-Chodź, pokażę Ci miejsce, w którym będziesz opatrywał inne wilki.-powiedziałam trochę przygnębiona ale starałam się nie okazywać tego tak bardzo.. Powoli docieraliśmy do jego "jaskini" (o ile można nazwać to jaskinią...). Oprowadzałam go i tłumaczyłam po trochu, wiedziałam że Starożytna wytłumaczyła mu to lepiej. Zajrzałam jeszcze w jedno miejsce gdzie Gwiazda trzymała zioła lecznicze, chwyciłam woreczek w zęby i położyłam ostrożnie pod nogi Vico.
-Wiesz co to jest?-zapytałam i czekałam na odpowiedź.
-Zioła. Mandragora i... wilcze jagody-odparł a ja pokiwałam głową z zadowoleniem, dawał radę.
Wróciłam do siebie w nadziei na chwilę spokoju ale jak to bywa nie udało się, usłyszałam krzyk jednego z naszych zwiadowców, poderwałam się do góry i zaczęłam biec spanikowana w stronę głosu. Zauważyłam że Vico też dobiegł... chyba spodziewał się że będzie potrzebny. Quantino był brązowym, nakrapianym wilkiem którego trudno było pokonać a teraz leżał na leśnym poszyciu w kałuży własnej krwi..
-Co się stało?!-wrzasnęłam przerażona, Vico był poważny, też starałam się zachować twarz ale widok Quantiego był nie do wytrzymania.
-Shaka...Shakamure-wysapał i stracił przytomność...
-Vico zrobisz coś? BŁAGAM!-krzyknęłam i patrzyłam co zrobi Vico...
>Vico? c: <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz