Bawiłem się właśnie z Isabelle która bardzo mnie lubiła (z wzajemnością), uśmiechnęła się do mnie a w jej fioletowych oczach błysnęły iskierki radości.
-Patrzcie! Szarak niedojda o patykowatej łapie!-usłyszałem prześmiewcze krzyki starszych adeptów, zrobiło mi się smutno na wspomnienie feralnego polowania. Poczułem nagły chłód ale wiatru nie było... Belle popatrzyła na moją łapę, wciąż usztywnioną kijkiem, współczucie w jej oczach dodało mi otuchy ale wciąż w głowie dźwięczały mi ich słowa...
-Drako! Nie możesz tak mówić o Szarym! Wiesz że on ma uczucia?!- towarzysząca mi waderka stanęła w mojej obronie! Byłem pełen podziwu do niej bo Drako był gotowy ją zaatakować, warknął ostrzegawczo.
-A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę?-warknął-nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!- i machnął mi swoim czarnym ogonem przed pyszczkiem, zakręciło mi się w nosie i omal nie kichnąłem. Isabelle podeszła do mnie zasmucona a jej fioletowe oczęta były zasnute łezkami...
-Przepraszam Szaraczku... starałam się-powiedziała smutno, mi też towarzyszyło to uczucie ale nie okazałem tego tylko się uśmiechnąłem.
-Spokojnie, nic się nie stało...-odparłem i odszedłem w stronę jaskini.
***
Położyłem głowę na łapach i trzymałem tylną łapkę w górę, było mi przykro...
A ty szara kulko pecha masz dziewczynę czy obrońcę? Nigdy nie zostaniesz uczniem ani wojownikiem!
W głębi serca czułem że przegrałem... Że nie zostanę wojownikiem czy uczniem, po prostu będę kolejnym balastem. Poczułem gorące łzy płynące mi po pyszczku, wiedziałem że tak będzie. Płakałem dobrą chwilę... Wreszcie wstałem z trudem i zacząłem chodzić a raczej kuśtykać.
-Zdejmiemy na chwilę opatrunek-usłyszałem głos jednego z uczniów medyka. Jak rzekł, tak zrobił. Postawiłem normalnie łapę ale przeszył ją niewiarygodny ból, upadłem na plecy, powstrzymywałem łzy. Wreszcie wstałem i podszedłem do wilka, uśmiechał się pogodnie.
-Idzie Ci coraz lepiej!-poczułem się lepiej. Po długim i bolesnym "treningu" wreszcie poszedłem spać... Obudziło mnie szuranie łapami po podłożu.. Rozchyliłem powieki i moim oczom ukazał się basior, albo wadera? Nie rozpoznawałem... Momentalnie spiąłem się i spróbowałem wstać, przysporzyło mi to dużo trudu... Wreszcie udało mi się stanąć na czterech łapach.
>Ktosiu?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz