czwartek, 23 marca 2017

od Wavantosa cd. Szaraczek/Shadow

To nie był dobry dzień. Próbowałem lecieć, by mieć lepszy widok na obce terytorium, jednak porywisty wiatr uderzył mi w grzbiet i zepchnął niżej, w las. Usiłowałem poderwać się wyżej, lecz jedno ze skrzydeł uderzyło w konar, potem drugie. Wkrótce cały wpadłem w korony drzew, ostatecznie awaryjnie lądując na ziemi. Cały obolały pozbierałem się na łapy i przestąpiłem parę kroków, by upewnić się, że są w porządku. Cóż, wygląda na to, że poza paroma siniakami i zwichniętym skrzydłem nic mi nie dolegało. Wzdychając z irytacją pod czarnym, wilgotnym nosem, ruszyłem pieszo w nieznane, szczerze zmartwiony, że jedno z moich skrzydeł nie jest sprawne. Próbowałem złożyć je i przytulić do boku, niestety na nic się to nie zdało, toteż bezwiednie ciągnęło się za mną po ziemi, robiąc niepotrzebny hałas pod postacią szurania o piach.
Niedługo potem złapałem trop, wilczy trop. Powinienem go ominąć, ale coś mówiło mi, by spróbować odszukać właścicieli zapachu. Zawiodłem się, gdy na swojej drodze napotkałem szczeniaka, jak się okazuje, również niespełna sił. Byłem od niego dużo większy, więc postarałem się o drobny uśmiech. Nie chciałem wyrządzić mu krzywdy, dlaczego miałbym? Nawet gdybym jakimś cudem polował na swoich, tym drobnym ciałkiem na pewno bym się nie najadł.
– Co robisz tu sam? Gdzie Twoja matka? – wychrypiałem więc łagodnie wibrującym basem, zniżając wielki, czarny łeb do jego poziomu.

< Szaraczek? Shadow?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz