadrapań. To był ON.
Zawarczałam, a ogień pochodzący z mojego ciała stał się tak wielki jak nigdy. Zajęła się nim trawa i niektóre krzaczki-teraz za mną była ściana błękitnych płomieni, a wilk stojący przede mną zaśmiał się krótko. Przypomniałam sobie mój sen i zacisnęłam powieki. Ogień parzył moje łapy i ogon, a także grzbiet. Im dłużej patrzyłam na basiora stojącego przede mną, tym płomienie były większe... a ja nie potrafiłam tego powstrzymać. Wilk najwyraźniej dobrze się bawił, bo uśmiechał się drwiąco.
Rango, wyraźnie przestraszony nagłym obrotem spraw, stał i patrzył na to, co się dzieje. Wiem, czego ode mnie oczekiwał. Chciał, w głebi duszy błagał, abym zatrzymała ogień. Ale ja... ja nie potrafię...
-Zatrzymaj to!-krzyknął, gdy płomienie dosięgnęły drzew.
Znowu fala wspomnień. Za dużo... Emocje kumulowały się we mnie.
-Zatrzymaj!! Na co czekasz?!-zawołał znowu.
-Ale ja nie potrafię!!-wybuchłam, a wilk z krwistoczerwonymi oczami zaśmiał się krótko i odszedł.
Rango zawył, a ja zobaczyłam biegnącą w naszą stronę Shadow.
-Mystery...co?!-krzyknęła i zlustrowala mnie wzrokiem.-BLANKA!!!
Nie miałam już siły walczyć z moim żywiołem. Zbyt długo nie daję sobie z nim rady...
Na polanę wbiegła biała wilczyca, która na widok płonącego niebieskim ogniem lasu otworzyła szeroko oczy, alfa podeszła do niej i rozkazała jej coś. Biała wadera kiwnęła głową, chwilę potem łąkę zalała fala wody. Nie zwracałam uwagi na to, że byłam cała mokra, w mojej głowie roiło się teraz od wspomnień.
Wszyscy tu obecni patrzyli się teraz na mnie, więc pokręciłam tylko głową i zerwałam się do biegu. Biegłam wyrzucając z siebie emocje, długo powstrzymywane łzy wreszcie otrzymały pozwolenie na opuszczenie powiek, co od razu zrobiły. W końcu przystanęłam i położyłam się na ziemi. Głowę ułożyłam na wyciągniętych do przodu łapach i oddałam się wspomnieniom.
~-Tery, czas na obiad!-zawołała wielka, biała wilczyca.
Czarna kulka niesfornie wydostała się z gonitwy innych szczeniąt.
-Jas, Tre, Viva, Amy, Percy... wy też.-dodała wadera, z uśmiechem patrząc na szczeniaki.~
~Młoda, czarna waderka leżała obok dużego, szarego basiora. Patrzyli na pełnię, księżyc był piękny.
-Widzisz, Mystery...-powiedział zamyślony wilk.-W czasie oglądania pełni zawsze trzeba zachować ciszę. To jedyny czas, w którym każdy musi pobyć sam...
Waderka spojrzała z uznaniem na ojca i kiwnęła głową.~
~Ciemność. Ciche wołanie matki, chwila przepychanki. Ciemna waderka włócząca się za innymi do wyjścia z jaskini. Piski. Krew. Czerwone oczy. Błękitny ogień.~
Potrząsnęłam głową. Nagle zobaczyłam, że siedzi obok mnie Rango.
-Nie musimy rozmawiać.-powiedział nie patrząc na mnie.
Skinęłam lekko głową i ułożyłam się lepiej na mchu. Basior wciąż siedział niedaleko mnie.
-Nie wrócę na noc do watahy...-wymamrotałam, po czym zasnęłam.
> Rango? c: tutaj dopiero się działo XD (sry za literówki, na fonie pisałam)
>>Shadow~Spoko xD<
Rango chyba nie za bardzo wiedział, co zrobić. Westchnęłam z poirytowaniem widząc, jak zaniepokojony rzuca mi nerwowe spojrzenia. (Ale trzęsie w tym auutobusie XD ~ja) Niby nie wiedział nic o moim żywiole, ale nienawidziłam, gdy ktoś oceniał cokolwiek od razu, bez zapoznania, którego w tym przypadku każdy raczej wolałby uniknąć... drwili z mojego żywiołu, drwili z jego nazwy a potem ze mnie, kiedy nie potrafiłam nad nim zapanować...
-Słuchaj.-zaczęłam ostro, wkładając w mój ton odpowiednią ilość chłodu.-Okej, mogłeś nie wiedzieć, co to zimny ogień, ale ocenę mogłeś sobie darować.-powiedziałam chłodno, po czym wyszłam z jaskini.
Zauważyłam Shadow idącą w moją stronę, mruknęłam coś pod nosem, ale stanęłam. Alfa była widocznie zamyślona, ale i skupiona; tak, jakby miała na głowie milion rzeczy do zrobienia. I w sumie pewnie miała, ale przecież nikt jej nie kazał być alfą.
-Mystery.-zaczęła poważnie.-Nie mam dużo czasu, więc szybko; idziemy do lasu na polowanie.
Nic już nie powiedziałam, tylko przewróciłam oczami, kiedy szłam za waderą do lasu. Moje uszy obróciły się, gdy usłyszałam pękanie gałązek gdzieś w pobliżu.
-Stój.-warknęłam cicho do alfy, a sama zaczęłam skradać się do źródła dźwięku.
Po chwili moim oczom ukazał się ogromny jeleń wraz ze stadem jedzący w spokoju trawę. Zerknęłam na Shadow, która skinęła lekko głową. Przygotowałam się do skoku, po czym wbiłam pazury w zwierzę. Stado popędziło na oślep przed siebie, a ja zmagałam się z silnym samcem. Warczałam wgryzając się w jego umięśnioną szyję, ryki jelenia przerywały ciszę panującą lesie. Po minucie wyczerpującej walki wybuchłam i otoczył mnie lekki płomień, wraz z którym przybyły siły i determinacja. Z uporem wbiłam wszystko, co się dało w zwierzę, które po wydaniu z siebie ostatniego dźwięku opadło na ziemię. Z satysfakcją spojrzałam na Shadow.
-Morderca.-orzekła krótko.-Obejmiesz stanowisko mordercy.
-Dobrze, alfo.-dodałam trochę ironii do tego zdania, a jakże by inaczej.
Wadera zignorowała to, zabrała jelenia i ruszyła w swoim kierunku, a ja do jaskini. Stał przed nią Rango.
-Skoro ten twój zimny ogień jest tak potężny, udowodnij.-wbił we mnie spojrzenie. Ze mną powiedzenie "Nie igraj z ogniem" nabierało znaczenia.
-Dobrze więc.-wycedziłam, nie spuszczając wzroku z wilka.-Idziemy na polanę.
Biegliśmy w stronę pobliskiej polany.
-Pokaż, co potrafisz.-powiedziałam sarkastycznie, gdy już przyszliśmy na otwartą przestrzeń. Basior pokręcił tylko głową jakby z politowaniem, a później zamknął oczy i zapłonął czerwonym ogniem. Zdziwiłam się; dobrze nad nim panował. Po chwili uspokoił go i jego sierść była już czarna, ale wciąż biło od niego ciepło.
-Twoja kolej.-uśmiechnął się triumfalnie.
Wzięłam po cichu głęboki oddech i wyszłam na środek polany. W mojej głowie odbijała się jedna, najważniejsza myśl-Nie daj się sprowokować... STOP. NIE.
-Nie.-warknęłam. Nie chcę wywołać kolejnego pożaru... nie znowu.
Wycofywałam się już w stronę Rango, który prychnął tylko. W tym momencie zobaczyłam czarnego wilka schowanego w krzakach. Gdy odwrócił głowę w moją stronę zobaczyłam... jego oczy.
Jego krwistoczerwone oczy.
W głowie pojawiły się wspomnienia sprzed kilku lat. Były to krótkie urywki, bardzo wyraźne. Kiedy moją głowę wypełnił pisk mojej mamy zacisnęłam powieki, a sierść zapłonęła niebieskim płomieniem. Czułam, jak parzy mnie, ale nie byłam w stanie tego zatrzymać. Wilk spojrzał na mnie pogardliwie, a ja warknęłam głośno.
-Słaba jak wtedy...-wyszeptał ironicznie, a ja zobaczyłam na jego pysku ślad trzech, głębokich zadrapań. To był ON.
Zawarczałam, a ogień pochodzący z mojego ciała stał się tak wielki jak nigdy. Zajęła się nim trawa i niektóre krzaczki-teraz za mną była ściana błękitnych płomieni, a wilk stojący przede mną zaśmiał się krótko. Przypomniałam sobie mój sen i zacisnęłam powieki. Ogień parzył moje łapy i ogon, a także grzbiet. Im dłużej patrzyłam na basiora stojącego przede mną, tym płomienie były większe... a ja nie potrafiłam tego powstrzymać. Wilk najwyraźniej dobrze się bawił, bo uśmiechał się drwiąco.
Rango, wyraźnie przestraszony nagłym obrotem spraw, stał i patrzył na to, co się dzieje. Wiem, czego ode mnie oczekiwał. Chciał, w głebi duszy błagał, abym zatrzymała ogień. Ale ja... ja nie potrafię...
-Zatrzymaj to!-krzyknął, gdy płomienie dosięgnęły drzew.
Znowu fala wspomnień. Za dużo... Emocje kumulowały się we mnie.
-Zatrzymaj!! Na co czekasz?!-zawołał znowu.
-Ale ja nie potrafię!!-wybuchłam, a wilk z krwistoczerwonymi oczami zaśmiał się krótko i odszedł.
Rango zawył, a ja zobaczyłam biegnącą w naszą stronę Shadow.
-Mystery...co?!-krzyknęła i zlustrowala mnie wzrokiem.-BLANKA!!!
Nie miałam już siły walczyć z moim żywiołem. Zbyt długo nie daję sobie z nim rady...
Na polanę wbiegła biała wilczyca, która na widok płonącego niebieskim ogniem lasu otworzyła szeroko oczy, alfa podeszła do niej i rozkazała jej coś. Biała wadera kiwnęła głową, chwilę potem łąkę zalała fala wody. Nie zwracałam uwagi na to, że byłam cała mokra, w mojej głowie roiło się teraz od wspomnień.
Wszyscy tu obecni patrzyli się teraz na mnie, więc pokręciłam tylko głową i zerwałam się do biegu. Biegłam wyrzucając z siebie emocje, długo powstrzymywane łzy wreszcie otrzymały pozwolenie na opuszczenie powiek, co od razu zrobiły. W końcu przystanęłam i położyłam się na ziemi. Głowę ułożyłam na wyciągniętych do przodu łapach i oddałam się wspomnieniom.
~-Tery, czas na obiad!-zawołała wielka, biała wilczyca.
Czarna kulka niesfornie wydostała się z gonitwy innych szczeniąt.
-Jas, Tre, Viva, Amy, Percy... wy też.-dodała wadera, z uśmiechem patrząc na szczeniaki.~
~Młoda, czarna waderka leżała obok dużego, szarego basiora. Patrzyli na pełnię, księżyc był piękny.
-Widzisz, Mystery...-powiedział zamyślony wilk.-W czasie oglądania pełni zawsze trzeba zachować ciszę. To jedyny czas, w którym każdy musi pobyć sam...
Waderka spojrzała z uznaniem na ojca i kiwnęła głową.~
~Ciemność. Ciche wołanie matki, chwila przepychanki. Ciemna waderka włócząca się za innymi do wyjścia z jaskini. Piski. Krew. Czerwone oczy. Błękitny ogień.~
Potrząsnęłam głową. Nagle zobaczyłam, że siedzi obok mnie Rango.
-Nie musimy rozmawiać.-powiedział nie patrząc na mnie.
Skinęłam lekko głową i ułożyłam się lepiej na mchu. Basior wciąż siedział niedaleko mnie.
-Nie wrócę na noc do watahy...-wymamrotałam, po czym zasnęłam.
> Rango? c: tutaj dopiero się działo XD (sry za literówki, na fonie pisałam)
>>Shadow~Spoko xD<
sobota, 11 marca 2017
od Shadow cd. Vico
-Chodź, pokażę Ci miejsce, w którym będziesz opatrywał inne wilki.-powiedziałam trochę przygnębiona ale starałam się nie okazywać tego tak bardzo.. Powoli docieraliśmy do jego "jaskini" (o ile można nazwać to jaskinią...). Oprowadzałam go i tłumaczyłam po trochu, wiedziałam że Starożytna wytłumaczyła mu to lepiej. Zajrzałam jeszcze w jedno miejsce gdzie Gwiazda trzymała zioła lecznicze, chwyciłam woreczek w zęby i położyłam ostrożnie pod nogi Vico.
-Wiesz co to jest?-zapytałam i czekałam na odpowiedź.
-Zioła. Mandragora i... wilcze jagody-odparł a ja pokiwałam głową z zadowoleniem, dawał radę.
Wróciłam do siebie w nadziei na chwilę spokoju ale jak to bywa nie udało się, usłyszałam krzyk jednego z naszych zwiadowców, poderwałam się do góry i zaczęłam biec spanikowana w stronę głosu. Zauważyłam że Vico też dobiegł... chyba spodziewał się że będzie potrzebny. Quantino był brązowym, nakrapianym wilkiem którego trudno było pokonać a teraz leżał na leśnym poszyciu w kałuży własnej krwi..
-Co się stało?!-wrzasnęłam przerażona, Vico był poważny, też starałam się zachować twarz ale widok Quantiego był nie do wytrzymania.
-Shaka...Shakamure-wysapał i stracił przytomność...
-Vico zrobisz coś? BŁAGAM!-krzyknęłam i patrzyłam co zrobi Vico...
>Vico? c: <
-Wiesz co to jest?-zapytałam i czekałam na odpowiedź.
-Zioła. Mandragora i... wilcze jagody-odparł a ja pokiwałam głową z zadowoleniem, dawał radę.
Wróciłam do siebie w nadziei na chwilę spokoju ale jak to bywa nie udało się, usłyszałam krzyk jednego z naszych zwiadowców, poderwałam się do góry i zaczęłam biec spanikowana w stronę głosu. Zauważyłam że Vico też dobiegł... chyba spodziewał się że będzie potrzebny. Quantino był brązowym, nakrapianym wilkiem którego trudno było pokonać a teraz leżał na leśnym poszyciu w kałuży własnej krwi..
-Co się stało?!-wrzasnęłam przerażona, Vico był poważny, też starałam się zachować twarz ale widok Quantiego był nie do wytrzymania.
-Shaka...Shakamure-wysapał i stracił przytomność...
-Vico zrobisz coś? BŁAGAM!-krzyknęłam i patrzyłam co zrobi Vico...
>Vico? c: <
od Rango cd. Black Mystery
Ja jestem Rango -powiedziałem, ale po jej wyrazie twarzy było widać że nie chce rozmawiać.
-Czy to takie ważne? -zapytała sarkastycznie- Black Mystery- odpowiedziała w końcu, jednak zaraz po tym zaczęła biec. Pobiegłem za nią.
-Dlaczego uciekasz? -powiedziałem, ale ona tylko rzuciła na mnie gniewne spojrzenie- Chce porozmawiać.
-Ale ja nie chce..., poza tym jest noc, a to chyba nie pora na rozmowę -warknęła i pobiegła do jaskini. Chyba o czymś zapomniała. Ja, również wbiegłem do jaskini.
-Nareszcie! -powiedziała, nie wiedząc że leżę obok. Przewróciła się na drugi bok, a wtedy dostrzegła mnie -Hę?! Co ty tu robisz?! Przestań mnie prześladować! -krzyknęła.
-O co ci tym razem chodzi? Albo nieważne...-powiedziałem i wyszedłem z jaskini, po czym położyłem się pod drzewem, które rosło obok jaskini. Miałem już dość. Ona była niemożliwa.
Na dworzu nie było za ciepło ani za wygodnie. Chciałem pomyśleć o czymś miłym, ale przez sytuację, która odbyła się przed chwilą, na niczym nie mogłem się skupić. Zamknąłem więc oczy i spróbowałem zasnąć. Udało się. Śniłem o wulkanie i ogniu... o lawie, która dopiero co opuściła swój dom; wulkan. Nagle do mojego snu wkroczył Qessa; inaczej zwany wulkaniczny smok. Był cały czerwony...,a w sumie był cały z lawy. Latał nad wulkanem i co chwila porykiwał głośno. To co się zdarzyło potem, było... dość dziwne; Zobaczyłem że z wulkanu wydobywa się ogromna fala lawy, która zatrzymała się tuż nad ziemią, po czym tak zwyczajnie skruszyła się, a z jej środka wypadła...Black Mystery. Przez chwilę w mych uszach słychać było urywki z naszej poprzedniej rozmowy. Nie wiem o co chodziło w tym śnie, ale nie był on taki miły.
Natychmiast zerwałem się na cztery łapy i stałem tak z głową tuż przy ziemi.
-Coś się stało? -spytał znajomy mi głos, a ja podniosłem głowę i nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem!
-Ja... zaraz...co? Blanka?! -wykrzyknąłem.
-Rango?! -krzyknęła tym razem ona, a jej oczy błyszczały się jakby były szklane -Co ty tu robisz?!
-Ja dołączyłem do tej watahy..., a ty? -spytałem.
-No... ja też. Ja naprawdę nie wierzę w to że cie spotkałam! A gdzie Shena?- zapytała, a ja od razu posmutniałem -Sheny nie ma... ludzie ją zabrali... a właśnie! Gdzie jest tata? -spytałem, a wtedy Blanka, również posmutniała -To też sprawka ludzi. Rozproszyli stado, a ja błąkałam się dość długo po czym... trafiłam na Canavar Liri. -powiedziała siostra -Dlaczego nie śpisz w jaskini? Przecież tam są wszyscy, a miejsca jest dużo.
-Tak wiem, ale... to trochę długa historia... nieważne. Wolę spać tu. -odpowiedziałem szybko.
-To ja też zostanę -odrzekła Blanka i położyła się obok mnie, przytulając się- tylko... trochę tu zimno...-powiedziała i zadrżała. Ja miałem na to sposób.
-Muszę pomyśleć o czymś miłym...-powiedziałem, a siostra od razu podsunęła mi pomysł.
-Pomyśl o tym że się spotkaliśmy -powiedziała i uśmiechnęła się.
-Dobry pomysł -pomyślałem i tak zrobiłem. W jednej chwili moje znamiona zaczęły się świecić, a ode mnie zaczęło bić ciepło. Tę moc wykorzystałem dopiero trzeci raz w życiu, więc trochę mnie dziwiło to że tak łatwo mi poszło.
-Ale cieplutko...-powiedziała Blanka i wtuliła się w moje futro. Obydwoje zasnęliśmy i obudziliśmy się dopiero rano. Tak w sumie to ja sam się obudziłem, bo Blanka zawsze wstaje bardzo wcześnie.
-Wiesz co braciszku? Ja ... muszę pobyć sama...- powiedziała, a w jej głosie słychać było że jest przygnębiona -Spotkamy się o porze obiadowej. Najlepiej tu pod tym drzewem.
-No dobrze, ale jakby co to wszystko mi możesz powiedzieć -zapewniłem Blankę, a ona odpowiedziała mi uśmiechem, po czym poszła w stronę najbliższego strumyka.
Trochę mi się nudziło, więc poszedłem do jaskini, w której były zaledwie trzy wilki.
Położyłem się przy ścianie i spojrzałem na mały kamyk leżący obok mnie. Skupiłem się na nim, a on... po prostu się zapalił. W tym momencie do jaskini weszła Black Mystery, która gdy mnie tylko zobaczyła, chciała się wycofać, ale jej uwagę przykuł płąnący kamień.
-Masz żywioł ognia? -zapytała o dziwo w miarę miło... to znaczy ton miała chłodny, ale nie była to wredna odzywka.
-Tak, a co? Zainteresowana? -zapytałem chłodno. Chciałem by zobaczyła jak to jest usłyszeć "taką" odpowiedź.
-Niby czym? Co w tym niby jest niezwykłego? -spytała, jednak nie czekała na odpowiedź
-Niczym mi nie imponujesz. Ja mam żywioł zimnego ognia...- powiedziała.
-Zimny ogień...-powiedziałem w zamyśleniu- Skoro jest zimny to raczej w niczym ci nie pomoże, nie? -odrzekłem, ale nie wrednie. To było po prostu pytanie.
Mystery zawarczała cicho, po czym wykrzyknęła gniewnie- On tak naprawdę nie jest zimny!!!
Zimny ogień to tylko nazwa, a tak naprawdę jest on o wiele gorętszy od zwykłego ognia!!!!-krzyczała. Byłem zaniepokojony tą całą sytuacją, ponieważ nie chciałem jej tak rozzłościć.
-Spokojnie...nie chciałem cię zdenerwować...- powiedziałem, ale jej wyraz twarzy wcale się nie zmienił.
-Już to zrobiłeś! -wykrzyknęła, a ja nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić.
> Mystery? Trochę się działo...xd<
>>Zmuście mnie kto do odpisania ~Shadow<<
-Czy to takie ważne? -zapytała sarkastycznie- Black Mystery- odpowiedziała w końcu, jednak zaraz po tym zaczęła biec. Pobiegłem za nią.
-Dlaczego uciekasz? -powiedziałem, ale ona tylko rzuciła na mnie gniewne spojrzenie- Chce porozmawiać.
-Ale ja nie chce..., poza tym jest noc, a to chyba nie pora na rozmowę -warknęła i pobiegła do jaskini. Chyba o czymś zapomniała. Ja, również wbiegłem do jaskini.
-Nareszcie! -powiedziała, nie wiedząc że leżę obok. Przewróciła się na drugi bok, a wtedy dostrzegła mnie -Hę?! Co ty tu robisz?! Przestań mnie prześladować! -krzyknęła.
-O co ci tym razem chodzi? Albo nieważne...-powiedziałem i wyszedłem z jaskini, po czym położyłem się pod drzewem, które rosło obok jaskini. Miałem już dość. Ona była niemożliwa.
Na dworzu nie było za ciepło ani za wygodnie. Chciałem pomyśleć o czymś miłym, ale przez sytuację, która odbyła się przed chwilą, na niczym nie mogłem się skupić. Zamknąłem więc oczy i spróbowałem zasnąć. Udało się. Śniłem o wulkanie i ogniu... o lawie, która dopiero co opuściła swój dom; wulkan. Nagle do mojego snu wkroczył Qessa; inaczej zwany wulkaniczny smok. Był cały czerwony...,a w sumie był cały z lawy. Latał nad wulkanem i co chwila porykiwał głośno. To co się zdarzyło potem, było... dość dziwne; Zobaczyłem że z wulkanu wydobywa się ogromna fala lawy, która zatrzymała się tuż nad ziemią, po czym tak zwyczajnie skruszyła się, a z jej środka wypadła...Black Mystery. Przez chwilę w mych uszach słychać było urywki z naszej poprzedniej rozmowy. Nie wiem o co chodziło w tym śnie, ale nie był on taki miły.
Natychmiast zerwałem się na cztery łapy i stałem tak z głową tuż przy ziemi.
-Coś się stało? -spytał znajomy mi głos, a ja podniosłem głowę i nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem!
-Ja... zaraz...co? Blanka?! -wykrzyknąłem.
-Rango?! -krzyknęła tym razem ona, a jej oczy błyszczały się jakby były szklane -Co ty tu robisz?!
-Ja dołączyłem do tej watahy..., a ty? -spytałem.
-No... ja też. Ja naprawdę nie wierzę w to że cie spotkałam! A gdzie Shena?- zapytała, a ja od razu posmutniałem -Sheny nie ma... ludzie ją zabrali... a właśnie! Gdzie jest tata? -spytałem, a wtedy Blanka, również posmutniała -To też sprawka ludzi. Rozproszyli stado, a ja błąkałam się dość długo po czym... trafiłam na Canavar Liri. -powiedziała siostra -Dlaczego nie śpisz w jaskini? Przecież tam są wszyscy, a miejsca jest dużo.
-Tak wiem, ale... to trochę długa historia... nieważne. Wolę spać tu. -odpowiedziałem szybko.
-To ja też zostanę -odrzekła Blanka i położyła się obok mnie, przytulając się- tylko... trochę tu zimno...-powiedziała i zadrżała. Ja miałem na to sposób.
-Muszę pomyśleć o czymś miłym...-powiedziałem, a siostra od razu podsunęła mi pomysł.
-Pomyśl o tym że się spotkaliśmy -powiedziała i uśmiechnęła się.
-Dobry pomysł -pomyślałem i tak zrobiłem. W jednej chwili moje znamiona zaczęły się świecić, a ode mnie zaczęło bić ciepło. Tę moc wykorzystałem dopiero trzeci raz w życiu, więc trochę mnie dziwiło to że tak łatwo mi poszło.
-Ale cieplutko...-powiedziała Blanka i wtuliła się w moje futro. Obydwoje zasnęliśmy i obudziliśmy się dopiero rano. Tak w sumie to ja sam się obudziłem, bo Blanka zawsze wstaje bardzo wcześnie.
-Wiesz co braciszku? Ja ... muszę pobyć sama...- powiedziała, a w jej głosie słychać było że jest przygnębiona -Spotkamy się o porze obiadowej. Najlepiej tu pod tym drzewem.
-No dobrze, ale jakby co to wszystko mi możesz powiedzieć -zapewniłem Blankę, a ona odpowiedziała mi uśmiechem, po czym poszła w stronę najbliższego strumyka.
Trochę mi się nudziło, więc poszedłem do jaskini, w której były zaledwie trzy wilki.
Położyłem się przy ścianie i spojrzałem na mały kamyk leżący obok mnie. Skupiłem się na nim, a on... po prostu się zapalił. W tym momencie do jaskini weszła Black Mystery, która gdy mnie tylko zobaczyła, chciała się wycofać, ale jej uwagę przykuł płąnący kamień.
-Masz żywioł ognia? -zapytała o dziwo w miarę miło... to znaczy ton miała chłodny, ale nie była to wredna odzywka.
-Tak, a co? Zainteresowana? -zapytałem chłodno. Chciałem by zobaczyła jak to jest usłyszeć "taką" odpowiedź.
-Niby czym? Co w tym niby jest niezwykłego? -spytała, jednak nie czekała na odpowiedź
-Niczym mi nie imponujesz. Ja mam żywioł zimnego ognia...- powiedziała.
-Zimny ogień...-powiedziałem w zamyśleniu- Skoro jest zimny to raczej w niczym ci nie pomoże, nie? -odrzekłem, ale nie wrednie. To było po prostu pytanie.
Mystery zawarczała cicho, po czym wykrzyknęła gniewnie- On tak naprawdę nie jest zimny!!!
Zimny ogień to tylko nazwa, a tak naprawdę jest on o wiele gorętszy od zwykłego ognia!!!!-krzyczała. Byłem zaniepokojony tą całą sytuacją, ponieważ nie chciałem jej tak rozzłościć.
-Spokojnie...nie chciałem cię zdenerwować...- powiedziałem, ale jej wyraz twarzy wcale się nie zmienił.
-Już to zrobiłeś! -wykrzyknęła, a ja nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić.
> Mystery? Trochę się działo...xd<
>>Zmuście mnie kto do odpisania ~Shadow<<
piątek, 10 marca 2017
od Shadow cd. Briany
-Co jest nieprawdą? -zapytałam trochę zdziwiona, bo nie zwróciłam się do niej a do Blanki, która właśnie zdawała mi relacje ze zwiadu.
-Blanko, zaprowadź ją proszę do jaskini uczniów. Muszę się zastanowić.-dodałam już zamyślona, popatrzyłam jak idą w stronę wyżej wspomnianej jaskini... Nie myślałam już o jaskini tylko o tym co z nią zrobię... Nie mogłam jej wyrzucić na pastwę losu ani tak po prostu pozwolić jej dołączyć do watahy. Nagle w głowie zaświtał mi pewien pomysł, Blanka powiedziała mi że waderka dobrze poluje, więc wiedziałam jak ją sprawdzić. Podbiegłam lekko do jaskini gdzie leżała właśnie ona, Szaraczek (który chciał przebywać z uczniami...) i reszta młodzików. Patyczek przy łapce Śnieżynka mnie zasmucił, ale widziałam że czuje się lepiej, uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jak Ci na imię?-rzuciłam do czarnej wilczycy.
-Briana...-odparła, a ja wskazałam jej wyjście, podążyła za mną i dotarłyśmy na łąkę.
-Upoluj dla mnie tego jelenia. Wtedy powiem Ci co z tobą zrobię-powiedziałam chłodno i czekałam na odpowiedź, kiwnęła zdecydowanie głową i zaczęła się skradać w stronę jelenia.... Nie spodziewałam się że się zgodzi, ale no cóż..
-Powiem tyle że to część twojego treningu-wyszeptałam w jej stronę i zaczęłam się przyglądać jej polowaniu.
>Brian? c: <
-Blanko, zaprowadź ją proszę do jaskini uczniów. Muszę się zastanowić.-dodałam już zamyślona, popatrzyłam jak idą w stronę wyżej wspomnianej jaskini... Nie myślałam już o jaskini tylko o tym co z nią zrobię... Nie mogłam jej wyrzucić na pastwę losu ani tak po prostu pozwolić jej dołączyć do watahy. Nagle w głowie zaświtał mi pewien pomysł, Blanka powiedziała mi że waderka dobrze poluje, więc wiedziałam jak ją sprawdzić. Podbiegłam lekko do jaskini gdzie leżała właśnie ona, Szaraczek (który chciał przebywać z uczniami...) i reszta młodzików. Patyczek przy łapce Śnieżynka mnie zasmucił, ale widziałam że czuje się lepiej, uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jak Ci na imię?-rzuciłam do czarnej wilczycy.
-Briana...-odparła, a ja wskazałam jej wyjście, podążyła za mną i dotarłyśmy na łąkę.
-Upoluj dla mnie tego jelenia. Wtedy powiem Ci co z tobą zrobię-powiedziałam chłodno i czekałam na odpowiedź, kiwnęła zdecydowanie głową i zaczęła się skradać w stronę jelenia.... Nie spodziewałam się że się zgodzi, ale no cóż..
-Powiem tyle że to część twojego treningu-wyszeptałam w jej stronę i zaczęłam się przyglądać jej polowaniu.
>Brian? c: <
czwartek, 9 marca 2017
od Shadow cd. Blanki
-A ja też do ciebie parę pytań. Po pierwsze ten wilczek obok, którego spałaś to
twoje dziecko? A po drugie jaki jest twój żywioł? -zapytała wilczyca która stała nade mną.- No i jeszcze
powiedz jakie zajmę stanowisko?-odetchnęłam powoli by odpowiedzieć, wciąż byłam zaspana... " A gdyby zaatakowali watahę a ty byś smacznie spała?! Co to za Alfa.." nienawidzę tego "głosiku" w głowie ale tym razem musiałam się z nim zgodzić.
-Nie, Szaraczek nie jest moim synem. Jestem jego...-urwałam, prawie powiedziałam że "nauczycielką"- byłą nauczycielką.-zauważyłam pytające spojrzenie Blanki- zerwał ścięgno, nie może być uczniem. Moim żywiołem jest ciemność aczkolwiek wolę nazywać to żywiołem cienia. Zajmiesz stanowisko Bety.-uśmiech na jej twarzy rozweselił mnie, po chwili rozmów o watasze, mój były uczeń obudził się i ziewnął przeciągle, zaśmiałyśmy się z waderą która mi towarzyszyła.
-Szaraczek! Jak Ci się spało? Jak boli łapka?-zapytałam a wilczek popatrzył na nas troszkę otumaniony.
-Kim jest ta wadera?-zapytał bez skrupułów a ja pokręciłam tylko czarną głową i dałam im znać by podążyli za mną, szłam wolno by Szaraczek mógł nadążać. Blanka wyglądała na najedzoną i zdrowszą niż wczoraj. Dotarliśmy do jaskini gdzie czekało już kilka wilków.... Wskazałam waderze miejsce, Szaraczek poszedł do swojego przyjaciela a ja zaczęłam przeprowadzać ceremonię.
-Blanko! Czy jesteś gotowa dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad?
>Blan?<
-Nie, Szaraczek nie jest moim synem. Jestem jego...-urwałam, prawie powiedziałam że "nauczycielką"- byłą nauczycielką.-zauważyłam pytające spojrzenie Blanki- zerwał ścięgno, nie może być uczniem. Moim żywiołem jest ciemność aczkolwiek wolę nazywać to żywiołem cienia. Zajmiesz stanowisko Bety.-uśmiech na jej twarzy rozweselił mnie, po chwili rozmów o watasze, mój były uczeń obudził się i ziewnął przeciągle, zaśmiałyśmy się z waderą która mi towarzyszyła.
-Szaraczek! Jak Ci się spało? Jak boli łapka?-zapytałam a wilczek popatrzył na nas troszkę otumaniony.
-Kim jest ta wadera?-zapytał bez skrupułów a ja pokręciłam tylko czarną głową i dałam im znać by podążyli za mną, szłam wolno by Szaraczek mógł nadążać. Blanka wyglądała na najedzoną i zdrowszą niż wczoraj. Dotarliśmy do jaskini gdzie czekało już kilka wilków.... Wskazałam waderze miejsce, Szaraczek poszedł do swojego przyjaciela a ja zaczęłam przeprowadzać ceremonię.
-Blanko! Czy jesteś gotowa dołączyć do watahy i przestrzegać naszych zasad?
>Blan?<
wtorek, 7 marca 2017
do Briany cd. Shadow
Dzisiejszy dzień był bardzo słoneczny, co według mnie było dziwne, bo wciąż była zima...no dobra początek wiosny. Jednak ta pogoda była zadziwiająco ładna; świeciło słońce, ptaki śpiewały, a na niebie ani jednej chmurki. -Dziwne...- pomyślałam- Skoro jest taka ładna pogoda to może spróbuję znaleźć coś do jedzenia? W lesie to będzie raczej trudne, więc pójdę... na łąkę. Skierowałam swój chód w stronę wyjścia z lasu. Szłam tak około dwóch minut, a po nich byłam już na łące. Trochę się zawiodłam. Na łące było mnóstwo jeleni i saren z młodymi, jednak nie zobaczyłam niczego, co nie jest żywe. Niestety musiałam zadowolić się mięsem. Przez chwilę przestałam myśleć o jedzeniu i skupiłam się na łące; spodobała mi się. Było tam spokojnie, cicho..., a jedyne co słyszałam to śpiew ptaków, szumiącą rzekę, która tam płynęła oraz oczywiście rżenie jeleni. Nagle zauważyłam że kawałek łąki oddzielony był rzeką. Ja stałam na mniejszej części łąki. Większa część była zaś po drugiej stronie rzeki, a ta mniejsza, na której byłam; koło lasu. Chciałam się rozpędzić, ale ten "rów" z wodą był szeroki... nawet bardzo. Jedynym powodem przez jaki musiałam dostać się na drugą stronę, było pożywienie.
-Muszę się rozpędzić- pomyślałam i wycofałam się trochę.
-Będzie dobrze, dam radę -myślałam i po chwili pobiegłam. Mój skok okazał się jednak zbyt krótki, a ja wpadłam do rzeki.
-Chyba trening się kłania... trzeba poćwiczyć skakanie...- pomyślałam, ale ten nie udany skok wcale mnie nie speszył. Otrzepałam się, jednak i tak moje futro wyglądało nie za dobrze. Usiadłam na trawie i zaczęłam obserwować sarny. Nie polowałam, nie skradałam... po prostu je obserwowałam. Mimo tego że przed chwilą zaliczyłam zimną kąpiel, było mi bardzo ciepło. Siedziałam tak sobie wygodnie, aż nagle usłyszałam dziwne pomruki. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam za mną dwa małe, bawiące się liski. -Są urocze- pomyślałam. Strasznie przypominały mi młode gryfy, które równie podobnie bawiły się, urządzając sobie mini-walki.
-Dobra... czas się ruszyć i zapolować. -powiedziałam ponuro i wstałam. Zauważyłam jak jakieś młode odeszło od matki, więc wykorzystałam okazję. Zaczaiłam się i po chwili skoczyłam prosto na jelonka. Udało mi się do niego doskoczyć i powalić go na ziemię. Gdy młode już leżało złapałam je za szyje i z bólem serca zabiłam.
-Przepraszam -szepnęłam w chwili okrutnej czynności.
Chwilę później zaciągnęłam padlinę nieco dalej od saren, aby żadna mnie nie zaatakowała, po czym zabrałam się za jedzenie.
Jadłam i jednocześnie obserwowałam liski. Skupiłam się na nich tak bardzo, że nawet nie zauważyłam jak podeszła do mnie biała wilczyca.
-Kim jesteś? -spytała, a ja spojrzałam na nią lekko zakrwawionym pyskiem- Eh?! I... dlaczego polujesz na nie swoje jelenie?- zapytała nieco zirytowana.
-Co? Nie swoje jelenie? A kogo one są? Twoje? Żartujesz sobie! Biegają swobodnie i każdy może je upolować! -powiedziałam trochę chłodnym głosem.
-Nie... nie są moje, ale biegają na terenie watahy, więc... -mówiła patrząc na moje czarne i mokre futro- więc muszę cię zaprowadzić do Shadow. Chodź za mną- powiedziała i ruszyła truchtem.
-Kto to Shadow? I jak ty się w ogóle nazywasz? -zapytałam zmieszana. Wszystko działo się za szybko.
-Ja jestem Blanka, a Shadow to alfa. Przywódczyni tego stada. Nic więcej ci na razie nie powiem, więc proszę, nic do mnie nie mów -odpowiedziała cierpliwie, a ja zrozumiałam, że nie dowiem się większej ilości informacji . Ale dlaczego? Nie wiedziałam tego. Droga do jaskini zajęła nam około dziesięciu minut, a gdy tam dotarłyśmy zobaczyłam czarnego wilka, a dokładnie czarną waderę, rozmawiającą z małym szarym szczeniaczkiem.
-Shadow? Znalazłam tą waderę, jedzącą młodego jelonka na naszej łące. Tam przy rzece -powiedziała Blanka -Co mam z nią zrobić? Była zbyt blisko watahy -spytała czarnej wadery, patrząc na mój pysk. Wadery zaczęły rozmawiać...a ja byłam strasznie zestresowana i czułam się dziwnie. Nagle zrobiło mi się bardzo zimno, a przed oczyma ukazał mi się dziwny obraz. Widziałam gryfa, a dokładnie Fixlesa, którego bardzo dobrze znałam. Podszedł on do mnie, po czym zaczął szeptać gryfie słowa i śmiać się, Trochę je rozumiałam, ale nie wszystkie. Gryf (mimo że byliśmy w jaskini) wzbił się do góry, po czym podleciał do czarnej wadery i w swe szpony chwycił małego szarego wilczka, który leżał obok niej.
-To nie prawda! -wykrzyknęłam, a ten okropny obraz rozpłynął się w powietrzu.
-Co jest nie prawdą?! -wykrzyknęła Blanka. Najwyraźniej rozmawiały o czymś ważnym. Obie wadery patrzyły na mnie lekko zdezorientowane -Shadow... co ja mam z nią zrobić? Ona jest trochę dziwna...
> Shadow c;<
>>No rly? XDD <
-Muszę się rozpędzić- pomyślałam i wycofałam się trochę.
-Będzie dobrze, dam radę -myślałam i po chwili pobiegłam. Mój skok okazał się jednak zbyt krótki, a ja wpadłam do rzeki.
-Chyba trening się kłania... trzeba poćwiczyć skakanie...- pomyślałam, ale ten nie udany skok wcale mnie nie speszył. Otrzepałam się, jednak i tak moje futro wyglądało nie za dobrze. Usiadłam na trawie i zaczęłam obserwować sarny. Nie polowałam, nie skradałam... po prostu je obserwowałam. Mimo tego że przed chwilą zaliczyłam zimną kąpiel, było mi bardzo ciepło. Siedziałam tak sobie wygodnie, aż nagle usłyszałam dziwne pomruki. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam za mną dwa małe, bawiące się liski. -Są urocze- pomyślałam. Strasznie przypominały mi młode gryfy, które równie podobnie bawiły się, urządzając sobie mini-walki.
-Dobra... czas się ruszyć i zapolować. -powiedziałam ponuro i wstałam. Zauważyłam jak jakieś młode odeszło od matki, więc wykorzystałam okazję. Zaczaiłam się i po chwili skoczyłam prosto na jelonka. Udało mi się do niego doskoczyć i powalić go na ziemię. Gdy młode już leżało złapałam je za szyje i z bólem serca zabiłam.
-Przepraszam -szepnęłam w chwili okrutnej czynności.
Chwilę później zaciągnęłam padlinę nieco dalej od saren, aby żadna mnie nie zaatakowała, po czym zabrałam się za jedzenie.
Jadłam i jednocześnie obserwowałam liski. Skupiłam się na nich tak bardzo, że nawet nie zauważyłam jak podeszła do mnie biała wilczyca.
-Kim jesteś? -spytała, a ja spojrzałam na nią lekko zakrwawionym pyskiem- Eh?! I... dlaczego polujesz na nie swoje jelenie?- zapytała nieco zirytowana.
-Co? Nie swoje jelenie? A kogo one są? Twoje? Żartujesz sobie! Biegają swobodnie i każdy może je upolować! -powiedziałam trochę chłodnym głosem.
-Nie... nie są moje, ale biegają na terenie watahy, więc... -mówiła patrząc na moje czarne i mokre futro- więc muszę cię zaprowadzić do Shadow. Chodź za mną- powiedziała i ruszyła truchtem.
-Kto to Shadow? I jak ty się w ogóle nazywasz? -zapytałam zmieszana. Wszystko działo się za szybko.
-Ja jestem Blanka, a Shadow to alfa. Przywódczyni tego stada. Nic więcej ci na razie nie powiem, więc proszę, nic do mnie nie mów -odpowiedziała cierpliwie, a ja zrozumiałam, że nie dowiem się większej ilości informacji . Ale dlaczego? Nie wiedziałam tego. Droga do jaskini zajęła nam około dziesięciu minut, a gdy tam dotarłyśmy zobaczyłam czarnego wilka, a dokładnie czarną waderę, rozmawiającą z małym szarym szczeniaczkiem.
-Shadow? Znalazłam tą waderę, jedzącą młodego jelonka na naszej łące. Tam przy rzece -powiedziała Blanka -Co mam z nią zrobić? Była zbyt blisko watahy -spytała czarnej wadery, patrząc na mój pysk. Wadery zaczęły rozmawiać...a ja byłam strasznie zestresowana i czułam się dziwnie. Nagle zrobiło mi się bardzo zimno, a przed oczyma ukazał mi się dziwny obraz. Widziałam gryfa, a dokładnie Fixlesa, którego bardzo dobrze znałam. Podszedł on do mnie, po czym zaczął szeptać gryfie słowa i śmiać się, Trochę je rozumiałam, ale nie wszystkie. Gryf (mimo że byliśmy w jaskini) wzbił się do góry, po czym podleciał do czarnej wadery i w swe szpony chwycił małego szarego wilczka, który leżał obok niej.
-To nie prawda! -wykrzyknęłam, a ten okropny obraz rozpłynął się w powietrzu.
-Co jest nie prawdą?! -wykrzyknęła Blanka. Najwyraźniej rozmawiały o czymś ważnym. Obie wadery patrzyły na mnie lekko zdezorientowane -Shadow... co ja mam z nią zrobić? Ona jest trochę dziwna...
> Shadow c;<
>>No rly? XDD <
poniedziałek, 6 marca 2017
od Black Mystery cd. Rango
-Co sądzisz o watasze i czy dołączasz do niej?- zapytała alfa, której imienia wciąż nie znałam.
Myślałam, przez chwilę rozważając propozycję. W sumie kończy się zima, bestii będzie coraz więcej, a mi przydałby się stabilny dom… tak jak kiedyś. Wzdrygnęłam się na wspomnienie rodziny. Cóż, chyba nie mam wyboru...
-Hah.- uśmiechnęłam się sarkastycznie, widziałam, że ją tym denerwuję, ale coż, lajf is brutal dla alfy.-Poza tym, że wciąż nie wiem, jak się nazywasz…
-Shadow.- przerwała mi warknięciem.
-Jade i Opal mnie obraziły, nie znam nikogo, nie mogę wam ufać, nic o was nie wiem… to spoko.-powiedziałam tonem przesiąkniętym ironią.
-Zadałam ci pytanie, czy dołączysz do watahy?- zapytała Shadow najwyraźniej siląc się na spokój, co raczej jej nie wychodziło.
-Dołączę.-rzuciłam, po czym po prostu poszłam, aby się rozejrzeć jeszcze raz.
Po chwili zobaczyłam jaskinię, do której szybko weszłam i pokręciłam się kilka minut.
Zauważyłam, że jakieś wilki weszły do niej, najwyraźniej była to po prostu siedziba watahy. Czując nagłe zmęczenie postanowiłam położyć się na parę minut. Ułożyłam się blisko ściany i warknęłam głośno dając znak wilkom, żeby się do mnie nie zbliżały. Słyszałam jeszcze, jak szepczą coś między sobą, ale zacisnęłam powieki i zignorowałam to. Niedługo potem już spałam.
Panowała tu ciemność, moje oczy powoli się do niej przyzwyczajały. Gdy widziałam na tyle dobrze, aby uchwycić dość dokładne zarysy otaczającego mnie miejsca uderzono mnie trzema zmysłami naraz; wzrokiem, który uchwycił znajomą budowę jaskini; zapachem, który dotarł do mojego nosa tak niespodziewanie i z taką siłą, że przez kilka sekund stałam i po prostu go wdychałam; słuchem, dzięki któremu usłyszałam przeraźliwe piszczenie, zbyt dobrzemi znane…
Byłam w rodzinnej jaskini.
Chciałam biec, wołać o pomoc, pomóc, zrobić cokolwiek…skończyło się na tym, że jakaś siła nie pozwalała mi dobiec do wyjścia, które zaznaczało się na tle ciemności czerwoną poświatą. W końcu, zmęczona walką z oporem, wyszłam z jaskini. Uderzył we mnie zapach krwi, która była dosłownie wszędzie. Największym wstrząsem był jednak widok malujący się kilka metrów ode mnie. Wilki o krwistoczerwonych, przerażających oczach rozszarpywały moją rodzinę. Ze ślepiami wbitymi we mnie i poplamioną krwią mojego rodzeństwa sierścią wgryzały się w karki półprzytomnych z bólu Grace i Luke’a, nie pomijali też szczeniaków. Zawyłam ze złości i przerażenia, po czym rzuciłam się w ich stronę. Moja sierść płonęła błękitnym płomieniem, którym zajęła się pobliska trawa i drzewa. Gdy byłam pół metra od rzeźni, jaką zorganizowały wilki, odrzuciło mnie do tyłu. Zdezorientowana podeszłam tam znów, z tym samym skutkiem. Niebieski ogień był coraz bliżej, dosłownie pożerał okolicę. Moi rodzice bezwładnie leżeli już na ziemi tuż obok, jeden z morderców trzymał mojego brata, Jas’a, który popiskiwał cicho. Łzy napłynęły mi do oczu, czułam przytłaczającą nienawiść i bezradność…
Nagle Jas odezwał się, z zaszklonych oczek wypłynęła łezka.
-Tery, musisz być dzielna… musisz być dzielna, rozumiesz?- wyszeptał ostatkiem sił, a ja rozpłakałam się na dobre. Wyłam i uderzałam głową, całym ciałem barierę dzielącą mnie od krwistookich.
Ci tylko zaśmiali się szyderczo. Ogień palił moje łapy i ogon, wołałam o pomoc, ale nikt nie przyszedł… była tylko cisza przerwana przeze mnie i trzaskające w ogniu gałązki. Powoli osunęłam się na ziemie łkając cicho.
Ze łzami w oczach poderwałam się z miejsca, moja sierść płonęła lekkim ogniem. W głowie brzmiały wyszeptane przez czarnego Jas’a słowa „Musisz być dzielna, rozumiesz…?”. Rozejrzałam się rozpaczliwie, była noc. W jaskini spały różne wilki. Nie wytrzymałam, wybiegłam z niej. Nie mogłam zostać w środku z ogniem…nie narażę ich. Biegłam przez las, aż dotarłam na małą łąkę. Płakałam cicho, patrząc na zachmurzone, ciemne niebo. Położyłam się na ziemi i przypominałam sobie chwile spędzone z rodziną. Moja złość do wilków o czerwonych oczach rosła… rozgoryczona zawyłam krótko.
Nagle moje uszy wychwyciły szmer gałązek w krzakach obok mnie. Szybko ogarnęłam się i wstałam.
-Kim jesteś?- zawarczałam, a ogień wygasł prawie całkowicie.
Wilk wyszedł z krzaków, a po głosie uznałam, że to basior.
-Nieważne.-mruknął.- Chodzę sobie po lesie nocą, nie widać?
-Ja nie żartuję i tobie też nie radzę!- warknęłam.
-Należysz do watahy Canavar Liri? -zapytał nieznajomy.
-Tak. Co cię to może obchodzić?- zmrużyłam oczy, nie ufałam mu.
-Ja też. Jak się nazywasz?-zadał kolejne pytanie, nie czułam się z tym dobrze.
Zaczęłam powoli wracać do jaskini, basior szedł za mną. Irytowało mnie to trochę…
-Ja jestem Rango.-powiedział, chyba zauważył, że nie mam ochoty rozmawiać.
Odpowiedziałam po to, aby nie męczył mnie dalej koniecznością rozmowy.
-Czy to naprawdę takie ważne?- spytałam sarkastycznie.-Black Mystery.
Zaczęłam biec, a basior… chyba biegł za mną. Naprawdę mnie denerwował, chciałam być sama…
>Rango?<
Myślałam, przez chwilę rozważając propozycję. W sumie kończy się zima, bestii będzie coraz więcej, a mi przydałby się stabilny dom… tak jak kiedyś. Wzdrygnęłam się na wspomnienie rodziny. Cóż, chyba nie mam wyboru...
-Hah.- uśmiechnęłam się sarkastycznie, widziałam, że ją tym denerwuję, ale coż, lajf is brutal dla alfy.-Poza tym, że wciąż nie wiem, jak się nazywasz…
-Shadow.- przerwała mi warknięciem.
-Jade i Opal mnie obraziły, nie znam nikogo, nie mogę wam ufać, nic o was nie wiem… to spoko.-powiedziałam tonem przesiąkniętym ironią.
-Zadałam ci pytanie, czy dołączysz do watahy?- zapytała Shadow najwyraźniej siląc się na spokój, co raczej jej nie wychodziło.
-Dołączę.-rzuciłam, po czym po prostu poszłam, aby się rozejrzeć jeszcze raz.
Po chwili zobaczyłam jaskinię, do której szybko weszłam i pokręciłam się kilka minut.
Zauważyłam, że jakieś wilki weszły do niej, najwyraźniej była to po prostu siedziba watahy. Czując nagłe zmęczenie postanowiłam położyć się na parę minut. Ułożyłam się blisko ściany i warknęłam głośno dając znak wilkom, żeby się do mnie nie zbliżały. Słyszałam jeszcze, jak szepczą coś między sobą, ale zacisnęłam powieki i zignorowałam to. Niedługo potem już spałam.
Panowała tu ciemność, moje oczy powoli się do niej przyzwyczajały. Gdy widziałam na tyle dobrze, aby uchwycić dość dokładne zarysy otaczającego mnie miejsca uderzono mnie trzema zmysłami naraz; wzrokiem, który uchwycił znajomą budowę jaskini; zapachem, który dotarł do mojego nosa tak niespodziewanie i z taką siłą, że przez kilka sekund stałam i po prostu go wdychałam; słuchem, dzięki któremu usłyszałam przeraźliwe piszczenie, zbyt dobrzemi znane…
Byłam w rodzinnej jaskini.
Chciałam biec, wołać o pomoc, pomóc, zrobić cokolwiek…skończyło się na tym, że jakaś siła nie pozwalała mi dobiec do wyjścia, które zaznaczało się na tle ciemności czerwoną poświatą. W końcu, zmęczona walką z oporem, wyszłam z jaskini. Uderzył we mnie zapach krwi, która była dosłownie wszędzie. Największym wstrząsem był jednak widok malujący się kilka metrów ode mnie. Wilki o krwistoczerwonych, przerażających oczach rozszarpywały moją rodzinę. Ze ślepiami wbitymi we mnie i poplamioną krwią mojego rodzeństwa sierścią wgryzały się w karki półprzytomnych z bólu Grace i Luke’a, nie pomijali też szczeniaków. Zawyłam ze złości i przerażenia, po czym rzuciłam się w ich stronę. Moja sierść płonęła błękitnym płomieniem, którym zajęła się pobliska trawa i drzewa. Gdy byłam pół metra od rzeźni, jaką zorganizowały wilki, odrzuciło mnie do tyłu. Zdezorientowana podeszłam tam znów, z tym samym skutkiem. Niebieski ogień był coraz bliżej, dosłownie pożerał okolicę. Moi rodzice bezwładnie leżeli już na ziemi tuż obok, jeden z morderców trzymał mojego brata, Jas’a, który popiskiwał cicho. Łzy napłynęły mi do oczu, czułam przytłaczającą nienawiść i bezradność…
Nagle Jas odezwał się, z zaszklonych oczek wypłynęła łezka.
-Tery, musisz być dzielna… musisz być dzielna, rozumiesz?- wyszeptał ostatkiem sił, a ja rozpłakałam się na dobre. Wyłam i uderzałam głową, całym ciałem barierę dzielącą mnie od krwistookich.
Ci tylko zaśmiali się szyderczo. Ogień palił moje łapy i ogon, wołałam o pomoc, ale nikt nie przyszedł… była tylko cisza przerwana przeze mnie i trzaskające w ogniu gałązki. Powoli osunęłam się na ziemie łkając cicho.
Ze łzami w oczach poderwałam się z miejsca, moja sierść płonęła lekkim ogniem. W głowie brzmiały wyszeptane przez czarnego Jas’a słowa „Musisz być dzielna, rozumiesz…?”. Rozejrzałam się rozpaczliwie, była noc. W jaskini spały różne wilki. Nie wytrzymałam, wybiegłam z niej. Nie mogłam zostać w środku z ogniem…nie narażę ich. Biegłam przez las, aż dotarłam na małą łąkę. Płakałam cicho, patrząc na zachmurzone, ciemne niebo. Położyłam się na ziemi i przypominałam sobie chwile spędzone z rodziną. Moja złość do wilków o czerwonych oczach rosła… rozgoryczona zawyłam krótko.
Nagle moje uszy wychwyciły szmer gałązek w krzakach obok mnie. Szybko ogarnęłam się i wstałam.
-Kim jesteś?- zawarczałam, a ogień wygasł prawie całkowicie.
Wilk wyszedł z krzaków, a po głosie uznałam, że to basior.
-Nieważne.-mruknął.- Chodzę sobie po lesie nocą, nie widać?
-Ja nie żartuję i tobie też nie radzę!- warknęłam.
-Należysz do watahy Canavar Liri? -zapytał nieznajomy.
-Tak. Co cię to może obchodzić?- zmrużyłam oczy, nie ufałam mu.
-Ja też. Jak się nazywasz?-zadał kolejne pytanie, nie czułam się z tym dobrze.
Zaczęłam powoli wracać do jaskini, basior szedł za mną. Irytowało mnie to trochę…
-Ja jestem Rango.-powiedział, chyba zauważył, że nie mam ochoty rozmawiać.
Odpowiedziałam po to, aby nie męczył mnie dalej koniecznością rozmowy.
-Czy to naprawdę takie ważne?- spytałam sarkastycznie.-Black Mystery.
Zaczęłam biec, a basior… chyba biegł za mną. Naprawdę mnie denerwował, chciałam być sama…
>Rango?<
Etykiety:
Black Mystery
od Blanki cd. Shadow
Obudziłam się w jaskini, sama. Na początku miałam pustkę w głowie, ale po chwili przypomniało mi się wszystko co się zdarzyło. Wstałam i wyciągnęłam się, byłam najedzona i wyspana, co zdarzało się rzadko od jakiegoś czasu. Dopiero po pięciu minutach zorientowałam się że Shadow gdzieś poszła. Byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania, więc nie dziwiło mnie to że wszyscy spali. Cichutko wyszłam z jaskini, ale nie wiedziałam gdzie mogę znaleźć Shadow. Chodziłam w tę i wewtę, gdy nagle zauważyłam czarną wilczycę śpiącą w jaskini obok...obok jakiegoś szczeniaka. Weszłam cicho i stanęłam obok wilczycy -Tak to Shadow -pomyślałam.
-Shadow?! Co ty tu... robisz? -powiedziałam, a wadera otworzyła oczy i podniosła głowę- wszędzie cię szukałam!
-Eh... zasnęłam tu, byłam zmęczona...-powiedziała zaspana -Szukałaś mnie? Co się stało?
-Noo...-w tym momencie wadera wstała- Wczoraj mi pomogłaś i chciałam się odwdzięczyć... na przykład zajmę jakieś stanowisko! Kim mogę być? -oparłam, a Shadow ziewnęła i powiedziała- Spokojnie...chyba każdy by zrobił to co ja, więc nie musisz się odwdzięczać, jednak stanowisko... pomyślę. W czym jesteś dobra- zapytała, a łbem oznajmiła żebyśmy się wyszły z jaskini- no? słucham?
-No... umiem wysoko skakać... chyba najlepszą rzeczą jaką potrafię jest pływanie. -odpowiedziałam po chwili zastanowienia. Ale jestem też w miarę zwinna i... o! Jestem dość wytrzymała, bo moim... -przerwałam, ponieważ nie wiedziałam czy powiedzieć jej o moim żywiole- ...moim... żywiołem jest woda, dzięki czemu na przykład gdybym była na pustyni nie muszę tak dużo pić. Po prostu mniej się męczę.
-Aha -odparła wilczyca- masz przydatny żywioł.
-A ja też do ciebie parę pytań. Po pierwsze ten wilczek obok, którego spałaś to twoje dziecko? A po drugie jaki jest twój żywioł? -spytałam- No i jeszcze powiedz jakie zajmę stanowisko?
> Shadow? Nie za dużo pytań jak na raz? xD <
-Shadow?! Co ty tu... robisz? -powiedziałam, a wadera otworzyła oczy i podniosła głowę- wszędzie cię szukałam!
-Eh... zasnęłam tu, byłam zmęczona...-powiedziała zaspana -Szukałaś mnie? Co się stało?
-Noo...-w tym momencie wadera wstała- Wczoraj mi pomogłaś i chciałam się odwdzięczyć... na przykład zajmę jakieś stanowisko! Kim mogę być? -oparłam, a Shadow ziewnęła i powiedziała- Spokojnie...chyba każdy by zrobił to co ja, więc nie musisz się odwdzięczać, jednak stanowisko... pomyślę. W czym jesteś dobra- zapytała, a łbem oznajmiła żebyśmy się wyszły z jaskini- no? słucham?
-No... umiem wysoko skakać... chyba najlepszą rzeczą jaką potrafię jest pływanie. -odpowiedziałam po chwili zastanowienia. Ale jestem też w miarę zwinna i... o! Jestem dość wytrzymała, bo moim... -przerwałam, ponieważ nie wiedziałam czy powiedzieć jej o moim żywiole- ...moim... żywiołem jest woda, dzięki czemu na przykład gdybym była na pustyni nie muszę tak dużo pić. Po prostu mniej się męczę.
-Aha -odparła wilczyca- masz przydatny żywioł.
-A ja też do ciebie parę pytań. Po pierwsze ten wilczek obok, którego spałaś to twoje dziecko? A po drugie jaki jest twój żywioł? -spytałam- No i jeszcze powiedz jakie zajmę stanowisko?
> Shadow? Nie za dużo pytań jak na raz? xD <
niedziela, 5 marca 2017
od Vico cd Shadow
- Um... No jestem medykiem. - odpowiedziałem
- Rozmawialiście tylko o tym? Tak długo? - spytała niedowierzając
- Tak, sam nie wiem czemu aż tyle to zajęło. - skłamałem
Saol była nieco przerażająca, ale nie w sensie fizycznym - wyglądała bardzo przyjaźnie. Przerażające było to, że wiedziała o mnie dosłownie wszystko, nawet więcej niż ja sam wiem. Powiedziała, że doskonale wie, co stało się ze mną przed tym, gdy straciłem pamięć. Mimo to, nie chciała podzielić się ze mną tą wiedzą. "Dowiesz się w swoim czasie" - powtarzała tylko, aż przestałem dopytywać. To sprawiło jedynie, że zacząłem pytać jeszcze bardziej, jednak nie na głos a w myślach. Pytałem samego siebie, mając nadzieję, że sobie coś przypomne. Mimo to w mojej głowie cały czas była tylko pustka.
- Czas upłynął ci z nią aż tak szybko? - uśmiechnęła się
- Można tak powiedzieć. Więc teraz, jako medyk, będę pomagać wilkom, prawda? - zmieniłem szybko temay
- Dokładnie. Właściwie to całkiem dobrze, że pojawiłeś się akurat teraz, kiedy ona... - wadera znowu nieco posmutniała, jednak nie tak bardzo, jak wcześniej
Poczułem się nieco niezręcznie, nie chciałem, żeby rozmowa zeszła na taki tor. Najwidoczniej była ona niezwykle przywiązana do starszej wilczycy, w resztą i mi zrobiło się przykro, gdy odeszła, a przecież jej nie znałem.
- Przepraszam, nie chciałem... - powiedziałem
Chyba niezbyt szło mi nawiązywanie jakichkolwiek relacji, po takim czasie w samotności.
- Spokojnie, to nie twoja wina. - odpowiedziała - Chodź, pokażę ci miejsce, w którym będziesz opatrywał inne wilki.
<szadoł?>
- Rozmawialiście tylko o tym? Tak długo? - spytała niedowierzając
- Tak, sam nie wiem czemu aż tyle to zajęło. - skłamałem
Saol była nieco przerażająca, ale nie w sensie fizycznym - wyglądała bardzo przyjaźnie. Przerażające było to, że wiedziała o mnie dosłownie wszystko, nawet więcej niż ja sam wiem. Powiedziała, że doskonale wie, co stało się ze mną przed tym, gdy straciłem pamięć. Mimo to, nie chciała podzielić się ze mną tą wiedzą. "Dowiesz się w swoim czasie" - powtarzała tylko, aż przestałem dopytywać. To sprawiło jedynie, że zacząłem pytać jeszcze bardziej, jednak nie na głos a w myślach. Pytałem samego siebie, mając nadzieję, że sobie coś przypomne. Mimo to w mojej głowie cały czas była tylko pustka.
- Czas upłynął ci z nią aż tak szybko? - uśmiechnęła się
- Można tak powiedzieć. Więc teraz, jako medyk, będę pomagać wilkom, prawda? - zmieniłem szybko temay
- Dokładnie. Właściwie to całkiem dobrze, że pojawiłeś się akurat teraz, kiedy ona... - wadera znowu nieco posmutniała, jednak nie tak bardzo, jak wcześniej
Poczułem się nieco niezręcznie, nie chciałem, żeby rozmowa zeszła na taki tor. Najwidoczniej była ona niezwykle przywiązana do starszej wilczycy, w resztą i mi zrobiło się przykro, gdy odeszła, a przecież jej nie znałem.
- Przepraszam, nie chciałem... - powiedziałem
Chyba niezbyt szło mi nawiązywanie jakichkolwiek relacji, po takim czasie w samotności.
- Spokojnie, to nie twoja wina. - odpowiedziała - Chodź, pokażę ci miejsce, w którym będziesz opatrywał inne wilki.
<szadoł?>
Etykiety:
Vico
od Rango cd. Vico
Od Rango cd. Vico
Tego dnia nie robiłem nic ciekawego, czyli w sumie jak codziennie. Moja wędrówka miała, jednak cel. Znaleźć watahę. Miałem mieć własne stadko z Sheną, ale... już jej nie ma. Odkąd ją porwano, ciągle o niej myślałem -Gdzie jest, jak się czuje, co robi. Zapomniałem o rodzinie, starej watasze i o wszystkim innym. Myślałem tylko o Shenie i naszym dziecku. Zatrzymałem się na chwilę, by na spokojnie o niej pomyśleć, a o dziwo nie byłem smutny. Czułem się obojętnie, a dzień, który właśnie trwał wydawał mi się trwać już wieczność. Wstałem i znów zacząłem iść na przód. Uniosłem głowę, ponieważ poczułem jakiś dziwny zapach. Nie był to wilk, ani jeleń, ale lis. Rozejrzałem się dookoła, gdy nagle dostrzegłem go. Rudzielec siedział na przewróconym pniu drzewa i obserował zająca. Powoli zacząłem się do niego skradać, ale tą czynność przerwał mi dziwny dźwięk... jakby syczenie. Obróciłem się i zobaczyłem że za mną pełzał ogromny wąż. -Szczerze bardziej wolałem być głodny jeden dzień niż zostać obiadkiem pytona- powiedziałem, tak jakby do lisa, a ten odwrócił się i na widok węża popędził w głąb lasu. -Chyba zrobię to samo- pomyślałem, jednak nie ruszyłem za lisem, ale w przeciwną stronę. Biegłem tak szybko, że nawet nie wiem kiedy zgubiłem pytona. Chyba że w ogóle mnie nie gonił. Obejrzałem się za siebie, żeby wiedzieć na sto procent że go nie ma, a gdy spojrzałem przed siebie, zobaczyłem spacerującego białego wilka. Przez chwilę go obserwowałem, a po chwili podszedłem i powiedziałem -Cześć...- fiołkowy basior spojrzał na mnie i odskoczył -Kim jesteś? Nie widziałem cię w watasze- powiedział, powoli się cofając.
-Nie jestem z watahy... ale jej szukam od dłuższego czasu... jesteś przywódcą? -spytałem.
Nie.... ja jestem medykiem, a... - mówił, ale ja nie dałem mu dokończyć, ponieważ bałem się że spyta mnie o stanowisko -Może oprowadzisz mnie po terenie watahy, albo zaprowadzisz do przywódcy? -spytałem prędko.
-Jasne. W sumie już na początku cię powinienem do niej zaprowadzić -powiedział, a łbem pokazał mi, w którą stronę będziemy iść.
-A tak w ogóle nazywam się Rango, a ty?
> Vico? :) <
Tego dnia nie robiłem nic ciekawego, czyli w sumie jak codziennie. Moja wędrówka miała, jednak cel. Znaleźć watahę. Miałem mieć własne stadko z Sheną, ale... już jej nie ma. Odkąd ją porwano, ciągle o niej myślałem -Gdzie jest, jak się czuje, co robi. Zapomniałem o rodzinie, starej watasze i o wszystkim innym. Myślałem tylko o Shenie i naszym dziecku. Zatrzymałem się na chwilę, by na spokojnie o niej pomyśleć, a o dziwo nie byłem smutny. Czułem się obojętnie, a dzień, który właśnie trwał wydawał mi się trwać już wieczność. Wstałem i znów zacząłem iść na przód. Uniosłem głowę, ponieważ poczułem jakiś dziwny zapach. Nie był to wilk, ani jeleń, ale lis. Rozejrzałem się dookoła, gdy nagle dostrzegłem go. Rudzielec siedział na przewróconym pniu drzewa i obserował zająca. Powoli zacząłem się do niego skradać, ale tą czynność przerwał mi dziwny dźwięk... jakby syczenie. Obróciłem się i zobaczyłem że za mną pełzał ogromny wąż. -Szczerze bardziej wolałem być głodny jeden dzień niż zostać obiadkiem pytona- powiedziałem, tak jakby do lisa, a ten odwrócił się i na widok węża popędził w głąb lasu. -Chyba zrobię to samo- pomyślałem, jednak nie ruszyłem za lisem, ale w przeciwną stronę. Biegłem tak szybko, że nawet nie wiem kiedy zgubiłem pytona. Chyba że w ogóle mnie nie gonił. Obejrzałem się za siebie, żeby wiedzieć na sto procent że go nie ma, a gdy spojrzałem przed siebie, zobaczyłem spacerującego białego wilka. Przez chwilę go obserwowałem, a po chwili podszedłem i powiedziałem -Cześć...- fiołkowy basior spojrzał na mnie i odskoczył -Kim jesteś? Nie widziałem cię w watasze- powiedział, powoli się cofając.
-Nie jestem z watahy... ale jej szukam od dłuższego czasu... jesteś przywódcą? -spytałem.
Nie.... ja jestem medykiem, a... - mówił, ale ja nie dałem mu dokończyć, ponieważ bałem się że spyta mnie o stanowisko -Może oprowadzisz mnie po terenie watahy, albo zaprowadzisz do przywódcy? -spytałem prędko.
-Jasne. W sumie już na początku cię powinienem do niej zaprowadzić -powiedział, a łbem pokazał mi, w którą stronę będziemy iść.
-A tak w ogóle nazywam się Rango, a ty?
> Vico? :) <
Etykiety:
Rango
sobota, 4 marca 2017
od Shadow cd. Blanki
-Czemu mam Cię karać?-zapytałam i zauważyłam błysk strachu w oczach wadery, nie wiedziałam o co jej chodzi ale była w opłakanym stanie...-rozumiem że chcesz dołączyć do watahy?-wadera pokiwała głową, przyjrzałam się jej dokładniej, jej futro było posklejane z brudu a z brzucha zwisały włosy sklejone błotem, wyglądałam trochę lepiej od niej ale było podobnie.
-Więc... nie ukażesz mnie za to że chciałam Cię zaatakować? -zapytała a ja zaśmiałam się szczerze.
-Nie mam po co, każdy kiedyś kogoś zaatakuje a ja nie mam powodów by Cię karać. A teraz ruszajmy-Wskazałam jej głową kierunek w którym będziemy zmierzać i ruszyłam starając się dopasować do jej tempa poruszania się. Była strasznie wychudzona, chciałam jej jakoś pomóc lecz nie wiedziałam jak... Wiedziałam że do watahy mamy dosyć daleko.
-Łączna podróż cieniem...-wyszeptałam do siebie i przystanęłam na chwilę, ostatni raz używałam tego gdy miałam może rok... Nie było to nawet specjalnie, po prostu skupiłam się na naszej jaskini bo próbowałam przypomnieć sobie drogę powrotną... Był wtedy już zmrok więc prawie nic nie widziałam, miałam zamknięte oczy a gdy je otworzyłam był ranek i to w dodatku w naszej jaskini gdzie czekali na mnie rodzice! Potrząsnęłam głową i wróciłam do rzeczywistości,
-Jak Ci na imię? Jestem Shadow-zapytałam ze zmartwioną miną, wadera podniosła głowę i przestraszonym głosem odpowiedziała mi;
-B...Blanka.-to nawet nie był głos tylko zachrypnięte szeptanie, wzdrygnęłam się na myśl jak długo musiała nie mówić...
-Więc Blanko, nie masz siły na dalszą podróż?-pokiwała słabo głową i usiadła, skinęłam swoim czarnym łbem i popatrzyłam jej głęboko w oczy-możliwe że to co teraz zrobię, będzie najgłupszą i najniebezpieczniejszą rzeczą jaką zrobię ale musimy wrócić do watahy-powiedziałam a ona kiwnęła głową na zgodę stanęłam koło niej i skupiłam się na nas dwóch i pomyślałam o jaskini w watasze. Poczułam drżenie pod łapami i po chwili mocne popchnięcie w przód, otworzyłam oczy a przed nimi przewijały mi się różne obrazy, widziałam nasze tereny, w pewnym momencie przerażający ból przeszył mi głowę, nie wiem czy Blanka poczuła to samo ale ja cierpiałam okropnie, przed oczami zrobiło mi się ciemno i usłyszałam głośne "łup!" i sapnięcie wydane zapewne przez towarzysząca mi wadera tak uderzyła, ja wylądowałam na czterech łapach, ból głowy przeszedł ale siła uderzenia o ziemię łapami zabolała. Pomogłam wstać Blance która roztrzęsiona rozglądała się po terenie watahy. Odprowadziłam ją do jaskini gdzie szczenięta podały jej aloes i wilcze zioło, byłam z nich dumna bo wiedziały co zrobić. Sama zaszłam po nogę jelenia z naszych zapasów i przyniosłam ją waderze, obeszłam się smakiem jelenia, zjadłam kawałek zająca który trafił się bardzo soczysty, Blanka ożywiła się trochę ale odpoczywała.
-Kiedy poczujesz się na siłach, odprawimy Ceremonię-powiedziałam gdy przechodziłam koło niej, by odwiedzić Szaraczka. Uczył się "chodzić" od nowa, łapkę miał usztywnioną i kuśtykał ale chodził co bardzo mnie cieszyło, uśmiechnęłam się a on odwdzięczył się tym samym.
-Co tam kochany?-jego szary pyszczek rozświetlił uśmiech tak szczery że zrobiło mi się cieplej...
-Shad! Czemu tak długo mnie nie odwiedzałaś?-zapytał mnie przejęty- powiedz co się działo! Zabierzesz mnie niedługo na spacer?-jego natłok pytań mnie rozśmieszał ale opowiedziałam mu wszystko co chciał wiedzieć.
-... Uzupełniliśmy Bestiariusz, znalazło się kilku nowych, i teraz powiększamy tereny-zaśmiał się radośnie a ja opowiadałam mu dalej-idę coś zrobić.-powiedziałam zawiedziona, Szaraczek też posmutniał-ale wrócę niedługo!-uśmiechnęłam się i odbiegłam w stronę legowiska Blanki, zdrzemnęłam się, śniłam nie wiele a jeżeli już to coś co nie miało sensu. Obudziłam się gdy było już ciemno a wadera towarzysząca mi spała. Wstałam cicho i ruszyłam do legowiska Szaraczka które znajdowało się na zachód od jaskini. Szczeniak siedział i czekał na mnie z uśmiechem.
-Opowiesz mi coś? -zapytał a ja zrobiłam pytającą minę, zaśmiał się i odparł- jak wyglądałyby nasze treningi!-w oczach zalśniły mi łzy ale zaczęłam opowiadać.
-Szaraczku, polowalibyśmy dla Watahy, uczyłbyś się zielarstwa i rozpoznawania ziół. Nauczyłabym Cię walczyć i stałbyś się najlepszym wilkiem-wojownikiem a twoje imię byłoby wspominane przez wiele pokoleń! Pokazałabym Ci bestie, świat Innych. Przeżywałbyś wiele przygód. Saol pokazałaby Ci tworzenie życia, Mharu pokazałby Ci śmierć. Vivo wytłumaczyła by Ci jak polować na dzienne stworzenia i jak nastaje dzień, Ghamis nauczyłby Cię tego samego, tylko na warunkach jego żywiołu. Ja w dodatku pokazałabym Ci życie z perspektywy Alfy i podróż cieniem. -urwałam i zauważyłam jak Szaraczek śpi trzymając usztywnioną łapkę w górze. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie... Ile bym dała żeby ten wypadek nigdy się nie zdarzył... Oglądałam jak Szaraczek smacznie chrapie, rozmyślałam jak naprawdę wyglądałaby jego ciężka praca na treningach... Wiedziałam że mały nie będzie już taki sam jak inni uczniowie i będą go oni wyśmiewać.. Podczas tych rozmyślań po kilku godzinach zmorzył mnie sen i ułożyłam się koło niego i zasnęłam.
-Shadow?! Co ty tu... robisz?-usłyszałam głos wadery, Blanki. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę- wszędzie Cię szukałam!
>Blanka? c: <
-Więc... nie ukażesz mnie za to że chciałam Cię zaatakować? -zapytała a ja zaśmiałam się szczerze.
-Nie mam po co, każdy kiedyś kogoś zaatakuje a ja nie mam powodów by Cię karać. A teraz ruszajmy-Wskazałam jej głową kierunek w którym będziemy zmierzać i ruszyłam starając się dopasować do jej tempa poruszania się. Była strasznie wychudzona, chciałam jej jakoś pomóc lecz nie wiedziałam jak... Wiedziałam że do watahy mamy dosyć daleko.
-Łączna podróż cieniem...-wyszeptałam do siebie i przystanęłam na chwilę, ostatni raz używałam tego gdy miałam może rok... Nie było to nawet specjalnie, po prostu skupiłam się na naszej jaskini bo próbowałam przypomnieć sobie drogę powrotną... Był wtedy już zmrok więc prawie nic nie widziałam, miałam zamknięte oczy a gdy je otworzyłam był ranek i to w dodatku w naszej jaskini gdzie czekali na mnie rodzice! Potrząsnęłam głową i wróciłam do rzeczywistości,
-Jak Ci na imię? Jestem Shadow-zapytałam ze zmartwioną miną, wadera podniosła głowę i przestraszonym głosem odpowiedziała mi;
-B...Blanka.-to nawet nie był głos tylko zachrypnięte szeptanie, wzdrygnęłam się na myśl jak długo musiała nie mówić...
-Więc Blanko, nie masz siły na dalszą podróż?-pokiwała słabo głową i usiadła, skinęłam swoim czarnym łbem i popatrzyłam jej głęboko w oczy-możliwe że to co teraz zrobię, będzie najgłupszą i najniebezpieczniejszą rzeczą jaką zrobię ale musimy wrócić do watahy-powiedziałam a ona kiwnęła głową na zgodę stanęłam koło niej i skupiłam się na nas dwóch i pomyślałam o jaskini w watasze. Poczułam drżenie pod łapami i po chwili mocne popchnięcie w przód, otworzyłam oczy a przed nimi przewijały mi się różne obrazy, widziałam nasze tereny, w pewnym momencie przerażający ból przeszył mi głowę, nie wiem czy Blanka poczuła to samo ale ja cierpiałam okropnie, przed oczami zrobiło mi się ciemno i usłyszałam głośne "łup!" i sapnięcie wydane zapewne przez towarzysząca mi wadera tak uderzyła, ja wylądowałam na czterech łapach, ból głowy przeszedł ale siła uderzenia o ziemię łapami zabolała. Pomogłam wstać Blance która roztrzęsiona rozglądała się po terenie watahy. Odprowadziłam ją do jaskini gdzie szczenięta podały jej aloes i wilcze zioło, byłam z nich dumna bo wiedziały co zrobić. Sama zaszłam po nogę jelenia z naszych zapasów i przyniosłam ją waderze, obeszłam się smakiem jelenia, zjadłam kawałek zająca który trafił się bardzo soczysty, Blanka ożywiła się trochę ale odpoczywała.
-Kiedy poczujesz się na siłach, odprawimy Ceremonię-powiedziałam gdy przechodziłam koło niej, by odwiedzić Szaraczka. Uczył się "chodzić" od nowa, łapkę miał usztywnioną i kuśtykał ale chodził co bardzo mnie cieszyło, uśmiechnęłam się a on odwdzięczył się tym samym.
-Co tam kochany?-jego szary pyszczek rozświetlił uśmiech tak szczery że zrobiło mi się cieplej...
-Shad! Czemu tak długo mnie nie odwiedzałaś?-zapytał mnie przejęty- powiedz co się działo! Zabierzesz mnie niedługo na spacer?-jego natłok pytań mnie rozśmieszał ale opowiedziałam mu wszystko co chciał wiedzieć.
-... Uzupełniliśmy Bestiariusz, znalazło się kilku nowych, i teraz powiększamy tereny-zaśmiał się radośnie a ja opowiadałam mu dalej-idę coś zrobić.-powiedziałam zawiedziona, Szaraczek też posmutniał-ale wrócę niedługo!-uśmiechnęłam się i odbiegłam w stronę legowiska Blanki, zdrzemnęłam się, śniłam nie wiele a jeżeli już to coś co nie miało sensu. Obudziłam się gdy było już ciemno a wadera towarzysząca mi spała. Wstałam cicho i ruszyłam do legowiska Szaraczka które znajdowało się na zachód od jaskini. Szczeniak siedział i czekał na mnie z uśmiechem.
-Opowiesz mi coś? -zapytał a ja zrobiłam pytającą minę, zaśmiał się i odparł- jak wyglądałyby nasze treningi!-w oczach zalśniły mi łzy ale zaczęłam opowiadać.
-Szaraczku, polowalibyśmy dla Watahy, uczyłbyś się zielarstwa i rozpoznawania ziół. Nauczyłabym Cię walczyć i stałbyś się najlepszym wilkiem-wojownikiem a twoje imię byłoby wspominane przez wiele pokoleń! Pokazałabym Ci bestie, świat Innych. Przeżywałbyś wiele przygód. Saol pokazałaby Ci tworzenie życia, Mharu pokazałby Ci śmierć. Vivo wytłumaczyła by Ci jak polować na dzienne stworzenia i jak nastaje dzień, Ghamis nauczyłby Cię tego samego, tylko na warunkach jego żywiołu. Ja w dodatku pokazałabym Ci życie z perspektywy Alfy i podróż cieniem. -urwałam i zauważyłam jak Szaraczek śpi trzymając usztywnioną łapkę w górze. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie... Ile bym dała żeby ten wypadek nigdy się nie zdarzył... Oglądałam jak Szaraczek smacznie chrapie, rozmyślałam jak naprawdę wyglądałaby jego ciężka praca na treningach... Wiedziałam że mały nie będzie już taki sam jak inni uczniowie i będą go oni wyśmiewać.. Podczas tych rozmyślań po kilku godzinach zmorzył mnie sen i ułożyłam się koło niego i zasnęłam.
-Shadow?! Co ty tu... robisz?-usłyszałam głos wadery, Blanki. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę- wszędzie Cię szukałam!
>Blanka? c: <
Etykiety:
Shadow
od Blanki cd. Shadow
Właśnie wracałam z polowania, niestety nie udanego. Była zima, wszędzie śnieg, a ja byłam słaba. Szłam przed siebie patrząc w ziemię i rozmyślając nad tym co właściwie się stało - Moje stado myśliwi rozproszyli już rok temu, a ja wciąż błądzę. Nie mam ani rodziny, ani przyjaciół... - rozmyślanie przerwał mi głos jakiejś wadery. Ukryłam się w najbliższych krzakach, ale po chwili z nich wyjrzałam. Czarna wadera i biały basior rozmawiali, po chwili jednak on odszedł, a wadera została sama z taką...taką smętną miną. Może są razem? Nie wiedziałam tego. Moje najnormalniejsze zachowanie w tej sytuacji byłoby takie, że skoczyłabym do walki z tą waderą, jednak nie mogłam. Byłam wyniszczona, brudna i osłabiona. Nie miałam siły na walkę, więc z tego powodu chciałam się wycofać. Niestety moje rozkojarzenie trochę zaćmiło ostrożność, przez co potknęłam się o sporych rozmiarów kamień, upadając. Wilczyca od razu się wyprostowała i błądząc wzrokiem po drzewach spytała - Ktoś tu jest? Strasznie się zestresowałam, a nawet przestałam oddychać... na pięć sekund. Słyszałam jak ta czarna wadera chodziła obok mnie. Wtedy pomyślałam że spróbuję zaatakować. W jednej chwili wyskoczyłam zza krzaków i popędziłam w stronę wadery. Ta jednak zdążyła się obrucić i odeprzeć mój atak. Upadłam na ziemię, a ona stanęła nade mną i powiedziała chłodnym głosem - Próbowałaś mnie zaatakować? Czy ja ci coś zrobiłam? - mówiła a ja myślałam co zrobić. Po chwili jednak wstałam i powiedziałam - Nie znam cię...dlatego... obcym nie powinno się ufać - mówiłam, instyktownie, ponieważ nie wiedziałam co jej powiedzieć. W sumie nie wiedziałam dlaczego zaatakowałam.
-Bo mnie nie znasz? Bo obcym nie powinno się ufać? Ja też cię nie znam, ale jak widzisz cię nie atakuje, więc czym prędzej opuść teren naszej watahy, bo jak tego nie zrobisz to inczej pogadamy - powiedziała groźnie, a ja nie odzywając się ani słowem zmierzyłam w kierunku lasu. Ostatni raz spojrzałam za siebie, a wadera nie spuszczała ze mnie wzroku. Dopiero, gdy byłam już trochę dalej, wilczyca odeszła, a ja znów wskoczyłam w najbliższe krzaki. - Tak w sumie to niepotrzebnie zaatakowałam. Ta wadera miała racje, a ja się na nią rzuciłam... jestem okropna, ale co mam poradzić. Taki mam charakter. Co ja zrobiłam! Mogłam zyskać watahę! - myślałam - chyba że... chyba że pójdę tam i ją przeproszę. Chociaż wątpię że mi wybaczy to spróbuję. Przynajmniej będzie wiedziała że mi przykro. Chwilę jeszcze posiedziałam, odpoczęłam i ruszyłam truchtem w stronę miejsca, w którym zdażyło się to niezbyt miłe zdarzenie. Gdy dotarłam na miejsce, nigdzie nie mogłam dotrzec czarnej wadery, wytężałam wzrok, ale nigdziej jej nie było. -Znowu tu przylazłaś?- usłyszałam te słowa za sobą- myślałam że tamte słowa do ciebie dotarły! Dygotałam z zimna, głodu i stresu. -Tak, ale nie chcę walczyć, ani robić problemów. Przyszłam przeprosić za to że nie potrzebnie cię zaatakowałam i byłam nie miła. Po prostu dawno nie spotkałam innego wilka, a z moich doświadczeń najczęściej wynika że jak nie zaatakujesz to zostaniesz ukarany.
-Ukarany? Przez kogo? A w sumie nie ważne. Coś jeszcze chciałaś?- spytała wciąż chłodnym tonem. -Nie...to znaczy... tak...no... - coś we mnie pękło, nie umiałam ułożyć odpowiedniego zdania, a moje oczy stały się blade. Dawno się tak nie czułam- przepraszam! -wykrztusiłam- czy mogłabym dołączyć do twojej watahy? Widać było że wilczyca zauważyła moje błyskawicznie blednące oczy, to pewnie dlatego się tak czułam, bo dawno nie spotkałam innej osoby. Zbyt wielkie emocje.
< Wadero?>
-Bo mnie nie znasz? Bo obcym nie powinno się ufać? Ja też cię nie znam, ale jak widzisz cię nie atakuje, więc czym prędzej opuść teren naszej watahy, bo jak tego nie zrobisz to inczej pogadamy - powiedziała groźnie, a ja nie odzywając się ani słowem zmierzyłam w kierunku lasu. Ostatni raz spojrzałam za siebie, a wadera nie spuszczała ze mnie wzroku. Dopiero, gdy byłam już trochę dalej, wilczyca odeszła, a ja znów wskoczyłam w najbliższe krzaki. - Tak w sumie to niepotrzebnie zaatakowałam. Ta wadera miała racje, a ja się na nią rzuciłam... jestem okropna, ale co mam poradzić. Taki mam charakter. Co ja zrobiłam! Mogłam zyskać watahę! - myślałam - chyba że... chyba że pójdę tam i ją przeproszę. Chociaż wątpię że mi wybaczy to spróbuję. Przynajmniej będzie wiedziała że mi przykro. Chwilę jeszcze posiedziałam, odpoczęłam i ruszyłam truchtem w stronę miejsca, w którym zdażyło się to niezbyt miłe zdarzenie. Gdy dotarłam na miejsce, nigdzie nie mogłam dotrzec czarnej wadery, wytężałam wzrok, ale nigdziej jej nie było. -Znowu tu przylazłaś?- usłyszałam te słowa za sobą- myślałam że tamte słowa do ciebie dotarły! Dygotałam z zimna, głodu i stresu. -Tak, ale nie chcę walczyć, ani robić problemów. Przyszłam przeprosić za to że nie potrzebnie cię zaatakowałam i byłam nie miła. Po prostu dawno nie spotkałam innego wilka, a z moich doświadczeń najczęściej wynika że jak nie zaatakujesz to zostaniesz ukarany.
-Ukarany? Przez kogo? A w sumie nie ważne. Coś jeszcze chciałaś?- spytała wciąż chłodnym tonem. -Nie...to znaczy... tak...no... - coś we mnie pękło, nie umiałam ułożyć odpowiedniego zdania, a moje oczy stały się blade. Dawno się tak nie czułam- przepraszam! -wykrztusiłam- czy mogłabym dołączyć do twojej watahy? Widać było że wilczyca zauważyła moje błyskawicznie blednące oczy, to pewnie dlatego się tak czułam, bo dawno nie spotkałam innej osoby. Zbyt wielkie emocje.
< Wadero?>
Etykiety:
Blanka
piątek, 3 marca 2017
od Shadow cd. Black Mystery
Nie dość że młode dopiero co ukończyły trening to jeszcze narażają watahę! Tego było za wiele ale nie mogłam teraz ich ukarać...
-Porozmawiamy potem-rzuciłam chłodno patrząc im w oczy, skuliły ogony i pochyliły głowy, popatrzyły na siebie zestresowane- idźcie do jaskini.-teraz odwróciłam głowę i popatrzyłam na waderę.
-Coś ciekawego do powiedzenia? -zapytała sarkastycznie, pomimo spokojnego usposobienia czułam wściekłość i chęć zaatakowania jej...-chciałam tylko przejść przez teren ale te młode gówniary...
Warknęłam ostrzegawczo ale ona to zignorowała, czułam jak łapy zapadają mi się w śniegu a białe płatki opadają na plecy.
-Chcesz dołączyć do watahy?-zapytałam siląc się na miły ton, co przy niej nie było proste, grała mi na nerwach, poczułam jakieś dziwne zimno ale zignorowałam je-z Jade i Opal porozmawiam. Reszta taka nie jest.
-Wolę samotność-odparła i chciała odejść... Na to pozwolić nie mogłam... Nie mogłam ustąpić i ukazać jej słabości.
-Samotność mówisz? Nie radziłabym. Teraz jest tu zbyt niebezpiecznie, nawet dla wadery o mocy zimnego ognia!-warknęłam i popatrzyłam jej w oczy, zauważyłam jakąś determinacje i chłód.
-Pokaż mi watahę, ale chcę zobaczyć jak z nimi rozmawiasz.
-Z Jade i Opal?-zapytałam siląc się na uśmiech, pokiwała krótko głową i dała znać bym prowadziła, szłam dosyć spięta czując chłodny wzrok wadery na sobie.
***
Wreszcie dotarłyśmy do jaskini, było już ciemno ponieważ wcześniej musiałam oprowadzić (nie obyło się bez wrednych komentarzy i kilku prawie bójek...) ale wreszcie mogłam usiąść i porozmawiać. Wadera (wciąż nie znałam jej imienia co mnie cholernie wnerwiało...).
-Jade, Opal. Zawiniłyście, nie zawiadomiłyście obrońców o przybyciu -tu wskazałam łbem na wilczycę która podpowiedziała swoje imię.
-Black Mystery.
-Więc Black Mystery mogła nas zamordować i te de i te pe... Równie dobrze mogła przekabacić was na złą stronę i tak dalej -ciągnęłam a waderki kuliły ogony i pochyliły łby- za nie stosowanie się do naszego kodeksu zostajecie zawieszone w obowiązkach watahy. Możecie tylko przebywać w jaskini, nie macie treningów itp. -powiedziałam i wyszłam razem z Black Mystery z jaskini.
-Co sądzisz o watasze i czy dołączasz do niej?-zapytałam a ona tylko warknęła i zaczęła burczeć coś pod nosem. Ale ona mnie teraz wnerwiała!
>Tery? c: <
-Porozmawiamy potem-rzuciłam chłodno patrząc im w oczy, skuliły ogony i pochyliły głowy, popatrzyły na siebie zestresowane- idźcie do jaskini.-teraz odwróciłam głowę i popatrzyłam na waderę.
-Coś ciekawego do powiedzenia? -zapytała sarkastycznie, pomimo spokojnego usposobienia czułam wściekłość i chęć zaatakowania jej...-chciałam tylko przejść przez teren ale te młode gówniary...
Warknęłam ostrzegawczo ale ona to zignorowała, czułam jak łapy zapadają mi się w śniegu a białe płatki opadają na plecy.
-Chcesz dołączyć do watahy?-zapytałam siląc się na miły ton, co przy niej nie było proste, grała mi na nerwach, poczułam jakieś dziwne zimno ale zignorowałam je-z Jade i Opal porozmawiam. Reszta taka nie jest.
-Wolę samotność-odparła i chciała odejść... Na to pozwolić nie mogłam... Nie mogłam ustąpić i ukazać jej słabości.
-Samotność mówisz? Nie radziłabym. Teraz jest tu zbyt niebezpiecznie, nawet dla wadery o mocy zimnego ognia!-warknęłam i popatrzyłam jej w oczy, zauważyłam jakąś determinacje i chłód.
-Pokaż mi watahę, ale chcę zobaczyć jak z nimi rozmawiasz.
-Z Jade i Opal?-zapytałam siląc się na uśmiech, pokiwała krótko głową i dała znać bym prowadziła, szłam dosyć spięta czując chłodny wzrok wadery na sobie.
***
Wreszcie dotarłyśmy do jaskini, było już ciemno ponieważ wcześniej musiałam oprowadzić (nie obyło się bez wrednych komentarzy i kilku prawie bójek...) ale wreszcie mogłam usiąść i porozmawiać. Wadera (wciąż nie znałam jej imienia co mnie cholernie wnerwiało...).
-Jade, Opal. Zawiniłyście, nie zawiadomiłyście obrońców o przybyciu -tu wskazałam łbem na wilczycę która podpowiedziała swoje imię.
-Black Mystery.
-Więc Black Mystery mogła nas zamordować i te de i te pe... Równie dobrze mogła przekabacić was na złą stronę i tak dalej -ciągnęłam a waderki kuliły ogony i pochyliły łby- za nie stosowanie się do naszego kodeksu zostajecie zawieszone w obowiązkach watahy. Możecie tylko przebywać w jaskini, nie macie treningów itp. -powiedziałam i wyszłam razem z Black Mystery z jaskini.
-Co sądzisz o watasze i czy dołączasz do niej?-zapytałam a ona tylko warknęła i zaczęła burczeć coś pod nosem. Ale ona mnie teraz wnerwiała!
>Tery? c: <
Etykiety:
Shadow
od Black Mystery cd. Shadow
Jak codziennie włóczyłam się po lesie. Moje łapy zapadały się w śniegu zmieszanym z blotem, a sierść była cała mokra od padającego śniegu i deszczu. Jaka piękna pogoda.- pomyślałam sarkastycznie i otrzepałam się trochę, ale niewiele to dało. Zignorowałam więc chłód przenikający przez moje ciało i szłam dalej. Niech ta zima się wreszcie skończy...-pomyślałam. W końcu trafiłam na bardziej ubitą ścieżkę. Z ulgą weszłam na nią i przeszłam do lekkiego truchtu, aby po kilku sekundach rozpędzić się i biec jak najszybciej. Zadowolona, że wreszcie mogłam wypędzić owiewające mnie zimno a przy okazji uwolnić przynajmniej część energii, która zebrała się we mnie podczas wolnego marszu. Moja sierść szybko wyschła od pędu zimnego powietrza, a ja pędziłam przed siebie wytężając wszystkie mięśnie. Moje czarne łapy odbijały się od ubitego śniegu, a pazury zostawiały na nim charakterystyczne ślady. Śnieg padał tak mocno, że sierść nie nadążała z wysychaniem i byłam znów cała mokra. Cudownie...
Po kilkunastu minutach postanowiłam zwolnić; teraz już szłam wdychając świeże, ostre zimowe powietrze. Las żył teraz ciszą, a to akurat mi się podobało. Lubiłam być sama; w sumie musiałam lubić, bo co innego mi pozostało... Zerknęłam na niebo- na południu zbierały się chmury dużo ciemniejsze od tych, które teraz spadały w postaci śniegu, słońce zaszło niedawno. Burza śnieżna... to będzie ciężka noc.-pomyślałam. Był zmrok, ale jeszcze dużo widziałam.
Nagle zauważyłam i usłyszałam coś, co sprawiło, że z mojego gardła wydobył się stłumiony warkot. Dwie młode wadery stały kilkanaście metrów ode mnie i zaciekle o czymś rozmawiały; żeby nie powiedzieć-gderały.
-OMG,-powiedziała jedna z nich, o jaskrawo-żółtej sierści i bladych oczach.-słyszałaś o tym, jak ta wadera,wiesz która-druga zawzięcie pokiwała głową.- zabiła własną rodzinę swoją mocą? Po prostu zapaliła się tym niby zimnym ogniem, ale on jest gorący, i cała jaskinia spłonęła!-poczułam, jak sierść jeży mi się na karku a złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem.-Po prostu sobie poszła jak gdyby nigdy nic, a na miejscu na szczęście były wilki z watahy Bloody Eye i próbowali im pomóc... niestety nie udało im się ich uratować, ale no weź! Żeby spalić własną rodzinę? Jeszcze zimnym ogniem?-starałam się panować nad sobą, ale nie udało mi się. Kolejny raz mi się nie udało...
Z mojej sierści uniosła się powoli niebieska poświata, która już po chwili zamieniła się w błękitny płomień. Waderki stanęły jak wryte i patrzyły ogromnymi oczami na otaczający mnie ogień. Byłam wściekła, zacisnęłam mocno powieki aby nie czuć gorąca pochodzącego z mojego żywiołu. Snieg wokół mnie stopił się w błyskawicznym tempie, a ja musiałam coś powiedzieć.
-Naprawdę?-mój głos był zimny jak stal i ironiczny. Cały przesiąknięty złością, która tkwiła we mnie, złością na cały świat za to, co się stało...-Naprawdę myślisz, że WTEDY ONI pomogli?? Naprawdę wierzysz w to, co mówią posrane wilki nie wiedzące, co się stało i słyszące to z pieprzonych plotek?! Naprawdę jesteś aż tępa?-warknęłam, a ogień bijacy ode mnie był tak silny, że przerażone głupoty na czterech łapach cofnęły się o kilka kroków.-Ja akurat wiem i to aż za dobrze.
Nie zauważyłam, że błękitne płomienie dosięgnęły pobliskiego krzaczka, który stanął w ogniu. Wciąż wściekła i rozgoryczona lustrowałam wzrokiem wadery.
Nagle nadbiegła jakaś wadera wyglądająca na ważną, bo młode skierowały wzrok w ziemię i nie odzywały się. Była czarno-szara, a jej błękitne oczy lśniły. Kimkolwiek była, nie obchodziło mnie to.
-Co tu się do jasnej cholery dzieje?!-zapytała świdrując wzrokiem chodzące tępoty. Te nieśmiało (nagle takie kurde niewiniątka... wypatroszę!) spojrzały w moim kierunku, a wadera przeniosła na mnie wzrok.
-Zimny ogień.-szepnęła, po czym już głośniej dodała- Co tu robisz, na terenach watahy? I co tu się dzieje?!-spojrzała na dogasający krzak a potem na mnie.
-Ja? Chodzę sobie, skąd mam wiedzieć, że to wasz teren w tą śnieżycę?-warknęłam zdaje się do Alfy. Wciaż tlił się na mnie płomień.-A to-popatrzyłam na krzak- płonący krzak, nie widać?
-Jestem alfą tej watahy. Chciałabyś do niej... dołączyć?-siliła się na miły ton.
Spojrzałam na nią zaskoczona, bynajmniej nie mile.
-Wolę samotność.-odpowiedziałam chłodno, a wilczyca zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią; chyba zależało jej na moim żywiole.
> Alfo, przybyłam<
>to dobrze c: <
Po kilkunastu minutach postanowiłam zwolnić; teraz już szłam wdychając świeże, ostre zimowe powietrze. Las żył teraz ciszą, a to akurat mi się podobało. Lubiłam być sama; w sumie musiałam lubić, bo co innego mi pozostało... Zerknęłam na niebo- na południu zbierały się chmury dużo ciemniejsze od tych, które teraz spadały w postaci śniegu, słońce zaszło niedawno. Burza śnieżna... to będzie ciężka noc.-pomyślałam. Był zmrok, ale jeszcze dużo widziałam.
Nagle zauważyłam i usłyszałam coś, co sprawiło, że z mojego gardła wydobył się stłumiony warkot. Dwie młode wadery stały kilkanaście metrów ode mnie i zaciekle o czymś rozmawiały; żeby nie powiedzieć-gderały.
-OMG,-powiedziała jedna z nich, o jaskrawo-żółtej sierści i bladych oczach.-słyszałaś o tym, jak ta wadera,wiesz która-druga zawzięcie pokiwała głową.- zabiła własną rodzinę swoją mocą? Po prostu zapaliła się tym niby zimnym ogniem, ale on jest gorący, i cała jaskinia spłonęła!-poczułam, jak sierść jeży mi się na karku a złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem.-Po prostu sobie poszła jak gdyby nigdy nic, a na miejscu na szczęście były wilki z watahy Bloody Eye i próbowali im pomóc... niestety nie udało im się ich uratować, ale no weź! Żeby spalić własną rodzinę? Jeszcze zimnym ogniem?-starałam się panować nad sobą, ale nie udało mi się. Kolejny raz mi się nie udało...
Z mojej sierści uniosła się powoli niebieska poświata, która już po chwili zamieniła się w błękitny płomień. Waderki stanęły jak wryte i patrzyły ogromnymi oczami na otaczający mnie ogień. Byłam wściekła, zacisnęłam mocno powieki aby nie czuć gorąca pochodzącego z mojego żywiołu. Snieg wokół mnie stopił się w błyskawicznym tempie, a ja musiałam coś powiedzieć.
-Naprawdę?-mój głos był zimny jak stal i ironiczny. Cały przesiąknięty złością, która tkwiła we mnie, złością na cały świat za to, co się stało...-Naprawdę myślisz, że WTEDY ONI pomogli?? Naprawdę wierzysz w to, co mówią posrane wilki nie wiedzące, co się stało i słyszące to z pieprzonych plotek?! Naprawdę jesteś aż tępa?-warknęłam, a ogień bijacy ode mnie był tak silny, że przerażone głupoty na czterech łapach cofnęły się o kilka kroków.-Ja akurat wiem i to aż za dobrze.
Nie zauważyłam, że błękitne płomienie dosięgnęły pobliskiego krzaczka, który stanął w ogniu. Wciąż wściekła i rozgoryczona lustrowałam wzrokiem wadery.
Nagle nadbiegła jakaś wadera wyglądająca na ważną, bo młode skierowały wzrok w ziemię i nie odzywały się. Była czarno-szara, a jej błękitne oczy lśniły. Kimkolwiek była, nie obchodziło mnie to.
-Co tu się do jasnej cholery dzieje?!-zapytała świdrując wzrokiem chodzące tępoty. Te nieśmiało (nagle takie kurde niewiniątka... wypatroszę!) spojrzały w moim kierunku, a wadera przeniosła na mnie wzrok.
-Zimny ogień.-szepnęła, po czym już głośniej dodała- Co tu robisz, na terenach watahy? I co tu się dzieje?!-spojrzała na dogasający krzak a potem na mnie.
-Ja? Chodzę sobie, skąd mam wiedzieć, że to wasz teren w tą śnieżycę?-warknęłam zdaje się do Alfy. Wciaż tlił się na mnie płomień.-A to-popatrzyłam na krzak- płonący krzak, nie widać?
-Jestem alfą tej watahy. Chciałabyś do niej... dołączyć?-siliła się na miły ton.
Spojrzałam na nią zaskoczona, bynajmniej nie mile.
-Wolę samotność.-odpowiedziałam chłodno, a wilczyca zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią; chyba zależało jej na moim żywiole.
> Alfo, przybyłam<
>to dobrze c: <
Etykiety:
Black Mystery
czwartek, 2 marca 2017
od Shadow cd. Vico
Posmutniałam na wspomnienie Gwiazdy.
-Ten wilk z którym rozmawiałam, dokładnie szara wilczyca do Gwiazda, nasza była uzdrowicielka. Teraz umarła a jej duszę zabrał Mharu, czyli naszego Starożytnego Wilka Śmierci. To jego żywioł. Saol jest waderą Twórczynią. To ona nas stworzyła i to ona związała się z Mharu poczynając Ghamis'a i Vivo...-powiedziałam i uśmiechnęłam się-chodź Saol chciała z nami porozmawiać. Mianuję Cię medykiem.
Ruszyliśmy powoli w stronę jaskini Saol, Vico uśmiechał się, najwidoczniej zadowolony ale ja milczałam i szłam smętnie w stronę ich "mieszkania". Nie trzeba było szukać długo by ujrzeć zieloną jaskinię porośniętą wszelką roślinnością w otoczeniu drzew i pięknego jeziorka, gdzie zastaliśmy Saol.
-Witaj!-usłyszałam spokojny głos wadery, która uśmiechała się do nas przyjaźnie, poczułam przyjemne ciepło na wspomnienie mojego "treningu" z nią-Shadow, możesz iść do Srebrnej, chciała dowiedzieć się co u Gwiazdy, musze porozmawiać z Vico na osobności.-wskazała łbem na białej waderki która podskakiwała na mój widok a ja uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie naszej byłej uzdrowicielki. Opowiadałam jej długo, ponad 3 godziny, zaczynało się robić ciemno więc pożegnałam się z nią i wyszłam.
-Vico! I jak było?-zapytałam z uśmiechem.
>Vi? nie miałam pomysłu xD<
-Ten wilk z którym rozmawiałam, dokładnie szara wilczyca do Gwiazda, nasza była uzdrowicielka. Teraz umarła a jej duszę zabrał Mharu, czyli naszego Starożytnego Wilka Śmierci. To jego żywioł. Saol jest waderą Twórczynią. To ona nas stworzyła i to ona związała się z Mharu poczynając Ghamis'a i Vivo...-powiedziałam i uśmiechnęłam się-chodź Saol chciała z nami porozmawiać. Mianuję Cię medykiem.
Ruszyliśmy powoli w stronę jaskini Saol, Vico uśmiechał się, najwidoczniej zadowolony ale ja milczałam i szłam smętnie w stronę ich "mieszkania". Nie trzeba było szukać długo by ujrzeć zieloną jaskinię porośniętą wszelką roślinnością w otoczeniu drzew i pięknego jeziorka, gdzie zastaliśmy Saol.
-Witaj!-usłyszałam spokojny głos wadery, która uśmiechała się do nas przyjaźnie, poczułam przyjemne ciepło na wspomnienie mojego "treningu" z nią-Shadow, możesz iść do Srebrnej, chciała dowiedzieć się co u Gwiazdy, musze porozmawiać z Vico na osobności.-wskazała łbem na białej waderki która podskakiwała na mój widok a ja uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie naszej byłej uzdrowicielki. Opowiadałam jej długo, ponad 3 godziny, zaczynało się robić ciemno więc pożegnałam się z nią i wyszłam.
-Vico! I jak było?-zapytałam z uśmiechem.
>Vi? nie miałam pomysłu xD<
Etykiety:
Shadow
Subskrybuj:
Posty (Atom)