Jak codziennie włóczyłam się po lesie. Moje łapy zapadały się w śniegu zmieszanym z blotem, a sierść była cała mokra od padającego śniegu i deszczu. Jaka piękna pogoda.- pomyślałam sarkastycznie i otrzepałam się trochę, ale niewiele to dało. Zignorowałam więc chłód przenikający przez moje ciało i szłam dalej. Niech ta zima się wreszcie skończy...-pomyślałam. W końcu trafiłam na bardziej ubitą ścieżkę. Z ulgą weszłam na nią i przeszłam do lekkiego truchtu, aby po kilku sekundach rozpędzić się i biec jak najszybciej. Zadowolona, że wreszcie mogłam wypędzić owiewające mnie zimno a przy okazji uwolnić przynajmniej część energii, która zebrała się we mnie podczas wolnego marszu. Moja sierść szybko wyschła od pędu zimnego powietrza, a ja pędziłam przed siebie wytężając wszystkie mięśnie. Moje czarne łapy odbijały się od ubitego śniegu, a pazury zostawiały na nim charakterystyczne ślady. Śnieg padał tak mocno, że sierść nie nadążała z wysychaniem i byłam znów cała mokra. Cudownie...
Po kilkunastu minutach postanowiłam zwolnić; teraz już szłam wdychając świeże, ostre zimowe powietrze. Las żył teraz ciszą, a to akurat mi się podobało. Lubiłam być sama; w sumie musiałam lubić, bo co innego mi pozostało... Zerknęłam na niebo- na południu zbierały się chmury dużo ciemniejsze od tych, które teraz spadały w postaci śniegu, słońce zaszło niedawno. Burza śnieżna... to będzie ciężka noc.-pomyślałam. Był zmrok, ale jeszcze dużo widziałam.
Nagle zauważyłam i usłyszałam coś, co sprawiło, że z mojego gardła wydobył się stłumiony warkot. Dwie młode wadery stały kilkanaście metrów ode mnie i zaciekle o czymś rozmawiały; żeby nie powiedzieć-gderały.
-OMG,-powiedziała jedna z nich, o jaskrawo-żółtej sierści i bladych oczach.-słyszałaś o tym, jak ta wadera,wiesz która-druga zawzięcie pokiwała głową.- zabiła własną rodzinę swoją mocą? Po prostu zapaliła się tym niby zimnym ogniem, ale on jest gorący, i cała jaskinia spłonęła!-poczułam, jak sierść jeży mi się na karku a złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem.-Po prostu sobie poszła jak gdyby nigdy nic, a na miejscu na szczęście były wilki z watahy Bloody Eye i próbowali im pomóc... niestety nie udało im się ich uratować, ale no weź! Żeby spalić własną rodzinę? Jeszcze zimnym ogniem?-starałam się panować nad sobą, ale nie udało mi się. Kolejny raz mi się nie udało...
Z mojej sierści uniosła się powoli niebieska poświata, która już po chwili zamieniła się w błękitny płomień. Waderki stanęły jak wryte i patrzyły ogromnymi oczami na otaczający mnie ogień. Byłam wściekła, zacisnęłam mocno powieki aby nie czuć gorąca pochodzącego z mojego żywiołu. Snieg wokół mnie stopił się w błyskawicznym tempie, a ja musiałam coś powiedzieć.
-Naprawdę?-mój głos był zimny jak stal i ironiczny. Cały przesiąknięty złością, która tkwiła we mnie, złością na cały świat za to, co się stało...-Naprawdę myślisz, że WTEDY ONI pomogli?? Naprawdę wierzysz w to, co mówią posrane wilki nie wiedzące, co się stało i słyszące to z pieprzonych plotek?! Naprawdę jesteś aż tępa?-warknęłam, a ogień bijacy ode mnie był tak silny, że przerażone głupoty na czterech łapach cofnęły się o kilka kroków.-Ja akurat wiem i to aż za dobrze.
Nie zauważyłam, że błękitne płomienie dosięgnęły pobliskiego krzaczka, który stanął w ogniu. Wciąż wściekła i rozgoryczona lustrowałam wzrokiem wadery.
Nagle nadbiegła jakaś wadera wyglądająca na ważną, bo młode skierowały wzrok w ziemię i nie odzywały się. Była czarno-szara, a jej błękitne oczy lśniły. Kimkolwiek była, nie obchodziło mnie to.
-Co tu się do jasnej cholery dzieje?!-zapytała świdrując wzrokiem chodzące tępoty. Te nieśmiało (nagle takie kurde niewiniątka... wypatroszę!) spojrzały w moim kierunku, a wadera przeniosła na mnie wzrok.
-Zimny ogień.-szepnęła, po czym już głośniej dodała- Co tu robisz, na terenach watahy? I co tu się dzieje?!-spojrzała na dogasający krzak a potem na mnie.
-Ja? Chodzę sobie, skąd mam wiedzieć, że to wasz teren w tą śnieżycę?-warknęłam zdaje się do Alfy. Wciaż tlił się na mnie płomień.-A to-popatrzyłam na krzak- płonący krzak, nie widać?
-Jestem alfą tej watahy. Chciałabyś do niej... dołączyć?-siliła się na miły ton.
Spojrzałam na nią zaskoczona, bynajmniej nie mile.
-Wolę samotność.-odpowiedziałam chłodno, a wilczyca zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią; chyba zależało jej na moim żywiole.
> Alfo, przybyłam<
>to dobrze c: <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz